niedziela, 28 kwietnia 2013

Stosik kwietniowy

Zbliża się koniec kwietnia i majówka, czas zatem na zaprezentowanie zdobyczy książkowych, jakie przygarnęłam w mijającym miesiącu :). Trochę ich jest, kilka pozycji jeszcze z poprzedniego stosu nadal czeka na przeczytanie, więc mam nadzieję, że w maju znajdę sporo czasu na lekturę, mimo że muszę ostro brać się za pisanie pracy magisterskiej (jutro śmigam do biblioteki po kolejny zapas potrzebnej literatury) i przeprowadzenie badań.
A oto stosik:

Od dołu:
- "Dopiero się rozkręcam" - Justin Bieber - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa IUVI; już przeczytana, recenzja wkrótce;
- "Michael Douglas. Biografia" - Marc Eliot - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Axis Mundi;
- "Time Riders. Jeźdźcy w Czasie" - Alex Scarrow - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Zielona Sowa;
- "Krzyk o ratunek" - Casey Watson - prezent wiosenny otrzymany od portalu IRKA;
- "Karuzela samobójczyń" - S.J. Bolton - recenzencka, otrzymana od portalu IRKA;
- "Zła kobieta" - Amanda Prowse - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Wielka Litera;
- "Zagubione szczęście" - Tom Winter - jak wyżej; już przeczytana, recenzja wkrótce;
- "Martwe dusze" - Magdalena Bryja - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Replika; aktualnie czytam;
- "Chłopiec w pasiastej piżamie" - John Boyne - jak wyżej;
- "Dogonić szczęście" - Lucy Gordon - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Mira;
- "Ciemna materia" - Juli Zeh - wygrana w konkursie organizowanym przez Paulinę i portal Zbrodnia w Bibliotece.

"Zagubione szczęście" już mogę Wam polecić - lekka, wzruszająca lektura, którą szybko się czyta. O czytanych aktualnie przeze mnie "Martwych duszach" trudno jest mi cokolwiek teraz napisać, mam mieszane  uczucia co do tej pozycji, ale może poukładają się one po dobrnięciu do jej końca ;). Natomiast bardzo, bardzo jestem ciekawa "Chłopca w pasiastej piżamie" (film już widziałam - bardzo dobry), "Karuzeli samobójczyń" oraz "Jeźdźców w czasie". Po "Martwych duszach" jednak wolałabym sięgnąć najpierw po "pozostałości" po stosiku marcowym, m.in. książki z Czarnej Serii. Czas pokaże, jak to wszystko się potoczy ;). Pozdrawiam Was ciepło!

sobota, 27 kwietnia 2013

"Marzenia nie bolą" - Małgorzata A. Jędrzejewska

Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2013.
Liczba stron: 388.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 10.04.2013.
Zakończenie lektury: 15.04.2013.
Moja ocena: 5/10.

Kiedy przeczytałam opis z okładki książki "Marzenia nie bolą" autorstwa Małgorzaty A. Jędrzejewskiej, pomyślałam, że na pewno mi się ona spodoba. Że na pewno będzie to albo sympatyczna, komediowa powieść obyczajowa z wątkiem tajemnicy, może nawet balansującej na krawędzi kryminału, albo poruszający dramat obyczajowy. Okazało się, że bliżej jest jej temu pierwszemu określeniu, aczkolwiek wycięłabym z niego słowa "sympatyczna" i "komediowa", bo te mi jakoś tutaj nie bardzo pasują. Owszem, było zamiarem autorki uczynienie z utworu zabawnej i intrygującej lektury, ale moim zdaniem nie do końca jej się to udało. Zamiast historii o ludzkich marzeniach i walce z przeciwnościami losu otrzymałam jeden wielki chaos, plątaninę zdarzeń i ogrom bohaterów, przez co tak naprawdę nie wiedziałam, na czym albo na kim skupić się przede wszystkim. Odniosłam wrażenie, że ta książka nie posiada wątku głównego.

Ludmiła Karska, nauczycielka języka polskiego, w dniu swoich czterdziestych siódmych urodzin nakłania kilka najlepszych przyjaciółek do stworzenia "marzennników". Każda z nich sporządza krótką listę marzeń, które mogłyby się spełnić w przeciągu najbliższych sześciu miesięcy. Czego zatem życzy sobie Ludka, samotna matka dwóch synów, która z dnia na dzień odkrywa, że jej zmarł przed laty mąż nie był tak idealny, jak jej się wydawało? O czym marzy Patrycja wychowująca córeczkę z zespołem Downa i borykająca się z uciążliwą matką? A Eliza, która zapomniała już, jak to jest być docenianą żoną i matką? Beata z kolei, zapracowana pani doktor, nie ma czasu na znalezienie towarzysza swojego życia, ale nie ukrywa, że chciałaby w końcu kogoś takiego spotkać. Czy jej się to uda? Pozostaje jeszcze Benia zmagająca się z mężem alkoholikiem, którego kocha i kochać będzie nadal, mimo jego licznych wad. Czy Witek zdoła zmienić się dla niej na lepsze? Odpowiedzi na te pytania należy szukać w powieści obfitującej w zarówno wesołe, jak i smutne wydarzenia, które raz na zawsze zmienią życie powyższych bohaterek oraz pozostałych mieszkańców małego miasteczka, w którym toczy się akcja, Nowego Stawu.

Nie było mi łatwo brnąć przez książkę Jędrzejewskiej z kilku powodów. O pierwszym - nawale występujących w niej postaci i ich różnorodnych perypetii - wspomniałam już na początku tej opinii. Kolejnym jest styl pisarski autorki. Nie mogłam przywyknąć do jej prostego, banalnego, często przesłodzonego wręcz języka. Utwór składa się głównie z bardzo rozbudowanych dialogów, co może byłoby przyjemnym zabiegiem, gdyby w większości nie były one zbędne i dotyczyły głupot. Pisarka przytacza bowiem całkiem niepotrzebne rozmówki rodzinne i pełne sentymentów typu "ale pyszny obiad, stęskniłem się za domowymi obiadami" i rozpisuje się na takie tematy na połowę strony. Przemyślenia bohaterów - to fajne, a to nie, to kiedyś było takie i takie, wszystkie podobne drobiazgi również nie wnoszą nic do fabuły, a potrafią za to wytrącić czytelnika z równowagi albo, co gorsze, zanudzić. Opisów natomiast jest tutaj jak na lekarstwo - Jędrzejewska stosuje je przede wszystkim wtedy, gdy chce przybliżyć sylwetkę któregoś z bohaterów. Co jeszcze rzuciło mi się w oczy, to fakt, iż autorka ma chyba słabość do wielokropków. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że na każdej stronie utworu ten znak interpunkcyjny pojawia się przynajmniej dwa, ale najczęściej dużo więcej razy. "Marzenia nie bolą" to książka, którą dawkowałam sobie przez dobre sześć dni. Kilkakrotnie miałam ochotę odłożyć ją na półkę na dłużej, może nawet już do niej nie wrócić, ale takiego postępowania raczej unikam, więc jakoś brnęłam przez wyżyny i niziny jej treści dalej i dalej.

Akcja w tej powieści to istne szaleństwo. Ciężko jest się skupić na którymkolwiek wątku, bo jest ich zdecydowanie zbyt wiele. Tajemnice rodzinne rodem z amatorskiego kryminału, problemy miłosne, wychowawcze, patologie typu pijaństwo i kradzieże przeplatają się ze sobą cały czas. Niby stale coś się dzieje, ale bywają takie momenty, w których ta odrobina napięcia czy zainteresowania wykrzesana z odbiorcy maleje do zera. Postaci jest mnóstwo, można się pogubić w ich imionach i perypetiach, nie da się ukryć, ale jakby tego było mało, zachowanie większości z nich pozostawia wiele do życzenia, kojarzy się z wariactwem, a co za tym idzie, może denerwować i irytować czytelnika. Cała ta historia ze zmarłym mężem Ludmiły wydała mi się jakby absurdalna, łącznie z jej zakończeniem, choć zapowiadała się naprawdę ciekawie. Chyba najbardziej przypadły mi do gustu Patrycja i Beata - o ich przygodach czytałam z wielką przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Z kolei wątku Elizy mogłoby w ogóle nie być, bo nic konkretnego on do utworu nie wnosi.

"Marzenia nie bolą" to książka, która, no cóż, rozczarowała mnie. I pod względem językowym, i fabularnym, choć niektóre jej elementy zdołały ją uratować przed postawieniem jej przeze mnie niższej oceny. Ale szkoda. Bo potencjał autorki jakiś tam jest. Byłoby dużo lepiej, gdyby Małgorzata A. Jędrzejewska zrezygnowała z części opisywanych w powieści przygód bohaterów albo zachowała je wszystkie, ale wówczas utwór musiałby zostać dużo bardziej rozbudowany i to przy pomocy zachęcającego i surowszego języka. Bo obecny obraz utworu nie jest doskonały. Czytając go, zupełnie zapomniałam o "marzennikach", o których jest mowa na jego początku. Dopiero na samym końcu się ocknęłam, bo wtedy nagle pisarka o nich przypomina. Wydaje mi się, że poświęca im zbyt mało uwagi. Owszem, wszelkie wydarzenia, w jakich uczestniczy Ludmiła i jej przyjaciółki, zmieniają ich losy, sprawiają, że ich pragnienia faktycznie mogą zostać zaspokojone, ale to wszystko jest przyprószone zbyt małą ilością powagi i serducha, jakie należy włożyć w dążenie do osiągnięcia wyznaczonych celów.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

"Prędkość" - Dean Koontz

Tytuł oryginału: "Velocity".
Tłumacz: Andrzej Szulc.
Wydawnictwo: Albatros, 2007.
Liczba stron: 400.
Wydawnictwo: Albatros, 2013.
Czas trwania: 13h 36min 14s.
Lektor: Wiktor Zborowski.
Rozpoczęcie lektury: 05.04.2013.
Zakończenie lektury: 12.04.2013.
Moja ocena: 8/10.

Dean Koontz należy do najbardziej poczytnych amerykańskich mistrzów fikcji literackiej. Jego utwory to przeważnie pełne grozy i elementów science-fiction horrory i thrillery, dlatego często porównuje się je do powieści Stephena Kinga czy Harlana Cobena. Ich liczba sięgnęła już kilkudziesięciu i nadal rośnie. Wiele z nich doczekało się swego odpowiednika na wielkim ekranie.

"Prędkość" to jeden z nowszych utworów Koontza, bo pochodzący z 2005 roku, w dodatku jest to thriller, nie horror. Miałam okazję przeczytać go wcześniej - ponad dwa lata temu - i już wtedy wywarł on na mnie duże wrażenie. Pomyślałam sobie wówczas, że jeśli inne thrillery tego autora są równie dobre, będę mogła porzucić czytanie horrorów, za którymi nie przepadam, właśnie na korzyść tych pierwszych. Ale okazja do tego się nie nadarzyła. Do tej pory zdołałam zapoznać się z zaledwie jeszcze jednym thrillerem, o zabarwieniu fantastycznym, czyli "Aniołem stróżem", no a poza nim powieściami grozy, takimi jak "Oczy ciemności", "Złe miejsce" i "Smocze łzy". Po "Prędkość" tym razem sięgnęłam całkiem spontanicznie, gdy w moje ręce trafił audiobook czytany przez Wiktora Zborowskiego, którego głosu miałam już okazję posłuchać, chociażby w przypadku audioksiążki "Ciało" Tess Gerritsen. Praktycznie nie mam Zborowskiemu nic do zarzucenia poza tym, że mógłby on czytać tekst trochę szybciej, ale to, oczywiście, drobiazg. Czas na słuchaniu tego utworu Koontza spędziłam bardzo miło, a i dreszczyku emocji w tym wszystkim nie zabrakło, w końcu niewiele pamiętałam z fabuły "Prędkości", odkąd przeczytałam ją po raz pierwszy.

A tyczy się ona pewnego nieszczęśnika, Billy'ego Wilesa, niedoszłego pisarza pracującego jako barman. Dlaczego nieszczęśnika? Otóż o jego życiu nie da się powiedzieć, że jest idealne, szczęśliwe czy przyjemne. Już w dzieciństwie nie było ono łatwe, ale teraz, w okresie średniej dorosłości, dosłownie wszystko zaczyna się sypać. Po zakończeniu pracy pewnego dnia Billy znajduje za wycieraczką własnego samochodu liścik. Jego treść jest nieco niepokojąca, ale mężczyzna, za radą kolegi policjanta, bierze ją za głupi żart - bo kto przecież i dlaczego kazałby mu wybierać pomiędzy śmiercią ładnej jasnowłosej nauczycielki i staruszki zajmującej się działalnością charytatywną? Wkrótce jednak okazuje się, że popełnił błąd - nauczycielka zostaje znaleziona martwa. Czy tego chce, czy nie, Billy musi uwierzyć w to, co dzieje się naprawdę, i stawić czoła tajemniczemu szaleńcowi, który z jakiegoś - tylko jakiego? - powodu wciąga bohatera w misternie zaplanowaną, śmiertelną grę. Na jednym liście bowiem się nie kończy. Na domiar złego w niebezpieczeństwie znajduje się nie tylko sam Wiles, lecz również jego bliscy...

Uważam, że "Prędkość" ma w sobie wszystko to, co składa się na bardzo dobrą, wartą uwagi powieść sensacyjną - pomysłowo i porządnie skonstruowaną fabułę opierającą się na niebanalnym wątku głównym i rewelacyjnych wątkach pobocznych, nie do zastąpienia bohaterów - tego dobrego, Billy'ego, który próbuje walczyć z niesprawiedliwością losu, no i złego - totalnego psychopatę, którego tożsamość czytelnik poznaje dopiero pod koniec utworu, przeogromną dawkę budzącej grozę, niepewność i niedowierzanie akcji, no i zaskakujące zakończenie. Osoba czytająca tę książkę niemalże nie może sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, podobnie jak główny bohater, który znajduje się w beznadziejnej sytuacji, a jego próby pokrzyżowania planów mordercy spełzają na niczym, ba, czasem ma się wrażenie, że przynoszą więcej szkody niż pożytku. Psychopata, zwany przez Wilesa Świrem, to przerażająco genialny człowiek. Czytelnik wraz z Billym pędzi na łeb i szyję, bezustannie zastanawiając się, o co tak naprawdę w tej szalonej grze chodzi, jaki jest jej sens i cel. W najistotniejszych momentach zadaje sobie pytania typu "co ja bym zrobił na miejscu Billy'ego?", ale niełatwo jest znaleźć na nie odpowiedzi.

A Ty? Co byś zrobił/a, gdybyś znalazł/a anonimowy list, w którym ktoś poprosiłby Cię o wskazanie jednej z dwóch osób, która ma zginąć, najprawdopodobniej z rąk nadawcy owego listu? Kontaktując się z policją, wskazujesz na pierwszą z tych osób, a nie reagując wcale - na drugą. Jak widać, masz wybór, ale żadna opcja nie będzie tą lepszą czy właściwszą. Nawet przez nicnierobienie dokonasz wyboru, choć może Ci się wydawać, że tak nie należałoby tego rozumieć. Wiadomo, życie każdego człowieka składa się z podejmowania decyzji, zarówno tych dobrych, jak i złych, ale Billy Wiles, będąc jeszcze dzieckiem, już musiał dokonywać takich wyborów, od których nawet dorośli, najbardziej doświadczone przez życie osoby wolałyby uciec, gdzie pieprz rośnie. Problemy z rodzicami, potem narzeczoną, no i nieugiętym i bezlitosnym prześladowcą sprawiły i sprawiają nadal, iż mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę ze znaczenia słowa "walka". Wie, co to znaczy walczyć o przetrwanie, walczyć o własne albo czyjeś życie. Wie też, że ma dla kogo żyć i walczyć i to chyba najbardziej czyni go tak wytrwałym człowiekiem. Portret psychologiczny Wilesa jest niezwykle interesujący. Odbiorca poznaje jego najskrytsze myśli i jest świadkiem wielkich przeobrażeń i zmian, jakie zachodzą w jego charakterze i filozofii życiowej. To pod pewnymi względami profesjonalista działający z zimną krwią. Billy'emu się kibicuje i życzy pomyślnego rozwiązania sprawy. Billy'ego się podziwia.

Czego już nie można napisać o bezwzględnym Świrze, autorze niepozornych liścików, zabójcy tak sprytnym i przebiegłym, że żadne słowa nie są w stanie tego opisać. Jest jeszcze kilka określeń, które nasuwają mi się na myśl, gdy chcę scharakteryzować tę postać i jej wymyślne poczynania, ale nie przytoczę ich tutaj, bo mogłyby one szybciej nakierować czytelnika w trakcie lektury na trop identyfikujący ją. Ale jedno jest pewne - przedwczesne odgadnięcie tożsamości mordercy nie należy do łatwych. Koontz zwodzi, manipuluje, przekonuje i nieźle miesza w głowie. W dodatku wprowadza do powieści intrygujące wątki poboczne, takie jak znajomość Billy'ego z koleżanką z pracy, która ma bzika na punkcie wróżb i przepowiedni, a także jego wielka miłość do prawie że nieosiągalnej kobiety, które urzekają swoją tajemniczością i lekko niepokojącą magią. I jak tu nie zachwycać się całokształtem utworu?

"Prędkość" to rewelacyjny thriller, który niejednokrotnie potrafi dosłownie zatkać czytelnika - czy to z wrażenia, czy też może przerażenia. Dla miłośników trzymających w napięciu książek akcji pozycja Deana Koontza jest jak znalazł. Zachęcam do jej lektury bardzo gorąco. Naprawdę warto.

Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.

czwartek, 25 kwietnia 2013

"Prawo krwi" - Tess Gerritsen

Tytuł oryginału: "Never Say Die".
Tłumacz: Maria Świderska.
Wydawnictwo: Mira, 2013.
Liczba stron: 304.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 06.04.2013.
Zakończenie lektury: 09.04.2013.
Moja ocena: 6/10.

Tess Gerritsen to amerykańska pisarka, z zawodu lekarz internista. Jej pierwsze powieści miały charakter romansu kryminalnego, dopiero od 1996 roku autorka zaczęła pisywać thrillery medyczne, dzięki którym zyskała ogromną popularność. Do tej pory napisała ponad dwadzieścia książek, które były i są nadal tłumaczone na wiele języków. Dla niektórych pisarzy Gerritsen stała się numerem jeden wśród autorów thrillerów medycznych.

"Prawo krwi", książka wydana przez wydawnictwo Mira, to kolejna powieść sensacyjna z romansem w tle. Od tego typu utworów właśnie Gerritsen zaczęła swoją karierę literacką w okolicach początków lat 90. Nie są to zatem jakieś wybitne pozycje, ale za to lekkie i jednocześnie niepozbawione dreszczyku emocji. Wprawdzie wcześniej czytałam tylko jeden romans kryminalny tej autorki, "Śladem zbrodni", to jestem skłonna wysnuć przypuszczenie, iż ten, jak i "Prawo krwi", a może także pozostałe książki z tego gatunku, reprezentuje pewien prosty schemat akcji - główna bohaterka chce rozwiązać jakąś podejrzaną sprawę, taką sprzed lat albo teraźniejszą, w którą nagle zostaje wplątana, nie podoba się to jednak pewnym osobom związanym w jakiś sposób z ową sprawą, a więc coś jest na rzeczy, bohaterka wkracza do świata pełnego niebezpieczeństw, a przed tymi właśnie niebezpieczeństwami chroni ją przypadkowo napotkany przystojny mężczyzna, z którym, jak można się domyślić, coś ją połączy. Kryminały "Śladem zbrodni" i "Prawo krwi" są do siebie bardzo podobne, w wyniku czego, czytając ten drugi, troszeczkę się rozczarowałam. Ale najważniejsze, że w czasie lektury się nie nudziłam i kilkakrotnie zostałam zaskoczona przebiegiem fabuły.

Willy Maitland obiecuje swej umierającej matce, że jeszcze przed jej śmiercią odkryje prawdę na temat rzekomej śmierci jej męża, Billa. Rzekomej, bo obie kobiety nie wierzą, że zginął on w katastrofie lotniczej podczas wojny w Wietnamie dwadzieścia lat temu. Samolot, którym Maitland przewoził rozmaite ładunki, owszem, rozbił się, ale ciała pilota nigdy nie znaleziono. Ktoś jednak zdołał ten wypadek przeżyć. Wyciekły informacje, że na pokładzie samolotu znajdował się ktoś jeszcze - cenny zakładnik? Co stało się z resztą przewożonego ładunku i co w ogóle się pod nim kryło? Willy wyrusza do Azji, by znaleźć odpowiedzi na dręczące ją przez lata pytania. Ale już na samym początku podróży zdaje sobie sprawę z tego, że jej poczynania nie przynoszą żadnego pozytywnego skutku, a co gorsza, zaczynają przeszkadzać pewnym wpływowym ludziom, którzy za wszelką cenę pragną chronić tajemnicę z przeszłości. Życie kobiety jest zagrożone, ale nie zamierza się ona poddawać. Nieoczekiwanie do jej poszukiwań przyłącza się Guy Barnard, antropolog pracujący na zlecenie armii. Ale czy tylko? Czy jego zamiary wobec Willy są szczere i pragnie on pomóc jej odnaleźć ojca? Czy jest on człowiekiem godnym zaufania? Kto w tym wszystkim jest przyjacielem, a kto wrogiem?

Lektura "Prawa krwi" mija w mgnieniu oka, bo książka nie jest obszerna, a ponadto tempo jej akcji jest niewiarygodnie szybkie. Bohaterowie przemieszczają się raz-dwa tu i tam, bo grozi im niebezpieczeństwo, od czasu do czasu trochę ze sobą pogadają, po czym znowu muszą uciekać przed złem, jednocześnie odkrywając coraz to nowsze i ciekawsze fakty dotyczące zdarzeń z wojny wietnamskiej. Liczba ofiar - zamierzonych i przypadkowych - z dnia na dzień wzrasta. Czytelnik ma wrażenie, że w tę tajemniczą sprawę, które spokój naruszyła Willy, jest zamieszanych zbyt wielu ludzi, a na dodatek cały czas nie wiadomo, kto tak naprawdę stoi za rozpowszechnianiem zagrożenia i dlaczego to robi. Może się wydawać, że wszelkie kwestie wojskowe pojawiające się w powieści będą przytłaczać, zamęczać lub będą niezrozumiałe, ale tak nie jest. Gerritsen pisze jasno, zwięźle i na temat, zahaczając tu i ówdzie o zagadkowe wydarzenia z przeszłości nie tylko poszukiwanego Billa Maitlanda, umiejętnie budując napięcie, tworząc sensowną całość z zaskakującym i dobrze wyjaśnionym zakończeniem.

Przez cały ten czas, gdy zgłębiałam tajniki "Prawa krwi", zżerała mnie ciekawość w sprawie śmierci - rzekomej lub nie - Maitlanda. Zagadka dotycząca tego, czy ów człowiek żyje, jest chyba najistotniejsza w tym kryminale, ważniejsza nawet od odkrycia tożsamości osoby, która stoi za wszystkimi atakami przemocy skierowanymi przeciwko bystrej i upartej Willy. Relacje między nią i Guyem również mnie zaintrygowały, bo tak naprawdę prawie do samego końca utworu nie miałam pewności co do intencji i uczciwości faceta. Czy moje obawy były słuszne? Sięgnij po "Prawo krwi", drogi czytelniku, a z całą pewnością się tego dowiesz.

Ciekawa to była lektura. Ciekawa przygoda z sensacją i romansem w rolach głównych, w sam raz na bezsenną noc i nudne popołudnia. Mimo że trochę przewidywalna, czytałam ją z przyjemnością i dużym zaangażowaniem. Myślę, że każdy fan prozy Tess Gerritsen po "Prawo krwi" prędzej czy później sięgnie, więc zachęcam do jego przeczytania miłośników lekkich kryminałów oraz miłośniczki literatury kobiecej, które nie boją się odnaleźć w książkach rozlewu krwi, a przy tym lubią zatracić się w miłosnych uniesieniach bohaterów.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Mira.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

wtorek, 23 kwietnia 2013

"Sztuka uprawiania róż z kolcami" - Margaret Dilloway

Tytuł oryginału: "The Care and Handling of Roses with Thorns".
Tłumacz: Anna Jędrzejczyk.
Wydawnictwo: M, 2013.
Liczba stron: 440.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 01.04.2013.
Zakończenie lektury: 05.04.2013.
Moja ocena: 8/10.

Raczej rzadko zdarza mi się natknąć na książkę, która pochłonie mnie bez reszty, zauroczy swoją oryginalnością, a na dodatek wzruszy i zapadnie głęboko w mej pamięci. Cieszę się zatem, że "Sztuka uprawiania róż z kolcami" Margaret Dilloway jest właśnie takim utworem. Cieszę się przeogromnie. Sięgając po niego, nie wiedziałam dokładnie, czego się po nim spodziewać. Oklepanej historii o odbudowywaniu więzi rodzinnych? Nie do zniesienia, zgorzkniałej głównej bohaterki? A może jakiegoś tandetnego romansu gdzieś pomiędzy? Żeby w miarę właściwie opisać fabułę, z pierwszego pytania usuwam słowo "oklepanej", z drugiego "nie do zniesienia", a z trzeciego "tandetnego". W ten sposób powstaje opowieść o odbudowywaniu więzi rodzinnych z nutką romansu w tle, z nieco zgorzkniałą bohaterką w roli głównej. Dodam jeszcze, że całość otoczona jest pięknymi różami (nie tylko w postaci okładki), ciepłem i swoistego rodzaju mądrością. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko zagłębić się w jej lekturze.

Galilee Garner, w skrócie Gal, to nauczycielka biologii w prywatnej szkole katolickiej w Kalifornii. Całe życie choruje na nerki, od ośmiu lat jest dializowana i obecnie wyczekuje dawcy tych jakże cennych organów. Co jeszcze wyróżnia tę ponadtrzydziestopięcioletnią kobietę, to jej hobby - uprawa i hodowla rozmaitych i wymyślnych gatunków róż, które w przyszłości mogą przyczynić się nawet do zwycięstwa Gal w zawodach różanych hodowców. Raczej samotne i mało urozmaicone życie bohaterki zostaje nagle zaburzone, gdy na progu jej domu ląduje jej nastoletnia siostrzenica, Riley, którą matka musiała na kilka miesięcy opuścić z powodu pracy za granicą. Dla Garner, która od zawsze nie potrafi dogadać się z własną siostrą i która nie ma pojęcia o rodzicielskim wychowywaniu dzieci, musi stawić czoła nowemu doświadczeniu i spróbować dogadać się z zamkniętą w sobie, sprawiającą problemy, ale i pragnącą ciepła i miłości Riley. Tylko czy ta kobieta - na ogół mało sympatyczna, nieco zarozumiała, dla której wszyscy wokół wydają się wrogami, nawet ona sama dla siebie - będzie potrafiła wykrzesać z siebie choć odrobinę pozytywnych uczuć? Szybko okazuje się, że osoba Riley, mimo licznych niedoskonałości charakteru, ma dobry wpływ na Gal, podobnie jak nowy nauczyciel chemii, który podejmuje pracę w szkole, w której naucza główna bohaterka...

Wątek związany z różami w książce Dilloway jest bardzo rozbudowany. Nic dziwnego - te kwiaty są przecież ogromną, życiową pasją Gal. W tekście, co kilka rozdziałów, pojawiają się nawet fragmenty "Wielkiego poradnika hodowli róż" Winslowa Blythe'a, odpowiednie na dany miesiąc, w którym toczy się akcja, ale mnie one zupełnie nie drażniły, wręcz przeciwnie, wzbudzały ciekawość. Autorka skupia się na okresie od marca do listopada jednego roku. Narratorka, sama Garner, wypowiada się w czasie teraźniejszym, który ani troszeczkę nie przeszkadza w odbiorze utworu. Język jest prosty, ale ładny, płynny i grzeczny. Powieść czyta się po prostu świetnie.

Istotą "Sztuki uprawiania róż z kolcami" jest postać Galilee. Ona sama przypomina jedną z tytułowych róż, która na każdym kroku zamiast ukazywać swe wewnętrzne piękno, wystawia na wszystko i wszystkich groźne kolce. Bohaterka nie potrafi się przełamać i dopuścić do siebie ludzi, którym na niej zależy i którzy ją kochają. Wszędzie wywącha jakiś spisek, jest przekonana, że jej bliscy i znajomi albo są nastawieni przeciwko niej, albo nie przejmują się w ogóle jej losem, albo, co jest jeszcze bardziej denerwujące, współczują jej całej tej sytuacji z chorobą. Jakby tego było mało, Gal to niezwykle pewna siebie kobieta. Z jednej strony byłam pod wrażeniem jej osobowości i zachowania, ale z drugiej strony dawała się we znaki jej zarozumiałość, której już nie pochwalałam. Całe szczęście, że w ciągu tych niespełna dziewięciu miesięcy w bohaterce dokonuje się wielka przemiana - z osoby chłodnej w ciepłą, przyjacielską i odpowiedzialną. Można zauważyć wówczas, że Garner ma w sobie gdzieś głęboko schowane pokłady sympatii, miłości, konsekwencji i siły, które pod wpływem zaskakujących, zarówno zabawnych, jak i wzruszających zdarzeń, stopniowo odkrywa. To w rzeczywistości bardzo mądra i twarda kobieta.

Dilloway w ciekawy i przemyślany sposób "naprawia" charakter Gal. Jej życie z dnia na dzień przeobraża się w jeden wielki chaos, ale niepozbawiony przyjemności i radości, do których można zaliczyć chociażby wspólne wypady z Riley na wystawy i zawody dla hodowców róż czy przyjaźń z nauczycielem chemii, Georgem Mortonem. Ogromnie spodobały mi się jej relacje z buntowniczą siostrzenicą. Ich powolna, naznaczona kłopotami, cierpieniem i tęsknotą zmiana na lepsze jest po prostu piękna. Od samego początku w głębi serca wierzyłam, że ona nastąpi i wywoła we mnie łzy szczęścia i radości. Ale chyba najbardziej wzruszyła mnie znajomość Galilee z Waltersem, pozornie irytującym mężczyzną, który, chcąc nie chcąc, zajmuje kobiecie jej miejsce w kolejce po nerkę. Żeby nie przytaczać tutaj szczegółów, wspomnę tak ogólnikowo o jednym z wątków, który rozłożył mnie na łopatki, mianowicie mam na myśli sytuację, w której jest mowa o pingwinie i Antarktydzie. Myślę, że gdy natkniesz się właśnie na ten element fabuły, drogi czytelniku, zrozumiesz, dlaczego wywarł on na mnie tak ogromne wrażenie. Pamiętam, że płakałam wtedy jak małe dziecko...

Jestem niezmiernie wdzięczna Margaret Dilloway za to, że nie uczyniła ze swej książki przesłodzonej historii, lecz niebanalną, taką prawdziwą i bliską sercu powieść obyczajową, która zmusza do refleksji - czy to nad życiem w zdrowiu, czy w chorobie. "Sztuka uprawiania róż z kolcami" to fantastyczna lektura traktująca o problemach rodzinnych i miłosnych, o codziennych perypetiach nauczycieli i dorastających uczniów, ale przede wszystkim o poszukiwaniu szczęścia, ciepła oraz o wierze w siebie i własne możliwości. Nie zaniedbujmy samych siebie, a przy tym nie zapominajmy o osobach, które są dla nas ważne. Czasem trzeba dać coś od siebie, a nie tylko brać od innych. To znakomita, pouczająca, niosąca nadzieję i przesłanie opowieść. Gorąco polecam.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu M.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

"Śmierć mówi w moim imieniu" - Joe Alex

Wydawnictwo: Dolnośląskie, 2011.
Liczba stron: 152.
Wydawnictwo: Storybox.pl, 2011.
Czas trwania: 6h 4min 45s.
Lektor: Arkadiusz Bazak.
Rozpoczęcie lektury: 03.04.2013.
Zakończenie lektury: 04.04.2013.
Moja ocena: 7/10.

Joe Alex to pseudonim Macieja Słomczyńskiego, żyjącego w latach 1920-1998 pisarza i tłumacza. Debiutował wierszami wydrukowanymi w 1946 roku w łódzkim piśmie "Tydzień". W późniejszych latach pisywał powieści sensacyjne i kryminalne, był autorem scenariuszy filmowych, sztuk teatralnych oraz widowisk i audycji telewizyjnych. Jego kryminały zostały przetłumaczone na trzynaście języków. Jako jedyna osoba na świecie przełożył wszystkie dzieła Williama Szekspira. Był członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Rotary Club, Irish Institute i wiceprezesem stowarzyszenia "Fundacja Jamesa Joyce'a". W 1997 roku, postanowieniem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, został odznaczony w uznaniu wybitnych zasług dla kultury narodowej Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Joe Alex jest również postacią literacką, bohaterem pierwszoplanowym pojawiającym się w ośmiu powieściach kryminalnych napisanych przez Słomczyńskiego. "Śmierć mówi w moim imieniu" to druga książka z cyklu z jego udziałem, która po raz pierwszy została wydana w 1960 roku. Na jej podstawie powstał w 1972 roku spektakl Teatru Sensacji "Kobra" pod tytułem "Umarły zbiera oklaski", w reżyserii Andrzeja Zakrzewskiego. Ów kryminał Alexa, podobnie jak jego poprzedni, "Powiem wam, jak zginął", ukazuje zagadkową historię morderstwa dokonanego w ściśle określonym miejscu, a więc podejrzanych o dokonanie zbrodni nie ma przesadnie wielu.

Wbrew pozorom rozwiązanie zagadki nie jest proste. Ale może zacznę od początku. Joe Alex wraz z przyjaciółką, Karoliną Beacon, i przyjacielem, Benem Parkerem, policjantem ze Scotland Yardu, wybiera się do teatru na sztukę "Krzesła" Ionesco. Przyjemnie spędzony czas na oglądaniu rewelacyjnego i poruszającego przedstawienia szybko odchodzi w zapomnienie, gdy wkrótce po jego zakończeniu wychodzi na jaw brutalna prawda - aktor, Stefan Vincy, odgrywający główną rolę w spektaklu, rolę Starego, został zamordowany we własnej garderobie. Zabójca, dopuszczając się tego czynu, posłużył się niecodziennym sztyletem. Ben Parker wszczyna dochodzenie w tej sprawie, a do pomocy bierze Alexa, który jako pisarz powieści kryminalnych wie co nieco o przestępcach, zbrodniach i ich motywach. Krąg ewentualnych podejrzanych stanowi niewielka garstka osób pracujących w teatrze lub w jakiś sposób związanych z nim lub ofiarą, w tym między innymi reżyser, Henryk Darcy, aktorka, Ewa Faraday, oraz tajemnicza Angelica Dodd. Dość szybko jednak okazuje się, że każda z tych osób ma solidne alibi, w wyniku czego śledztwo utyka w martwym punkcie. Ale Joe i Ben nie mają zamiaru się poddać i dzięki własnym pokładom sprytu, inteligencji i niezawodnej intuicji pragną doprowadzić do tego, by morderca trafił za kratki.

Słomczyński, pisząc tę powieść, doskonale wiedział, jak zaintrygować czytelnika. Od momentu odkrycia przez głównych bohaterów morderstwa praktycznie nie można przestać o nim myśleć i główkować nad jego sprawcą. Za pomocą prostego i przystępnego języka autor zaznajamia odbiorcę z kolejnymi postaciami pojawiającymi się w utworze, które mogą wnieść coś konkretnego do śledztwa, poprzez szczegółowe opisy ich poczynań w najistotniejszym czasie, czyli tym poprzedzającym zabójstwo Vincy'ego, jak i tym, w którym ten niezbyt lubiany aktor wyzionął ducha. Gromadzenie wszelkich materiałów przez policję i Alexa przynosi od czasu do czasu ciekawe efekty warte zapamiętania, które a nuż mogą przydać się bliżej zakończenia dochodzenia. Bohaterowie są różnorodni, mniej lub bardziej zadziorni, zaskakujący, skrywający pewne grzeszki, małe sekrety oraz wielkie tajemnice i to jest fajne.

Spodobał mi się całokształt fabuły książki "Śmierć mówi w moim imieniu", na który składa się przede wszystkim świetny pomysł pisarza na osadzenie akcji w teatrze i jego przyzwoita realizacja. Joe Alex sprytnie sobie to wszystko ukartował. Sprytnie i sensownie, a nawiązanie do sztuki "Krzesła" tylko spotęgowało ponury i tragiczny klimat powieści. Z czego jestem zadowolona, to fakt, iż w czasie lektury obrałam w miarę właściwy kierunek, jeśli chodzi o domyślenie się kilku ważnych dla śledztwa wydarzeń, a ponadto podejrzewanie właściwego bohatera o popełnienie zbrodni na Vincym. Dlaczego jednak ten człowiek musiał zginąć? Z powodu pieniędzy? Jakiegoś szantażu? A może chodziło o miłość? Albo przeszłość, w której Vincy z jakiegoś powodu nadepnął komuś boleśnie na odcisk? Z całą pewnością dowiesz się tego, drogi czytelniku, gdy zagłębisz się w lekturze utworu Słomczyńskiego.

Tę króciutką książkę czytało mi się, a raczej słuchało, bardzo przyjemnie. Korzystając z audiobooka, w którym rolę lektora pełni Arkadiusz Bazak, z początku nie mogłam przyzwyczaić się do jego nieco mrukliwego głosu, ale z każdym kolejnym rozdziałem kryminału moja opinia na temat interpretacji Bazaka zmieniała się na coraz bardziej pozytywną.

Jeśli miałabym porównać powieść "Śmierć mówi w moim imieniu" z pozycją "Powiem wam, jak zginął", to stwierdziłabym, że obie reprezentują mniej więcej ten sam - dobry - poziom, choć delikatnie skłoniłabym się ku tej drugiej jako troszkę lepszej. Jednak co ważne, detektywistyczne umiejętności i możliwości Joe Alexa nie zawodzą, a co za tym idzie, śledzenie ich nie nudzi, wręcz przeciwnie - wciąga i sprawia, że chce się o nich czytać więcej i więcej. Jestem przekonana, że sięgnę po kolejne książki kryminalne Macieja Słomczyńskiego i że będą one równie udane, jak te dwie pierwsze, a może nawet jeszcze bardziej tajemnicze i zaskakujące. Liczę też na to, że wątek Karoliny Beacon będzie w nich szerzej rozbudowany. Tymczasem zachęcam do zapoznania się z omawianym wyżej utworem - zarówno miłośników prozy Joe Alexa czy Agathy Christie, jak i po prostu gatunku, jakim jest kryminał.

niedziela, 21 kwietnia 2013

"Zapomnij, patrząc na słońce" - Katarzyna Mlek

Wydawnictwo: Oficynka, 2013.
Liczba stron: 256.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 30.03.2013.
Zakończenie lektury: 31.03.2013.
Moja ocena: 8/10.

Złe sny miewa chyba każdy. Niejednokrotnie przecież budziliśmy się w środku nocy z krzykiem, przerażeniem lub nawet płaczem, zlani potem, z szalenie bijącym sercem, które uspokajało się dopiero po dłuższej chwili, gdy zyskiwaliśmy pewność, że nic złego nie zagrażało nam lub naszym bliskim w rzeczywistości, że zły sen był tylko złym snem. Ale w przypadku siedmioletniej Hanki, głównej bohaterki książki Katarzyny Mlek, "Zapomnij, patrząc na słońce", koszmary przybierają zupełnie inny, przerażająco realistyczny wymiar. Dziewczynka uczestniczy w nich bardzo świadomie, a wszystko to za sprawą odwiedzającego ją w tych właśnie snach gadającego kruka. W mitologii kruka uważano za ptaka śmierci. Jeśli wierzyć sennikom, jego pojawienie się we śnie zwiastuje nieszczęście lub niebezpieczeństwo. I takie też skojarzenia nasuwają się, gdy chce się pokrótce opisać życie Hanki i jej bliskich. Dziewczynka wychowuje się w biednej śląskiej rodzinie. Mieszka z kochającym ojcem, Januszem, i okropną, nieczułą, ubolewającą nad swym losem matką, Sabiną. Hanka, nie dość, że na co dzień musi znosić słowną i fizyczną przemoc zadawaną jej ze strony rodzicielki, to na dodatek jest wykorzystywana psychicznie przez kruka, który ilekroć przylatuje do niej we śnie, zabiera ją w nieznane miejsca i ukazuje okrutne sceny, często związane ze śmiercią jakichś ludzi. Gdy na świat przychodzi Bartek, drugie niechciane dziecko Sabiny, życie jej i jej krewnych wywraca się do góry nogami na dobre. Wszelkie więzi pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny Borowskich zaczynają tracić na wartości, a tajemnicze ptaszysko z koszmarów obiera sobie na cel kolejną ofiarę losu...

Kiedy w nowościach Oficynki ujrzałam piękną, a zarazem przerażającą okładkę książki "Zapomnij, patrząc na słońce", a następnie zapoznałam się z jej opisem, od razu postanowiłam sobie, że muszę ją przeczytać. Instynktownie czułam, że będzie to znakomita powieść psychologiczna i nie myliłam się. Wątki społeczno-obyczajowe i psychologiczne autorka w lekki sposób łączy tutaj z elementami thrillera, stwierdziłabym nawet, że horroru. Utwór świeci niepokojącym blaskiem smutku, strachu i cierpienia. Zaskakuje, od czasu do czasu także szokuje i sprawia, że czytelnik musi na chwilę przerwać lekturę i przetrawić sobie to, co przed kilkoma minutami czy sekundami przeczytał, przyswoić sobie to i dopuścić do świadomości, bo nie zawsze łatwo tego dokonać. To taka trochę niepozorna książka - niezbyt obszerna, ale kipiąca od nietuzinkowych wydarzeń, emocji i napięcia.

W niedługich rozdziałach Mlek naprzemiennie obrazuje poczynania i, co chyba ważniejsze, przemyślenia Hanki, Janusza i Sabiny. Dzięki temu odbiorca ma okazję przyjrzeć się bliżej tym postaciom, ich charakterom, dowiedzieć się, kto jest dobry, a kto zły, kto uczciwy, pełen troski, a kto kompletnie zagubiony, samotny i cierpiący. Akcja książki toczy się na przełomie bodajże kilkunastu lat. Hanka dorasta, ale jej życie nie jest usłane różami. Pomijając niektóre jego aspekty, można napisać, że jest ono pasmem wielkich wręcz nieszczęść. Kruk bowiem jej nie opuszcza, wymagając od niej coraz większego zaangażowania w przeciwdziałanie niebezpieczeństwom, jakich dziewczyna jest świadkiem we wstrząsających snach. Ich absurdalność jest tylko pozorna.

"Zapomnij, patrząc na słońce" to takie "Oszukać przeznaczenie" osadzone w polskich realiach. Jednym z faktów dotyczących tej powieści, który mnie zaskoczył, jest ten, iż Mlek, przedstawiając niektóre tragiczne wydarzenia, z jakimi musiała się zmierzyć główna bohaterka, inspirowała się prawdziwymi wypadkami i katastrofami, jakie miały miejsce na przełomie kilku ostatnich lat w Polsce i za granicą, i o których było bardzo głośno, chociażby w telewizji. Myślę, że większość czytelników będzie potrafiła sobie skojarzyć to i owo, nie będę więc przytaczać tutaj konkretnych przykładów, by nie zdradzić zbyt wiele.

"Zapomnij, patrząc na słońce" to rewelacyjna, z całą pewnością niebanalna i wciągająca lektura. Tak jak wspomniałam już wcześniej, nie należy do tych łatwych w odbiorze ze względu na szokujące, a także smutne portrety psychologiczne bohaterów oraz obszerny obraz tragizmu ludzkiego losu, ale mimo tego chce się w nią brnąć dalej i dalej. Odnoszę jednak wrażenie, że im bliżej końca utworu, tym prędzej i pobieżniej toczy się akcja, jakby autorka, z powodu braku pomysłów na jej rozwinięcie, chciała jak najszybciej postawić czytelnika przed zakończeniem. To trochę wpłynęło na moją ostateczną ocenę książki, ale, jak widać, naprawdę nie jakoś przesadnie mocno. Na koniec pragnę jeszcze dodać, że powieść Katarzyny Mlek byłaby dobrym materiałem na scenariusz filmowy. Myślę, że film powstały na jej podstawie mógłby jeszcze dogłębniej i brutalniej pokazać realia biednych i patologicznych polskich rodzin, nie wspominając już o katastroficznych scenach rodem z thrillera lub horroru, które na pewno szokowałyby i poruszały odbiorcę. Ale to tylko moje spostrzeżenia i przypuszczenia - pomarzyć przecież można, prawda? Póki co, gorąco zachęcam do przeczytania książki - naprawdę warto.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Oficynka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

środa, 17 kwietnia 2013

"Wiecznie żywy" - Isaac Marion

Tytuł oryginału: "Warm Bodies".
Tłumacz: Martyna Plisenko.
Wydawnictwo: Replika, 2013.
Liczba stron: 308.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 29.03.2013.
Zakończenie lektury: 30.03.2013.
Moja ocena: 7/10.

Nie jestem jakąś wielką miłośniczką fantastyki, książki z tego gatunku czytuję rzadko, więc moja znajomość romansów paranormalnych, wszelkich anielskich istot, a nawet wampirów jest niemalże zerowa. Ale po "Wiecznie żywego" zdecydowałam się sięgnąć. Już wcześniej, gdy ta powieść Isaaca Mariona pojawiła się w Polsce pod tytułem "Ciepłe ciała", nabrałam na nią ochoty. Zaufałam wówczas jej niebywałej popularności i licznym pochlebnym opiniom czytelników na jej temat. Nieważne, że historia w niej ukazana dotyczy zombie. Skoro "Ciepłe ciała" zostały pozytywnie przyjęte przez wielu odbiorców, muszą coś w sobie mieć, myślałam sobie. No i rzeczywiście - oryginalność tego utworu rzuca się w oczy przede wszystkim, a oprócz tego czyta się go lekko i szybko. Nie tak dawno na jego podstawie powstał film "Wiecznie żywy" z Nicolasem Houltem i Teresą Palmer w rolach głównych. W polskich kinach można go oglądać od marca tego roku.

Świat po bliżej nieokreślonej katastrofie. Nikt nie wie, co tak naprawdę się stało i czy istnieje szansa na to, by powrócił on kiedyś do normalności. Ocalała garstka ludzi - Żywi - żyje w ciągłej niepewności, w ciągłym strachu, kryjąc się przed zombie - Martwymi - dla których jedynym pożywieniem są właśnie... ludzkie ciała. Jednym z przedstawicieli Martwych jest R. Jak na zombie - istota w całkiem dobrym stanie, bo w jednym kawałku i bez większych odrażających ran. Gdyby tak go umyć, ładnie ubrać, uczesać i umiejętnie nałożyć na jego twarz grubą warstwę makijażu, trudno byłoby odróżnić go od człowieka. Gdy pewnego dnia R wraz z kilkoma zombie uczestniczy w polowaniu na ludzkie mięso, spotyka Julie należącą do Żywych i... od tej pory już nic nie jest takie, jak dawniej. Dzięki R dziewczyna uchodzi z życiem. Ale jej chłopak, Perry, już nie ma tyle szczęścia. Julie trafia do "siedziby" Martwych. Stopniowo pomiędzy nią a R zaczyna rozwijać się zaskakująca znajomość, która ma szansę przybrać postać czegoś jeszcze dziwaczniejszego - przyjaźni? Czegoś większego, silniejszego? Ale to nie takie proste. Walka pomiędzy Żywymi i Martwymi trwa. A ojciec Julie, groźny dowódca wojskowy, pragnie przetrwać dosłownie za wszelką cenę...

"Wiecznie żywy" zaintrygował mnie już od pierwszej strony. A w ciągu kilku pierwszych minut lektury przekonałam się, że nie będzie mi łatwo się od niej oderwać. Marion za narratora obrał sobie R, który nie pamięta zbyt wielu rzeczy ze swojego życia, nie wie, jak umarł, ani nawet jak ma na imię. Ale to właśnie z jego punktu widzenia czytelnik poznaje jego myśli, poczynania czy też strukturę istnienia, bytowania Martwych. Co rzuca się w o czy i trochę się nie zgadza, to fakt, iż jak na prawie nic niepamiętającego zombie, R ma zbyt wiele do powiedzenia, a i jego przemyślenia na konkretne tematy nie powinny mieć w ogóle miejsca. No chyba, że jako Martwy "żyje" już na tyle długo i zjadł tyle ludzkich mózgów zawierających wspomnienia ofiar, że zdołał sobie przypomnieć większość zasad i aspektów życia Żywych. Język powieści jest prosty, stwierdziłabym nawet, że... ładny i taki przemyślany. Dzięki nim o "Wiecznie żywym" nie trzeba myśleć jako o horrorze - mimo przerażających, krwawych opisów tradycji i zachowań zombie - lecz po prostu utworze przygodowym. Tak naprawdę trudno jest przypasować tę książkę do któregokolwiek gatunku literackiego. Może nawet nie jest to możliwe. Odbiorca bowiem znajdzie w niej kawałek wspomnianego już wcześniej horroru, trochę sensacji, fantastyki, powieści obyczajowej, romansu i czarnej komedii. Jeśli chodzi o samo wydanie powieści, to spodobała mi się jej szata graficzna - okładka, choć filmowa, oraz ryciny z zakresu anatomicznej budowy człowieka, poprzedzające kolejne rozdziały utworu, natomiast co trochę mi przeszkadzało, to całkiem spora liczba literówek, jakie zdołałam wyłapać w tekście.

To teraz kolej na bohaterów "Wiecznie żywego". Co można o nich napisać? Ci drugoplanowi to rzesza rozmaitych osobników i charakterów, począwszy od nieco zabawnego kompana R, M, przez żądną przygód przyjaciółkę Julie, Norę, aż po niezłego skurczybyka, pana Grigio. A jeśli chodzi o duet tych głównych postaci, Julii i R, nasuwa się odnośnie niego pewne skojarzenie, a mianowicie Piękna i Bestia. Ona - cudowna, żywa, a więc normalna istota ludzka, której nie może się oprzeć nawet Martwy. On - potwór. Brzydki i zły, choć tak nie do końca zły, bo czuje coś bliżej nieokreślonego do Julie. Jeśli czytelnik zanurzy się głębiej w powieść, uświadomi sobie, że istnieje jeszcze kilka podobieństw, które łączą postaci Julie i R z Piękną i Bestią. Nie będę ich tutaj przytaczać, by nie zepsuć innym przyjemności wypływającej z przeczytania pozycji Mariona. Jego pomysł na stworzenie pewnego rodzaju związku pomiędzy Żywą a Martwym to całkiem fajny pomysł, który został przez autora zrealizowany w przystępny, łagodny sposób, nie jakiś ohydny czy obrzydliwy. Znajomości Julie i R raczej się kibicuje, bo to coś innego, nowego i budzącego fascynację.

Ale nie tylko rozwojowi uczuć pomiędzy tym dwojgiem można się przyglądać w "Wiecznie żywym". Jest przecież tutaj jeszcze jedna, istotna sprawa - sprawa życia i śmierci w postapokaliptycznym świecie, w którym nadzieja na lepsze jutro zanika z dnia na dzień w zastraszająco szybkim tempie, bo walka dobra ze złem wydaje się nie mieć końca. Czy istnieje jakiś sposób na jej zakończenie? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie kosztuje niejedno ludzkie życie, nie wspominając już o "życiu" Martwych. Mimo że zakończenia książki można się mniej lub bardziej domyślić, to i tak przebieg poszczególnych konfrontacji Żywych z Martwymi, zwłaszcza z Kościstymi, czyta się z dużą dozą napięcia. Ale wątek jednej z ostatnich walk, w której uczestniczył ojciec Julii, nie zrobił na mnie jakiegoś piorunującego wrażenie, w wyniku czego całokształt zakończenia powieści Mariona określiłabym mianem "takiego sobie".

"Wiecznie żywy" to książka, którą można opisać wieloma epitetami: oryginalna, ciekawa, intrygująca, wciągająca, dziwna, ale i sympatyczna. Jest ogromną mieszanką gatunków, dlatego też nie da się określić jej jednym słowem. To niecodzienna opowieść o niemożliwej wręcz przyjaźni, miłości w obliczu zagrożenia i beznadziejnej egzystencji. O walce o dobro. O odkrywaniu własnych słabości, możliwości i o trudnych wyborach. Myślę, że najbardziej przypadnie ona do gustu nastolatkom i dorosłej młodzieży. Zachęcam do lektury.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Replika.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

środa, 10 kwietnia 2013

"Rozmowy bez retuszu" - Artur Barciś, Marzanna Graff

Wydawnictwo: M, 2011.
Liczba stron: 220.
Oprawa: twarda.
Rozpoczęcie lektury: 28.03.2013.
Zakończenie lektury: 29.03.2013.
Moja ocena: 7/10.

Nie będę oryginalna, pisząc, że osoba Artura Barcisia kojarzy mi się przede wszystkim z rolą Tadeusza Norka ze słynnych "Miodowych lat". Praktycznie dzięki tej roli poznałam i polubiłam tego aktora. I kto wie, może już zawsze będzie mi się on z Norkiem kojarzył, mimo tego, że Barciś, jak wspomina w "Rozmowach bez retuszu", za wszelką cenę chciał uniknąć syndromu jednej roli. Byłoby pewnie zupełnie inaczej, gdybym zaznajomiła się z innymi filmami i serialami, w których wystąpił. Czytając książkę Marzanny Graff, z każdą kolejną stroną dziwiłam się, że było ich tak wiele, nie wspominając już o licznych sztukach teatralnych.

"Rozmowy bez retuszu" nie są jakąś sztywną, poważną i szczegółową biografią urodzonego w 1956 roku Barcisia, lecz luźnym wywiadem, w którym rolę osoby pytającej podjęła Marzanna Graff, pisarka, scenarzystka i aktorka współpracująca z takimi teatrami, jak Towarzystwo Teatrum oraz Capitol. Tytułowe rozmowy mają charakter lekkich, niewymuszonych i bezstresowych pogawędek, często sprawiają też wrażenie spontanicznych - niejednokrotnie Artur Barciś przypomina sobie nagle o czymś ważnym, istotnym, zbaczając z głównego tematu, na który z powrotem musi nakierować go Graff. Zabawne, ileż ten człowiek ma do powiedzenia! Artysta posługuje się prostym językiem, w którym nie brakuje poczucia humoru, zaangażowania i pokory. Kolejno ujawnia karty swojej przeszłości, począwszy od dzieciństwa, które kojarzy mu się ze strachem i chorowitością, ale też pierwszymi występami na szkolnych scenach, przez licealne konkursy recytatorskie i egzaminy do szkół aktorskich, aż po wstąpienie do świata teatru i filmu. Oprócz kwestii zawodowej Barciś opowiada pokrótce o życiu prywatnym. Czy wiedzieliście, że jest on wielkim miłośnikiem rosołu, a w marzeniach własnego ojca miał wyuczyć się za cukiernika?

"Aktorstwo to nie jest coś, czego można się ot, tak nauczyć. To jest dar, z którym się człowiek rodzi. Można to oczywiście spaskudzić, zmarnować, rozmienić na drobne albo szlifować. Jednak, żeby coś z tym zrobić, trzeba najpierw to mieć, czuć w sobie"*. Decyzję o zostaniu aktorem Barciś podjął już w podstawówce. Nic dziwnego - talentu aktorskiego nie musiał nabywać w odpowiednich szkołach czy teatrach - on tę iskrę miał w sobie już od samego początku. I korzystał z niej. Ale jego droga do sukcesu nie była łatwa. Niejeden raz przecież musiał wykazywać się w życiu cierpliwością i uporem, musiał podejmować bardzo trudne decyzje związane z wyborem najodpowiedniejszej na daną chwilę roli. Teatr czy film? Film czy serial? Odpowiedzi na tego typu pytania nie mogły nasuwać się w mgnieniu oka, prawda? Zanim Artur Barciś stanął przed kamerami jako Tadeusz Norek z kultowych wręcz "Miodowych lat", a później jako Arkadiusz Czerepach ze słynnego "Rancza", pracował na planach takich filmów, jak "Znachor", "Wierna rzeka", seria "Dekalogu", "Dzień wielkiej ryby", a seriali - "Odlot" czy "Tulipan", nie rezygnując oczywiście z spektakli teatralnych, których także było mnóstwo. Artysta miał styczność z takimi osobistościami, jak Andrzej Barański i Krzysztof Kieślowski, nie wspominając już o wielu popularnych aktorach i aktorkach. Co ważne, na temat każdej z tych osób Barciś wypowiada się pozytywnie, pochlebnie, wyrażając własne zadowolenie z faktu, iż uczestniczyły one w jego życiu, a on sam w ich.

Co chyba najbardziej zaskoczyło mnie po zapoznaniu się z książką Graff, to odkrycie, iż Barciś to człowiek wszechstronnie uzdolniony. Jest on bowiem nie tylko bardzo dobrym aktorem, ale i tancerzem, śpiewakiem, niegdyś próbował swych sił w reżyserowaniu, a nawet nauczaniu studentów, a w ostatnim czasie sprawdza się jako pisarz, głównie felietonów i bajek, choć niekoniecznie takich dla dzieci. Jedną z takich właśnie bajek Marzanna Graff prezentuje w ostatnim rozdziale "Rozmów bez retuszu". O dziwo, wzruszyłam się, czytając zakończenie! A dzięki temu nabrałam przekonania, że Barciś powinien dalej rozwijać się na płaszczyźnie literackiej.

To nietuzinkowy i sympatyczny człowiek. A jakże niepozorny, prawda? Jestem pełna podziwu dla niego jako osoby, jak i dla jego umiejętności. Odnoszę wrażenie, że czego by się on nie podjął, wyszłoby mu to na dobre. Postanowiłam sobie, że w najbliższej przyszłości zapoznam się z przynajmniej kilkoma tytułami filmowymi, w których grał Artur Barciś. A Was gorąco zachęcam do zajrzenia na stronę barcis.pl, no i oczywiście do lektury "Rozmów bez retuszu", które nie tylko wyposażają czytelników w ciekawą i niecodzienną wiedzę, ale i zapewniają świetną rozrywkę.

*s.14

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu M.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

"Single" - Meredith Goldstein

Tytuł oryginału: "The Singles".
Tłumacz: Agnieszka Kisiel.
Wydawnictwo: M, 2013.
Liczba stron: 240.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 25.03.2013.
Zakończenie lektury: 28.03.2013.
Moja ocena: 6/10.

Tak to się ładnie dzisiaj mówi na osoby niepozostające w związkach partnerskich - "single". Nie "stara panna", nie "stary kawaler", tylko "singiel". Czasy się zmieniły. Dzisiejsi single to nie tylko ci, którym nie poszczęściło się w miłości, lecz także ci, którzy chcą spędzić całe swoje życie - lub jego część - same, bez osoby towarzyszącej. "Same" nie oznacza jednak "samotne". Coraz częściej ludzie nie boją się korzystać z przywileju, jakim jest wybór. Wybór stylu własnego życia. A i grono akceptujących te "nowoczesne" style życia ciągle się poszerza. Sama, póki co, należę do tych jakże osławionych już singli. Nie narzekam na swoją obecną sytuację życiową. Na razie nie wprowadziłabym do niej żadnych większych, drastycznych zmian. A co będzie, jeśli te zmiany same mnie odszukają? Wprawdzie do osiągnięcia wieku bohaterów "Singli", debiutanckiej książki Meredith Goldstein, brakuje mi jeszcze dobrych kilku czy kilkunastu lat, to już teraz jestem świadoma tego, że wiele rzeczy w tym czasie może się wydarzyć, a i życie singla po trzydziestce wcale nie musi być łatwe i beztroskie.

Nadchodzi dzień ślubu Bee i Matta. Wśród zaproszonych gości jest kilku takich, którzy zdecydowali się przyjść na uroczystość bez partnerów. Hannah, którą można uznać za główną bohaterkę powieści, mimo szczerych chęci nie jest w stanie cieszyć się szczęściem wychodzącej za mąż przyjaciółki, bo przecież na tym samym weselu musi oglądać swojego byłego chłopaka, Toma, i jego nową dziewczynę. Jest jej ciężko tym bardziej, że jej osoba towarzysząca, przyjaciel Rob, wystawił ją do wiatru, pozostając sobie w domu. Vicky z kolei przybywa na zaślubiny, ale w dalszym ciągu cierpi na depresję. Niespodziewanie towarzystwo starszego faceta, samotnego wujka Bee, Joego, przypada jej do gustu. Czy coś ciekawego wyniknie ze znajomości tych dwojga? Zostaje jeszcze Phil. Mężczyzna czuje się zupełnie wyobcowany wśród weselnych gości, a wszystko dlatego, że zastępuje własną matkę, która z powodu choroby nie mogła pojawić się na uroczystości. Czas wesela jest dla wszystkich tych osób czasem obfitującym w ciekawe, także zaskakujące wydarzenia, a jednocześnie czasem pełnym rozmyślań, wspomnień i trudnych wyborów. Jak zatem potoczą się dalsze losy tytułowych singli? Zachęcam do lektury.

Książka nie jest obszerna, a składają się na nią niedługie rozdziały, w których autorka naprzemiennie poświęca uwagę Hannah, Robowi, Joemu, Vicky i Philowi. Język jest prosty i przystępny, a narracja prowadzona w trzeciej osobie. Chyba po raz pierwszy w trakcie czytania książki miałam możliwość niemalże dosłownego wyobrażenia sobie jej poszczególnych bohaterów. A wszystko to za sprawą postaci Hannah, którą pisarka przedstawia jako specjalistkę od castingów i która ma bzika na punkcie porównywania swoich znajomych ze znanymi aktorami i aktorkami. Niejednokrotnie więc zaglądałam do Internetu, by przekonać się, kogo Hannah miała na myśli - nie znam przecież wszystkich aktorów z imienia i nazwiska. Czyżby Goldstein, pisząc "Singli", marzyła o tym, by jej utwór został w przyszłości zekranizowany? Nawet jeśli nie, myślę, że byłoby ciekawie, gdyby taka ekranizacja powstała. Być może byłaby miłą odskocznią od zwariowanych amerykańskich komedii, jakich wiele. Bo "Single" to wbrew pozorom nie komedia, lecz powieść obyczajowa o lekkim zabarwieniu komediowym, w której wszystko może się zdarzyć.

"Cudze wesele może zmienić twoje życie" - głosi napis z okładki. No tak, myślę sobie, nic dziwnego, że moje się nie zmienia - jedyny i ostatni raz na czyimś weselu byłam (jako osoba pełnoletnia) prawie pięć lat temu, a i wtedy z osobą towarzyszącą. A już tak całkiem na poważnie - muszę przyznać, że historia opisana w "Singlach" zaskoczyła mnie i na swój sposób zauroczyła. Spodziewałam się bowiem po niej schematycznej opowiastki, w której jedna bohaterka zeszłaby się ze swoim byłym, druga poznałaby kogoś nowego i zakochała się w nim ze wzajemnością, trzecia zaś coś, gdzieś by namieszała, a i ślub nie doszedłby do skutku, bo któreś z państwa młodych uciekłoby nagle ze starą lub nową miłością w siną dal. Tymczasem otrzymałam coś zupełnie innego. Owszem, kwestie miłości i samotności wysuwają się w utworze na pierwszy plan, ale rozważania na ich temat są jak najbardziej poważne i dojrzałe. Czego nie można napisać o niektórych zachowaniach bohaterów. Ale czyż to nie właśnie samotność, a czasem nawet rozpacz popychają ludzi do różnych dziwnych i niegodnych pochwały czynów?

Jeśli chodzi o postaci wykreowane przez Goldstein, uważam, że są one wielkim plusem jej książki. Z charakterem, a na dodatek bardzo realistyczne. Czytelnik ma okazję poznać bliżej Hannah, Roba, Joego, Vicky i Phila dzięki ich bieżącym przemyśleniom na konkretne tematy, zwłaszcza wesela Bee i Matta, no i weselnych gości, a także dzięki licznym wspomnieniom i historiom z ich przeszłości, które bazują głównie na problemach rodzinnych, związkach miłosnych oraz przyjacielskich. Stopniowo można dowiedzieć się, kto kogo kochał lub kocha nadal, kto za kim tęskni, komu czego brakuje, kto o czym marzy i jakie są jego lub jej plany na przyszłość. Chyba najbardziej zainteresowała mnie i przypadła mi do gustu postać Roba. Podejrzewam, że duże znaczenie w mym wyborze miała jego wzruszająca przygoda z psiną o imieniu Liz. Natomiast już mniej podobali mi się Joe, który mimo swych chęci zaprzyjaźnienia się z Vicky, ciągle myślał o tym, jak zaciągnąć ją do łóżka, no i Vicky, nieco roztargniona, zwariowana, taka niepozorna, ale i spontaniczna dziewczyna, po której postępowaniu spodziewałam się czegoś lepszego. Niemniej jednak "związek" jej i Joego wydawał się całkiem sympatyczny.

Nie dla wszystkich ślubna noc kończy się happy endem, ale dla większości bohaterów jest nocą ważną, kształtującą na nowo ich życiowe wartości, plany, wybory i decyzje. "Single" Meredith Goldstein to lekka, pełna ciepła, ale i plątaniny uczuć opowieść o poszukiwaniu szczęścia. Fantastyczna pozycja na ponury wieczór, która nie będzie nudzić, choć dla bardziej wymagających odbiorców może się okazać trochę przewidywalna. Ja w każdym bądź razie spędziłam czas na jej lekturze bardzo przyjemnie, więc pozostaje mi życzyć takowej innym czytelnikom. Polecam.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu M.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Na co polować w kwietniu...

...czyli wybrane NOWOŚCI  i  WZNOWIENIA książkowe kwietnia:

"Pretty Little Liars. Olśniewające" - Sara Shepard.
Wydawnictwo: Otwarte.
Data wydania: 02.04.2013.

KAŻDY COŚ UKRYWA...
A.

Emily, Aria, Spencer i Hanna wpadają w panikę, gdy w Rosewood pojawia się Gayle. Ta wpływowa milionerka ma niejeden powód, by się na nich zemścić. Na dodatek tajemniczy nadawca SMS-ów wciąż wysyła niepokojące wiadomości. Czy dziewczyny znajdą sposób, by wyjść cało z opresji?

"Jak oddech" - Małgorzata Warda.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 02.04.2013.

Jasmin i Staszek obiecali sobie jeszcze w dzieciństwie, że kiedyś się pobiorą. Jako nastolatki zostali parą, a po ukończeniu szkoły średniej postanowili razem zamieszkać. Kilka dni później Staszek znika...
Opowieść o miłości i przyjaźni, która zmienia się w mroczną historię, gdzie wobec bezradności zostają tylko uczucia. Wszyscy szukają Staszka na swój własny sposób. Policja porusza się podrzuconym jej tropem: wstrząsającą fotografią chłopaka. Rodzina Staszka szuka odpowiedzi w przeszłości i zdarzeniach mogących mieć wpływ na zniknięcie. Natomiast Jasmin dociera o wiele dalej niż do rozwikłania tajemnicy. Otwiera się przed nią świat, w którym wszystko jest możliwe, gdzie czas można dowolnie naginać, a miłość nie ma końca.

"Z innej bajki" - Jodi Picoult, Samantha van Leer.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 02.04.2013.

Prawdziwe bajki nie są dla ludzi o słabych nerwach. Dzieci są ścigane przez wilki i zjadane przez czarownice; kobiety zapadają w śpiączkę i padają ofiarą niegodziwych członków rodziny. Ale cały ten ból i męczarnie wynagradza im zakończenie: długo i szczęśliwie. Nieważne, że na półrocze dostałaś cztery minus z francuskiego i jako jedyna dziewczyna w szkole nie masz pary na bal semestralny. Długo i szczęśliwie to balsam na rozkołatane serce.
Piętnastoletnia Delilah McPhee ma pecha. Nielubiana przez rówieśników, najchętniej siedziałaby z nosem w książce. Pewnego razu czyta bajkę o Oliverze, księciu spryciarzu – i ku swemu zdziwieniu nie może się od niej oderwać. Któregoś dnia słyszy głos płynący z kartki i dowiaduje się, że książę planuje ucieczkę. Czy Delilah pomoże Oliverowi wydostać się z bajki? A może… sama się w niej znajdzie?

"Trucicielka" - Peter Robinson.
Wydawnictwo: Sonia Draga.
Data wydania: 03.04.2013.

Czasem, by rozwiązać zagadkę, trzeba obudzić dawno uśpione demony…
Chris Lowndes po dwudziestu pięciu latach za granicą wraca do Yorkshire, gdzie kupuje opuszczoną starą rezydencję na odludziu. Choć natychmiast zakochuje się w domu, coś nie daje mu spokoju… Z czasem dowiaduje się, że pół wieku wcześniej w domu dokonano morderstwa. Poprzedni właściciel, szanowany lekarz Ernest Arthur Fox, prawdopodobnie został otruty przez swoją piękną młodą żonę Grace. Kobieta została uznana winną zbrodni i powieszona. Zaintrygowany Chris zaczyna rozpytywać okolicznych mieszkańców oraz grzebać w archiwach. Im więcej się dowiaduje, tym bardziej jest przekonany, że Grace była niewinna. Ignorując ostrzeżenia, by nie budził dawno uśpionych demonów, postanawia wyjaśnić historię sprzed lat…

"Ogród wspomnień" - Amy Hatvany.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 09.04.2013.

W wieku dziesięciu lat Eden znalazła ojca, Davida, wykrwawiającego się na podłodze łazienki. Nieudana próba samobójcza doprowadziła do rozwodu rodziców, po którym David praktycznie zniknął z życia córki. Eden wie na jego temat tylko tyle, że jest bezdomny i zmaga się z chorobą psychiczną.
Teraz trzydziestoletnia Eden postanawia odnaleźć ojca, by móc mu wreszcie wybaczyć i ostatecznie zamknąć za sobą przeszłość. Kiedy jednak w trakcie poszukiwań odkrywa inne bolesne prawdy – nie tylko tajemnice, które skrywała przed nią matka, ale także dręczące pytanie, czy po tych wszystkich latach David w ogóle chce zostać odnaleziony – musi zdecydować, jak daleko jest się w stanie posunąć w imię miłości.

"Gdzie się podziały dziewczęta?" - Leena Lehtolainen.
Wydawnictwo: Rebis.
Data wydania: 09.04.2013.

Maria Kallio poleciała do Afganistanu na otwarcie nowo powstałej szkoły policyjnej, co niemal kosztowało ją życie. Po powrocie do Finlandii musi się zmierzyć ze sprawą zniknięcia w Espoo trzech młodych muzułmanek.
W niedługim czasie w śniegu zostają znalezione zwłoki czwartej muzułmanki - dziewczyna została uduszona własną chustą. Czy te przypadki coś łączy? Czy dziewczęta padły ofiarą seryjnego mordercy? A może to ich rodziny mają coś wspólnego z zaginięciami?
"Gdzie się podziały dziewczęta" to surowy opis zderzenia odmiennych tradycji we współczesnej, wielokulturowej Finlandii. Kto ma rację w sytuacji, w której dochodzi do konfrontacji dwóch prawd?

"W mroku tajemnic" - Chris Tvedt.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia.
Data wydania: 10.04.2013.

Mikael Brenne dowiaduje się o tragicznej śmierci kolegi po fachu. Policja obstaje przy samobójstwie, ale Brenne postanawia bliżej przyjrzeć się tej sprawie. Z czasem zyskuje pewność, że nie tylko śmierć Bjørna Grovena wymaga wyjaśnienia, jego śledztwo utyka jednak w martwym punkcie. Mikael czuje, że błądzi po omacku, a mimo to nie może się już zatrzymać. Tym razem stawką w grze jest nie tylko jego reputacja, lecz także życie ludzi, na których mu zależy.
"W mroku tajemnic" to trzecia powieść Chrisa Tvedta, nowego klasyka kryminału rozgrywającego się na sali sądowej.

"Zła kobieta" - Amanda Prowse.
Wydawnictwo: Wielka Litera.
Data wydania: 10.04.2013.

Od dnia ślubu mąż znęcał się nad Kathryn fizycznie i psychicznie. W trosce o dobro dzieci, kobieta ukrywała to przed światem. Po siedemnastu latach znoszenia codziennych upokorzeń Kathryn nie wytrzymała napięcia i zabiła męża nożem do obierania warzyw. Oddała się w ręce policji i dobrowolnie poddała karze. Nic nie wydawało się gorsze od ostatnich lat ciągłej przemocy. Jednak najtrudniejsza walka dopiero przed nią - dzieci Kathryn zrywają kontakt z matką, winiąc ją nie tylko za rozpad rodziny, ale przede wszystkim za wieloletnie ukrywanie prawdy i tym samym pozbawienie ich zaufania do ludzi i świata.

"Smak nadziei" - Sherryl Woods.
Wydawnictwo: Mira.
Data wydania: 12.04.2013.

Poukładan życie Maddie rozpada się jak domek z kart, gdy mąż odchodzi do kochanki, która spodziewa się jego dziecka. Maddie musi znaleźć pracę, ale to niełatwe, skoro od zawsze zajmowała się wyłącznie domem. Dzieci próbują pomagać, jednak źle znoszą rozstanie rodziców.
Przyjaciółki proponują Maddie wspólny interes – otwarcie salonu spa dla kobiet. Liczą nie tyle na duży zysk, co na wyrwanie Maddie z marazmu. Chcą, by uwierzyła we własne siły. Przekonują ją też, by zaczęła się spotykać z Calem Maddoxem, który jest nią zainteresowany. Problemy z dziećmi, byłym mężem, nową pracą i nowym mężczyzną… tak dużo wyzwań dla kobiety, która nigdy nie była niezależna...

"Michael Vey. Więzień celi 25" - Richard Paul Evans.
Wydawnictwo: Fabryka Słów.
Data wydania: 12.04.2013.

Jestem Michael Vey. Jestem więźniem samego siebie.
To moja historia. Może trochę dziwna, lecz moja.
Mam 14 lat i jestem zwyczajnym nastolatkiem, jakich wielu. Jak ty i twoi rówieśnicy.
Czasem zwracam na siebie uwagę przez moją chorobę – zespół Tourette'a – spokojnie, da się z tym żyć!
Mam w sobie coś jeszcze – prąd elektryczny. Nie wszyscy o tym wiedzą. To czyni mnie wyjątkowym. Z tego właśnie powodu ktoś stara się mnie złapać.

"Nocne życie" - Dennis Lehane.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 16.04.2013.

Boston, rok 1926. Szalone lata dwudzieste w pełnym rozkwicie. Alkohol leje się strumieniami, kule świszczą w powietrzu, a pewien człowiek zamierza odcisnąć swój ślad na tym świecie.
Prohibicja spowodowała pojawienie się splątanej sieci podziemnych gorzelni, nielegalnych lokali, gangsterów i sprzedajnych policjantów. Joe Coughlin, najmłodszy syn znanego w Bostonie kapitana policji, już dawno odrzucił surowe zasady, w których go wychowano. Teraz, gdy drobne kradzieże z dzieciństwa odeszły w przeszłość, zajął się pracą dla najgroźniejszych gangsterów w mieście. Robi to dla zysku, dreszczu emocji i smaku życia na marginesie społeczeństwa.
Niestety, życie po stronie mroku ma wysoką cenę. W czasie gdy bezwzględni ludzie, mający do dyspozycji pieniądze, nielegalny alkohol i broń, walczą o władzę, nie można ufać nikomu. Buntownikom takim jak Joe pisany jest jeden los: przedwczesna śmierć. Ale ludzie jemu podobni, nie bacząc na nic, zamierzają żyć pełnią życia aż po ostatni dzień.
Joe rozpoczyna oszałamiającą wspinaczkę po szczeblach organizacji gangsterskiej, która rzuca go z Bostonu czasów jazzu do tętniącej życiem dzielnicy łacińskiej w Tampie i na słoneczną Kubę.

"Okrutne gwiazdy nocy" - Kjell Eriksson.
Wydawnictwo: Amber.
Data wydania: 16.04.2013.

Kobieta, która przychodzi do komisariatu w Uppsali, żeby zgłosić zaginięcie, jest wyniosła i arogancka. Jej zimne oczy i zacięty wyraz twarzy zdają się mówić: na pewno nie znajdziecie mojego ojca, ponieważ jesteście bandą niekompetentnych partaczy poprzebieranych w mundury.Jej ojciec, wybitny naukowiec, znawca Petrarki, zniknął trzy dni temu. Mieszkał tylko z nią, Laurą, od lat nie utrzymywał z nikim kontaktów. Laura nie ma pojęcia, co się mogło stać… Policjanci podejmują poszukiwania. Sprawdzają wszystkie możliwe wersje wydarzeń. Przepytują całą dzielnicę, dom po domu. Przeczesują pobliski lasek. Bez rezultatu. Zupełnie jakby profesor Ulrik Hindersten zapadł się pod ziemię. Nikt go nie widział, ani sąsiedzi, ani sprzedawcy z okolicznych sklepów…
Śledztwo rozpoczyna komisarz Ann Lindell. Wkrótce trzy pozornie niepowiązane ze sobą morderstwa podsuwają jej trop, który wiedzie w przeszłość ofiar. I ujawnia szokujące tajemnice rodziny Hinderstenów,naznaczone zdradą, zbrodnią i obłędem…

"Idealna chemia" - Simone Elkeles.
Wydawnictwo: Amber.
Data wydania: 16.04.2013.

Niegrzeczny chłopiec + grzeczna dziewczyna = Idealna chemia.
Dzieli ich wszystko: domy, zainteresowania, wychowanie, aspiracje. Ale łączy ich coś najsilniejszego…
Brittany. Wszyscy wiedzą, że jestem idealna. Moje życie jest idealne. Moje ciuchy są idealne. Nawet moja rodzina jest idealna. I choć to kompletna bzdura, staram się, jak mogę, żeby tak to właśnie wyglądało. Jeśli prawda wyszłaby na jaw, zniszczyłaby mój bajkowy wizerunek...
Alex. Ostatnia klasa. Powinienem być dumny: będę pierwszy z naszej rodziny, który skończy liceum. Ale po szkole zacznie się prawdziwe życie. O studiach mogę tylko pomarzyć. Staram się skupić na teraźniejszości.To cholernie trudne, bo niestety po maturze moja przyszłość będzie najprawdopodobniej tak samo beznadziejna jak moja przeszłość...
W liceum Fairfields uczniów z „dobrej” i „złej” części miasta dzieli mur nie do przebycia.
Więc kiedy Brittany, popularna, piękna, bogata, i Alex, członek ulicznego gangu, zostają dobrani w parę do realizacji projektu z chemii, wszystko wskazuje, że nie skończy się to dobrze.
Nikt – nawet oni sami – nie spodziewa się, że ten związek wywoła najbardziej zaskakującą reakcję chemiczną. Ale żeby być razem, będą musieli przeciwstawić się stereotypom i uprzedzeniom, jakie ich dzielą.

"Zagubione szczęście" - Tom Winter.
Wydawnictwo: Wielka Litera.
Data wydania: 17.04.2013.

To opowieść o każdym z nas; o wszystkich ludziach, którzy do szczęścia potrzebują drugiego człowieka. Historia Carol - kobiety, która od lat tkwi w nieudanym związku, nie potrafi znaleźć wspólnego języka z swoją nastoletnią córka i ma poczucie, że właściwie nic dobrego w jej życiu już się nie wydarzy. Aby dać upust swojemu rozczarowaniu pisze listy, które niezaadresowane wrzuca do skrzynki. 
Ale nie wpadają one w próżnię. Trafiają w ręce pracownika poczty, który zajmuje się niedoręczonymi przesyłkami. To on staje się mimowolnym powiernikiem tajemnic Carol. Z kolei jej listy pobudzają w nim dawno uśpione uczucia.

"Nano" - Robin Cook.
Wydawnictwo: Rebis.
Data wydania: 17.04.2013.

Zapierająca dech kontynuacja Polisy śmierci
Pia Grazdani, piękna studentka medycyny z Polisy śmierci, postanawia wyjechać z Nowego Jorku, by zapomnieć o traumatycznych wydarzeniach. Skuszona możliwościami, jakie przed medycyną otwiera szybko rozwijająca się nanotechnologia, Pia zatrudnia się w Nano, szczodrze finansowanym i ściśle strzeżonym instytucie nanotechnologicznym położonym u podnóża Gór Skalistych. Ośrodek przoduje w produkcji molekularnej. Wytwarza się tam m.in. mikrobiwory, maleńkie nanoroboty, które według Pii mogą zrewolucjonizować metody leczenia zakażeń wirusowych i bakteryjnych.
Instytut okazuje się jednak miejscem pełnym sekretów. Szef ostrzega Pię, by nie interesowała się innymi badaniami prowadzonymi w Nano ani źródłem niewyczerpanego kapitału, który je finansuje. Pewnego dnia kobieta znajduje na ścieżce do joggingu jednego z pracowników z objawami udaru. Wkrótce zaczyna podejrzewać, że firma jest makabrycznym poligonem doświadczalnym... Czy technologiczny gigant stoi u progu jednego z największych wynalazków medycznych XXI wieku - lekarstwa dla milionów - czy może już sprzedał się najwyżej licytującemu?

"Chłopiec w pasiastej piżamie" - John Boyne.
Wydawnictwo: Replika.
Data wydania: 17.04.2013.

Wstrząsająca historia pięknej przyjaźni na przekór złu szalejącej wojny. 
Dwóch chłopców i dwa światy... Obaj urodzili się w tym samym dniu, miesiącu i roku, ale los traktował ich do pewnego czasu zupełnie inaczej. 
Bruno, syn niemieckiego oficera, żyje podczas wojny, prawie w ogóle jej nie doświadczając, nie mając świadomości, że ona trwa tuż obok, pochłania ofiary. 
Szmul, syn żydowskiego zegarmistrza, zna wojnę od tej najgorszej, najbardziej nieludzkiej strony. To ona odebrała mu spokojne dzieciństwo, bezpieczeństwo, przyszłość oraz członków rodziny.

"[buzz]" - Anders de la Motte.
Wydawnictwo: Czarna Owca.
Data wydania: 17.04.2013.

Druga część wciągającej trylogii o Grze w Alternatywną Rzeczywistość .
Henrik Petterson ciągle ucieka. Minął ponad rok, od kiedy za sprawą tajemniczego telefonu komórkowego dał się wciągnąć w pasjonującą, choć makabryczną Grę. Swojej fascynacji nieomal nie przypłacił życiem. 
Teraz na pozór ma wszystko, czego pragnie: pieniądze i wolność. Jednak nowy, wygodny styl życia zaczął już go nudzić. Brakuje mu ekscytujących wyzwań i adrenaliny. Pewnego dnia w luksusowym hotelu w Dubaju poznaje piękną i bogatą Annę Argos, w której jest coś bardzo niepokojącego. Poza tym jej telefon wydaje się trochę podejrzany…

"Wśród wrogów" - Georg M. Oswald.
Wydawnictwo: Czarna Owca.
Data wydania: 17.04.2013.

Porywający thriller, którego akcja rozgrywa się w mrocznych zaułkach Monachium.
Policjant Kessel, będąc pod wpływem narkotyków, potrąca samochodem młodego arabskiego imigranta. Jego partner Diller usiłuje pomóc przyjacielowi narkomanowi, jednak sam przez to wpada w tarapaty. W sprawie policjantów rozpoczyna się wewnętrzne dochodzenie. Tymczasem w mieście odbywa się międzynarodowa konferencja na temat polityki bezpieczeństwa. Diller próbuje zapobiec planowanemu zamachowi na jednego z uczestników konferencji.

"Ósme przykazanie" - Anne Holt.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 18.04.2013.

Komisarz Hanne Wilhelmsen prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa żony prokuratora okręgowego. Zwłoki kobiety zostały brutalnie okaleczone, głowę odcięto od ciała. Wszystko wskazuje na to, że zbrodni dokonał mąż ofiary. Hanne nie może jednak w to uwierzyć, ale jest osamotniona w swoim przekonaniu o niewinności podejrzanego. Śledztwo komplikują wydarzenia pozornie niemające związku ze sprawą. Pojawia się kolejna ofiara z odciętą głową. W trakcie jednego z najtrudniejszych dochodzeń w swojej karierze Hanne musi się również zmierzyć z ogromnymi problemami w życiu osobistym.

"Dogonić szczęście" - Lucy Gordon.
Wydawnictwo: Mira.
Data wydania: 19.04.2013.

Trzej bracia Rinucci nie mają szczęścia w miłości…
Ruggiero nie może zapomnieć o dziewczynie, która przed laty zniknęła bez śladu z jego życia. Carlo już planował ślub, ale jego ukochana nagle podjęła decyzję o rozstaniu. Francesco niedawno zakończył burzliwy związek. Wszyscy rzucają się w wir życia, by zapomnieć o smutkach i porażkach. 
Nie wiedzą, że prawdziwe kłopoty są dopiero przed nimi...

"Dom tajemnic" - Lorena Martin D.
Wydawnictwo: Bukowy Las.
Data wydania: 19.04.2013.

Babciny kuferek z rodzinnymi sekretami skłania Amadę, młodą Amerykankę meksykańskiego pochodzenia, by na własną rękę poszukać odpowiedzi, których nie może – lub nie chce – udzielić jej nikt z najbliższych.
Niespodziewanie dla siebie wyrusza w podróż – dosłowną i mentalną – w poszukiwaniu kobiety, która nieodwracalnie wpłynęła na losy jej rodziny. Niewiarygodna historia, którą odkrywa, zaczyna się w Meksyku lat dwudziestych i trzydziestych, przenosi do Hiszpanii pogrążonej w wojnie domowej, by wreszcie dotrzeć do żydowskiej Warszawy otoczonej murami getta. 
"Dom tajemnic" to opowieść o zagmatwanych relacjach rodzinnych i miłosnych, stawiająca prowokacyjne pytania o winę i odpowiedzialność. Oddając głos milczącym od lat kobietom, łączy w sobie najlepsze cechy historycznej powieści obyczajowej i thrillera psychologicznego.

"Tajna sprawa" - James Ellroy.
Wydawnictwo: Sonia Draga.
Data wydania: 24.04.2013.

Los Angeles. 1951 rok. Policjant Freedy Underhill dużo pracuje, gra w golfa i szuka towarzystwa samotnych kobiet na jedną noc. Kiedy jedna z jego partnerek zostaje w brutalny sposób zamordowana, Freddy postanawia za wszelką cenę wyjaśnić zagadkę jej śmierci. Wie, że Maggie Cadwallader skrywała jakąś mroczną tajemnicę, która może stanowić klucz do rozwiązania zagadki jej morderstwa. Rozpoczyna intensywne śledztwo, w którym pomaga mu stary policyjny wyga z wydziału zabójstw – porucznik Dudley Liam Smith, znany ze swoich niekonwencjonalnych metod dochodzeniowo-śledczych...

"Literat" - Agnieszka Pruska.
Wydawnictwo: Oficynka.
Data wydania: 26.04.2013.

Dzień dobry, znalazłem mumię!
Wczesnym rankiem samotny biegacz pokonuje codzienną trasę między Sopotem a Gdańskiem. W wykopie przy ulicy Hallera niespodziewanie dostrzega siedzącą postać. Zaintrygowany zbliża się do niej, by z przerażeniem odkryć, że ma przed sobą mumię. Jak się okaże, znalezienie zwłok to dopiero początek serii makabrycznych zdarzeń.
W szranki z psychopatycznym seryjnym zabójcą staje komisarz Barnaba Uszkier. W pogoni za mordercą będzie musiał też poznać się z członkami pewnego Klubu Miłośników Kryminałów…

Fantastyczna sprawa, jeśli chodzi o wznowienie "Chłopca w pasiastej piżamie", prawda? Sama nie miałam jeszcze okazji czytać tej książki, ale film na jej podstawie jest naprawdę bardzo dobry i poruszający. Ciekawią mnie kolejne powieści Wardy, Evansa, Cooka oraz "Idealna chemia", choć prezentuje ona znany już schemat młodzieńczej miłości. A przybędą do mnie w tym miesiącu: któraś z książek Miry, któraś z powieści Wielkiej Litery oraz "Literat". Nie mogę za bardzo szaleć - mam przecież trochę zaległości do nadrobienia ;). Wpadło Wam coś w oko z powyższych nowości?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...