Liczba stron: 80.
Rozpoczęcie lektury: 14.08.2012.
Zakończenie lektury: 14.08.2012.
Moja ocena: 8/10.
Éric-Emmanuel Schmitt to francuski eseista i powieściopisarz, z wykształcenia filozof. Na świecie jest znany głównie jako dramaturg, który zyskał sławę dzięki takim sztukom, jak "La Nuit de Valognes" i "Le Visiteur". W ciągu zaledwie dziesięciu lat stał się jednym z najpoczytniejszych francuskojęzycznych autorów. Jego powieści są tłumaczone na ponad trzydzieści języków. Do najważniejszych dzieł książkowych można zaliczyć takie utwory, jak "Pan Ibrahim i kwiaty Koranu" oraz "Oskar i pani Róża". Oba zostały przeniesione na wielki ekran. Najnowsza powieść to "Kobieta w lustrze" z 2011 roku.
Jak na chętną poznania nowych autorów czytelniczkę przystało, sięgnęłam i po utwór Schmitta. Chyba najgłośniejszy i zarazem jeden z najkrótszych utworów w jego dorobku literackim, czyli "Oskar i pani Róża". Przez wielu czytelników ta książeczka jest uważana za pozycję, którą każdy miłośnik literatury powinien znać. Cieszy się ona licznymi pozytywnymi opiniami, ale zdarzają się też wyjątki. Przed lekturą postanowiłam nie zagłębiać się w opis tej powieści, by nie popsuć sobie przyjemności czytania, tym bardziej, że jest ona naprawdę króciutka. I ze względu na smutną tematykę umierania, przeplataną radością czerpaną z życia śmiertelnie chorego chłopca, czyta się ją jednym tchem, połykając dosłownie w pół godziny.
Oskar ma dziesięć lat. Ale dzięki tajemniczej pani Róży, która często odwiedza go w szpitalu i opowiada ciekawe anegdotki z czasów jej kariery zapaśniczej, ma szansę przeżyć jeszcze... sto dwadzieścia lat. Chłopiec choruje na białaczkę i jest świadomy tego, że zostało mu dwanaście dni życia, które przypadają na ostatnie dwanaście dni grudnia. Żeby okazać silną wolę i nie obawiać się śmierci, Oskar idzie za radą pani Róży i przeżywa każdy kolejny dzień w taki sposób, jakby było to dziesięć lat jego życia. A wszystkie swoje przemyślenia opisuje w listach do samego Boga, który staje się nieodłącznym duchowym towarzyszem bohatera.
Niesamowita historia. Oryginalna. Niebanalna. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam i bardzo się cieszę, że wcześniej nie zaglądałam w żadne streszczenia tej książki Schmitta. Dzięki temu opowieść obfitowała w niespodzianki i niejeden raz mnie zaskoczyła. Pisarz w niewiarygodnie przystępny sposób nakreślił najważniejsze etapy ludzkiego życia, począwszy od dzieciństwa, aż do starości, zręcznie upychając je w zaledwie dwanaście dni egzystencji małego chłopa. Zadanie, jakiego podejmuje się nieuleczalnie chory Oskar, sprawia, że jego misją nie jest czekanie na śmierć. Jego misją jest korzystanie z życia wszelkimi siłami, jakie mu pozostały. Bohater otrzymuje pewnego rodzaju dar przebrnięcia przez całe swoje życie, o którym może pomarzyć niejeden zdrowy człowiek.
Historia ta jest niewątpliwie jedyna w swoim rodzaju, skłania do refleksji i wzrusza. Nie do końca jednak podoba mi się forma, w jakiej została przedstawiona. Narratorem bowiem jest Oskar, który codziennie pisze listy do Boga, opisując w nich każdy przeżyty dzień. Te listy są odpowiednio rozdziałami "Oskara i pani Róży". Po sposobie ich formułowania i zasobie słownictwa nie widać jednak, że pisze je zaledwie dziesięcioletni chłopiec. Być może Schmitt chciał, ażeby jego utwór czytało się swobodnie i zrozumiale, dlatego nie narzekam na brak błędów stylistycznych czy ortograficznych, jakie mogłoby popełnić dziecko w wieku tytułowego bohatera. Razi mnie natomiast fakt, iż Oskar wypowiada się bardzo profesjonalnie i wie o rzeczach, o których mają pojęcie tylko dorośli, nie dzieci. Nazywanie własnych rodziców kretynami i tchórzami czy głowienie się nad kwestią całowania z języczkiem i ciąży u kobiet wydało mi się po prostu nie na miejscu. Pisarz wykreował mądrego, może zbyt inteligentnego małego bohatera, przez co opowieść stała się dla mnie trochę mniej realna. Taka, do której trzeba podejść z lekkim dystansem.
Pomijając jednak tę całą otoczkę słowną i filozoficzną Oskara, uważam, że Éric-Emmanuel Schmitt stworzył przyzwoitą, zapadającą w pamięć książkę, traktującą o tym, że nawet w najgorszych momentach ludzkiego życia nie należy się poddawać, a cieszyć się chwilą obecną. Historia opisana w "Oskarze i pani Róży" z całą pewnością jest wyjątkowa i nie dziwię się, że ma wielu zwolenników wśród odbiorców. Dziwię się natomiast samej sobie, że dopiero teraz zajrzałam do tej powieści. A może to i dobrze? Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak obejrzenie ekranizacji, jaka powstała na jej podstawie. A wersję papierową polecam wszystkim bez wyjątku, naprawdę warto po nią sięgnąć.
Koniecznie chcę przeczytać, z uwagi na to, że uwielbiam tego autora. Nawet aktualnie wisi u mnie recenzja jednej z jego książek.
OdpowiedzUsuńBardzo przeżywałam tę książkę - płakałam i rozmyślałam nie raz o tej historii. Stanowczo warta polecenia ;)
OdpowiedzUsuńBędę polecać tę książkę każdemu bez względu na wiek.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu czytałam "Oskara i Pania Różę" i pamiętam, że zrobiła na mnie wtedy wrażenie. Ciekawe jak odebrałabym ją dzisiaj. Chyba muszę ją sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńwstyd się przyznać, ale jeszcze nie czytałam tej książki, ani żadnej innej tego autora... ale już niebawem to naprawię, bo po Twojej recenzji mam ochotę przeczytać "Oskara..." :)
OdpowiedzUsuńTo była druga książka Schmitta jaką przeczytałam (pierwszą była "Tektonika uczuć"- też polecam, to książka w formie dramatu, co jest współcześnie rzadko spotykane) i jest genialna, smutna, ale tak jak napisałaś- oryginalna i zapadająca w pamięć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://usmiechempisane.blogspot.com/
niestety, co może się wydać dziwne, ale nie miałam okazji jeszcze czytać tej książki ;p ale to się kiedyś nadrobi ;]
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Schmitt'a, a moja przygoda z jego twórczością zaczęła się właśnie od "Oskara..." Niezwykła książka...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
tulipanowo.blogspot.com