piątek, 31 stycznia 2014

Stosik styczniowy

Oto książkowe nabytki kończącego się miesiąca. Jak widać poniżej, w stosiku dominuje wydawnictwo M. Jestem bardzo ciekawa, które z jego pozycji przypadną mi do gustu najbardziej.
Od dołu:
- Pismo Święte - prezent od wydawnictwa M; przepiękne wydanie, spójrzcie tylko:
- "Ślady krwi" - Jan Polkowski - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa M;
- "Ścieżka nad drogami. Fraktale" - Bohdan Urbankowski - jak wyżej;
- "I stała się ciemność" - Marcin Wolski - jak wyżej;
- "Mrówki w płonącym ognisku" - Teresa Oleś-Owczarkowa - jak wyżej;
- "Orlęta Lwowskie" - Jenő Szentiványi - jak wyżej;
- "Zniewolony. 12 Years a Slave" - Solomon Northup - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Replika;
- "Easylog" - Mariusz Zielke - recenzencka, otrzymana od portalu Business & Culture; recenzja TUTAJ.

Ponadto e-booki:
- "Szmaragdowa tablica" - Carla Montero;
- "Niemiecki bękart" - Camilla Läckberg;
- "Syrenka" - Camilla Läckberg;
- "Poradnik pozytywnego myślenia" - Matthew Quick;
- "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" - Matthew Quick;
- "Trafny wybór" - J.K. Rowling;
- "Bez odwrotu" - Tess Gerritsen.

Z całą pewnością w następnej kolejności wybiorę coś od wydawnictwa M, najprawdopodobniej "Mrówki w płonącym ognisku", a później "Zniewolonego". Luty zapowiada się interesująco, ale też wydaje mi się, że minie pod znakiem niełatwych i emocjonalnych książek. A w najbliższych dniach, oprócz podsumowania stycznia i zapowiedzi lutowych, pojawią się na blogu recenzje dwóch powieści - "Torsji" Łukasza A. Zaranka (lektura kompletnie nie dla mnie, niestety) oraz "Drogi przez kłamstwa" Ann Cleeves (widać poprawę od czasów "Przynęty", Vera Stanhope zaczyna podobać mi się coraz bardziej), także "do zobaczenia" wkrótce :).

czwartek, 30 stycznia 2014

#5 Znalezione w sieci - wymiana książek w Zabrzu

Poniższa oferta skierowana jest do wszystkich czytających, którzy nie mają pomysłu na to, co zrobić z niepotrzebnymi książkami wydanych w latach 2000-2014, no i oczywiście tych, którzy są w stanie dojechać do Zabrza ;).

Śląscy Blogerzy Książkowi oraz Księgarnia "Victoria" zapraszają na wielką wymianę książek, która odbędzie się 1 lutego 2014 roku w godzinach 14.00-19.00 w herbaciarni "Czajnik" przy ul. Św. Barbary 18a w Zabrzu.

"Ile przynosisz tyle wynosisz" to główna zasada akcji. Książki będą wymieniane w dwóch kategoriach (ze względu na datę wydania książki): od 2000 do 2007 i od 2008 do 2014. W grę wchodzi tylko beletrystyka dla dorosłych (ewentualnie dla starszej młodzieży). Wykluczone są więc książki dla dzieci, podręczniki, poradniki, komiksy itp. Wymiana odbywać się będzie "z ręki do ręki" - jeśli zainteresuje kogoś dana pozycja na stoliku z danej kategorii to wymieni ją na własne książki z tej samej kategorii (decyduje rok wydania). Jeśli mimo usilnych starań nie wypatrzy niczego ciekawego, to przyniesione przez siebie książki będzie mógł wymienić na kupon rabatowy o wartości - 20% na zakupy w Księgarni "Victoria" w Zabrzu ważny przez 10 dni. Książki pozyskane w wymianie za kupon rabatowy będą dostępne na kolejnej wymianie/zostaną przekazane na rzecz akcji organizowanej przez Sztukater.

środa, 29 stycznia 2014

"Easylog" - Mariusz Zielke

Wydawnictwo: Akurat, 2014.
Liczba stron: 352.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 18.01.2014.
Zakończenie lektury: 19.01.2014.
Moja ocena: 7/10.

Mariusz Zielke to polski dziennikarz śledczy i gospodarczy, absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Laureat Grand Press, założyciel Niezależnej Gazety Internetowej, autor kontrowersyjnych i skandalizujących thrillerów, w tym "Wyroku" i "Formacji trójkąta". Jego najnowsza książka to "Easylog" i to o niej właśnie będzie mowa poniżej.

Nie miałabym nic przeciwko postępowi technicznemu, gdyby nie to, że jego tempo z roku na rok jest coraz większe, a jego podstawowym celem staje się już nie ułatwienie człowiekowi życia, lecz uczynienie je wygodnym. Nie, nie jestem staroświecka; w miarę orientuję się we wszelkich nowościach chociażby w świecie elektroniki, wszechobecnych komputerów, sieci internetowych, telefonów komórkowych i ich pochodnych, niektóre z nich akceptując, inne nie, ale przeraża mnie fakt, do czego to wszystko - cały ten technologiczny miszmasz - zmierza. Nie uśmiecha mi się wizja człowieka funkcjonującego w pewnego rodzaju nienamacalności zdominowanej przez inteligentne urządzenia, maszyny i inne twory. W powieści "Easylog" została zaprezentowana namiastka ludzkiego życia na pograniczu rzeczywistości i wirtualności, które z jednej strony może fascynować, z drugiej zaś - budzić pewne obawy i wątpliwości. Ale oprócz tematyki typowo technologicznej czytelnik znajdzie tutaj elementy charakterystyczne dla kryminału czy sensacji, co razem daje niebanalny thriller z misternie utkaną fabułą, w którym do samego końca nie wiadomo, co jest grane, co jest prawdą, a co fikcją, komu ufać, a komu nie.

Główny bohater, trzydziestopięcioletni Ben Stiller, to dawny technolog prężnie działającej korporacji SkyCom. Dawny, bo dziesięć lat temu zginęła jego ukochana, Sally, i po jej śmierci nie był w stanie pracować tam dalej, zwłaszcza że w najbliższym otoczeniu natykał się na ludzi, których uważał za posiadaczy nieczystych sumień. Założył własną firmę Easylog będącą agencją specjalizującą się w obsłudze konferencji i eventów, znalazł sobie nową dziewczynę, Amandę, i wszystko układało się w miarę pomyślnie aż do pewnego dnia, kiedy to Ben zauważa niedaleko jednej z plaż Sally. Niby to niedorzeczne, ale mężczyzna nie może przestać o tym myśleć, tym bardziej że policja decyduje się powrócić do sprawy śmierci dziewczyny. Jakby tego było mało, Stillerem zaczyna się interesować mafia. Dlaczego? Co tak naprawdę wydarzyło się dziesięć lat temu? Czy Sally rzeczywiście została zamordowana, jak twierdzi i zawsze twierdził Ben?

Ów wątek z Sally - jej owiane tajemnicą zniknięcie i ponowne pojawienie się po bardzo długim czasie - momentalnie skojarzył mi się z kryminałem "Nie mów nikomu" Harlana Cobena. Inne wątki z kolei, przede wszystkim te związane z sensacyjnymi pościgami za Stillerem czy mafijnymi porachunkami, minimalnie upodobniły "Easylog" do powieści Simona Kernicka, ale to, co Zielke zrobił z całokształtem swego utworu, to, jak skonstruował fabułę sprytnie manipulującą czytelnikiem, i to, w jaki sposób ją zakończył, jest nieporównywalne. Przynajmniej na tę chwilę mój umysł nie potrafi znaleźć żadnej pozycji literackiej, która mogłaby w pewnym sensie odpowiadać pomysłowości polskiego pisarza. Natomiast jeśli chodzi o jego styl... cóż, nie da się ukryć - Zielke pisze nowocześnie, jak rasowy Amerykanin i pod tym względem jego książka w ogóle nie przypomina polskich thrillerów. I wcale nie chodzi tutaj o to, że akcję autor osadził między innymi w Los Angeles, od czasu do czasu tylko wprowadzając do niej polskie akcenty, po prostu to, w jaki sposób operuje językiem, nadaje tempo akcji i wzbogaca ją o poszczególne wydarzenia, przywodzi na myśl powieści pisarzy amerykańskich czy brytyjskich.

Narracja przeważającej części "Easylog" prowadzona jest w pierwszej osobie - odbiorca widzi świat oczami Bena, który potrafi go nieźle zaintrygować, omamić i oczarować swoją inteligencją i pewnością siebie. Wyjątkami są rozdziały poświęcone członkom mafii - mamy w nich do czynienia z narracją trzecioosobową. Postaci pojawiających się w książce nie ma przesadnie wiele, przez co spokojnie można się połapać, kto jest kim. Dużo gorzej jest już z ich zamiarami i usilnie skrywanymi sekretami, które są odkrywane stopniowo lub dopiero w finale powieści. Mamy więc parę paskudnych kreatur, parę geniuszy i piękne kobiety, czyli wystarczający zestaw charakterów, który można obarczyć udziałem w sensacyjnej rozróbie.

Jej tłem jest wspomniana już na samym początku niniejszej opinii tematyka dotycząca nowoczesnych technologii, niezwykle istotna dla rozgrywających się w thrillerze wydarzeń, jak i szalenie interesująca, absorbująca, a zarazem niepokojąca. Zielke wprowadza czytelnika w świat elektroniki, w którym rządzi nie komputer, lecz urządzenie zwane Wallym ("niesłychane w swojej prostocie połączenie tableta, komputera, telefonu z funkcjami społecznościowymi i siecią. Praca, rozrywka, znajomi - wszystko w jednym miejscu. Do tego niemal prawdziwe wirtualne życie (...) Simply Wally - jak go reklamowano - mówisz i masz, teraz z poleceniami głosowymi"*), i świat Internetu zdominowany nie przez Facebooka, lecz Wallnet, wirtualne środowisko awatarów będących wirtualnymi "ja" ludzi, którzy dali mu się uwieść, napędzane sztuczną inteligencją Wally'ego.
"- Co robi ten awatar? (...)
- Uczy się.
- Uczy?
- Tak. Uczy się twoich zachowań, przyzwyczajeń, zainteresowań, sympatii, a z drugiej strony stara się rozpoznać, co wzbudza twoją niechęć, odrazę, co cię odrzuca, dołuje i czego nie chcesz oglądać.
- Eeee... A po co?
- Żeby pomóc ci się odnaleźć w świecie informacji, a w razie potrzeby zastąpić cię albo asystować przy podejmowaniu decyzji. Może być twoim przyjacielem, pożądanym wrogiem, partnerem w grze lub przeciwnikiem, może cię chronić lub prowokować i szkolić. W zależności od preferencji i ustawień. Jeśli chcesz, może w sieci prowadzić własne życie. Taka elektroniczna maskotka. Twoje wirtualne alter ego. Zabawka, którą kontrolujesz w stu procentach albo tylko w jakimś stopniu. Albo której w ogóle nie kontrolujesz"**. Wszystko to prezentuje się niczym jakaś zaawansowana wersja gry "The Sims". Zaawansowana, ale i niepozbawiona czyhających na gracza niebezpieczeństw w postaci chociażby uzależnienia czy utraty kontroli nad jego prawdziwym życiem. To zabawa, przygoda, Ale tylko pozornie świetna.

Cieszę się, że w całym tym nawale nowości polskiego rynku wydawniczego udało mi się dostrzec "Easylog". Oczywiście, stało się to dzięki zachęcającemu opisowi, bo gdyby nie on i miałabym sugerować się na przykład okładką, z całą pewnością najnowsza powieść Mariusza Zielke byłaby mi przez długi czas - jeśli nie wcale - nieznana. Korekta tekstu również nie pozostaje bez drobnych wad, można bowiem znaleźć w nim literówki typu "Angelina Joli", "skukces", gdzieniegdzie jakiś brak przecinka czy kropki, ale na ogół nie przeszkadzały mi one w lekturze, która i tak, powodowana dreszczykiem emocji i niekończącymi się pytaniami rodzącymi się w mojej głowie, na które koniecznie musiałam poznać odpowiedzi, minęła mi w mgnieniu oka. Nawet, mimo rewelacyjnego zakończenia, żałowałam, że tak szybko. Miłość, tajemnica, zemsta i przebiegłość w doskonałym wydaniu. Książkę polecam osobom, którym nieobce są zagadkowe i nieźle zakręcone thrillery, oraz pasjonatom technologicznych nowinek.

*s.64
**s.228

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję portalowi Business & Culture.

sobota, 25 stycznia 2014

"Gorycz szczęścia" - Susan Lewis

Tytuł oryginału: "Out of the Shadows".
Tłumacz: Zofia Łomnicka.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2012.
Liczba stron: 644.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 16.01.2014.
Zakończenie lektury: 17.01.2014.
Moja ocena: 6/10.

Susan Lewis urodziła się w 1956 roku. Jest brytyjską autorką ponad trzydziestu książek, w tym dwóch autobiograficznych. Niegdyś pracowała w telewizji, a jako pisarka zadebiutowała w 1988 roku. Wspiera instytucje pomagające kobietom borykającym się z rakiem piersi i osieroconym dzieciom.

"Wybór niewłaściwego mężczyzny to jak zgubienie losu, na który padła wygrana na loterii. Najpierw są nadzieje, marzenia, perspektywa sięgnięcia do gwiazd. Potem nadchodzi druzgocząca rzeczywistość. Ktoś, kto zgubi los, miałby ochotę się zastrzelić. Gdy rzecz dotyczy mężczyzny, zastrzelić jego (...) Wybór niewłaściwego mężczyzny oznacza rezygnację ze wszystkich wspaniałych okazji, które oferuje ci życie, choć wcześniej uważałaś, że to on jest tą wspaniałą okazją (...) Wybór niewłaściwego mężczyzny to pomyłka, którą popełniasz tylko raz w życiu, a przynajmniej tak ci się wydaje"*. Tak twierdzi, i ma do tego prawo, trzydziestosześcioletnia Susannah, której małżeństwo potoczyło się nie tak, jak trzeba. Mąż Duncan uzależnił się od narkotyków i wylądował w więzieniu, zostawiając ją samą z dzieckiem - córeczką Neve - na utrzymaniu. Teraz Neve ma prawie czternaście lat. Jej matka, niegdyś dobrze opłacana aktorka, finansowo ledwo wiąże koniec z końcem, podejmując się różnych prac, by zaspokoić najważniejsze potrzeby córki. W najgorszych chwilach wspiera ją przyjaciółka od serca, Patsy, oraz stara ciotka, Lola. Pewnego dnia, aby poprawić matce samopoczucie i choć trochę ją uszczęśliwić, Neve wymyśla podstępny plan, w który wciąga także Patsy. Dzięki niemu Susannah nawiązuje ponowną znajomość ze swoim byłym chłopakiem z młodzieńczych lat. Owa znajomość jednak owocuje nie tylko szczęściem Susannah, ale i cierpieniem Neve, która również... zakochuje się w Alanie.

"Trudno zaufać życiu, gdy po pierwszych marzeniach nie został nawet ślad i dawno już przestało się wierzyć, że może zabłysnąć światło, które rozjaśni mrok"**. Mimo niełatwej przeszłości, Susannah udaje się wyjść na prosto. Za sprawą starej-nowej miłości i podjęcia pracy w serialu cieszącym się dużą popularnością wśród widzów bohaterka rozkwita na nowo, ale trochę zbyt szybko zmniejsza swoje zainteresowanie domem i tym, co dzieje się z jej własną córką. A Neve staje się wręcz nie do zniesienia - robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę Alana, by być jak najbliżej niego przy każdej okazji, jawnie zazdrości matce jej nowego partnera i odnosi się do niej z wielką wrogością. Nie podobało mi się to - zarówno samo zachowanie Neve, jak i bierna postawa Susannah, która bardzo słabo stara się ujarzmić nieznośną nastolatkę, czepiając się usprawiedliwień jej poczynań wysnuwanych przez Alana będącego z zawodu psychologiem. Odniosłam wrażenie, że to, co w powieści ma do powiedzenia Alan, jest świętością i wszyscy we wszystkim się z nim zgadzają. Wielka szkoda, bo gdyby nie byli nim tak zaślepieni, zdołaliby dostrzec, że z Neve dzieje się coś złego. Ta młoda bohaterka budziła we mnie różne uczucia, które były praktycznie adekwatne do jej nastrojów. W dalszej części "Goryczy szczęścia" jej rozterki przypominają poruszającą historię zagubionej nastolatki, z której zakpił los i która w momentach największej bezradności nie ma na kogo liczyć - matka zapracowana, ojciec po wyjściu z więzienia również, w dodatku daleko od Londynu, a jedyne, co potrafi Alan, to mącić jej w głowie psychologiczno-filozoficznymi założeniami.

Fabuła książki Lewis jest dość zaskakująca. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, jaki zaserwowała autorka. Myślałam, że będzie to typowy romans, tymczasem "Goryczy szczęścia" bliżej do dramatu obyczajowego, choć niepozbawionego zabawnych elementów. Wątkiem, który wiedzie prym w tym humorystycznym aspekcie, jest znajomość Patsy z nieco dziwnym, acz pociesznym Frankiem, z którym ma okazję pracować w jednej z najbardziej znanych firm kosmetycznych we Francji. Frank to ciekawa postać, niezwykle intrygująca i skrywająca jakieś tajemnice, które chce się koniecznie poznać. Czego mi zabrakło, to tłumaczenia wszelkich kwestii francuskich, jakie pojawiają się w tekście utworu. Nie chciało mi się w trakcie lektury sięgać po słownik; język francuski jest dla mnie całkowicie obcy, dlatego większość zwrotów była dla mnie po prostu niezrozumiała, ewentualnie próbowałam się tego i owego domyślić.

Poza tym książkę czytało mi się sprawnie i szybko, zapewne za sprawą nie tylko interesującej fabuły, która obfituje w wiele mniej lub bardziej pochlebnych zdarzeń, ale też przystępnego języka, w którym jednak zabrakło mi pewnego rodzaju dojrzałości i powagi. Jestem pewna, że gdyby nie ich brak, charakter "Goryczy szczęścia" stałby się jeszcze bardziej smutny i dramatyczny. Uwaga dla potencjalnych czytelników - nie należy obawiać się sporej liczby stron, gdyż każda z nich została zadrukowana dość dużą czcionką i niedużą ilością tekstu. Ponadto, jak już wspomniałam, utwór czyta się szybko i jego objętość jest praktycznie nieodczuwalna. A teraz coś na poprawę humoru, czyli chochliki, jakie ominęła korekta - szczególnie dwa są warte uwagi: błąd składniowy "ja bym je zjadłabym" oraz błąd podpadający pod fonetyczny, czyli słówko "gównie" zamiast "głównie".

"Gorycz szczęścia" Susan Lewis to powieść obyczajowa o urokach i trudach samotnego rodzicielstwa, skutkach, jakie może powodować niedostateczna opieka rodzica nad dzieckiem, o miłości, zauroczeniu, szczęściu, cierpieniu i młodzieńczym buncie. Miłośnicy branży kosmetycznej i aktorskiej również znajdą w tej książce coś dla siebie. Problemy rodzinne i zawodowe jej bohaterów piętrzą się tutaj niczym stosy książek w domach książkoholików. Podczas lektury można się pośmiać, ale i ponarzekać czy podenerwować. Całkiem udany utwór z przyjemnym wstępem, zakończeniem, ale już nie zawsze przyjemnym rozwinięciem. Można się zapoznać.

*s.9
*s.205

czwartek, 23 stycznia 2014

"Przynęta" - Ann Cleeves

Tytuł oryginału: "The Crow Trap".
Tłumacz: Ewa Kowalska.
Wydawnictwo: Amber, 2013.
Liczba stron: 416.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 12.01.2014.
Zakończenie lektury: 14.01.2014.
Moja ocena: 6/10.

Ann Cleeves to brytyjska pisarka mająca na koncie ponad dwadzieścia powieści, które są wydawane w wielu krajach na całym świecie. Za "Czerń kruka" została uhonorowana w 2006 roku nagrodą Duncana Lawrie Daggera, a rok później - szwedzką nagrodą Martina Becka. Po jej utwory często sięgają producenci filmów i seriali. Serial "Vera" od prawie trzech lat cieszy się dużą popularnością wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii i nie tylko.

Północna Anglia, okolice Kimmerston. Na położoną na wzgórzach farmę Black Law przyjeżdża Rachael Lambert, ekolog, przewodnicząca badań, które mają na celu wykazanie, czy na tutejszych terenach może zostać wybudowana kopalnia. Tuż po przybyciu na miejsce kobieta znajduje zwłoki przyjaciółki, Belli Furness, która mieszkała na farmie wraz ze sparaliżowanym po wylewie mężem. Bella popełniła samobójstwo, lecz Rachael w to nie wierzy. Postanawia więc przyjrzeć się nieco bliżej okolicznej wsi i jej mieszkańcom, a także firmie, która zatrudnia ją i dwie inne kobiety - botanik Anne Preece i biolog specjalizującą się w środowisku zwierząt Grace Fulwell. Mimo napięcia towarzyszącemu śmierci Belli, bohaterki muszą sobie jakoś radzić, mieszkając razem w jednej chacie i prowadząc badania na wzgórzach. Wkrótce jednak ginie jedna z nich, wówczas do akcji wkracza policja z inspektor Verą Stanhope na czele.

A dzieje się to dopiero mniej więcej w połowie "Przynęty". Po wyczerpujących, acz nie od razu wszystko wyjaśniających opowieściach dotyczących każdej z wyżej wymienionych postaci kobiecych, ich przeszłości, problemów i sekretów (najbardziej podobały mi się rozdziały poświęcone ciekawej, a zarazem smutnej historii Grace), fabuła utworu zostaje wzbogacona o kolejną osobę, czyli właśnie Verę Stanhope, której towarzystwa najczęściej dotrzymuje młody sierżant Joe Ashworth. Przyznaję, że miałam wielkie oczekiwania co do postaci tejże pani inspektor. Naczytałam się przecież wielu pochlebnych opinii na jej temat, jakoby była ona jedną z najbardziej interesujących i rewelacyjnych bohaterek literackich. Niektóre z nich zostały nawet zaprezentowane na tylnej okładce "Przynęty". Tymczasem wcale nie jest tak, że Vera gra główną rolę w kryminale Cleeves. Jest raczej średnio ciekawym, aczkolwiek czasami zaskakującym dodatkiem o nietypowym, jak na policjantkę, wyglądzie. "Do saloniku weszła kobieta - duża, przy kości, z kartoflowatym nosem i stopami wielkimi jak u mężczyzny. Nogi miała gołe - nosiła tylko skórzane sandały - kwadratowe palce u stóp upaćkane błotem. Cera cała w plamach, dziobata (...) Kobieta stała w przezroczystym płaszczu przeciwdeszczowym, woda skapywała z niego na podłogę, a siwe mokre włosy kleiły się do czoła. Wyglądała jak podstarzała turystka, którą podczas wędrówki złapała niespodziewana ulewa"*. Prowadzone przez Verę śledztwo składa się z niebezpiecznych, często też spontanicznie dobieranych metod, w wyniku czego większą robotę w jego zakresie odwalają Anne, Rachael i jej matka, Edie, która uwielbia się do wszystkiego wtrącać, jest bystra, a dzięki temu nie można jej nie lubić. Chyba po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim, że w powieści kryminalnej policja czy detektyw bardzo chętnie współpracuje ze świadkami. Owszem, według własnych planów i strategii, ale ta współpraca bardziej przypomina plotkowanie, swobodną wymianę spostrzeżeń, hipotez i informacji, nawet tych poufnych. Momentami charakter pracy Stanhope wydawał mi się mało profesjonalny. Wracając jeszcze na chwilę do jej osoby - mam nadzieję, że w innych utworach Cleeves jest ona wyrazistsza i będę w stanie zacząć żywić do niej jakieś uczucia. W porównaniu z serialową wersją (graną przez Brendę Blethyn), która przypadła mi do gustu od pierwszego jej ujęcia w kadrze, ta książkowa wypada - jak na razie - blado. To samo tyczy się Joego Ashwortha, który w "Przynęcie" przypomina wiernego sługę pani inspektor, od czasu do czasu pojawiając się w towarzystwie innych bohaterów, tymczasem w trzecim odcinku "Very" powstałym na bazie właśnie tego kryminału Cleeves Joe sprawia wrażenie dobrego policjanta borykającego się z problemami rodzinnymi, które w książce już tak uwypuklone nie są. No i jest na co popatrzeć - David Leon należy do całkiem przystojnych aktorów. Skoro już jestem przy kwestii serialu, napomknę jeszcze, iż warto poświęcić mu swoją uwagę, chociażby w celu pozachwycania się wspaniałymi zdjęciami, krajobrazami i ogólnym dość ponurym klimatem północnej Anglii.

Cleeves ma swój styl, zdecydowanie. Jakże się on różni od na przykład stylu S.J. Bolton, która również jest Angielką i specjalizuje się w kryminałach! "Przynęta" emanuje chłodem, język autorki jest oschły i pozbawiony emocji, przez co na początku lektury miałam problem z przystosowaniem się do jej nastroju. I niekoniecznie mi się to uśmiechało. Gdzieniegdzie w tekście pojawiają się przebłyski dobrego humoru czy sarkazmu, ale aż wydają się one nie na miejscu - tak jak wesołość czytelnika - bo w tak poważnym i ponurym tonie prezentuje się całokształt powieści. Odczuwalnie napięcie jest niewielkie, za to ciekawość odbiorcy bierze górę i brnie on do samego końca w poszukiwaniu odpowiedzi na takie pytania, jak: "o co w tym wszystkim chodzi?", "kto i dlaczego zabija?", "kto tak naprawdę jest katem, a kto ofiarą?". Historia rozgrywająca się na farmie Black Law i w jej okolicach przedstawiona jest jakby z kilku perspektyw, oczami różnych bohaterów, dzięki czemu poszczególnie elementy misternej układanki niespiesznie wskakują na odpowiednie miejsca. Tutaj każdy ma jakieś sekrety, wadliwą przeszłość, rozbitą rodzinę, podejrzane interesy lub po prostu intencje, dlatego trudno jest stwierdzić, kto w tym utworze ma czyste sumienie, a kto nie. A żeby było jeszcze trudniej, pisarka przy każdej nadarzającej się okazji zaznacza, że ta i ta osoba jeździ range lub land roverem (co jest zrozumiałe w przypadku terenów, na których osadziła akcję), a po momencie, w którym dochodzi do stłuczki samochodu Rachael z tajemniczym białym autem, nagle wszyscy z okolicy zaczynają poruszać się właśnie białymi wozami, więc nici z wyszukiwaniem podejrzanych przy wzięciu pod uwagę kwestii motoryzacyjnej. Strasznie mnie to irytowało - zbyt mocno rzucała się w oczy każda wzmianka na temat pojazdów (ich marek i kolorów), jakie przewijają się w fabule.

Tak jak większość "Przynęty" toczyła się w umiarkowanym tempie, tak z jej zakończeniem Ann Cleeves uwinęła się bardzo szybko i żałowałam, że to już - koniec. Przyznać jednak muszę, że jak się tak spojrzy na całość już po zakończeniu czytania tej książki, to idzie wywnioskować, iż autorka wykazała się niezwykłą pomysłowością, sprytem i wykonała kawał dobrej pracy, powołując do życia tę powieść. Powieść raczej spokojną, zahaczającą o brytyjskie kryminały końca XIX i początku XX wieku, w których prym wiedzie istota zagadek, a nie rozlew krwi czy szaleńcze pościgi uzbrojonej po zęby policji za mordercą. Jestem ciekawa, czy inne utwory z Verą Stanhope w roli, niech będzie, że głównej, są podobne do "Przynęty", czy może nieco mocniejsze, brutalniejsze i tętniące życiem. Mam nadzieję, że to drugie. Wkrótce się przekonam - zarówno "Droga przez kłamstwa", jak i "Ukryta głębia" już czekają, spoczywając na półce, na swoją kolej.

*s.183-184

Za książkę dziękuję portalowi IRKA.

środa, 22 stycznia 2014

#4 Znalezione w sieci - spotkanie autorskie z Nikodemem Pałaszem

15 stycznia 2014 roku na polskim rynku wydawniczym pojawiła się "Brudna gra" autorstwa Nikodema Pałasza, kryminał, którego akcja została osadzona w świecie sportu. Przyznaję, że mam wielką ochotę na lekturę tej książki i mam nadzieję, że wkrótce będę miała okazję się z nią zapoznać.
Gwiazda światowego sportu, triumfator Wimbledonu, polski tenisista Artur Malewicz zostaje zamordowany w swoim ekskluzywnym apartamencie. Zabójstwo ma miejsce dzień po ostatnim turnieju sezonu – World Championships w Londynie, który Polak wygrał w mistrzowskim stylu.
Dochodzenie w sprawie zabójstwa Malewicza prowadzi inspektor Wiktor Wolski, były amatorski mistrz Polski w boksie, historyk sztuki i niedoszły filolog. Porzucił uniwersytet, by wstępując do policji, rozwikłać zagadkę morderstwa swojego ojca. 
Wolski wnika w mroczny świat zawodowego tenisa. Płatny seks, doping, ustawianie meczów. Tu wszystko jest możliwe i każdy wydaje się podejrzany... Okazuje się, że nawet inspektor Wiktor Wolski, w imię wyższych celów, musi czasem rezygnować ze swoich zasad.

Nikodem Pałasz (w środowisku sportowym znany jako Nikodem Jaworski), od wielu lat pracujący jako manager sportowy czołowych polskich tenisistów, kreśli wizję sportu XXI wieku. Pod maską kryminału portretuje sieć zależności, brudne interesy i mroczne tajemnice środowiska min: ustawianie meczy i doping.
Autor bezkompromisowo ujawnia kulisy sportowego biznesu. Rozdarcie koszulki, wyglądające na spontaniczny gest zwycięstwa, jest starannie zaplanowanym działaniem marketingowym. Specjaliści od wizerunku nie opuszczają gwiazd na krok. Decydują co powiedzieć, z kim zjeść lunch, z kim pójść do łóżka. Lektura „Brudnej gry” sprawi, że oglądanie sportowej rywalizacji nie będzie już takie samo. Czytelnik powieści Pałasza, oglądając porażkę lidera rankingu z outsiderem, zdaje sobie sprawę, że może być to coś więcej niż sensacyjna wpadka.

Więcej informacji, ciekawostki i opinie na temat książki znajdziesz TUTAJ.

A już za tydzień, 29 stycznia 2014 roku o godzinie 18.00, odbędzie się spotkanie z autorem "Brudnej gry", Nikodemem Pałaszem. Organizatorzy zapraszają do Warszawy, do MiTo art café books przy ul. Waryńskiego 28. Wstęp wolny! Szczegóły TUTAJ.

wtorek, 21 stycznia 2014

"Zagubieni" - S.J. Bolton

Tytuł oryginału: "Like This, For Ever".
Tłumacz: Agnieszka Kabala.
Wydawnictwo: Amber, 2013.
Liczba stron: 400.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 10.01.2014.
Zakończenie lektury: 10.01.2014.
Moja ocena: 8/10.

S.J. (Sharon) Bolton to pochodząca z małego miasteczka Chiltern Hills w hrabstwie Oxfordshire powieściopisarka specjalizująca się w thrillerach. Jest autorką siedmiu książek, z których jedna, "Awakening", zdobyła w 2010 roku nagrodę Mary Higgins Clark.

Od wydarzeń mających miejsce w "Karuzeli samobójczyń" minęło niewiele czasu. Lacey Flint przebywa na zwolnieniu lekarskim i nieobce jej są wizyty u psychologa. Nie może sobie poradzić zarówno z przeszłością, jak i uczuciem, jakie żywi do kolegi po fachu, Marka Joesbury'ego. Jedyną okazją do zaprzestania myślenia o przygnębiających rzeczach jest dla niej najnowsza sprawa, nad którą pracuje londyńska policja. W mieście bowiem grasuje morderca małych chłopców. Ofiary, którym podcina gardła, mają około dziesięciu, dwunastu lat. Nikt nie wie, czy zabija mężczyzna, kobieta, czy może ktoś, kto uważa się za wampira. Mimo kategorycznego zakazu brania udziału w śledztwie, Lacey zostaje w nie wplątana. A wszystko to za sprawą jej jedenastoletniego sąsiada, Barneya Robertsa, inteligentnego chłopca, który wykazuje duże zainteresowanie działalnością tajemniczego zabójcy.

Jak się szybko okazuje, to nie Flint gra pierwsze skrzypce w "Zagubionych" - jest jej tutaj wyjątkowo mało i przeważające sceny z jej udziałem to te związane z wizytami u psychologa (interesujące, tak swoją drogą, bo dzięki nim widać, że Lacey nadal skrywa jakieś sekrety z dawnych lat), z wizytami w więzieniu u bliskiej jej osoby, z którą przyszło jej się zmierzyć w "Ulubionych rzeczach", oraz z niekończącymi się rozterkami miłosnymi dotyczącymi nikogo innego, jak Joesbury'ego. Nie chcę być złośliwa, ale jak tak dalej pójdzie, to sprzątnie go Flint sprzed nosa nawet lesbijka - jej szefowa, Dana, której orientacja seksualna wydaje mi się coraz bardziej podejrzana. Za głównego bohatera powieści można więc uznać wspomnianego wcześniej Barneya. Chłopiec mieszka tylko z zapracowanym ojcem, jego matka odeszła, gdy miał prawie cztery lata (w jaki sposób odeszła? gdzie teraz jest? - zastanawiałam się przez większość czasu spędzonego na czytaniu utworu, praktycznie dopóki nie otrzymałam odpowiedzi), cierpi na zaniki pamięci, a ponadto cechują go niebywała spostrzegawczość i logiczne myślenie, które niejednokrotnie doprowadzają go do snucia niepokojących koncepcji na temat tego, co dzieje się z chłopcami w jego wieku. Barney jest jedną wielką zagadką i wzbudza w czytelniku różne emocje, począwszy od uwielbienia, przez współczucie, aż po strach. To bardzo skomplikowane dziecko, a zarazem najlepsza - jak dla mnie - postać "Zagubionych".

A jeśli chodzi o ogół fabuły książki, no cóż, po raz kolejny muszę się powtórzyć - Bolton jest naprawdę dobra, a w jej głowie rodzi się mnóstwo niebanalnych kryminalno-psychologicznych pomysłów, które z wielkim powodzeniem realizuje. Przeczytałam dopiero trzy książki jej autorstwa (bo dopiero tyle ukazało się w Polsce), a już mogę nazwać się jej fanką. Pisarka nie ma sobie równych. Starannie planuje akcję powieści i wykonuje porządną pracę, zbierając materiały na określony temat, tworząc postaci i ubierając to wszystko w miły dla oka płaszcz sensu i wyrafinowania, aby zaskoczyć czytelnika w ponadprzeciętnym stylu. Autorka posługuje się raczej rzeczowym i oschłym językiem, co potęguje niepokojący, osadzony w zimnym i ponurym Londynie klimat "Zagubionych". W czasie lektury z każdą kolejną stroną rosły moje obawy - nie tylko z powodu zapuszczania się wraz z bohaterami w nieciekawe zakątki miasta i nadrzecznych plaż, ale przede wszystkim bałam się o to, co jeszcze może pokazać wyrachowany morderca małych chłopców. Niewinnych dzieci. Thrillery z udziałem dzieci chyba zawsze wzbudzają większe emocje, prawda?

Niestety, nie udało mi się trafnie wytypować osoby, która stała za tymi wszystkimi zbrodniami. Do samego końca moje myśli podążały niewłaściwymi torami, ale to chyba dobrze - Bolton wie, jak skutecznie wyprowadzić czytelnika w pole, a następnie go zszokować. Odniosłam jednak wrażenie, że w przypadku niektórych postaci autorka ujawniła zbyt mało tropów usprawiedliwiających czy po prostu wyjaśniających ich czyny i zachowania. Dla przykładu, wyglądało to mniej więcej tak, że przez ponad połowę powieści podejrzewałam pewną osobę o maczanie palców w zabójstwach dzieci, aż tu nagle odbyło się policyjne przesłuchanie i bum! - wyszły na jaw takie nieznane mi dotąd fakty z życia tej osoby, które sprawiły, że mordercy musiałam szukać w kimś innym.

Co jeszcze nie do końca spodobało mi się w tej książce, a co nie jest bezpośrednio związane z jej treścią, to to, iż trafił mi się felerny egzemplarz, w którym - mniej więcej w połowie - brakuje kilkunastu stron. Całe szczęście, że miałam pod ręką elektroniczną wersję "Zagubionych" i mogłam kontynuować lekturę bez przerywania jej na dłużej, czego nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić. W przypadku tak wciągających kryminałów, jak ten, byłoby to wręcz bolesne. Jeśli chodzi o szatę graficzną utworu, wydawnictwo Amber spełniło moje oczekiwania, ale już do korekty miałabym kilka zastrzeżeń - jak zawsze, niestety.

Uważam, że warto - po uprzedniej lekturze "Ulubionych rzeczy" i "Karuzeli samobójczyń", gdyż wątki historii Lacey Flint przeplatają się i łączą ze sobą w każdej pozycji z jej udziałem - poznać "Zagubionych" S.J. Bolton, ponieważ powieść ta zawiera w sobie ogromne ładunki zarówno sensacji, jak i psychologii. To smutny, a zarazem zapierający dech w piersiach thriller, który doskonale uwidacznia żerowanie mediów na ludzkich tragediach i udowadnia, że przeszłość jest w stanie ukształtować człowieka, a efekty tego mogą być naprawdę różne. Ta trudna, przerażająca bądź traumatyczna może znaleźć ujście w niewłaściwych, a nawet makabrycznych czynach.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję portalowi IRKA.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

#3 Znalezione w sieci - promocje wydawnictwa Znak

Wydawnictwo Znak przygotowało dla czytelników kilka ciekawych promocji.

Pierwsza z nich została przygotowana specjalnie dla fanów strony Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki. Aby skorzystać z oferty rabatowej, która wynosi 40 złotych, należy dokonać zakupu książek o łącznej wartości minimum 100 złotych, a przy zamówieniu, TUTAJ, należy wpisać kod rabatowy o treści niestatystyczny40 .
Uwaga - promocja tylko w dniu dzisiejszym, 20 stycznia 2014 roku!

Druga oferuje 300 książek w obniżonych cenach - nawet do 50% taniej przy zamówieniu o łącznej wartości minimum 99 złotych - oraz darmową wysyłkę. Promocja trwa do 31.01.2014 roku. Szczegóły TUTAJ.

Trzecia oferta może łączyć się z poprzednią - korzystając z kodu rabatowego, można kupić co drugą książkę za 1 grosz. Wystarczy wybrać minimum 2 tytuły i TUTAJ wpisać następujący kod rabatowy: 2g053a15c1a8 .
Uwaga - promocja tylko w dniu dzisiejszym, 20 stycznia 2014 roku!

Kolejna umożliwia zakup książek z rabatem 50 złotych przy zamówieniu o łącznej wartości minimum 100 złotych. Wystarczy TUTAJ wpisać kod rabatowy o treści kod50 . Promocja trwa do 23 stycznia 2014 roku i może łączyć się z poniższą akcją "Książka za 1 zł".
W dniu jutrzejszym, 21 stycznia 2014 roku o godzinie 18.00, odbędzie się 3. edycja "Książki za 1 zł" organizowana przez portal KodyRabatowe.pl i wydawnictwo Znak. TUTAJ zostanie opublikowany specjalny kod rabatowy, który będzie upoważniać do zakupu 1 z 200 książek, których tytuły można znaleźć TUTAJ. Kod wystarczy skopiować i wkleić na stronie wydawnictwa Znak.

sobota, 18 stycznia 2014

"Trzynasty dzień tygodnia" - Ryszard Ćwirlej

Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2013.
Liczba stron: 432.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 04.01.2014.
Zakończenie lektury: 10.01.2014.
Moja ocena: 7/10.

Ryszard Ćwirlej to urodzony w 1964 roku pisarz i dziennikarz telewizyjny. Absolwent socjologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, w latach dziewięćdziesiątych pracował w tamtejszym oddziale TVP, natomiast w okresie 1997-2010 - w TVP Poznań. Był reporterem, wydawcą, producentem, a później szefem redakcji "Teleskopu". Od 2011 roku pełni funkcję Zastępcy Redaktora Naczelnego w poznańskim Radiu Merkury. Z jego dzieł pisanych najbardziej znany jest cykl książek o milicjantach z Poznania, których akcja toczy się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

W "Trzynastym dniu tygodnia" wszystko się zaczyna. To pierwszy chronologicznie utwór traktujący o wyżej wspomnianych milicjantach. Świeżo upieczony podporucznik Mirosław Brodziak i chorąży Teofil Olkiewicz ze Służby Bezpieczeństwa mają okazję pracować ze sobą po raz pierwszy i owa współpraca owocuje nie tylko całkiem udaną pod względem towarzyskim znajomością, ale też zabawnymi perypetiami osadzonymi w przestępczym światku.

W mroźną noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku rozpoczyna się w Polsce stan wojenny. Na poznańskich ulicach roi się od czołgów i SKOT-ów, a mieszkańcy miasta zostają pozbawieni radia i telefonów. Polityczne łapanki i liczne aresztowania solidarnościowych działaczy przypominają jeden wielki bałagan, a jakby jeszcze tego było mało, milicjanci przez przypadek znajdują zwłoki mężczyzny, który najprawdopodobniej popełnił samobójstwo we własnym mieszkaniu. Jego lokum jednak zostało przez kogoś dokładnie przeszukane i, jak się okazuje, pozbawione dużej sumy niemieckich marek. Nieco później funkcjonariusze natykają się na kolejny, bardzo podobny przypadek przestępstwa i wszystko wskazuje na to, że ma z nim związek nie tylko działacz "Solidarności", lecz także... milicjant lub ktoś podający się za niego. Śledczy z Komendy Wojewódzkiej MO z porucznikiem Marcinkowskim na czele rozpoczynają dochodzenie w owej tajemniczej sprawie, ciesząc się, że mają okazję oderwać się od chaosu związanego ze stanem wojennym. Ale po piętach depcze im SB, która o wiele bardziej niż mordercą interesuje się skradzionymi pieniędzmi...

Już prawie na samym początku MO zawiera z SB współpracę, ale, jak można się domyślić, to jeden wielki pic na wodę, bowiem oba organy bezpieczeństwa mają inne priorytety i nie zamierzają dzielić się między sobą zdobytymi podczas śledztwa informacjami. Przypomina to więc bardziej rywalizację, w dodatku niezbyt poważną, gdyż zarówno milicjanci, jak i esbecy nie zawsze grzeszą inteligencją, przez co ich akcje są zazwyczaj nieudolne i zabawne, oraz nie stronią od alkoholu. "W tej robocie jak się człowiek nie napije, to nijak się nie da wysiedzieć. Praca jest jak brzydka baba, bez wódki nie da se człowiek rady"*. Tak, alkohol leje się strumieniami z niemalże każdej strony powieści. Momentami wychodziło mi już bokiem czytanie o tych pijackich zapędach, ale jakoś udało mi się przez nie przebrnąć. Niejednokrotnie przecież pokrzepieni wódeczką czy bimberkiem milicjanci (szczególnie Teoś bijący rekordy w piciu) wywoływali uśmiech na mej twarzy, gdy wplątywali się w niecodzienne sytuacje lub prowadzili humorystyczne rozmowy. "No, ale jeśli się rozchodzi o gorzołę, to najlepszy jest kielonek z rana. Co, chlapniemy po maluchu? - Teofil mrugnął porozumiewawczo do kaprala.
- A co tam, panie chorąży, jak dzień zaczynać, to z fasonem, nie? (...) Po małym można, ale więcej nie da rady, bo jeżdżę dzisiaj.
- Łe tam - rzekł i zaśmiał się stary funkcjonariusz. - No i co z tego, że pan jeździsz? A kto was zatrzyma, kapralu? Milicja? Przecież my jesteśmy milicja, nie?"**.

Humoru w "Trzynastym dniu tygodnia" rzeczywiście nie brakuje. Oprócz tych wcześniej przytoczonych doskonałym tego przykładem jest akcja końcowa, w której biorą udział zarówno milicjanci, esbecy, jak i osoby, których tożsamości nie ujawnię, bo zepsułabym całą niespodziankę potencjalnym czytelnikom kryminału Ćwirleja. Gdyby jego książki powstały i zostały zekranizowane w kryminalno-komediowym stylu w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku - tak, koniecznie wtedy - na pewno zrobiłyby furorę i doczekały się miana kultowych.

Niewątpliwie dużym plusem jest też fakt, iż pisarz potrafi z lekkością wprowadzić odbiorcę w PRL-owską atmosferę, zabarwioną wprawdzie trudnościami wynikającymi z kiepskiej sytuacji gospodarczej ówczesnej Polski i różnego rodzaju niesnaskami na tle politycznym, ale i niepozbawioną dobrych relacji międzyludzkich, jeśli wziąć pod uwagę najzwyklejszych mieszkańców - w tym przypadku Poznania i okolicznych miejscowości. Język, jakim posługuje się autor, jest swobodny, swojski i nie brak w nim elementów dobrze mi znanej gwary poznańskiej.

Na ogół więc fajnie czytało mi się "Trzynasty dzień tygodnia". Wyjątkami były przydługie opisy historii i zwyczajów mniej ważnych bohaterów i powolny rozwój akcji w pierwszej połowie książki, w wyniku czego nuda nie była mi tak całkowicie obca. Ponadto - na minus - zaliczyłabym ogrom nazwisk. W kryminale pojawia się mnóstwo postaci, zarówno tych pierwszo-, jak i drugoplanowych. Największy problem miałam z dopasowywaniem części z nich do ich tytułów i pełnionych funkcji. Niejednokrotnie osobę kapitana myliłam z osobą komendanta czy porucznika z podporucznikiem, nie byłam też pewna, kto reprezentuje MO, a kto SB. Prawdziwy miszmasz, na szczęście nie przeszkadza on zbyt mocno w ogólnym zrozumieniu fabuły.

Utwory Ryszarda Ćwirleja polecam miłośnikom kryminałów, tym, którzy lubią powspominać dawne czasy, jak i tym, którzy pragną je poznać, a przy tym poprawić sobie humor. Sama mam w planach lekturę wszystkich książek z Brodziakiem i Olkiewiczem w rolach głównych i już nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce wpadnie kolejna z nich.

*s.41
**s.209

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

#2 Znalezione w sieci - gala ebooków 2013 w Publio

W związku z podsumowaniem 2013 roku Publio organizuje głosowanie na najlepsze ebooki ubiegłego roku oraz konkurs (trwający do 21.01.2014), w którym można wygrać atrakcyjne nagrody.
Zajrzyj na Publio i wskaż książki, które Twoim zdaniem powinny wygrać w kategoriach:
- Literatura polska;
- Literatura zagraniczna;
- Debiut roku;
- Nowość w ebooku.
A czy pamiętasz książkę, która zrobiła na Tobie największe wrażenie w zeszłym roku? Możesz zgłosić ją do konkursu... i wygrać jeden z trzech czytników Kindle Paperwhite WiFi.
Szczegóły powyższych atrakcji wraz z regulaminami można znaleźć TUTAJ.
Warto też rozejrzeć się na stronie w poszukiwaniu ciekawych promocji - niektóre książki nawet 50% taniej :).

czwartek, 16 stycznia 2014

#2 Na co polować w styczniu...

...czyli wybrane NOWOŚCI  i  WZNOWIENIA książkowe II połowy stycznia:

"Zniewolony. 12 Years a Slave" - Solomon Northup.
Wydawnictwo: Replika.
Data wydania: 21.01.2014.

Jest rok 1841. Na dwadzieścia lat przed wybuchem wojny secesyjnej Solomon Northup – wolny i wykształcony człowiek z Północy, ojciec dwojga dzieci, szczęśliwy mąż i szanowany obywatel – zostaje podstępem porwany i sprzedany handlarzom niewolników. Tak rozpoczyna się trwająca dwanaście lat dramatyczna odyseja człowieka, który wbrew otaczającej go brutalnej rzeczywistości próbuje przetrwać i nigdy nie tracić nadziei na wolność.
Po jakimś czasie spisuje swoją historię – poruszające świadectwo tego, czym było niewolnictwo w XIX-wiecznej Ameryce.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Istota" - Arne Strobel.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 21.01.2014.

Policja w Akwizgranie dostaje anonimową informację o porwaniu małej dziewczynki. Komisarze Seifert i Menkhoff przeżywają szok, kiedy okazuje się, że ojcem dziecka ma być doktor Joachim Lichner, psychiatra, którego kilkanaście lat wcześniej po spektakularnym procesie poszlakowym wsadzili do więzienia za zamordowanie małej dziewczynki.
Lichner wypiera się wszystkiego, nawet tego, że w ogóle ma dziecko, i podobnie jak przed laty zapewnia o swojej niewinności. Czyżby ktoś znów chciał go wrobić? Dlaczego komisarz Menkhoff tak zaciekle stara się udowodnić mu kolejną zbrodnię? I czemu doktor coraz bardziej plącze się w zeznaniach, gdy tylko dotyczą one jego dawnej kochanki? Rozpoczyna się bezwzględny pojedynek psychologiczny… 
Arno Strobel podejmuje wyrafinowaną grę z czytelnikiem, opowiadając historię ustami komisarza Seiferta, w dwóch coraz bardziej zacieśniających się planach czasowych. Za każdym razem kiedy wydaje się nam, że zbliżamy się do prawdy, autor myli tropy, a pod spodem ukazuje się drugie dno. A potem trzecie…

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Złodziejka książek" - Markus Zusak.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia.
Data wydania: 22.01.2014.

Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki "Podręcznikowi grabarza" uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Wybory" - Ruta Sepetys.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia.
Data wydania: 22.01.2014.

Jest rok 1950. Siedemnastoletnia Josie Moraine, córka prostytutki, pragnie więcej, niż Nowy Orlean może jej zaoferować. Obmyśla więc plan, jak się wyrwać z miasta, lecz tajemnicza śmierć w Dzielnicy Francuskiej wplątuje ją w sieć policyjnego dochodzenia. Los wystawi na próbę lojalność dziewczyny wobec matki oraz Willie Woodley, szorstkiej burdelmamy, na której pomoc w najtrudniejszych chwilach mogła liczyć.
Zawieszona pomiędzy marzeniem o elitarnej uczelni a rzeczywistością mrocznego półświatka, Josie musi podjąć kilka trudnych decyzji. Czy jednak uda jej się zagłuszyć głos sumienia?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Syn" - Michel Rostain.
Wydawnictwo: Albatros.
Data wydania: 24.01.2014.

Wzruszająca, ciepła i zarazem poetycka opowieść o miłości, tragedii i stracie. Lion, dwudziestoletni student psychologii umiera nagle, ledwie dwa dni po zachorowaniu na zapalenie opon mózgowych. Jego śmierć jak grom z jasnego nieba spada na nieprzygotowanych na ogrom bólu rodziców, którzy nie potrafią się pogodzić z utratą dorosłego już dziecka.
Narratorem powieści jest sam Lion, który szczegółowo opisuje przeżycia najbliższych w obliczu dramatu. Zrozpaczony ojciec obawia się, że syn mógł pragnąć śmierci i czekać na nią. Dręczony wątpliwościami przegląda notatki z wykładów, odsłuchuje zapisane rozmowy telefoniczne, wreszcie kontaktuje się z psychoanalitykiem. Wszystko to pozwala mu w inny sposób zobaczyć własne dziecko i poznać je na nowo.
„Syn” to studium rozpaczy i tęsknoty, ale jednocześnie hymn na cześć pamięci, która pozwala zmarłym żyć dalej w ludzkich sercach.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Ptasi śpiew" - Sebastian Faulks.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka.
Data wydania: 27.01.2014.

Amiens, północna Francja, rok 1910. Młody Anglik, Stephen Wraysford, zatrudniony w londyńskiej firmie tekstylnej, zostaje wysłany, aby zapoznać się funkcjonowaniem dużej fabryki René Azaire’a. Zatrzymuje się w domu przemysłowca, którego druga żona, Isabelle, źle traktowana przez męża, jest kobietą pełną niespełnionych marzeń. W dusznej atmosferze mieszczańskiego domu, pod nieobecność gospodarza, między Stephenem a Isabelle wybucha żarliwy romans. Gdy nie można go dłużej ukrywać, kochankowie uciekają do Prowansji. Isabelle zachodzi w ciążę i pewnego dnia, z przyczyn, które ujawni dopiero później, opuszcza Stephena...
Flandria, rok 1916. Stephen jest oficerem piechoty na froncie zachodnim; wbrew wojskowemu regulaminowi w sekrecie prowadzi szyfrowany dziennik, w którym opisuje nie tylko straszliwe efekty ataków artyleryjskich i gazowych, ale wraca także myślami do przeszłości, do Isabelle, jedynej kobiety, którą kochał. Stephen otrzymuje od dowódcy rozkaz dołączenia do oddziału „tunelarzy”, straceńców podkładających miny pod umocnieniami wroga. Latem przenoszą się na południe nad Sommę, gdzie już pierwszego dnia bitwy giną dziesiątki tysięcy Brytyjczyków. Dopiero to potworne doświadczenie uświadamia Stephenowi, co naprawdę liczy się w życiu…
Ptasi śpiew Sebastiana Faulksa to klasyka współczesnej literatury, powieść plasująca się na czele wielu rankingów na najlepszą książkę angielskojęzyczną ostatniego półwiecza. Poruszająca historia niespełnionej miłości w połączeniu z wstrząsającym opisem krwawych wojennych zmagań z czasów I wojny światowej zyskała uznanie na całym świecie, co zaowocowało kilkunastoma wydaniami obcojęzycznymi, a także wieloma adaptacjami teatralnymi i filmowymi.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Ostatni na liście" - Neil White.
Wydawnictwo: Amber.
Data wydania: 28.01.2014.

Joe Parker to najbardziej błyskotliwy prawnik w Manchesterze. Sam Parker - najbardziej nieustępliwy detektyw manchesterskiego wydziału zabójstw. Na obu ciąży nierozwikłane morderstwo ich siostry przed piętnastu laty. I obaj są zaangażowani w sprawę seryjnych zabójstw, które teraz wstrząsają miastem...
Ronnie Bagley zamordował swoją dziewczynę i dziecko. Czeka w więzieniu na proces. Na dwa tygodnie przed rozprawą żąda nowego adwokata. Twierdzi, że obronić go może tylko Joe Parker. Joe podejmuje się tej sprawy. Nie wie, że jego klient jest bardziej przebiegły, niż się wszystkim wydaje. I że on sam wkrótce stanie do rywalizacji z własnym bratem w sprawie najbardziej przerażającego seryjnego zabójcy, jaki kiedykolwiek działał w Manchestrze.
Ani Joe, ani Sam nie przeczuwają, że wspólna przeszłość boleśnie wedrze się do teraźniejszości i doprowadzi obu do szaleńczego wyścigu, w którym stawką jest odpowiedź na pytanie, kto będzie ostatni na liście mordercy…

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Grecka mozaika" - Hanna Cygler.
Wydawnictwo: Rebis.
Data wydania: 28.01.2014.

Korfu, lato 2010 roku. Spokój Jannisa Kassalisa mąci pojawienie się tajemniczej, młodej Polki. Dziewczyna ma podstawy podejrzewać, że jest jego córką... Choć obojgu trudno odnaleźć się w nowej sytuacji, po przełamaniu początkowej nieufności nawiązuje się między nimi nić porozumienia. Jannis stopniowo wyjawia Ninie swą przeszłość i kolejne rodzinne tajemnice. Co wyniknie z tego niezwykłego spotkania? Przeznaczenie bywa przewrotne i wiedzą o tym zwłaszcza Grecy...
Hanna Cygler zaprasza czytelnika na kolejną pasjonującą przygodę, podczas której na przestrzeni lat przemierzy Grecję i Bieszczady, Kraków, Gdańsk, Londyn i Nowy Jork. Przygodę, w której wątki historyczne splecione będą z miłosnymi i sensacyjnymi, a z bohaterami jak zwykle trudno się będzie rozstać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Płomień strachu" - Jack Lance.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 29.01.2014.

Jason Evans wiedzie całkiem zwyczajne życie. Pewnego dnia otrzymuje anonimowy list zawierający polaroidowe zdjęcie cmentarza ze słowami: "Jesteś martwy" na odwrocie. Z początku ma nadzieję, że to tylko niesmaczny żart, wkrótce jednak dostaje drugą wiadomość: "Myślisz, że żyjesz, ale ciebie nie ma". Gdy w kolejnej kopercie znajduje datę własnej śmierci, postanawia działać. Podczas szukania starego cmentarza, trafia na sięgającą głęboko w przeszłość tajemnicę, która może mu zrujnować życie… lub je ocalić.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Testament Mamy" - St John Greene.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 29.01.2014.

W 2005 roku Kate Greene zachorowała na raka. Miała trzydzieści siedem lat. Mimo podjęcia natychmiastowego leczenia, usunięcia piersi, ostrej, wyniszczającej radio- i chemioterapii, nastąpiły liczne przerzuty. "Pewnej nocy naprawdę się przeraziła, że nie dożyje do rana. Postanowiła spisać dla mnie i dla synków swoją listę życzeń. Skończyła ją pisać o czwartej nad ranem".
Lista zawiera sto rzeczy, które mąż ma zrobić, żeby wychować synów na dobrych ludzi, instrukcje, czego ma nie robić, jej nadzieje wobec synków, czteroletniego Finna i sześcioletniego Reeda.
Prosta szczera opowieść męża Kate jest jak dziennik. Dobrze napisany, autentyczny i optymistyczny zarazem. Dający otuchę. Pokazuje też, jak poradzić sobie z bólem i osamotnieniem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Być Esther" - Miriam Karmel.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 29.01.2014.

W swej uroczej, pozbawionej sentymentalizmu powieści Miriam Karmel stworzyła jeden z najznakomitszych literackich portretów ostatnich miesięcy życia kobiety.
Tytułowa Esther kończy osiemdziesiąt trzy lata. Wie, że niedługo przyjdzie jej się pożegnać z życiem i chce to uczynić z godnością, akceptacją końca, z przymrużeniem oka, bez patosu i sprawiania kłopotu najbliższym.
Wspomina swoje dzieciństwo i lata spędzone w roli zwyczajnej pani domu i matki dwójki dzieci, czując lekkie skrępowanie faktem, że tak lekko przeszła, a nawet przefrunęła przez życie. Jedyny większy problem, któremu musiała stawić czoła, dotyczył jej zbuntowanej córki, z którą wciąż nie może się porozumieć. Czy zwariowana podróż do Meksyku pomoże się im zbliżyć po tak wielu latach?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Facet z grobu obok" - Katarina Mazzeti.
Wydawnictwo: Czarna Owca.
Data wydania: 29.01.2014.

Benny jest rolnikiem i marzy o żonie, która zechce dzielić z nim życie. Desirée jest bibliotekarką, dziewczyną z miasta, wykształconą, po studiach, z licznymi zainteresowaniami. Oboje spotykają się przez przypadek na cmentarzu, ona przy grobie tragicznie zmarłego męża, on przy grobie rodziców. Rodzi się między nimi uczucie. Mimo wielu różnic są sobą zafascynowani, jednak ich związek okazuje się trudniejszy niż sądzili. Dlaczego?
Książka została w wydana w Szwecji w nakładzie blisko pół miliona egzemplarzy, na jej podstawie w 2002 roku powstał film, a w ubiegłym roku także sztuka teatralna.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Zulu" - Caryl Férey.
Wydawnictwo: Sonia Draga.
Data wydania: 29.01.2014.

Apartheid zniknął ze sceny politycznej, ale starzy wrogowie nadal czają się w cieniu idei pojednania narodów... Oto bezwzględny świat ludzi skażonych latami wojny domowej, w którym nie ma miejsca na dzieciństwo, a wszystkim rządzą narkotyki i wspomnienia dawnych krzywd. Jako dziecko Ali Neuman był świadkiem linczu i barbarzyńskiego morderstwa na swoim ojcu i bracie przez oddział zuluskiej organizacji Inkatha. Nikt jednak, nawet jego matka, nie zdaje sobie sprawy, jak głębokie piętno odcisnęły na chłopcu te zdarzenia. Dzisiaj Ali kieruje policją kryminalną w Kapsztadzie, wizytówce Afryki Południowej. Na co dzień walczy z przemocą i AIDS, które w pierwszym demokratycznym kraju Afryki zbiera śmiertelne żniwo na niewyobrażalną skalę. Tymczasem w ogrodzie botanicznym Kirstenbosch zostają znalezione zwłoki córki byłej gwiazdy drużyny rugby. Dziewczyna została w brutalny sposób zamordowana. Testy potwierdzają obecność w jej ciele narkotyku o nieznanym składzie. Czyżby chodziło o tradycyjną recepturę szamanów? Śledztwo prowadzi Neumana i jego współpracowników – Afrykanera Briana Epkeena i młodego Dana Fletchera – w najbardziej niebezpieczne zakątki miasta: do obozów squatterów, do townshipów – dzielnic nędzy i na spotkania z szefami rządzących miastem gangów...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Wiosenne dziewczęta" - Brandon W. Jones.
Wydawnictwo: Wielka Litera.
Data wydania: 29.01.2014.

Gi była zastraszoną, zamkniętą w sobie dziewczynką, która spędziła dzieciństwo w obozie pracy w Korei Północnej. Jako matematyczny geniusz nauczyła się znosić ból, wycofując się do świata liczb, gdzie szukała schronienia. Gdy w sierocińcu spotkała swoje przeciwieństwo - zuchwałą, promienną i bezkompromisową Il-sun – otaczający ją świat nagle nabrał koloru nadziei. Do czasu, gdy sprzedano je jako prostytutki do Korei Południowej i dalej do Stanów Zjednoczonych, gdzie czekała je niewola daleko bardziej okrutna niż ta zza żelaznej koreańskiej kurtyny.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Tak wygląda szczęście" - Jennifer E. Smith.
Wydawnictwo: Bukowy Las.
Data wydania: 31.01.2014.

Czy odpowiada się na maile, które przysyła los?
Czerwiec to według siedemnastoletniej Ellie O”Neill najgorszy miesiąc w roku. W tym czasie jej rodzinne miasteczko przeżywa najazd turystów, a na dodatek w tym roku do inwazji przyłączyła się ekipa filmowa. Nawet przyjazd idola z Hollywoodu nie może poprawić dziewczynie humoru.
Ale jest jednak COŚ, co uszczęśliwia Ellie. Od kiedy przed kilkoma miesiącami trafił do niej przez przypadek pewien e-mail, koresponduje z tajemniczym nieznajomym. Dzielą się ze sobą szczegółami z życia, żartują, ale też piszą o nadziejach i lękach. Jednak nie mówią sobie wszystkiego. On nic nie wie o tajemnicy ukrytej w jej drzewie genealogicznym, ona zaś nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jest jej korespondencyjny przyjaciel. Kiedy wreszcie ich znajomość przeniesie się do rzeczywistości, sprawy skomplikują się jeszcze bardziej. Czy dwoje tak bardzo różnych ludzi, którzy spotkali się przez przypadek, ma szansę pokonać przeciwności?
Nowa powieść Jennifer E. Smith, która rozgrywa się w ciągu jednego pamiętnego lata, dowodzi, że życie jest pełne nieoczekiwanych spotkań i szczęśliwych pomyłek.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zainteresowały mnie następujące tytuły: "Zniewolony. 12 Years a Slave" (być może wkrótce dostanie się w moje ręce), "Złodziejka książek" (od daaaaawna mam na nią ochotę), "Syn", "Testament Mamy" oraz "Tak wygląda szczęście". A Wy czekacie na którąś z powyższych premier? Zawiesiliście na którejś oko? ;)

środa, 15 stycznia 2014

"Książęta highwayu" - Marcin Baraniecki

Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2013.
Liczba stron: 464.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 02.01.2014.
Zakończenie lektury: 04.01.2014.
Moja ocena: 7/10.

"Historia, którą tu opowiem, jest dziwna i nietypowa. Jest to truckerska historia o ludziach i ich sprawach, o ładunkach i truckach, o zimnie, śniegu i ciężkiej pracy. Jest to opowieść o kanadyjskich truckerach i ich codziennym trudzie. Dziś, gdy piszę te słowa, widzę ich wyraźnie - tak jakby tych minionych lat wcale nie było. Antek, Brian, Władziu, Sylwek i inni. Stoją koło swoich trucków. Kowbojskie buty, błyszczący chrom zderzaków. Wolni i uśmiechnięci. Można powiedzieć: prawdziwa arystokracja zawodu!"*. Tak właśnie opisuje książkę Marcin Baraniecki, będący zarówno jej autorem, narratorem, jak i jednym z głównych bohaterów. A w rzeczywistości - truckerem, dziennikarzem, pisarzem i redaktorem naczelnym polsko-kanadyjskiego magazynu "Truck'N'Roll".

"Książęta highwayu" to zgrabny zlepek historii, opowieści i wydarzeń opartych na faktach, mających miejsce w latach 80. i 90. XX wieku, a także dużo wcześniej. Intuicja podpowiedziała mi, aby sięgnąć po tę pozycję, zadziwiając mnie przy tym maksymalnie. Przecież praca fizyczna jako kanadyjski kierowca potężnej ciężarówki (i nie tylko) to tematyka typowo męska. I o niej właśnie przeważnie jest mowa w utworze Baranieckiego. Ale gdzieś tam pomiędzy wypływają na wierzch także inne zagadnienia, ciekawostki, historie uświadamiające odbiorcy, iż książka ta opowiada tak naprawdę o życiu - miłości, tęsknocie, marzeniach, planach, rodzinnych problemach, długach - a fakt ten sprawia, że może po nią sięgnąć każdy, niezależnie od płci i wieku. Czas poświęcony jej lekturze nie będzie stracony, wręcz przeciwnie - ekscytujący, w końcu autor zabiera nas do surowej, zimnej, a zarazem pięknej Kanady, a takie podróże nie zdarzają się nam zbyt często, prawda? Nawet w świetle literatury.

Zyskowe wydanie "Książąt highwayu" robi wrażenie - ciesząca oko kolorowa okładka, a wewnątrz ładnie zaznaczone (czarno-białymi fotografiami) kolejne rozdziały, wyszczególnione inną czcionką fragmenty tekstu poświęcone starszym wydarzeniom z życia Baranieckiego i jego znajomych oraz przypisy objaśniające niektóre anglojęzyczne zwroty i terminy ściśle powiązane z truckingiem, co ułatwia czytelnikowi szybkie zorientowanie się w temacie bez zaglądania do słownika. Język autora jest prosty i przystępny. Nawet bardzo - pisarz bowiem potrafi opowiadać i zyskiwać przy tym zainteresowanie i aprobatę odbiorcy.

Przez większą część książki Baraniecki snuje obfitującą w niecodzienne sytuacje historię Antka Sobótki, mężczyzny pochodzącego z Warszawy, którego on sam poznał w 1963 roku. W latach 80., które stanowią przeważające tło akcji utworu, Marcin i Antek są już w Kanadzie, pracując jako kierowcy wielkich ciężarówek, swego czasu nawet w tej samej firmie transportowej. Ale Antka zaczyna nosić. Aby zarobić więcej pieniędzy, decyduje się na zmianę pracy - na podobną, ale dużo cięższą. Niewyobrażalnie ciężką - nie tylko w kwestii wkładanego w nią wysiłku fizycznego, ale i psychicznego - trudne warunki mieszkaniowe czy niekończąca się rozłąka z rodziną na każdym kroku sprawiają ból. A jeśli dodać do tego wypadki losowe i niebezpieczeństwa, jakie czyhają na nawet najbardziej ostrożnego i profesjonalnego truckera, wyjdzie nam, że kanadyjski epizod z życia Antka to mieszanka dramatu, komedii i thrillera. Najprawdziwsza.

Praca kierowcy ciężarówki na pierwszy rzut oka może wydawać się łatwa i nawet całkiem przyjemna. I czasami rzeczywiście w taki sposób można ją określić - kiedy ma się do czynienia z prostą i krótką trasą, piękną słoneczną pogodą czy codziennymi powrotami do rodzinnego domu. Ale najczęściej jest zupełnie odwrotnie i każda podróż truckiem może zmienić się w istny horror. A jakie są ku temu powody? "(...) trucking (...) może dać dużo radości, ale może też wykończyć. Sami wiecie, że to są długie, samotne godziny. Głowę i to, co się w niej kołacze, trzeba trzymać na krótkiej smyczy. Najlepiej za dużo nie myśleć i nie fantazjować. Przede wszystkim nie myśleć o kobietach, bo jak raz zaczniesz o seksie, to nie przestaniesz się skórować, aż wlecisz z truckiem do rowu!"**. Ponadto warunki pogodowe i te panujące na drogach - chwila nieuwagi, nawet najmniejsze oznaki paniki i nieumiejętność zapanowania nad wozem mogą przynieść katastrofalne skutki. "Ranek był świeży i mroźny. Śniegu ani na lekarstwo, ale drżałem na myśl, że możemy wpaść na jakieś oblodzenie czy nawet niewielki spłachetek lodu. Nie wiem, czy to sobie wykrakałem, czy tak już musiało być, ale gdzieś koło dziesiątej zaległa nagle przerażająca cisza. Dobrze wiedziałem, co to znaczy. Jedziesz, jedziesz, highway ci śpiewa i ten śpiew to jest najpiękniejsza truckerska melodia. Gdy ten highwayowy śpiew milknie, wiesz, że jedziesz po lodzie! Cisza to lód!"***. Baraniecki w "Książętach highwayu" przytacza mnóstwo szalenie interesujących ciekawostek związanych z charakterem pracy w truckingu - czasami zabawnych i niewiarygodnych, jednak zdecydowana ich większość należy do tych przerażających i mrożących krew w żyłach. Coś niesamowitego, zapewniam!

Przez książkę przewija się wiele postaci i o niemal każdej z nich pisarz ma coś godnego uwagi do powiedzenia. Nic dziwnego - kiedy praca tego wymagała, pracownicy danej firmy musieli egzystować w naprawdę niełatwych warunkach, a przy tym więc mogli liczyć tylko i wyłącznie na siebie, także podczas zapewniania sobie rozrywki, którą w tych najtrudniejszych momentach mogły być tylko wspólne opowieści zaczerpnięte z życia (doskonale jest to widoczne w rozdziałach poświęconych upiornej zimie 1985 roku, które stały się moim absolutnym numerem jeden powieści). Baranieckiemu należą się podziw i szacunek - zarówno dla jego pamięci, jak i uporu w zdobywaniu i spisywaniu wszelkich historii, jakie pojawiły się w "Książętach highwayu".

Jest co  w tym utworze podziwiać. Jest czym się zachwycać i jest nad czym rozpaczać, gdyż jego bohaterowie niejednokrotnie ocierają się o śmierć, doświadczają uczucia bezsilności i rezygnacji dosłownie ze wszystkiego. Po licznych wykrzyknieniach widać, że także Marcin Baraniecki nie może powstrzymać się od wyrażania swych emocji, że nadal bardzo przeżywa to, co działo się z nim i jego kolegami w latach 80. i 90., że były to dla niego czasy niezwykłe - pogodne, szalone i depresyjne na przemian. Były wielką przygodą. Tak jak dla mnie przygodą (wprawdzie nie tak wielką, ale zawsze) była lektura "Książąt highwayu", dzięki której zgłębiłam nieco tajników pracy kanadyjskich truckerów (łącznie z budową robiących piorunujące wrażenie ciężarówek - na mnie robią one takie właśnie wrażenie od czasów mojego dzieciństwa, kiedy to wymyśliłam sobie życzenie, aby chociaż raz w życiu zasiąść w kabinie takiego trucka), jak również poznałam interesujące wątki typowo obyczajowe, tak bliskie każdemu z nas.

*s.26
**s.19
***s.22

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...