Tłumacz: Maciej Nowak-Kreyer.
Wydawnictwo: Amber, 2012.
Liczba stron: 336.
Rozpoczęcie lektury: 13.01.2013.
Zakończenie lektury: 14.01.2013.
Moja ocena: 7/10.
James Thompson to amerykański pisarz i recenzent "The New York Journal of Books", który od kilkunastu lat mieszka w Finlandii z żoną Finką. Posiada tytuł magistra filologii angielskiej, który zdobył na uniwersytecie w Helsinkach. Studiował również filologię fińską. Niegdyś pracował jako barman, ochroniarz, robotnik budowlany, fotograf, sprzedawca numizmatów i żołnierz. Dziś jest znanym twórcą kryminałów skandynawskich, których serię rozpoczęły w 2010 roku "Anioły śniegu". Wszystko wskazuje na to, że cała trylogia z Karim Vaarą w roli głównej doczeka się niebawem ekranizacji - prace nad filmem już trwają, a Thompson jest współscenarzystą.
Tuż przed sięgnięciem po "Jezioro krwi i łez" tego autora dowiedziałam się, że jest to kontynuacja losów detektywa Vaary, który po raz pierwszy swoją kryminalną przygodę zaliczył w "Aniołach śniegu". Z racji tego, iż lubię zachowywać kolejność, jeśli chodzi o czytanie serii powieści, zdecydowałam się najpierw na lekturę pierwszej części. I dobrze zrobiłam - ale o tym napiszę nieco więcej, gdy przystąpię do recenzowania "Jeziora krwi i łez", które również mam już za sobą. "Anioły śniegu" to thriller typowo skandynawski, choć jego twórca jest z pochodzenia Amerykaninem. To, że aktualnie mieszka on w Finlandii, zaowocowało świetną znajomością tradycji fińskich, a dzięki temu utwór nabrał realizmu i daleko mu do klimatu amerykańskiego.
Laponia. Zbliża się Boże Narodzenie. Nieopodal farmy reniferów zostają znalezione zwłoki pięknej aktorki, Sufii Elmi, imigrantki z Somalii. Jej ciało straszliwie okaleczono, w wyniku czego trudno jest stwierdzić, czy morderstwo to zahacza o kwestię rasizmu, czy zostało popełnione z zupełnie innego powodu. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi inspektor Kari Vaara, doświadczony detektyw z burzliwą przeszłością zarówno zawodową, jak i osobistą. Koszmary z dzieciństwa, nieudane pierwsze małżeństwo oraz ciąża obecnej, amerykańskiej żony, dają mu się porządnie we znaki, utrudniając nie tylko śledztwo, ale i całe jego owiane ciemnością i paraliżującym zimnem życie.
Klimat arktycznej Finlandii rzeczywiście jest bardzo wyrazisty. Niemal odczuwalny. Thompson zabrał mnie w prawie że mroczną podróż do świata, który wydał mi się przerażający, ale jednocześnie fascynujący. Nie przepadam za zimową porą roku, na dodatek straszny jest ze mnie zmarzluch, ale chciałabym przekonać się na własnej skórze, jak to jest - choć przez kilka dni - funkcjonować w ponad dwudziestostopniowych mrozach dni, w których nie pojawia się światło dzienne. Tak, w tej kwestii książka zasługuje na duży plus. Dowiedziałam się z niej sporo ciekawych rzeczy związanych z fińskimi zwyczajami, choć język i wszelkie nazwy - czy to nazwiska, miejscowości, charakterystyczne dla kraju symbole - to dla mnie nadal jedna wielka plątanina liter. Rozdziały "Aniołów śniegu" nie są długie, język początkowo trochę mnie drażnił, wydał mi się taki jakby wyprany z emocji, ale później do niego przywykłam, ostatecznie stwierdzając, że wpasował się w brutalny i surowy klimat kryminału. Historia przedstawiona jest z punktu widzenia inspektora Vaary. Autor operuje czasem teraźniejszym i krótkimi, rzeczowymi zdaniami, ale nie przeszkadza to w odbiorze tekstu.
Morderstwo jest, podejrzani i intrygi są, ale to wszystko razem wzięte nie daje powalającego na kolana efektu. Thompson zbyt mało uwagi poświęca budowaniu napięcia, choć od czasu do czasu jakieś ciekawe i zaskakujące zwroty akcji się uwidaczniają. Moim zdaniem akcja toczy się w sposób jednostajny, poszczególne elementy sensacyjnej układanki elegancko zaczynają do siebie pasować, wystarczy odrobina logicznego myślenia i sprytu Vaary. Pisarz śmiało mógł jeszcze pokombinować, wydłużyć nieco fabułę, dodać kilka mylących tropów i wątków, wówczas powieść byłaby jeszcze bardziej intrygująca. Ale i bez nich i tak poradził sobie dobrze, wprawiając mnie w niemałe osłupienie pod koniec utworu.
Inspektor Kari Vaara - warty uwagi gość. Z bagażem doświadczeń, dobry, inteligentny, choć czasami nieco porywczy gliniarz. W "Aniołach śniegu" czytelnik poznaje najgłębsze zakamarki umysłu tego człowieka, zapierające dech w piersiach strzępy jego przeszłości, a także niczego sobie charakterek. Z irytujących postaci natomiast wymieniłabym byłą żonę głównego bohatera oraz tę obecną, która nie potrafi przywyknąć do życia w Finlandii, niejednokrotnie dopuszczając się przez to nieprzemyślanych czynów.
Najogólniej rzecz biorąc, stwierdzam, że książka Jamesa Thompsona jest całkiem w porządku. Posiada główne cechy przyzwoitego kryminału, ma sens, nie nudzi i czyta się ją szybko, bo wciąga. Stalowe nerwy są jednak tutaj mile widziane ze względu na brutalne, gorzkie opisy seksu, zabójstw i innych przestępstw. Autor w swym utworze porusza kwestię rasizmu, religii i imigrantów. Jeśli wymieszamy je z wyżej wymienionymi elementami okrucieństwa, otrzymamy, jak można się domyślić, naprawdę nieprzyjemne i szokujące rezultaty. Jakie dokładnie? Dowiesz się tego, drogi Czytelniku, gdy sięgniesz po "Anioły śniegu". Arcydziełem to one nie są, ale myślę, że dobrą rozrywkę są w stanie Ci zapewnić. Bo z "Jeziorem krwi i łez" jest już trochę mniej fajnie i kolorowo.
Baza recenzji Syndykatu Zbrodni w Bibliotece.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania z Półki.
"Anioły śniegu" jeszcze mi się jako tako podobały, choć miały trochę wad (w tym główny bohater i jego żona). Sprawa zabójstwa była w miarę ciekawa, ale nie odczułam fińskiego klimatu - niby był, a jednak go nie było...Jezioro krwi i łez zamiast być lepsze okazało się jeszcze gorsze. Jestem ciekawa jak będzie Ci się podobało.
OdpowiedzUsuńŻona rzeczywiście, ale główny bohater? Nie, no ciekawy gość ;). Klimat fiński również - no ale przynajmniej ja tak uważam. Jestem już po lekturze "Jeziora krwi i łez" - również twierdzę, że jest słabsze od pierwszej części; recenzja wkrótce :).
UsuńMam w planach książki tego autora i chyba nie odstraszą mnie nawet pewne niedociągnięcia. Jestem bardzo ciekawa tego fińskiego klimatu, najwyżej będę mogła mieć pretensje tylko do siebie, że się skusiłam na lekturę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale widziałam coś o podobnym tytule. Ciekawe, coś dla mnie lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuń"Anioły śniegu" bardzo mi się podobały, zwłaszcza opisanie kaamos. Natomiast "Jezioro krwi i łez" koszmar. Zwłaszcza te liczne błędy i literówki.
OdpowiedzUsuńTak, kaamos, rzeczywiście imponujące zjawisko! Ciekawe były te różne wstawki odnośnie fińskich zwyczajów. No i zgadzam się co do "Jeziora krwi i łez", które zaliczyło tendencję spadkową, więcej w nim jest wątków pobocznych (ciekawszych) aniżeli głównego - kryminalnego. I te literówki, brak interpunkcji... Wrr!
UsuńJak to u wydawnictwa Amber. Oni chyba nigdy nie zainwestują w dobrych tłumaczy i przyzwoitą korektę ;-) Wczoraj trafiłem na bardzo negatywną opinię o tej książce. Dziś dla odmiany całkiem pozytywna. I znów jestem w kropce. Trzeba będzie odwiedzić księgarnie i zrobić rozeznanie (tj. przeczytać fragment).
OdpowiedzUsuń"Anioły śniegu" czytałam w wersji elektronicznej i jakoś nie rzuciła mi się w oczy felerna korekta, natomiast "Jezioro krwi i łez" rzeczywiście dało się we znaki, jeśli chodzi o błędy i literówki. Tego wydawnictwa miałam okazję wcześniej czytać chyba tylko "Ulubione rzeczy" - i w tym przypadku nie narzekałam na powyższy problem, nawet bardzo spodobała mi się oprawa graficzna itp. Bo wydawać, to ładnie książki wydają (moim zdaniem), tylko faktycznie z tłumaczeniem i korektą mogą mieć problemy ;). Jestem ciekawa, jak wyglądają pod tym względem inne książki tego wydawnictwa.
UsuńPiotrek mówi chyba o mojej recenzji ;) Fakt, zupełne przeciwieństwo Twojej, choć jesteś znacznie bardziej obiektywna, niż ja byłam. Cóż, są gusta i guściki ;) Zapraszam do mnie na recenzję "Aniołów śniegu", bo jak dla mnie to nie była "dobra rozrywka", tylko raczej droga przez mękę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytałam wczoraj :D. Fajnie jest zapoznać się z taką jakże odmienną recenzją. Dla mnie jednak ta książka tragiczna nie była, chętnie sięgnęłam po jej kontynuację, ale ta z kolei była mniej ciekawa. Tak jest, są gusta i guściki, a dzięki temu różnorodne opinie. I to jest ciekawe :). Pozdrawiam również!
UsuńJeśli Ty mówisz, że 2 część jest gorsza, to ja nie wiem, jak ja na nią zareaguję :) aż się boję! Ale ona jest... leży na półce... przeczytać, cholera, trzeba. Ale się nie pali, za jakiś czas, kto wie :)
UsuńOkładka tej książki bardzo podobna do "Zapisane w kościach" Simona Becketta. Moje klimaty więc po książkę sięgnę z chęcią, mimo kilku niedociągnięć. Pozdrawiam :) zapraszam do mnie na: ja-ksiazkoholiczka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńRzeczywiście podobna, jednak mnie, póki co, twórczość Becketta jest obca - mam nadzieję to wkrótce nadrobić :).
UsuńZapowiada się ciekawie. Z pewnością sięgnę w wolnym czasie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!