czwartek, 31 stycznia 2013

Stosik styczniowy

Powoli odżywam, jeśli chodzi o oderwanie się od nawału związanego z sesją i innymi obowiązkami studenckimi. Przede mną tylko jeden egzamin (o ile dwa wcześniejsze zaliczyłam - czekam na wyniki w niemałym strachu), no i oczywiście pisanie pracy magisterskiej, co oficjalnie rozpoczęłam w dniu wczorajszym ;). Czasu na czytanie książek pozapedagogicznych zatem coraz więcej, co bardzo mnie cieszy :). A poniżej stosik - skromny, ale za to budzący zainteresowanie:
Od dołu:
- "Nauczycielka z Villette" - Ingrid Hedström - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Czarna Owca;
- "Zamiast ciebie" - Sofie Sarenbrant - jak wyżej;
- "Błękitny dym" - Nora Roberts - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Świat Książki;
- "Kto wiatr sieje" - Virginia C. Andrews - jak wyżej.

Wszystkich tych książek jest bardzo ciekawa. "Nauczycielka z Villette" to zupełna nowość, biorąc szczególnie pod uwagę jej autorkę. "Zamiast ciebie" to kontynuacja niezbyt udanej (jak dla mnie) powieści "36. tydzień", o której pisałam niedawno; mam więc nadzieję, że ta część okaże się być lepsza. "Błękitny dym" będzie moim dopiero drugim spotkaniem z twórczością Nory Roberts, a jeśli chodzi o utwór "Kto wiatr sieje", intryguje, oj, intryguje, tym bardziej, że jestem na bieżąco z sagą o Dollangangerach - chyba sięgnę po niego w pierwszej kolejności ;). Jak tylko uporam się z wymaganą przez promotora częścią pracy magisterskiej, sobotnim seminarium i lekturą książki "P.S. Kocham Cię".

Podsumowanie styczniowej i zapowiedź lutowej edycji Wyzwania Rocznikowego

Witajcie w to dość ciepłe, jak na styczeń, popołudnie!
Zgodnie z zasadami, spieszę podsumować czwartą - styczniową - edycję zaproponowanego przeze mnie Wyzwania Rocznikowego (WR), którego zasady można znaleźć TUTAJ.
W styczniowej edycji WR osoby, które wyraziły chęć udziału w zabawie, miały za zadanie sięgnąć po choć jedną książkę, której pierwsze wydanie miało miejsce w roku... 1972. Przebieg losowania rocznika zamieściłam TUTAJ.
Tym razem w zabawie wzięła dwie osoby - nie jest to jakiś rewelacyjny wynik, ale zawsze cieszy :).
Statystyki mówią zatem:
1) Liczba osób, które wzięły udział w styczniowej edycji WR - 2:
Dzosefinn;
tajus.
2) Liczba przeczytanych książek w styczniowej edycji WR - 2:

Z racji tego, iż roczniki 1988, 1983, 1980 i 1972 nie mogą być brane pod uwagę przez kolejny rok trwania WR (jeśli WR faktycznie utrzyma się przez tyle czasu), a w zanadrzu mam jeszcze dwa roczniki, mogłam przeprowadzić minilosowanie na miesiąc luty. Rocznikom przypisałam odpowiednio cyfry:
1 - 1982
2 - 1991
i pewna przydatna stronka zarządziła, iż:
zatem wylosowany rok to...
1982
Zgodnie z zasadami WR, w czasie od 1 do 27 lutego każdy uczestnik poszukuje książki lub książek wydanych po raz pierwszy na świecie lub w Polsce w roku 1982. Ów rok to rok powstania książki i to się liczy, nieważne więc, po które wydanie sięgniecie Wy (dla przykładu: "Jutro" Johna Marsdena - oryginał - 1993r. / Polska - 2011r.) :). Wybraną książkę (lub książki) należy przeczytać, zopiniować/zrecenzować, a następnie linka do opinii/recenzji podać w komentarzu pod TYM postem. Podsumowanie miesiąca nastąpi 28 lutego, kiedy to jednocześnie wylosuję rok na kolejny miesiąc.
Chęć udziału w WR należy zgłaszać w komentarzu TUTAJ, podając swój rok urodzenia. Mile widziane "rozpowszechnianie" WR - im więcej uczestników, tym lepiej!
Życzę Wam powodzenia i przyjemnej lektury! :)

"Rok interny" - Robin Cook

Tytuł oryginału: "The Year of the Intern".
Tłumacz: Marian Baranowski.
Wydawnictwo: Rebis, 1999.
Liczba stron: 244.
Rozpoczęcie lektury: 19.01.2013.
Zakończenie lektury: 22.01.2013.
Moja ocena: 6/10.

Robin Cook jest uważany za mistrza thrillera medycznego. Nic dziwnego - jego dorobek literacki obejmuje około trzydzieści powieści tego gatunku. Z wykształcenia jest lekarzem medycyny i swoją wiedzę w tym zakresie zręcznie wykorzystuje podczas pisania książek. Porusza w nich problemy nieprawidłowych działań lekarzy czy naukowców, przeprowadzania niebezpiecznych eksperymentów, zabiegów i operacji. Autor często czerpie inspirację z realnego świata. Kilka jego powieści doczekało się ekranizacji, wśród nich "Coma", "Sfinks" i "Inwazja".

"Rok interny" to pierwsza, powstała w 1972 roku, powieść tego pisarza. Z jej wstępu, w ramach małej ciekawostki, można dowiedzieć się, że została napisana pod powierzchnią Oceanu Spokojnego, gdy autor przebywał na pokładzie okrętu podwodnego klasy Polaris, USS "Kamehameha". Co, którzy sięgając po ten utwór, liczą na pełen trupów i kryminalnej akcji thriller, mogą się rozczarować, bo "Rok interny" różni się od pozostałych książek Cooka - jest ona oparta na faktach, a ściślej rzecz biorąc, na doświadczeniach samego pisarza z czasów, gdy przechodził on niezwykle trudny etap stawiania się najprawdziwszym lekarzem. To, że ta powieść jest inna, wcale nie znaczy jednak, że jest dużo gorsza - grozy bowiem w niej niemało. Lekarz - zawód jak każdy inny. Ale czy aby na pewno? Nie dajmy się zwieść pozorom - idealnym obrazom szpitali rodem z sympatycznych seriali czy filmów. Rzeczywistość bywa dużo bardziej zaskakująca i... okrutna.

Główny bohater, doktor Peters, pod którym kryje się osoba Cooka, od dwóch tygodni pełni funkcje stażysty w hawajskim szpitalu. Na oddziale interny, ale nie tylko, ma do czynienia z przechodzącymi ludzkie pojęcie, okropnymi realiami życia szpitalnego, poznaje coraz to nowych pacjentów, przypadki dolegliwości i chorób, o których wcześniej miał tylko znikome, teoretyczne pojęcie, uczy się najbardziej podstawowych zabiegów chirurgicznych, obcuje ze śmiercią, która z każdym kolejnym dniem odciska piętno na jego psychice i sprawia, że zadaje on sobie pytanie, czy kilka lat wcześniej zdecydował się podjąć właściwe studia. Czytelnik ma okazję zaznajomić się z wędrówką doktora Petersa przez cały rok stażu. Wędrówkę mozolną, ale jednocześnie przerażającą i fascynującą na przemian, niepozbawioną zarówno przykrych, jak i zabawnych sytuacji.

Cook pisze niezwykle lekko - nic dziwnego, w końcu medycyna to jego dziedzina - i nie oszczędza na humorystycznych wstawkach i dowcipach. Fabuła przypomina trochę reportaż, składa się bowiem z wielu rozmaitych wspomnień pisarza, i podzielona jest na trzy części - pierwsza z nich opowiada o pracy doktora Petersa na oddziale chirurgii ogólnej, druga na oddziale nagłych wypadków i trzecia znów na chirurgii ogólnej, tym razem podczas programu szkoleniowego. Książkę czyta się dość przyjemnie i płynnie, ale gdyby nie wysyp terminów medycznych, których tłumaczeń musiałabym szukać w odpowiednich encyklopediach czy słownikach, jej lektura byłaby przyjemniejsza i bardziej przejrzysta.

Medycyna to nauka, która swoją potęgą i siłą wpływu na człowieka zaskakiwała mnie i będzie zaskakiwać zawsze, ale jednocześnie nigdy nie czułam, że kiedykolwiek stanie się tak mi bliska, by w jakimś stopniu się nią zainteresować. Nie. To kompletnie nie moja bajka. Nie na moją wrażliwość i moje nerwy. Od czasu do czasu lubię jednak zagłębić się w jakimś filmie czy utworze pisanym traktującym o tej tematyce. Ale tylko w celach rozrywkowych. "Rok interny" tę rozrywkę mi zapewnił, ale oprócz tego zaskoczył mnie i wstrząsnął mną do głębi niejednokrotnie. Doktor Peters przecież na mych oczach uczył się tego i owego metodą prób i błędów, obcował z chorobami, tragicznymi wypadkami i śmiercią, a ich  opisy przyprawiały mnie czasami o mdłości. Na domiar złego ten człowiek rzadko kiedy miał okazję znaleźć trochę czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Bywało, że był na nogach ponad dobę, podejmując się jeszcze w międzyczasie jakiegoś poważnego zabiegu chirurgicznego. Bywało, że spał kilkanaście minut, może godzinę, kiedy telefon ponownie wezwał go do szpitala. Mój podziw dla tego bohatera, a tym samym dla Cooka, nie mieścił się w żadnej skali. To, czego doświadczał, czego dokonywał doktor Peters w trakcie odbywania stażu, nie da się opisać w kilku zdaniach - o tym trzeba po prostu przeczytać.

Cieszę się, że udało mi się poznać Robina Cooka od nieco innej, bardziej realistycznej, strony. Szczerość i brutalność "Roku interny" może trochę przerazić i zniechęcić osoby wiążące swe nadzieje, swą przyszłość z medycyną, ale ponadto lektura tego utworu jest w stanie zapewnić odbiorcy niecodzienną rozrywkę obfitującą w warte uwagi, często wręcz niewiarygodne przygody z lekarskiego światka. Na nudę narzekać nie można - w powieści non stop coś się dzieje. Tak jak główny bohater nie ma ani chwili wytchnienia, przemierzając w pośpiechu bezkresne szpitalne korytarze w celu niesienia pomocy pacjentom, tak czytelnik nie może się oprzeć dotrzymywaniu mu kroku i towarzyszenia mu na salach operacyjnych, by trzymać za niego kciuki. Interesująca książka. Jestem ciekawa, jak bardzo pomyślnie rozwijała się dalsza kariera medyczna Cooka. Pod tym względem szkoda, że nie napisał więcej utworów zahaczających o jego biografię. Pozostaje mi zatem cieszyć się jego pozostałą twórczością, która przecież jest świetna.

Książka przeczytana w ramach styczniowej edycji Wyzwania Rocznikowego.

wtorek, 29 stycznia 2013

"36. tydzień" - Sofie Sarenbrant

Tytuł oryginału: "Vecka 36".
Tłumacz: Teresa Jaśkowska.
Wydawnictwo: Czarna Owca, 2012.
Liczba stron: 296.
Rozpoczęcie lektury: 17.01.2013.
Zakończenie lektury: 17.01.2013.
Moja ocena: 4/10.

Anna Brita "Sofie" Sarenbrant to szwedzka pisarka, dziennikarka, blogerka i fotograf. Pisała felietony dla magazynu "Amelia". W 2010 roku zadebiutowała thrillerem "36. tydzień", który szybko zdobył popularność w wielu krajach europejskich. Powieść ta otwiera cykl, którego akcja toczy się w nadmorskiej miejscowości Brantevik. Jak dotąd, w Polsce ukazały się dwa kryminały tej autorki, a ona sama aktualnie pracuje nad czwartym.

Do tej pory Czarna Seria kojarzyła mi się bardzo pozytywnie, ale "36. tydzień" sprawił, że moja opinia na jej temat została nieco zachwiana. Nie zgodzę się z opisem książki informującym, że jest to przerażający thriller. Bo mnie on nie przeraził. Ani nie zaskoczył czymś nowym. Pomysł na jego fabułę powstał, jak sama pisarka twierdzi, kiedy ona sama była w ciąży i pragnęła, aby z jej dzieckiem wszystko było w jak najlepszym porządku. Trzeba przyznać, że wyobraźnia Sarenbrant w błogosławionym stanie podsuwała jej naprawdę szalone koncepcje. Ale czy sama wyobraźnia wystarczy, by powieść była dobra? Niestety nie.

Brantevik, mała wioska rybacka. Dwa zaprzyjaźnione małżeństwa spędzają razem urlop. Johanna i Agnes, wieloletnie przyjaciółki, spodziewają się dzieci - Johanna pierwszego, a Agnes drugiego. Dla Agnes ciąża to okres pełen niepokoju, stresu i sprzeczek z mężem. Ich kłótnie stają się coraz bardziej wyraziste. Aby rozładować ciągle napiętą atmosferę, cała czwórka wybiera się pewnego wieczoru do miejscowego pubu na karaoke. Nie jest to jednak udany wypad. Mąż Agnes upija się, a ona sama postanawia wrócić do pensjonatu wypoczynkowego. Nazajutrz rano okazuje się, że kobieta zniknęła. Jej zaginięciem zaczynają interesować się media oraz policja, wysuwając swoje pierwsze podejrzenia w kierunku Tobbego, męża Agnes. Czy to on z jakiegoś powodu porwał własną żonę? A może Agnes uciekła od rodziny, mając dość nieprzyjemnej atmosfery w niej panującej? Sprawa nabiera tempa, gdy wkrótce zostaje znalezione ciało niezidentyfikowanej kobiety...

Zacznę może od tego, że na pierwszy rzut oka widać, iż "36. tydzień" to debiut literacki Sarenbrant. Wystarczy spojrzeć na język, jakim się ona posługuje - prosty, wręcz banalny i chaotyczny. W tekście występuje dużo powtórzeń, co jest zupełnie niepotrzebne. Wszystko dzieje się bardzo szybko, bo autorka nie potrafi zainteresować czytelnika żadnymi wątkami pobocznymi, nawet o tym głównym - zniknięciu Agnes - pisze krótko, niedokładnie, stwierdzając po prostu suche fakty. Odbiorca otrzymuje zaledwie strzępy informacji na określone tematy, na dodatek może łatwo się pogubić w bałaganie dotyczącym technicznej strony utworu. Zdania budowane są w sposób mało przemyślany, jakby w roztargnieniu; w jednej chwili ktoś rozmyśla o śledztwie, a w drugiej można się już dowiedzieć, co bohaterowie jedzą na obiad. Bardzo często następuje też zbyt nagła zmiana osoby, której poświęcone są myśli i dialogi, przez co naprawdę można nieźle się w tym wszystkim zaplątać.

Kolejna sprawa to sama fabuła książki. Uważam, że pisarka nie popisała się olbrzymią kreatywnością, choć mogła to uczynić, bo pomysł miała jako tako ciekawy. Z motywem porwania kobiety ciężarnej spotkałam się jednak już wcześniej kilkakrotnie. Wprawdzie nie w literaturze, ale w filmie. W tej chwili na myśli przychodzi mi "Płacz w ciemności", mało znany film, do którego jednak "36. tydzień" wydaje mi się bardzo podobny. Co wręcz razi w oczy, to perfidne zbiegi okoliczności pojawiające się w powieści. Nie mogę się powstrzymać, aby nie przytoczyć dwóch z nich, po lekturze których miałam ochotę roześmiać się w głos. A mianowicie - pierwszy to moment, w którym pewna staruszka słyszy dziwnie podejrzany pisk opon pod oknem własnego domu, po czym wygląda przez okno i zapisuje numer rejestracyjny tego tajemniczego auta - ot, tak, na wszelki wypadek, a co tam! Oczywiście, jak można się domyślić, postąpiła bardzo rozważnie! Drugi zbieg okoliczności natomiast to niezwykle szczęśliwe poślizgnięcie się Johanny i jej upadek akurat na kawałek materiału z sukienki zaginionej Agnes. Brzmi trochę tandetnie, nieprawdaż?

Z pozytywnych elementów thrillera Sarenbrant wymieniłabym kreacje kilku bohaterów - czy to policjanta prowadzącego dochodzenie, czy Johannę i jej męża, fakt, że książka na swój pokręcony sposób nie pozwala na oderwanie się od niej, a także w miarę możliwe zakończenie, w dodatku otwarte, które kusi, aby sięgnąć po kontynuację historii Agnes i jej przyjaciół.

Nie da się przejść obok "36. tygodnia" zupełnie obojętnie - zahacza on przecież o dość poruszający temat związany z okrucieństwem względem ciężarnych kobiet i ich rodzin, a więc wywołuje przykre emocje niedowierzania i złości. Spodziewałam się po nim jednak czegoś więcej, czegoś szokującego i wstrząsającego, jak na prawdziwy thriller przystało. Sofie Sarenbrant już jest porównywana do słynnej Camilli Läckberg, ale póki co, mogę tylko stwierdzić, że do poziomu tej drugiej pisarki jest jej jeszcze bardzo, bardzo daleko. Na półce czeka na mnie druga część niefortunnych przygód z Branteviku i bardziej jestem ciekawa tego, czy autorka poprawiła swój styl aniżeli samej treści utworu. Oby tylko nie było pod tym względem gorzej.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

"Anioły śniegu" - James Thompson

Tytuł oryginału: "Snow Angels".
Tłumacz: Maciej Nowak-Kreyer.
Wydawnictwo: Amber, 2012.
Liczba stron: 336.
Rozpoczęcie lektury: 13.01.2013.
Zakończenie lektury: 14.01.2013.
Moja ocena: 7/10.

James Thompson to amerykański pisarz i recenzent "The New York Journal of Books", który od kilkunastu lat mieszka w Finlandii z żoną Finką. Posiada tytuł magistra filologii angielskiej, który zdobył na uniwersytecie w Helsinkach. Studiował również filologię fińską. Niegdyś pracował jako barman, ochroniarz, robotnik budowlany, fotograf, sprzedawca numizmatów i żołnierz. Dziś jest znanym twórcą kryminałów skandynawskich, których serię rozpoczęły w 2010 roku "Anioły śniegu". Wszystko wskazuje na to, że cała trylogia z Karim Vaarą w roli głównej doczeka się niebawem ekranizacji - prace nad filmem już trwają, a Thompson jest współscenarzystą.

Tuż przed sięgnięciem po "Jezioro krwi i łez" tego autora dowiedziałam się, że jest to kontynuacja losów detektywa Vaary, który po raz pierwszy swoją kryminalną przygodę zaliczył w "Aniołach śniegu". Z racji tego, iż lubię zachowywać kolejność, jeśli chodzi o czytanie serii powieści, zdecydowałam się najpierw na lekturę pierwszej części. I dobrze zrobiłam - ale o tym napiszę nieco więcej, gdy przystąpię do recenzowania "Jeziora krwi i łez", które również mam już za sobą. "Anioły śniegu" to thriller typowo skandynawski, choć jego twórca jest z pochodzenia Amerykaninem. To, że aktualnie mieszka on w Finlandii, zaowocowało świetną znajomością tradycji fińskich, a dzięki temu utwór nabrał realizmu i daleko mu do klimatu amerykańskiego.

Laponia. Zbliża się Boże Narodzenie. Nieopodal farmy reniferów zostają znalezione zwłoki pięknej aktorki, Sufii Elmi, imigrantki z Somalii. Jej ciało straszliwie okaleczono, w wyniku czego trudno jest stwierdzić, czy morderstwo to zahacza o kwestię rasizmu, czy zostało popełnione z zupełnie innego powodu. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi inspektor Kari Vaara, doświadczony detektyw z burzliwą przeszłością zarówno zawodową, jak i osobistą. Koszmary z dzieciństwa, nieudane pierwsze małżeństwo oraz ciąża obecnej, amerykańskiej żony, dają mu się porządnie we znaki, utrudniając nie tylko śledztwo, ale i całe jego owiane ciemnością i paraliżującym zimnem życie.

Klimat arktycznej Finlandii rzeczywiście jest bardzo wyrazisty. Niemal odczuwalny. Thompson zabrał mnie w prawie że mroczną podróż do świata, który wydał mi się przerażający, ale jednocześnie fascynujący. Nie przepadam za zimową porą roku, na dodatek straszny jest ze mnie zmarzluch, ale chciałabym przekonać się na własnej skórze, jak to jest - choć przez kilka dni - funkcjonować w ponad dwudziestostopniowych mrozach dni, w których nie pojawia się światło dzienne. Tak, w tej kwestii książka zasługuje na duży plus. Dowiedziałam się z niej sporo ciekawych rzeczy związanych z fińskimi zwyczajami, choć język i wszelkie nazwy - czy to nazwiska, miejscowości, charakterystyczne dla kraju symbole - to dla mnie nadal jedna wielka plątanina liter. Rozdziały "Aniołów śniegu" nie są długie, język początkowo trochę mnie drażnił, wydał mi się taki jakby wyprany z emocji, ale później do niego przywykłam, ostatecznie stwierdzając, że wpasował się w brutalny i surowy klimat kryminału. Historia przedstawiona jest z punktu widzenia inspektora Vaary. Autor operuje czasem teraźniejszym i krótkimi, rzeczowymi zdaniami, ale nie przeszkadza to w odbiorze tekstu.

Morderstwo jest, podejrzani i intrygi są, ale to wszystko razem wzięte nie daje powalającego na kolana efektu. Thompson zbyt mało uwagi poświęca budowaniu napięcia, choć od czasu do czasu jakieś ciekawe i zaskakujące zwroty akcji się uwidaczniają. Moim zdaniem akcja toczy się w sposób jednostajny, poszczególne elementy sensacyjnej układanki elegancko zaczynają do siebie pasować, wystarczy odrobina logicznego myślenia i sprytu Vaary. Pisarz śmiało mógł jeszcze pokombinować, wydłużyć nieco fabułę, dodać kilka mylących tropów i wątków, wówczas powieść byłaby jeszcze bardziej intrygująca. Ale i bez nich i tak poradził sobie dobrze, wprawiając mnie w niemałe osłupienie pod koniec utworu.

Inspektor Kari Vaara - warty uwagi gość. Z bagażem doświadczeń, dobry, inteligentny, choć czasami nieco porywczy gliniarz. W "Aniołach śniegu" czytelnik poznaje najgłębsze zakamarki umysłu tego człowieka, zapierające dech w piersiach strzępy jego przeszłości, a także niczego sobie charakterek. Z irytujących postaci natomiast wymieniłabym byłą żonę głównego bohatera oraz tę obecną, która nie potrafi przywyknąć do życia w Finlandii, niejednokrotnie dopuszczając się przez to nieprzemyślanych czynów.

Najogólniej rzecz biorąc, stwierdzam, że książka Jamesa Thompsona jest całkiem w porządku. Posiada główne cechy przyzwoitego kryminału, ma sens, nie nudzi i czyta się ją szybko, bo wciąga. Stalowe nerwy są jednak tutaj mile widziane ze względu na brutalne, gorzkie opisy seksu, zabójstw i innych przestępstw. Autor w swym utworze porusza kwestię rasizmu, religii i imigrantów. Jeśli wymieszamy je z wyżej wymienionymi elementami okrucieństwa, otrzymamy, jak można się domyślić, naprawdę nieprzyjemne i szokujące rezultaty. Jakie dokładnie? Dowiesz się tego, drogi Czytelniku, gdy sięgniesz po "Anioły śniegu". Arcydziełem to one nie są, ale myślę, że dobrą rozrywkę są w stanie Ci zapewnić. Bo z "Jeziorem krwi i łez" jest już trochę mniej fajnie i kolorowo.

Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.

niedziela, 27 stycznia 2013

"Dom nad morzem" - Santa Montefiore

Tytuł oryginału: "The House by the Sea".
Tłumacz: Anna Dobrzańska-Gadowska.
Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 608.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 06.01.2013.
Zakończenie lektury: 07.01.2013.
Moja ocena: 8/10.

Santa Montefiore to urodzona w 1970 roku brytyjska autorka romansów i powieści obyczajowych. Pisarką chciała zostać od dziecka, ale pierwsze kroki w tym kierunku nie zagwarantowały jej sukcesu. Po ukończeniu szkoły średniej na rok wyjechała do Argentyny, gdzie uczyła trójkę dzieci języka angielskiego. To przez tę podróż wszystko się zmieniło - Montefiore pokochała Argentynę całym swoim sercem, a tęsknotę za nią wyraziła i nadal wyraża w swoich książkach. Pierwsza z nich, "Spotkamy się pod drzewem ombu", została opublikowana w 2001 roku i stała się prawdziwym bestsellerem. Jak dotąd, w sumie autorka wydała dwanaście powieści.

"Dom nad morzem" jest jedną z najnowszych, powstała bowiem w 2011 roku, a w Polsce ukazała się pod koniec roku ubiegłego. Mimo że do tej pory przeczytałam tylko jeden utwór Montefiore, jej debiut, o którym wspomniałam wyżej, byłam przekonana, że z prozą tej pisarki jeszcze się spotkam. Nic dziwnego, "Spotkamy się pod drzewem ombu" to książka, która skradła moje serce, długo nie mogłam o niej zapomnieć i po tych minionych latach, gdy moja pamięć już trochę się zatarła, chętnie pogrążyłabym się w jej lekturze raz jeszcze. Tymczasem nadarzyła się okazja i w ręce wpadł mi "Dom nad morzem". Dostrzegłam pewne podobieństwa między obiema powieściami - owo zamiłowanie autorki do Argentyny, języka hiszpańskiego i włoskiego, no i oczywiście do pięknych, przepełnionych miłością i smutkiem historii, sag rodzinnych, obok których i mnie jest trudno przejść obojętnie.

Lato 1966 roku. Dziesięcioletnia Floriana jest urzeczona jedną z toskańskich willi znajdującej się na obrzeżach skromnej wioski, w której mieszka. Oddając się marzeniom, wyobraża sobie, że w przyszłości w owej willi zamieszka i będzie prowadzić szczęśliwe życie. Udaje jej się poznać Dantego, nieco starszego od niej syna właściciela posiadłości, bogatego przemysłowca. Między dziećmi zawiązuje się nić przyjaźni, która dla Floriany jest zalążkiem wyimaginowanej przyszłości. Dziewczynka zakochuje się w Dantem i z całego serca pragnie, by to uczucie stało się odwzajemnione. Ale czy jej bajka ma szansę się rozwinąć, zważywszy na to, że obojga dzieli wielka przepaść związana z posiadanym statusem społecznym i wyjazdem chłopaka na zagraniczne studia? Rok 2009. W angielskim hrabstwie Devon na progu bankructwa staje piękna niegdyś rezydencja, dziś już przeobrażona w hotel. Jego właścicielka, Marina, chce zapobiec jego upadkowi i wpada na pewien pomysł. Aby zachęcić potencjalnych gości do zatrzymywania się w hotelu, zamierza urozmaicić ich pobyt nad tutejszym morzem, zatrudniając artystę malarza. Wkrótce w Devonie zjawia się kilku kandydatów zainteresowanych ową posadą, a wśród nich przystojny Rafael, który nieźle namiesza w życiu nie tylko Mariny, ale i całej jej familii.

"Dom nad morzem" ma to do siebie, że wciąga już od pierwszych stron. Na samym początku drażnił mnie trochę zbyt grzeczny i pełen zdrobnień język, później jednak, gdy pełna werwy pochłaniałam kolejne strony powieści, zupełnie o nim zapomniałam albo nawet nie zwróciłam uwagi na to, że stał się on bardziej zwyczajny. Montefiore po raz drugi zauroczyła mnie swoją lekkością pióra, a zarazem niesamowitą wrażliwością. Gołym okiem widać, że to, o czym pisze, jest jej w jakiś sposób bliskie, i potrafi tym wzbudzić ciekawość czytelnika.

"Zjawiamy się na ziemi, żeby doświadczyć tego, co niesie życie, i nauczyć się być istotami pełnymi współczucia i miłości. Często dokonujemy wyborów, które wywierają wpływ nie tylko na naszą przyszłość"*. Większość bohaterów wykreowanych przez pisarkę ma okazję się o tym przekonać. Lawina uczuć miłości, przyjaźni, nienawiści i zazdrości przelewa się z każdej strony na kolejną, aż do samego końca. W utworze wręcz roi się od rozmaitych emocji - pozytywnych i negatywnych - i trudnych wyborów życiowych, przed którymi muszą stanąć nie tylko Floriana i Dante, ale też Marina, córka jej męża, a także tajemniczy Rafael. Wszystko to stanowi przyjemną w odbiorze, czasem radosną, czasem smutną, nieco zaskakującą, ale i nieco przewidywalną całość.

Postaci pojawiające się w "Domu nad morzem" nie da się nie lubić. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa, przeżywa zarówno szczęśliwe, jak i pełne bólu chwile, cały czas poszukując tego, co dla niej w życiu najważniejsze, a jak można się domyślić, nie jest to wcale łatwe. "Duma szkodzi tylko temu, kto hoduje ją w sobie. Wszyscy popełniamy błędy, to najzupełniej normalne. Takie jest życie, ale jeśli nie zostawiasz za sobą negatywnych sytuacji tylko dlatego, że powoduje tobą duma, dowodzisz przede wszystkim własnego ograniczenia"**. Montefiore na przykładzie kiepskich relacji między Mariną a jej pasierbicą pokazuje, że zawsze istnieje szansa na to, by stosunki z drugą osobą poprawić - wystarczy pozwolić tej osobie, a także samemu sobie, zrozumieć, co było i jest powodem takich zachowań międzyludzkich. Niezależnie od tego, ile wysiłku kosztuje nas przełamanie się w sobie, warto to zrobić. W podobnym położeniu znajduje się też Rafael. Nie chciałabym jednak zdradzać zbyt wiele - jeśli czujesz, drogi Czytelniku, że ta opowieść może Ci się spodobać, sięgnij po nią, a Twoja ciekawość zostanie zaspokojona.

"Dom nad morzem" to pełna niespodzianek, sekretów i tajemniczych zbiegów okoliczności saga rodzinna, w której odbiorca, przy akompaniamencie urokliwych i realistycznych opisów Toskanii i pozornie ponurej Anglii, na przemian poznaje losy młodej Floriany i Dantego oraz Mariny i jej bliskich. To historia o wielkiej wartości, jaką jest rodzina, o miłości, zaufaniu, próbach zrozumienia drugiego człowieka i dążeniu do wyznaczonych celów, które mogą zmienić życie nie tylko samego zainteresowanego. Drugie spotkanie z twórczością Santy Montefiore zaliczam do bardzo udanych. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że pozostałe jej książki okażą się być równie ciekawe i wciągające, jak "Dom nad morzem", który szczególnie polecam wrażliwym czytelniczkom, miłośniczkom powieści rodzinnych, romantycznych, wzruszających, a przy tym jakże burzliwych.

*s.335
**s.479

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.

sobota, 19 stycznia 2013

"Groza" - Michael Robotham

Tytuł oryginału: "Shatter".
Tłumacz: Anna Zielińska.
Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 464.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 04.01.2013.
Zakończenie lektury: 06.01.2013.
Moja ocena: 9/10.

Michael Robotham jest australijskim pisarzem, twórcą kryminałów i thrillerów psychologicznych. W latach osiemdziesiątych pracował w Australii, Wielkiej Brytanii i Ameryce jako dziennikarz. W 1993 roku stał się ghostwriterem i napisał kilkanaście bestsellerowych utworów. Natomiast jego przygoda z thrillerami rozpoczęła się około dziesięciu lat później, kiedy to na rynku wydawniczym pojawiła się powieść "Podejrzany", która zyskała dużą popularność w wielu krajach na całym świecie. Z kolejnymi jego książkami było podobnie, autor zdobył nawet dwukrotnie Ned Kelly Awards. Najnowszy thriller psychologiczny nosi tytuł "Say You're Sorry".

"Groza" powstała w roku 2008. Jej główny bohater, psycholog kliniczny Joseph O'Loughlin, a także detektyw Vincent Ruiz, pojawiają się też w innych powieściach Robothama, jednak ja spotkałam się z nimi po raz pierwszy, podobnie zresztą jak z prozą tego australijskiego pisarza. Jego utwór jak najbardziej można zaliczyć do jednego z moich ulubionych gatunków literackich, jakim jest thriller psychologiczny. Akcja bowiem skupia się na działaniach seryjnego mordercy, a ponadto na rozważaniach czysto psychologicznych dotyczących tego przestępcy - jego poczynaniach, inteligencji i historii. Każdy z tych aspektów jest na swój sposób interesujący, czyniąc książkę naprawdę dobrą, wstrząsającą i wciągającą.

Profesor Joseph O'Loughlin, psycholog kliniczny, niemalże w ostatniej chwili zostaje wciągnięty w pewną sprawę, w której ma odegrać ważną rolę negocjatora - nieznana nikomu kobieta chce popełnić samobójstwo, skacząc z mostu. Jest naga, ma na sobie tylko czerwone szpilki, ale przez cały czas rozmawia z kimś przez telefon komórkowy. O'Loughlin ponosi klęskę - kobieta niestety ginie, a policja jest przekonana, że poniosła śmierć z własnej woli. Psycholog nie jest jednak tego taki pewny. Spokoju nie dają mu telefon komórkowy ofiary, jej ostatnie słowa, a także pojawienie się na progu jego domu jej nastoletniej córki, która nie wierzy, że matka sama zdecydowała się na taki czyn. Joe, przy pomocy miejscowego szefa policji, komisarz Veroniki Cray, oraz emerytowanego policjanta ze wspólnej przeszłości, Vincenta Ruiza, decyduje się dotrzeć jak najbliżej prawdy związanej z rzekomym samobójstwem kobiety. Nie jest to jednak łatwe, gdy na głowę dodatkowo spadają problemy małżeńskie i kilkuletnia choroba mężczyzny. A zabójca ani myśli się ujawnić, choć wkrótce uderza po raz drugi, wprawiając policję w przerażenie i bagatelizując jej bezsilność...

Zacznę może od tego, że opis "Grozy" ze skrzydełka okładki zdradza zdecydowanie zbyt wiele. Informacja zawarta w ostatnim zdaniu dotyczy wydarzeń tuż przed zakończeniem, to przecież zupełnie niepotrzebne i rozpraszające, bo ja, jako odbiorca, przez całą fabułę miałam świadomość tego, że to i owo ma się zdarzyć, a jednak ciągle to nie następowało. Rzecz dzieje się w Anglii, ale wydaje mi się, że klimat tego kraju został słabo zaakcentowany, za to zamerykanizowany. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, ale nie przeszkadza to w odbiorze utworu, bo język jest plastyczny i niezwykle przystępny, nawet w przypadku interesujących wstawek psychologicznych, serwowanych dzięki specjalizacji głównego bohatera. Narracja jest też nieco urozmaicona - na przemian bowiem mamy okazję przyglądać się działaniom O'Loughlina oraz planom sprytnego przestępcy, które stopniowo budują obraz jego przeszłości i obecnej sytuacji życiowej.

Uważam, że Robotham miał bardzo dobry pomysł na fabułę tej książki. A i potencjał nie został zmarnowany. Mamy dziwne samobójstwa z udziałem telefonów komórkowych, inteligentnego sprawcę, którego zachowanie najwyraźniej ma swoje podłoże w odległych, acz trudnych i skomplikowanych dla niego czasach, a ponadto świetne kreacje bohaterów. Polubiłam profesora Josepha, jego upór, wytrwałość, wiedzę i miłość do swej rodziny, w przeciwieństwie do jego żony, która, no cóż, nie zauroczyła mnie swoim nieco tajemniczym charakterem i stylem bycia; polubiłam też Vincenta Ruiza i Veronikę Cray, których "konfrontacje" słowne zmuszały mnie zazwyczaj do uśmiechu; a poza tym bardzo ciekawie została zarysowana postać zabójcy, rzecz jasna. Powieść obfituje w przedziwne zdarzenia, niespodziewane zwroty akcji, znaleziska, odkrycia, zataczając coraz szerszy krąg tajemnic wokół wybranych bohaterów. Napięcie nie ma szans zniknąć, czytelnik w czasie lektury wręcz siedzi na szpilkach, pochłaniając kolejne strony "Grozy" w tempie ekspresowym. Jestem skłonna stwierdzić, że to jeden z lepszych thrillerów, jakie miałam okazję czytać w ciągu ostatnich miesięcy, może nawet roku. Wprawdzie nie idealnym, bez skazy, bo kilka elementów, jak na przykład opis niezręcznej sytuacji, jaka wynikła pomiędzy Josephem a córką jednej z ofiar, czy mnóstwo nieprzydatnych przeciętnemu odbiorcy informacji na temat działania sieci telefonii komórkowej, nie przypadło mi do gustu, ale naprawdę świetnie skonstruowanym i dającym do myślenia.

Utwór porusza takie kwestie, jak miłość, zwłaszcza rodzicielska, a także żądza zemsty i usilne dążenie do wyznaczonego celu, nawet, a może raczej przede wszystkim, kosztem innych osób. "Groza" budzi w czytelniku rozmaite emocje - strach, niedowierzanie, żal, litość, uświadamia mu, że dokonać może niemalże wszystkiego, jeśli tylko się wie, jak, i posiada ogrom cierpliwości. Tak, jest to niestety przerażające. Seryjnych morderców w literaturze spotkałam już wielu. Myślałam, że nikt ani nic mnie już nie zaskoczy. A jednak Michael Robotham zdołał to zrobić. Spodobał mi się jego styl. Myślę, że w najbliższej przyszłości rozejrzę się za jego innymi powieściami. A "Grozę" polecam, jak najbardziej.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

"Punkt Borkmanna" - Håkan Nesser

Tytuł oryginału: "Borkmanns punkt".
Tłumacz: Małgorzata Kłos.
Wydawnictwo: Czarna Owca, 2012.
Liczba stron: 320.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 03.01.2013.
Zakończenie lektury: 04.01.2013.
Moja ocena: 7/10.

Håkan Nesser to jeden z najpopularniejszych szwedzkich pisarzy, twórca kryminałów. Niegdyś pracował jako nauczyciel gimnazjalny. Zadebiutował w 1988 roku powieścią "Koreografen". Dwie najbardziej znane postaci przez niego wykreowane to Van Veeteren oraz Gunnar Barbarotti. Z tym pierwszym powstało aż dziesięć utworów. Część z nich została zekranizowana. Nesser trzykrotnie otrzymał nagrodę za najlepszy szwedzki kryminał, a jego książki przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków.

Po "Nieszczelnej sieci", która zrobiła na mnie dość dobre wrażenie, nie mogłam się doczekać lektury kolejnej książki Nessera, którą, kierując się datą powstania, jest "Punkt Borkmanna". Przede wszystkim chciałam się przekonać, czy zmieni się mój stosunek do głównego bohatera, który wcześniej, no cóż, nie zauroczył mnie swoją gburowatością i nadpobudliwością. Miałam też nadzieję na nadmiar sensacyjnej fabuły, interesujących zagadek i zaskakujących zwrotów akcji. Czy moje przemyślenia okazały się trafne? Jak najbardziej.

W nadmorskiej miejscowości Kaalbringen zostaje popełnione morderstwo. Bogaty biznesmen, potentat nieruchomości, traci życie poprzez silnie zadany cios narzędziem przypominającym siekierę. Kiedy wychodzi na jaw, że sposób dokonania zbrodni nawiązuje do zabójstwa pewnego narkomana sprzed kilku miesięcy, miejscowa policja postanawia skorzystać z pomocy doświadczonego śledczego, Van Veeterena. Wraz ze współpracownikami zaczyna on badać ślady prowadzące początkowo donikąd, rozmawiać z licznymi świadkami i osobami mającymi choć nikły związek z morderstwami. Z poszczególnych rozmów i informacji stopniowo zaczyna klarować się historia zabójcy, ale czy aby nie jest za późno, by zaprzestać jego poczynań, które z dnia na dzień stają się coraz śmielsze?

Akcja powieści Nessera toczy się w latach dziewięćdziesiątych na przełomie września i października. Ściślej rzecz biorąc, trwa jakiś miesiąc, w ciągu którego prowadzone jest śledztwo. Może ten właśnie zabieg, a może też fakt, iż w książce ciągle coś się dzieje, czyta się ją niesamowicie szybko i z dużym zainteresowaniem. Język jest prosty, konkretny, niepozbawiony czarnego humoru i sarkastycznych dialogów. Co trochę nie przypadło mi do gustu, to to, że opis z okładki zdradził zbyt wiele, przez co na pewne wydarzenia byłam już przygotowana.

"W każdym dochodzeniu, twierdził Borkmann, dochodzi się do takiego punktu, po przekroczeniu którego nie potrzebuje się już więcej informacji. Kiedy do niego docieramy, wiemy już wystarczająco dużo, żeby rozwiązać sprawę jedynie za pomocą myślenia. Dobry śledczy powinien dążyć do tego, żeby umieć się zorientować, kiedy zbliża się do tego punktu, czy też raczej kiedy do przekracza"*. Czy Van Veeterenowi uda się zrealizować powyższą zasadę? Czy można uznać go za przyzwoitego śledczego? Uważam, że tak. Po przygodach w "Nieszczelnej sieci" i jej następcy jestem skłonna stwierdzić, że inspektor się wyrabia. I to nie tylko pod względem charakteru - staje się mniej skryty, oschły i nieprzyjemny - ale też w kwestii pracy, jaką wykonuje. Van Veeteren od początku imponował mi swoim uporem w dążeniu do celu, sprytnym myśleniem, swoją inteligencją, a teraz tylko to potwierdza. Mimo że od czasu do czasu policjant ma dość swych obowiązków, widać, że tak naprawdę nie potrafi się bez nich obejść i wykonuje je całym sobą. Nadal nie wiadomo, dlaczego Van Veeteren jest, jaki jest. Jestem jednak przekonana, że kolejne kryminały z jego udziałem rzucą jaśniejsze światło na jego przeszłość - w tego typu powieściach, myślę, że nie tylko ja to zauważyłam, pisarze bardzo często wykorzystują osobiste sytuacje głównych bohaterów w celu skonfrontowania ich z demonami przeszłości, które zawsze gdzieś czają się w ukryciu i niespodziewanie pojawiają, wywracając życie tychże postaci do góry nogami.

Pozytywnie odebrałam nie tylko kreację Van Veeterena, ale i innych bohaterów, którzy występują w "Punkcie Borkmanna", takich jak: ambitna inspektor Beate Moerk, borykający się z problemami rodzinnymi inspektor Münster, a także pogodny, humorystyczny szef policji w Kaalbringen, komisarz Bausen, miłośnik wina i szachów. Czytając tę książkę, nie obyło się oczywiście bez poszukiwania mordercy. Miałam kilku podejrzanych, swoje przypuszczenia umiejscawiałam nawet tam, gdzie trzeba, ale mimo to zakończenie utworu mnie zaskoczyło. Mylne tropy to specjalność Nessera - w przyszłości staram się o tym nie zapomnieć.

Po lekturze "Punktu Borkmanna" mogę śmiało napisać, że chcę więcej. Chcę więcej kryminałów, więcej Van Veeterena i jego pełnych napięcia, brutalnych przygód, jeśli można je w ogóle nazwać przygodami. Literatura skandynawska autorstwa Håkana Nessera to połączenie lekkiego stylu, humorystycznej ironii oraz okrutnej, surowej, ale przede wszystkim dobrej sensacji. Myślę, że te cechy skłonią miłośników gatunku do sięgnięcia po jego prozę i zapewnią im doskonałą rozrywkę. Ja w każdym bądź razie do tego bardzo zachęcam.

*s.236

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.

niedziela, 6 stycznia 2013

"Miłość? Bardzo proszę" - Aurelia Es

Wydawnictwo: Replika, 2012.
Liczba stron: 276.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 01.01.2013.
Zakończenie lektury: 02.01.2013.
Moja ocena: 4/10.

Aurelia Es jest absolwentką filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim, autorką miniatur literackich, opowiadań, wierszy i tekstów piosenek. Laureatka kilku nagród i wyróżnień, tłumaczka opery - burleski - "Smok z Wantley" J.F. Lampe'a. Jej debiutancka powieść "Kochanek malutki" ukazała się w 2010 roku.

"Miłość? Bardzo proszę" to jej druga książka. Zachęcona dość ciekawym, lekkim opisem, po którym spodziewałam się sympatycznej powieści komediowo-obyczajowej, zdecydowałam się po nią sięgnąć. Czy spełniła moje oczekiwania? Niestety niezupełnie. Historia o sztuce, miłości, szczęściu i zdradzie okazała się nieco dziwnym dramatem, mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że zahaczającym o niezbyt wyszukany thriller i coś w rodzaju bajkowej poświaty.

Szyszka to młoda kobieta z wykształceniem, pracą, którą jako tako lubi, na dodatek artystka, ale zagubiona w miłości. Adam, któremu oddała całe swe serce, znikł pewnego dnia bez śladu, ale ona ciągle ma nadzieję na jego powrót. Tak jak wcześnie, gdy borykała się z innymi problemami, wspierają ją sąsiedzi, a właściwie współlokatorzy kamienicy, w której mieszka: babcia Julcia, która nie jest jej prawdziwą babcią, emerytowany ksiądz Franciszek, który od czasu do czasu pozwala sobie na głośną rozmowę z Wszechmogącym, Młody Franek, wielbiciel Szyszki, a także Marcel i Sebastian, właściciele dobrze prosperującego antykwariatu. Czy bohaterce uda się ponownie zobaczyć ukochanego i wyjaśnić jego zniknięcie? Wiedziona wewnętrznym impulsem, próbuje swych sił w malarstwie. Nie spodziewa się jednak, że jej artystyczne poczynania namieszają w jej życiu jeszcze bardziej...

Książka podzielona jest na trzy części, które odpowiednio przedstawiają wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości bohaterów, uchylając przy tym rąbka tajemnic z nimi związanych, co poniekąd jest interesujące. Po raz pierwszy chyba miałam do czynienia z tak nietypowym charakterem językowym, w jakim jest prowadzona owa powieść. Aurelia Es operuje wprawdzie nieskomplikowanym językiem, ale mocno dają się we znaki liczne środki stylistyczne, bardzo krótkie, chaotyczne zdania, a ponadto dialogi, których ilość jest po prostu znikoma, i są one wciśnięte tak jakby przy okazji, dla urozmaicenia tekstu - wnoszą do fabuły bowiem niewiele. Nie potrafiłam przywyknąć do stylu tej pisarki. Nie spodobał mi się sposób, w jaki połączyła ona różne gatunki literackie i kontrastujące ze sobą światy poszczególnych postaci w lekką całość. W jednej chwili mogłam czytać o pechowej przeszłości Szyszki, przewracając kolejną stronę, musiałam poświęcić swoją uwagę rozmowom księdza Franciszka z Bogiem, by potem zagłębić się w licznych wulgaryzmach rzucanych przez Młodego Franka czy Marcela.

Trudno jest mi napisać cokolwiek sensownego na temat samej fabuły utworu "Miłość? Bardzo proszę", która jest dosyć dziwna, no ale cóż, dzięki temu również oryginalna. Część zdarzeń zdaje się pochodzić z "normalności", z kolei druga część jest jakby nie z tego świata. Z jednej strony książka jest mieszanką romansu, powieści obyczajowej i sensacji, której podobne wątki, nie da się ukryć, gdzieś już w literaturze się pojawiały, i raczej nie trzeba po niej nie wiadomo jak zaskakujących momentów się spodziewać, a z drugiej strony przypomina ona coś w rodzaju bajki, baśni, w której ludzkie dobro zawsze zwycięża, a złe uczynki zostają, nieważne, że może nawet w absurdalny sposób, ukarane.

Powieść zrobiła na mnie średnie wrażenie. Na początku okazała się być bardzo absorbująca i choć ogólnie czytało mi się ją szybko, z każdą kolejną stroną stawała się mniej ciekawa. "Miłość? Bardzo proszę" to dla mnie taki mały wybryk literatury. Chętnie przytoczyłabym tutaj kilka strzępów jego treści, by zobaczyć Twoją reakcję, drogi czytelniku, ale wiązałoby się to oczywiście ze zdradzeniem ważnych, jeśli nie najważniejszych, elementów fabuły. Dlatego też to tylko od Ciebie będzie zależało, czy sięgniesz po tę książkę, czy nie. Ja jednak powstrzymam się zarówno od jakiegoś szczególnego zachęcania do jej lektury, jak i dalszego zapoznawania się z twórczością Aurelii Es.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Replika.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.

środa, 2 stycznia 2013

Na co polować w styczniu...

...czyli wybrane NOWOŚCI  i  WZNOWIENIA książkowe stycznia:

"Seryjny" - John Lutz.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 08.01.2013.

Ofiarę obdzierano ze skóry żywcem. Ból bił z każdego rysu twarzy kobiety, jakby wciąż cierpiała, nawet po śmierci. Oczy miała wytrzeszczone z przerażenia i wpatrzone w pustkę. Na nocnym stoliku leżała elektryczna lokówka. Każde z obrażeń wystarczało, by ofiara straciła przytomność, ale nie dano jej chwili wytchnienia. Podobnie jak przy poprzednim morderstwie, w powietrzu czuć było amoniak.
Kolejne zabójstwa cechuje coraz większe okrucieństwo. Detektyw Frank Quinn wie, że żeby schwytać „Rzeźnika” musi najpierw zrozumieć motywy jego działania. Żeby dojść do szokującej prawdy, będzie musiał cofnąć się w przeszłość – odkryć i połączyć ze sobą fakty pozornie nie mające nic wspólnego z sadystycznymi morderstwami popełnianymi w Nowym Jorku. 
Morderca cierpliwie zmierza do celu. Tylko on zna reguły gry i tylko on wie, że ofiary są jedynie narzędziami. Plan jest perfekcyjny, jego realizacja – doskonała, jednak cel musi pozostać ukryty. „Rzeźnik” zbliża się do niego coraz bardziej. Jest już o krok.

"Mężczyzna, który przestał płakać" - Ninni Schulman.
Wydawnictwo: Amber.
Data wydania: 08.01.2013.

Kontynuacja "Dziewczyny ze śniegiem we włosach".
Jest upalny sierpniowy wieczór. Straż pożarna w Hagfors dostaje wezwanie do pożaru domu stojącego na skraju lasu. Kiedy dziennikarka Magdalena Hansson dociera na miejsce, niemal cały budynek zdążył już spłonąć, a ze zgliszcz wydobywają się kłęby czarnego dymu. W środku była kobieta...
Kilka dni później płonie następny dom. A potem jeszcze jeden. Są kolejne ofiary. Policja Hagfors staje wobec jednego ze największych wyzwań w swojej historii. Na małą värmlandzką miejscowość i jej mieszkańców pada strach. Kiedy zacznie płonąć następny dom? I dlaczego?
Magdalena sama ma problemy: jej adoptowany synek nie przestaje tęsknić za Sztokholmem, a ona wikła się w trudny związek z Petterem, swoją szkolną miłością. Ale na własną rękę rozpoczyna poszukiwania podpalacza. Nie przeczuwa, że jej zaangażowanie stanie się wkrótce bardzo osobiste. I śmiertelnie ryzykowne…

"Kto wiatr sieje" - Virginia C. Andrews.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 09.01.2013.

25 urodziny to bardzo ważny moment w życiu Barta. Zgodnie z wolą babki tego dnia stanie się on właścicielem rodzinnej posiadłości. Na jubileuszowe przyjęcie zjeżdża się cała rodzina. Pojawiają się Cathy i Chris, a także rodzeństwo Cindy i Jory z żoną Melodie. W posiadłości jest też dawno uznany za zmarłego wujek Joel. Spotkanie nie przynosi jednak nikomu nic dobrego. Dla rodziców Barta wizyta w Foxwort Hall wiąże się z traumatycznymi przeżyciami, jest wspomnieniem trzech lat, które jako dzieci spędzili uwięzieni na strychu rezydencji. Jory ulega poważnemu wypadkowi, który na zawsze zmieni jego życie, a cienie przeszłości próbują dosięgnąć następnego pokolenia...

"Pretty Little Liars. Bezlitosne" - Sara Shepard.
Wydawnictwo: Otwarte.
Data wydania: 09.01.2013.

NIGDY MNIE NIE ZNAJDZIECIE.
A.

Wspomnienie o Tabicie wciąż prześladuje Emily, Arię, Spencer i Hannę. Tajemniczy nadawca SMS-ów w każdej chwili może zdradzić ich sekret. Dziewczyny jednoczą siły w walce z niewidzialnym wrogiem, ale i tak wpadają w zastawiane przez niego pułapki. Czy tym razem prawda wyjdzie na jaw?

"Ostatnia sprawa" - Lee Child.
Wydawnictwo: Albatros.
Data wydania: 09.01.2013.

Wszystko ma swój początek... W marcu 1997 roku Jack Reacher, czynny oficer żandarmerii wojskowej w randze majora, po raz ostatni wchodzi do Pentagonu. Za chwilę rozstrzygną się jego losy: zostanie aresztowany, zastrzelony w trakcie stawiania oporu lub dyscyplinarnie zwolniony ze służby. Zaledwie pięć dni wcześniej dowódca Reachera, generał Garber, wysłał go z tajną misją do Carter Crossing w stanie Missisipi. Na tyłach baru położonego przy głównej ulicy znaleziono zwłoki młodej kobiety, Janice Chapman, z poderżniętym gardłem. W bezpośrednim sąsiedztwie miasteczka znajduje się Fort Kelham – wielka baza wojskowa, zarazem ośrodek szkoleniowy komandosów. Czy zabójcą jest ktoś z miejscowych? Amerykański żołnierz? Aby nie nadawać śledztwu niepotrzebnego rozgłosu, Reacher ma przeprowadzić je incognito i złożyć raport przełożonym. Sprawy komplikują się, gdy szeryf Carter Crossing, niezwykle urodziwa Elizabeth Deveraux, rozszyfrowuje tożsamość Jacka. To od niej Reacher dowiaduje się, że Chapman nie była pierwszą, lecz trzecią kolejną ofiarą. W podobny sposób zginęły wcześniej dwie inne, olśniewająco piękne kobiety. Niestety, dochodzenia utknęły w martwym punkcie. Czy Deveraux, która je prowadziła, zależało na niewykryciu sprawcy?

"Do szaleństwa" - Jill Shalvis.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 10.01.2013.

Chloe, w przeciwieństwie do sióstr, które wkrótce wychodzą za mąż, nie jest gotowa, by się ustatkować. Jej miłość do kłopotów – i kłopoty z miłością – przyciągają jednak uwagę bardzo surowego, seksownego szeryfa, który postanawia nieco poskromić jej dzikość.
I nagle Chloe nie może zrobić kroku, by się na niego nie natknąć. Osobowość i enigmatyczny uśmiech Sawyera sprawiają, że każda kobieta błaga, by zakuł ją w kajdanki. Po raz pierwszy w życiu, zamiast omijać prawo, Chloe pragnie mu się podporządkować. Czy buntowniczka zdoła żyć w zgodzie z zasadniczym szeryfem? Czy mimo barwnej przeszłości znajdzie w miasteczku Lucky Harbor trwałe uczucie i spokojną przystań, o której zawsze marzyła?

"Drugi przekręt Natalii" - Olga Rudnicka.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 10.01.2013.

W mieszkaniu Janusza Zawady, dawnego wspólnika ojca sióstr Sucharskich, zostają znalezione pozbawione głowy zwłoki młodego mężczyzny, a sam starszy pan znika bez śladu. Czy to jego szczątki były w spalonym, porzuconym nad Wartą samochodzie? Pięciu Nataliom trudno w to uwierzyć. Dochodzenie prowadzone przez policję ujawnia, że Janusz Zawada nie był zwyczajnym starszym panem. W przeszłości współpracował z potężnym gangiem złodziei dzieł sztuki, a w skrytce bankowej miał brylanty warte miliony. Śledztwo trwa, giną kolejni świadkowie. Brylanty znikają, a na scenę wkraczają siostry Sucharskie...

"Jedna chwila" - Sarah Rayner.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 15.01.2013.

Siódma czterdzieści cztery rano, zatłoczony pociąg relacji Brighton–Londyn. Jedna z kobiet dla zabicia czasu obserwuje podróżnych. Siedząca naprzeciwko niej dziewczyna nakłada makijaż. Mężczyzna po drugiej stronie przejścia czule pieści dłoń żony, gdy nagle dostaje ataku serca. Pociąg zatrzymuje się, ktoś wzywa karetkę. Dla przynajmniej trzech pasażerów nic nie będzie już takie samo. Lou jest świadkiem ostatnich chwil życia mężczyzny. Kiedy okazuje się, że pociąg dalej nie pojedzie, wsiada do jednej taksówki z Anną, najlepszą przyjaciółką Karen. Kim jest Karen? Żoną zmarłego mężczyzny.
„Jedna chwila” opowiada historię tych trzech kobiet, rozgrywającą się w ciągu kolejnych siedmiu dni.

"Błękitny dym" - Nora Roberts.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 16.01.2013.

Opowieść o kobiecie, która w imię miłości ma odwagę przeciwstawić się szaleńcowi terroryzującemu jej najbliższych. Życie Reeny Hale naznaczył pożar rodzinnej pizzerii, który widziała jako jedenastolatka. Już wtedy postanowiła, że zostanie oficerem śledczym do spraw podpaleń. Ciężko pracuje, aby spełnić swoje marzenie. Ale pożary towarzyszą jej nie tylko w sferze zawodowej. Osoby bliskie Reenie nagle znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a zagrożenie ma zawsze związek z ogniem. Jest jeszcze ktoś, kogo fascynuje śmiercionośny żywioł...

"MamoTata" - Jeremy Howe.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 17.01.2013.

Latem 1992 roku tuż po północy, Jeremy’ego i jego dwie córeczki obudził policjant, który przyniósł wiadomość o śmierci Lizzie, kochającej żony i mamy. Kobieta została zamordowana. 
Od tragicznego zdarzenia minęło dwadzieścia lat. Jeremy i jego córki są zupełnie innymi ludźmi, niż byliby, gdyby Lizzie nie straciła życia.
Jeremy Howe opowiada wstrząsającą historię swojej rodziny szczerze i uczciwie. Mówi o tym, co i jak się stało, pokazuje, w jaki sposób stawali na nogi, jak na nowo, krok za krokiem i kawałek po kawałku, składali w całość swoje życie, zniszczone przez dramat, z którym mało co może się równać. Jest na kartkach tej opowieści smutek, ale też przepełnia ją miłość, szacunek dla potęgi rodziny i wiara w przyszłość.

"Rok, który wszystko zmienił" - Georgia Bockoven.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 17.01.2013.

Chory na raka, zamożny biznesmen Jessie Reed pragnie odnaleźć cztery swoje córki, które opuścił przed laty. Prosi o pomoc prawniczkę Lucy, która składa kobietom niecodzienną propozycję: 10 milionów dolarów dla każdej z nich, pod warunkiem że zgodzą się co miesiąc spotkać i wysłuchać pozostawionych przez Jessiego taśm.
Elizabeth, choć otoczona kochającą rodziną, najciężej przeżyła rzekome porzucenie przez ojca. Ginger, zakochana w żonatym mężczyźnie, musi na nowo przemyśleć wszystkie swoje związki. Rachel w jednym dniu dowiaduje się prawdy o ojcu i romansie męża. Christina jest początkującym filmowcem i nie wie, czy warto dawać drugą szansę człowiekowi, którego od dawna uważała za zmarłego. Cztery siostry, które nie miały pojęcia o swoim istnieniu, odnajdą siłę i miłość, a rozwiązanie dręczących je problemów nadejdzie z najmniej spodziewanej strony.

"Mistrz" - Katarzyna Michalak.
Wydawnictwo: Filia.
Data wydania: 18.01.2013.

Najnowsza powieść Katarzyny Michalak, bestsellerowej autorki Poczekajki, Roku w Poziomce oraz Sklepiku z Niespodzianką. To pierwsza część „Serii z tulipanem”, otwierająca cykl: POLSKIE AUTORKI – ZMYŁOWO I EROTYCZNIE.
„Mistrz” to sensacyjna powieść, pełna erotyzmu i namiętnych scen, nie przekraczających jednak granic dobrego smaku. Jest w niej wszystko, czego szukają miłośnicy gatunku: zbrodnia, tajemnica, intensywne relacje między bohaterami i bardzo gorąca atmosfera.

"Miłość, flirt i inne zdarzenia losowe" - Jennifer Echols.
Wydawnictwo: Jaguar.
Data wydania: 23.01.2013.

Faceci z reguły niedowidzą, ale najlepsi kumple bywają kompletnie ślepi!
Lori od lat spędza wakacje tak samo. Pracuje w Vader Marina wraz z bratek i trzema chłopakami z okolicy: Cameronem, Seanem i Adamem. Lori to dziewczyna-kumpel, mogłyby jej wyrosnąć piersi o rozmiarze arbuzów, a starzy znajomi i tak nie zwróciliby uwagi. Problem w tym, że Lori podkochuje się w Seanie i doskonale wie, że jeśli nie weźmie sprawy w swoje ręce, ten nigdy w życiu nie zobaczy w niej kobiety.
Pomysł jest genialny w swej prostocie. Lori i Adam, będą udawać parę, a wtedy na pewno Sean przejrzy na oczy! W teorii wszystko wygląda znakomicie, a początki są obiecujące... Plan działa bez zastrzeżeń do momentu, w którym przestaje działać w ogóle. A potem... A potem wszyscy mają sporo kłopotów.

"Zamiast ciebie" - Sofie Sarenbrant.
Wydawnictwo: Czarna Owca.
Data wydania: 23.01.2013.

Kontynuacja "36. tygodnia".
Minęło szesnaście lat od kiedy w idyllicznym miasteczku Brantevik zaginęła kobieta w ciąży. Sprawę dawno zamknięto, chociaż do dzisiaj nikt nie wie, co się naprawdę zdarzyło w ciągu owego feralnego letniego tygodnia. Jest jednak ktoś, kto nie zapomniał o tym koszmarze – osiemnastoletnia Nicole, zdecydowana zmierzyć się z upiorami przeszłości. Dziewczyna wyrusza do Brantevik, by wyjaśnić mroczny sekret rodziny.

"Nauczycielka z Villette" - Ingrid Hedström.
Wydawnictwo: Czarna Owca.
Data wydania: 23.01.2013.

Mistrzowsko skonstruowany kryminał - silne postaci, ciekawa sceneria oraz mrożąca krew w żyłach intryga.
Ukochana przez wszystkich nauczycielka zostaje potrącona przez samochód. Kierowca ucieka z miejsca wypadku. Z zeznań świadków wynika, że nie był to przypadek. Dlaczego ktoś chciałby zamordować sześćdziesięcioletnią Jeanne Demaret? Na to pytanie odpowiedź musi znaleźć sędzia śledcza Martine Poirot. We współpracy z komisarzem Christianem de Jonge rozpoczynają dochodzenie. Ku zaskoczeniu wszystkich śmierć nauczycielki ma związek z tragicznymi wydarzeniami z przeszłości...

"W ofierze Molochowi" - Åsa Larsson.
Wydawnictwo: Literackie.
Data wydania: 24.01.2013.

Przeszłość wciąż nie daje o sobie zapomnieć. I wciąż zabija.
Pewnej niedzieli we własnym domu zostaje zamordowana starsza kobieta. Siedmioletni wnuk zmarłej, Marcus, zostaje odnaleziony w pobliżu. Zszokowany, nie potrafi wyjaśnić, co się stało.
Wkrótce okazuje się, że nad rodziną chłopca ciąży fatum. Zmarli wszyscy jego krewni. Pradziadek został rozszarpany przez niedźwiedzia, babcia zakłuta widłami, tato – potrącony śmiertelnie przez nieznanego kierowcę. Sam Marcus nieomal pada ofiarą dwóch tragicznych wypadków.
To nie może być zwykły przypadek.
Prawniczka Rebeka Martinsson, ignorując zakaz nowego szefa, rozpoczyna prywatne śledztwo, które prowadzi ją do odległej przeszłości. Pomagają jej również znani z poprzednich części cyklu policjanci: Anna Maria Mella i Sven Erik Stalnacke. Wkrótce Rebeka odnajduje… zmarłą babkę Marcusa.

"Krzyk o ratunek" - Casey Watson.
Wydawnictwo: Amber.
Data wydania: 24.01.2013.

Dziewczynka, która trafia do Watsonów, ma u nich przebywać tymczasowo: jej stała opiekunka przechodzi załamanie nerwowe, Sophia jest u niej od półtora roku, odkąd jej matka uległa tajemniczemu wypadkowi... Ale od pierwszej chwili Casey czuje niepokój, który stopniowo zamienia się w coraz większy lęk. Sophia wygląda bardziej jak osiemnastolatka niż dwunastolatka. Prowokuje mężczyzn niedwuznacznym erotycznym zachowaniem. Kobietami gardzi. I każdy musi robić to, czego ona chce. Bo jeśli nie, wie, jak sprawić, żeby tego pożałował… Casey, jej mąż i dorosłe dzieci są najpierw zakłopotani i skrępowani. Potem pojawiają się podejrzenia, że nie powiedziano im wszystkiego. A wreszcie strach – bo nie wiedzą, kim naprawdę jest Sophia: zagubioną
dwunastolatką czy Lolitą, dziewczynką z problemami psychicznymi czy wyrachowaną manipulantką, dzieckiem po koszmarnych przejściach czy potworem. Jedno jest pewne: dopóki Sophia mieszka z nimi, nie są bezpieczni… Tylko Casey, mimo śmiertelnego zagrożenia, nie rezygnuje z walki. Dla niej Sophia to tylko chore, skrzywdzone dziecko. I tylko ona słyszy w jej przerażających czynach rozpaczliwy krzyk o ratunek…

Po dość skromnym grudniu przyszedł czas na bogaty w nowości styczeń :). Jest w czym wybierać prawda? Mam nadzieję, że wymienione wyżej pozycje Świata Książki wkrótce u mnie zagoszczą, nie ukrywam też, że jestem bardzo, bardzo ciekawa tytułów Prószyńskiego i "Mistrza" Katarzyny Michalak, choć po "bestsellerowym Greyu" z ogromną rezerwą będę podchodzić do każdej powieści erotycznej ;). Interesujących kryminałów też jest sporo - tylko kiedy je czytać, gdy na koncie zaległości z ostatnich dwóch miesięcy, a i sesja czeka?... Liczę jednak na to, że choć część z powyższych nowości uda mi się w tym roku poznać :).

wtorek, 1 stycznia 2013

Podsumowanie 2012 roku

I w końcu nastał ten czas, kiedy to można przywitać kolejny - 2013 rok, a zarazem podsumować ten miniony - chociażby pod kątem czytelniczym, w końcu o takowej właśnie tematyce jest blog tajus czyta... ;).

Posty poświęcone podsumowaniom kolejnych miesięcy można znaleźć tutaj:

A teraz trochę statystyk:
1) Liczba wyświetleń bloga - 30158.
2) Liczba postów opublikowanych na blogu - 171.
3) Liczba przeczytanych książek - 121 (o 42 więcej niż w roku 2011), czyli 41142 strony (około 112 stron dziennie), w tym:
- 85 p-booków;
- 30 e-booków;
- 6 a-booków;
- 20 z literatury polskiej;
- 101 z literatury zagranicznej.
4) Liczba zrecenzowanych książek - 121.
5) Po raz pierwszy sięgnęłam po książki takich znanych autorów, jak: Jeffery DeaverFederico MocciaAlex KavaÉric-Emmanuel SchmittNora RobertsJack Ketchum, Camilla Läckberg, Thomas Harris, Arthur Conan Doyle, Agatha ChristieHåkan Nesser, Joe Alex i Sandra Brown.

6) Najlepsze książki wydane w 2012 roku (ocenione od 8/10 w górę):

7) Najlepsze książki wydane przed 2012 rokiem (ocenione od 8/10 w górę):
                                        - "Jutro 3. W objęciach chłodu" - John Marsden;
                                                  - "Instynkt zabójcy" - Joseph Finder;
                                                      - "Grawitacja" - Tess Gerritsen;
                                                    - "Na ratunek" - Nicholas Sparks;
                                             - "Ponieważ cię kocham" - Guillaume Musso;
                                      - "Pretty Little Liars. Kłamczuchy" - Sara Shepard;
                                                   - "Klucz Sary" - Tatiana de Rosnay;
                                - "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie" - Federico Moccia;
                                 - "Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić" - Federico Moccia;
                                               - "Z deszczu pod rynnę" - Kerstin Gier;
                                        - "Oskar i pani Róża" - Éric-Emmanuel Schmitt;
                                                    - "Jeśli zostanę" - Gayle Forman;
                                          - "Dziewczyna z sąsiedztwa" - Jack Ketchum;
                                             - "Księżniczka z lodu" - Camilla Läckberg;
                                            - "Stokrotki w śniegu" - Richard Paul Evans;
                                                 - "Cmętarz zwieżąt" - Stephen King.

                                            8) Najlepsza książka przeczytana w 2012 roku - 
                                      "Ptaki ciernistych krzewów" - Colleen McCullough
                             9) Najsłabsze książki wydane w 2012 roku (ocenione od 5/10 w dół):

10) Najsłabsze książki wydane przed 2012 rokiem (ocenione od 5/10 w dół):

11) Najsłabsza książka przeczytana w 2012 roku -
  "Pięćdziesiąt twarzy Greya" - E.L. James 
Najważniejsze wydarzenia związane z moją działalnością na blogu:
1) Nawiązanie współpracy recenzenckiej z wydawnictwem Świat Książki.
2) Wstąpienie do Syndykatu Zbrodni w Bibliotece.
3) Ukończenie Wyzwania z Półki w ciągu czterech miesięcy.
4) Nawiązanie współpracy recenzenckiej z wydawnictwem Harlequin/Mira.
5) Wielka wyprzedaż domowej biblioteczki.
6) Zakup e-czytnika Onyx Boox M92.
7) Nawiązanie współpracy redakcyjnej z portalem IRKA.
8) Utworzenie Wyzwania Rocznikowego.
9) Nawiązanie współpracy recenzenckiej z wydawnictwem Czarna Owca.
10) Pierwsze urodziny bloga tajus czyta... .

W pierwszej połowie roku chętnie brałam udział w różnych konkursach organizowanych przez wydawnictwa i portale poświęcone książkom. W ten sposób udało mi się wygrać w 8 takich zabawach, a co za tym idzie, zdobyć 20 książek.
Ogromnym wyróżnieniem był dla mnie fakt, iż w sprawie recenzowania książek napisało do mnie kilku ich autorów. Byli to: Anna Reszela, Jacek Getner, Karolina Wojda oraz Marceli Frączek.

Pod względem czytelniczym rok 2012 był dla mnie niezwykle udany i jestem bardzo dumna z osiągniętych wyników. Mam nadzieję, że kolejny rok okaże się być równie pozytywny, a może nawet jeszcze lepszy :). Planów noworocznych jako tako nie snuję, jestem jednak świadoma tego, iż w tym roku zakończę etap edukacji na poziomie studiów magisterskich, a co za tym idzie, przyjdzie czas na poważne rozglądanie się za pracą. Na razie jednak przede mną stresujące miesiące sesji i trudne początki związane z pisaniem pracy dyplomowej ;). Wierzę jednak, że gdzieś pomiędzy nauką do egzaminów i pisaniem kolejnych rozdziałów pracy znajdę czas na relaks w postaci czytania książek niezwiązanych z pedagogiką społeczną :). Oby, oby! Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...