Liczba stron: 334.
Data rozpoczęcia: 02.07.2012.
Data zakończenia: 03.07.2012.
Moja ocena: 8/10.
Kerstin Gier to niemiecka pisarka tworząca również pod pseudonimami Jule Brand i Sophie Berard. Studiowała edukację biznesową i psychologię komunikacji, podejmowała się różnych prac, aż w końcu w 1995 roku rozpoczęła swoją przygodę z literaturą, pisząc głównie książki dla kobiet. Największy sukces jednak zyskała całkiem niedawno dzięki fantastyczno-młodzieżowej Trylogii Czasu.
"Z deszczu pod rynnę" to jedna z nowszych powieści Gier, bo powstała w 2007 roku. To znakomita komedia poruszająca wcale zabawną tematykę, mianowicie dotyczącą samobójstwa. Autorka jednak nie wyśmiewa tutaj ludzi, którzy borykają się z tego typu problemami, lecz w żartobliwy sposób udowadnia, że nie należy się poddawać, nawet jeśli sytuacja życiowa zdesperowanego człowieka wydaje się beznadziejna i nie do naprawienia. Na przykładzie głównej bohaterki pisarka pokazuje, jakie psikusy może wyrządzić nam los i to często w najmniej spodziewanych momentach.
Gerri Thaler to doskonała kandydatka na samobójczynię - na imię jej Gerda, ma trzydzieści lat, nie posiada wyższego wykształcenia (jak jej trzy starsze siostry) ani stałego partnera (jak jej trzy starsze siostry), nie jest też blondynką (jak jej trzy starsze siostry), przez co jej rodzice uważają ją za głupią, nieodpowiedzialną, niezorganizowaną... cóż, można by tych cech wymienić sporo. W dodatku praca Gerri. Ona kocha ją całym swoim sercem, mimo iż jest to "tylko" pisanie broszurowych romansów, których akcja toczy się zazwyczaj w środowisku medycznym. Ale rodzice Thaler nie mają serca do tego, by cieszyć się z satysfakcji córki razem z nią, ba, w ogóle nie przyznają się do tego, że ich córka pracuje w takiej branży, w jakiej pracuje. Na domiar złego ta branża zaczyna się rozpadać. Aby uratować swoją pozycję w tym literackim światku, Gerri musi przerzucić się z w miarę realnych romansów na... wampiry i ich niekończące się fantastyczne umiejętności. Oczywiście bohaterka nie ma zamiaru tego robić, snując perfekcyjny plan równie perfekcyjnego samobójstwa. Ale nawet i w tym przypadku pech jej nie opuszcza, nie pozwalając jej odejść ze świata żywych...
"Z deszczu pod rynnę" to utwór napisany bardzo przyjaznym, nieskomplikowanym i lekkim językiem w narracji pierwszoosobowej. Wszelkie konwersacje bohaterów są w nim prowadzone na luzie, z ogromną dawką dobrego humoru. Ta książka w stu procentach jest komedią. Muszę przyznać, że do tej pory żadna powieść tak bardzo mnie nie rozśmieszyła. I to wielokrotnie! Czytając ją nocą, gdy reszta domowników już smacznie spała, musiałam się powstrzymywać, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem, słowo daję! Ponad trzysta stron w tym przypadku to było zdecydowanie za mało.
Utwór jest zwariowany, ale nie do przesady. Biorąc pod uwagę komizm, wyróżniają się tutaj przede wszystkim bohaterowie - Gerri i jej pozornie idealny plan i listy pożegnalne kierowane do wybranych członków rodziny i znajomych, jej zróżnicowani pod wieloma względami przyjaciele, a także współpracownicy z wydawnictwa. Najbardziej irytująca była dla mnie postać matki głównej bohaterki, której wiecznie nic się nie podobało i ciężko było w czymkolwiek jej dogodzić. Pozytywnie natomiast zaskoczyła mnie kreacja jej męża. Ale wiadomo przecież, każda książka składa się z mniej lub bardziej lubianych bohaterów, nigdy nie ma tylko i wyłącznie idealnych.
Niełatwe jest życie singla, zwłaszcza gdy ma się zdrowo pokręconą rodzinę, dla której wszystko, co robisz, jest po prostu głupie, złe i niewłaściwe. Będąc na miejscu Gerri Thaler, również nie wykazałabym się anielską cierpliwością. A jeśli dołożyć do tego brak szczęścia w miłości, pracy oraz wynajem niewielkiego mieszkania od zawziętej ciotki, to już w ogóle. Ale czy nawet w tak beznadziejnych sytuacjach trzeba zaraz myśleć o odebraniu sobie życia? Oczywiście, że nie. Los może być dla człowieka okrutny, ale kolejnego dnia może zaskoczyć go ze zdwojoną siłą i to bardzo pozytywnie. Nie należy się poddawać zbyt szybko, nie należy podejmować pochopnych decyzji, narażając w ten sposób bliskie osoby na cierpienie, choć nam może się wydawać, że działamy wręcz przeciwnie. Zawsze może się zdarzyć coś, pojawić ktoś, kto sprawi, że na ten cały szalony świat spojrzymy innym okiem. Szczęście potrafi ujawnić się w najmniej spodziewanej chwili, więc nie lekceważmy go. Zwłaszcza jeśli nie zdiagnozowano u nas depresji neurotycznej, o której istnienie u samej siebie podejrzewała Gerri. Wszystko ma swoje granice, ale nie szaleństwo. A wiadomo, jak szalone możliwości może nieść ze sobą ludzkie życie. Korzystajmy więc z nich z dystansem i przymrużeniem oka.
Kerstin Gier w przezabawny sposób ukazuje pozytywne aspekty życia w obliczu wszelkich niemiłych niespodzianek, jakie się w nim pojawiają. Niedoszłe samobójstwo głównej bohaterki powoduje, iż zastanawia się ona głębiej nad swoim istnieniem i próbuje odnaleźć swoje miejsce w tym pełnym komplikacji świecie. "Z deszczu pod rynnę" to fantastyczna lektura na poprawę humoru, która na długi czas pozwoli czytelnikowi zapomnieć o wszelkich zmartwieniach i smutkach. Niesamowicie optymistyczna i wciągająca historia o miłości, przyjaźni i wybaczaniu. Polecam wszystkim bez wyjątku.
O autorce słyszałam głównie w kontekście trylogii czasu, ale trafiłam też na pozytywną recenzję tej powieści. Twoja opinia utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto poświęcić czas na "Z deszczu pod rynnę", zwłaszcza, że to komedia. Nie pamiętam kiedy jakaś powieść naprawdę mnie rozbawiła. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się wcześniej z tą autorką. Ale po Twojej recenzji jestem bardzo ciekawa tej książki. Zapowiada się naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńI mnie zaciekawiłaś :) Lubię książki gdzie pod żartobliwym płaszczykiem ukrywa się ważne i przesłanie. Wpisuję książkę na swoją listę życzeń i będę ją miała na oku :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tej książce, choć autorka obca mi nie jest. Książka wydaje się być interesującą pozycją :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o tej książce. O autorce owszem za sprawą "Trylogii Czasu". Jeśli chodzi o "Z deszczu pod rynnę", to mnie mimo wszystko utwór wydaje się zbyt zwariowany i nie sądzę, aby przypadł mi do gustu. Dlatego pomimo wysokiej oceny spasuję zdecydowanie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytałam ją w wakacje dokładnie rok temu ;) Znałam już wtedy Gier z "Czerwieni Rubinu" i tutaj w tej niemagicznej oprawie także świetnie się sprawiła. Jej książki niesamowicie poprawiają mi humor ;)
OdpowiedzUsuńNiestety jej najnowsza książka na naszym rynku (Kasa, forsa, szmal) już tak na mnie nie działa.
Pozdrawiam !
Myślę, że ta książka byłaby dobrą pozycją na wakacje :D I jak widzę zarówno Ty jak i Cassin, obie czytałyście ją w wakacje!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Trylogię Czasu tej autorki, tak więc po tę książkę też na pewno sięgnę ;)
OdpowiedzUsuń