Liczba stron: 456.
Rozpoczęcie lektury: 07.07.2012.
Zakończenie lektury: 12.07.2012.
Moja ocena: 7/10.
Anne Holt jest norweską prawniczką i pisarką, szczególnie znaną z kryminałów. W 1986 roku ukończyła prawo na Uniwersytecie w Bergen. Zanim w 1994 roku rozpoczęła własną praktykę prawniczą, pracowała w telewizji i policji. Obecnie jest autorką kilkunastu książek z gatunku thrillera i kryminału. Ostatnią z nich, "Arytmię", napisała ze swoim bratem lekarzem Evenem Holtem.
"To co moje" to powieść z 2001 roku, która jest pierwszą częścią cyklu o policyjnej profilerce Inger Johanne Vik i komisarzu Yngvarze Stubø. Tematyka tego utworu krąży wokół porwań dzieci i morderstw na nich dokonywanych. Brutalność sytuacji i zaskakujące działania tajemniczego psychopaty ścierają się tutaj z burzą emocji, rozpaczą i bezradnością rodzin zaginionych dzieci, a także samej policji. W czasie lektury tej powieści nie ma miejsca na śmiech. Fabuła jest przerażająco smutna i poważna, ale nie przygnębiająca i nudna. Wręcz przeciwnie, na brak napięcia nie można narzekać, do samego końca mając nadzieję, że tragediom wreszcie stanie się zadość.
Pierwsza znika bez śladu dziewięcioletnia Emilia. Nie zdołała dotrzeć z domu do szkoły. O porwaniu świadczy fakt, iż znaleziono jej plecak i bukiet zerwanych przez nią kwiatów na drodze, którą dziewczynka czasami uczęszczała do szkoły. Kilka dni później z własnego domu zostaje uprowadzony pięcioletni Kim. Zaskakujące działania sprytnego porywacza sieją postrach i panikę wśród mieszkańców całej Norwegii. Sytuacja zaostrza się, gdy wkrótce ciało nieżywego Kima znajduje jego własna matka. Wraz z chłopcem dostarczono do niej kartkę z informacją "Dostajesz to, na co zasługujesz". Nikt nie rozumie, co chodzi bezwzględnemu mordercy. Kim jest ten człowiek? Zwykłym obywatelem czy chorym umysłowo psychopatą? Komisarz Yngvar Stubø, zaintrygowany brawurowym występem w telewizji prawniczki i psycholog Inger Johanne Vik, prosi ją o pomoc w śledztwie. Vik jednak odmawia, gdyż ma na głowie sporo problemów związanych nie tylko z życiem zawodowym. Ale seria porwań dzieci się nie kończy i kobieta nie będzie miała siły dalej być obojętną wobec ich losów...
Jeszcze bardziej zagadkową książką czyni "To co moje" narracja prowadzona naprzemiennie z perspektywy różnych bohaterów - i Stubø, i Vik, i porwanych dzieci, a nawet porywacza. Holt posługuje się zrozumiałym językiem, ale czasami pisze tak rzeczowo i konkretnie, że aż trochę za poważnie i ozięble. Odczułam to przede wszystkim w relacjach między głównymi bohaterami, które nie układały się najlepiej. Dominowały w nich nerwowość, powaga i niezdecydowanie. Przez to też postaci Inger Johanne i Yngvara nie należą do typowych bohaterów kryminałów, którzy zazwyczaj poprzez zgodną współpracę, często nawet romans, szybko rozwiązują sprawę i cieszą się szczęśliwym zakończeniem. W powieści Holt czegoś takiego nie ma. Z jednej strony trochę mnie ten fakt irytował, ale z drugiej, no cóż, był dla mnie czymś nowym, do czego musiałam się przyzwyczaić, i całkiem nieźle mi to wyszło.
Napięcie jest. Głównie dlatego, iż przestępca działa szybko i zdecydowanie, a śledztwo toczy się wolno. Równolegle ze sprawą porwań dzieci poruszane są wątki przestępstw popełnianych na terenie kraju w przeszłości, co potęguje zaciekawienie czytelnika. Warto też zwrócić uwagę, że autorka, pisząc tę książkę, czerpała inspirację z prawdziwych wydarzeń, ale, jak sama zaznaczyła, nie odzwierciedliła dokładnej rzeczywistości, lecz dodała sporo od siebie. Czy umiejętnie? Myślę, że z kryminałem "To co moje" poradziła sobie dobrze, choć na pewno mogło być lepiej, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie i banalne zbiegi okoliczności, jakie w powieści się pojawiały. Mało brakowało, a śledztwo zakończyłoby się samo, bez szczególnego udziału Stubø i Vik, dlatego koniec fabuły trochę mnie zarówno zaskoczył, jak i rozczarował.
"To co moje" to opowieść o trudach ludzkiego życia, o ludzkiej bezradności i rozpaczy, o kłamstwach, intrygach, zemście i poszukiwaniu prawdy. Rodzinne tajemnice i zakamarki ludzkich umysłów nie mają granic, przez co często innym wyrządzana jest krzywda i na świecie szerzy się zło. Jestem ciekawa dalszych losów Inger Johanne i Yngvara. Ich znajomość nie miała szansy rozwinąć się bardziej i przekroczyć bariery koleżeńsko-zawodowej, podobnie też ich problemy rodzinne stanęły w miejscu, nie dając o sobie zapomnieć. Anne Holt stworzyła utwór na tyle udany, że bardzo chętnie sięgnę po jej inne książki, kiedy tylko nadarzy się taka okazja.
Z powyższą recenzją biorę udział w konkursie organizowanym przez Syndykat Zbrodni w Bibliotece. Szczegóły konkursu TUTAJ. Weź udział i Ty! :)
Baza recenzji
Okładka iście wakacyjna fabuła też ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka książek autorki i nie rozczarowałam się :)
OdpowiedzUsuńPorwania dzieci to jest coś, co przeraża mnie chyba najbardziej. Ale i tak chętnie przeczytam, miałam już do czynienia z prozą Holt i jestem przekonana, że kolejne spotkanie również będzie udane:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
brzmi ciekawie, lubię podobne klimaty, jednakoż usilnie szukać książki nie będę - jeśli sama wpadnie mi w ręce, to przeczytam ;]
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana do książek tej autorki. W wielu recenzjach czytałam, że akcja się wlecze, Ty napisałaś, że pod koniec jest sporo nienaturalnych rozwiązań. Odpuszczę sobie tę powieść.
OdpowiedzUsuńChyba mi się podoba, muszę gdzieś ją zdobyć...
OdpowiedzUsuń