poniedziałek, 8 kwietnia 2013

"Single" - Meredith Goldstein

Tytuł oryginału: "The Singles".
Tłumacz: Agnieszka Kisiel.
Wydawnictwo: M, 2013.
Liczba stron: 240.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 25.03.2013.
Zakończenie lektury: 28.03.2013.
Moja ocena: 6/10.

Tak to się ładnie dzisiaj mówi na osoby niepozostające w związkach partnerskich - "single". Nie "stara panna", nie "stary kawaler", tylko "singiel". Czasy się zmieniły. Dzisiejsi single to nie tylko ci, którym nie poszczęściło się w miłości, lecz także ci, którzy chcą spędzić całe swoje życie - lub jego część - same, bez osoby towarzyszącej. "Same" nie oznacza jednak "samotne". Coraz częściej ludzie nie boją się korzystać z przywileju, jakim jest wybór. Wybór stylu własnego życia. A i grono akceptujących te "nowoczesne" style życia ciągle się poszerza. Sama, póki co, należę do tych jakże osławionych już singli. Nie narzekam na swoją obecną sytuację życiową. Na razie nie wprowadziłabym do niej żadnych większych, drastycznych zmian. A co będzie, jeśli te zmiany same mnie odszukają? Wprawdzie do osiągnięcia wieku bohaterów "Singli", debiutanckiej książki Meredith Goldstein, brakuje mi jeszcze dobrych kilku czy kilkunastu lat, to już teraz jestem świadoma tego, że wiele rzeczy w tym czasie może się wydarzyć, a i życie singla po trzydziestce wcale nie musi być łatwe i beztroskie.

Nadchodzi dzień ślubu Bee i Matta. Wśród zaproszonych gości jest kilku takich, którzy zdecydowali się przyjść na uroczystość bez partnerów. Hannah, którą można uznać za główną bohaterkę powieści, mimo szczerych chęci nie jest w stanie cieszyć się szczęściem wychodzącej za mąż przyjaciółki, bo przecież na tym samym weselu musi oglądać swojego byłego chłopaka, Toma, i jego nową dziewczynę. Jest jej ciężko tym bardziej, że jej osoba towarzysząca, przyjaciel Rob, wystawił ją do wiatru, pozostając sobie w domu. Vicky z kolei przybywa na zaślubiny, ale w dalszym ciągu cierpi na depresję. Niespodziewanie towarzystwo starszego faceta, samotnego wujka Bee, Joego, przypada jej do gustu. Czy coś ciekawego wyniknie ze znajomości tych dwojga? Zostaje jeszcze Phil. Mężczyzna czuje się zupełnie wyobcowany wśród weselnych gości, a wszystko dlatego, że zastępuje własną matkę, która z powodu choroby nie mogła pojawić się na uroczystości. Czas wesela jest dla wszystkich tych osób czasem obfitującym w ciekawe, także zaskakujące wydarzenia, a jednocześnie czasem pełnym rozmyślań, wspomnień i trudnych wyborów. Jak zatem potoczą się dalsze losy tytułowych singli? Zachęcam do lektury.

Książka nie jest obszerna, a składają się na nią niedługie rozdziały, w których autorka naprzemiennie poświęca uwagę Hannah, Robowi, Joemu, Vicky i Philowi. Język jest prosty i przystępny, a narracja prowadzona w trzeciej osobie. Chyba po raz pierwszy w trakcie czytania książki miałam możliwość niemalże dosłownego wyobrażenia sobie jej poszczególnych bohaterów. A wszystko to za sprawą postaci Hannah, którą pisarka przedstawia jako specjalistkę od castingów i która ma bzika na punkcie porównywania swoich znajomych ze znanymi aktorami i aktorkami. Niejednokrotnie więc zaglądałam do Internetu, by przekonać się, kogo Hannah miała na myśli - nie znam przecież wszystkich aktorów z imienia i nazwiska. Czyżby Goldstein, pisząc "Singli", marzyła o tym, by jej utwór został w przyszłości zekranizowany? Nawet jeśli nie, myślę, że byłoby ciekawie, gdyby taka ekranizacja powstała. Być może byłaby miłą odskocznią od zwariowanych amerykańskich komedii, jakich wiele. Bo "Single" to wbrew pozorom nie komedia, lecz powieść obyczajowa o lekkim zabarwieniu komediowym, w której wszystko może się zdarzyć.

"Cudze wesele może zmienić twoje życie" - głosi napis z okładki. No tak, myślę sobie, nic dziwnego, że moje się nie zmienia - jedyny i ostatni raz na czyimś weselu byłam (jako osoba pełnoletnia) prawie pięć lat temu, a i wtedy z osobą towarzyszącą. A już tak całkiem na poważnie - muszę przyznać, że historia opisana w "Singlach" zaskoczyła mnie i na swój sposób zauroczyła. Spodziewałam się bowiem po niej schematycznej opowiastki, w której jedna bohaterka zeszłaby się ze swoim byłym, druga poznałaby kogoś nowego i zakochała się w nim ze wzajemnością, trzecia zaś coś, gdzieś by namieszała, a i ślub nie doszedłby do skutku, bo któreś z państwa młodych uciekłoby nagle ze starą lub nową miłością w siną dal. Tymczasem otrzymałam coś zupełnie innego. Owszem, kwestie miłości i samotności wysuwają się w utworze na pierwszy plan, ale rozważania na ich temat są jak najbardziej poważne i dojrzałe. Czego nie można napisać o niektórych zachowaniach bohaterów. Ale czyż to nie właśnie samotność, a czasem nawet rozpacz popychają ludzi do różnych dziwnych i niegodnych pochwały czynów?

Jeśli chodzi o postaci wykreowane przez Goldstein, uważam, że są one wielkim plusem jej książki. Z charakterem, a na dodatek bardzo realistyczne. Czytelnik ma okazję poznać bliżej Hannah, Roba, Joego, Vicky i Phila dzięki ich bieżącym przemyśleniom na konkretne tematy, zwłaszcza wesela Bee i Matta, no i weselnych gości, a także dzięki licznym wspomnieniom i historiom z ich przeszłości, które bazują głównie na problemach rodzinnych, związkach miłosnych oraz przyjacielskich. Stopniowo można dowiedzieć się, kto kogo kochał lub kocha nadal, kto za kim tęskni, komu czego brakuje, kto o czym marzy i jakie są jego lub jej plany na przyszłość. Chyba najbardziej zainteresowała mnie i przypadła mi do gustu postać Roba. Podejrzewam, że duże znaczenie w mym wyborze miała jego wzruszająca przygoda z psiną o imieniu Liz. Natomiast już mniej podobali mi się Joe, który mimo swych chęci zaprzyjaźnienia się z Vicky, ciągle myślał o tym, jak zaciągnąć ją do łóżka, no i Vicky, nieco roztargniona, zwariowana, taka niepozorna, ale i spontaniczna dziewczyna, po której postępowaniu spodziewałam się czegoś lepszego. Niemniej jednak "związek" jej i Joego wydawał się całkiem sympatyczny.

Nie dla wszystkich ślubna noc kończy się happy endem, ale dla większości bohaterów jest nocą ważną, kształtującą na nowo ich życiowe wartości, plany, wybory i decyzje. "Single" Meredith Goldstein to lekka, pełna ciepła, ale i plątaniny uczuć opowieść o poszukiwaniu szczęścia. Fantastyczna pozycja na ponury wieczór, która nie będzie nudzić, choć dla bardziej wymagających odbiorców może się okazać trochę przewidywalna. Ja w każdym bądź razie spędziłam czas na jej lekturze bardzo przyjemnie, więc pozostaje mi życzyć takowej innym czytelnikom. Polecam.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu M.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

11 komentarzy:

  1. Jestem w trakcie lektury, więc recenzji nie czytam.
    Zmartwiła mnie nieco Twoja ocena, bo mnie jak na razie książka się podoba chyba bardziej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się oceną - książka jest dobra, mnie się podobała, ale w dziedzinie powieści obyczajowych do arcydzieł nie należy ;). Ot fajna, ciekawa, lekka, bez przesadnej głębi filozoficznej historia o miłości i samotności. W sam raz na nudę.

      Usuń
  2. Czeka na mnie na półce już od Świąt, więc niedługo zabiorę się za czytanie. Cieszę się, że to nie jest kolejna błaha opowiastka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zupełnie nie moja bajka :/ Poza tym czytałam różne opinie, nie zawsze pozytywne i raczej skłaniam się ku odpuszczeniu sobie lektury.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym zaproponować, a może raczej zaprezentować Wam dwa ciekawe konkursy. W jednym z nich do wygrania są dwie gry edukacyjne dla dzieci "Akademia umysłu Junior", w drugim natomiast fantastyczna książka pt."Spojrzenie Elfa".

    W żadnym wypadku nie namawiam, po prostu chciałabym aby wiadomość o tych konkursach trafiła do wielu ludzi :) Jeżeli więc jesteście zainteresowani wzięciem udziału to zapraszam na mój profil, znajdziecie tam blogi "Babylandia" oraz "Książeczki synka i córeczki" gdzie dostępne są te konkursy. Jeżeli jednak nie interesują Was one to z góry przepraszam za spam...

    Pozdrawiam serdecznie
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  5. Bojkotuję słowo singiel, uparcie nazywam się Starą Panną :D
    A ksiażka poruszająca i wciągająca, zwłaszcza dla osób, które są w podobnej sytuacji co bohaterowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram, też nie lubię tego słowa! Poza tym kobieto jesteś młodsza ode mnie. Ja wyszłam za mąż mając 28 lat i zrobiłam to celowo! A starą panną nazywali mnie odkąd skończyłam 21 lat - trochę chore!

      Usuń
    2. Też miałam 28 lat gdy wyszłam za mąż, w pracy pewna pani mówiła ciągle mi że jak nie wyjdziesz za mąż do 25 roku życia to będziesz starą panną ,no chyba 50 lat temu, teraz czasy się zmieniły ... ale żeby było śmiesznie dowiedziałam się że ta pani wyszła za mąż jak miała ... 32 lata :)

      Usuń
  6. Ja należę do grona nie-fanów tej książki. Nie jest zła, ale jakaś taka płytka mi się wydaje, mimo tych opisywanych dramatów i trudnych sytuacji z życia, z którymi borykają się bohaterowie. Zrobiła na mnie wrażenie komedii no może komediodramatu romantycznego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nad książką się zastanawiałam, i chyba się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Też chyba nie moje tereny, choć sam jestem zadeklarowanym singlem :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...