piątek, 16 listopada 2012

"Studium w szkarłacie" - Arthur Conan Doyle

Wydawnictwo: Rytm, 2008.
Liczba stron: 152.
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna, 2011.
Czas trwania: 5h 30min 53s.
Lektor: Janusz Zadura.
Rozpoczęcie lektury: 15.11.2012.
Zakończenie lektury: 15.11.2012.
Moja ocena: 6/10.

Sir Arthur Ignatius Conan Doyle był szkockim pisarzem żyjącym w latach 1859-1930. Jego dzieciństwo nie należało do łatwych. Ukończył studia medyczne w Edynburgu i do 1890 roku prowadził praktykę lekarską. Później zajął się tylko i wyłącznie pisarstwem. Dziś jest uważany za ojca współczesnego kryminału i czołowego przedstawiciela nurtu powieści detektywistycznej. To właśnie on stworzył jedną z najbardziej znanych na świecie postaci literackich, a mianowicie Sherlocka Holmesa. O przygodach tego detektywa rozpisywał się w pięćdziesięciu sześciu opowiadaniach i czterech powieściach: "Studium w szkarłacie", "Znak czterech", "Pies Baskerville'ów" oraz "Dolina trwogi".

"Studium w szkarłacie" to pierwsza, pochodząca z 1888 roku, króciutka powieść kryminalna z Sherlockiem Holmesem w roli głównej. Tak na dobrą sprawę jednak, akcja typowa dla kryminału zajmuje w niej mało miejsca z tego względu, iż autor zwrócił tutaj uwagę przede wszystkim na to, by w miarę dokładnie zaprezentować czytelnikowi słynnego detektywa i jego przyjaciela, doktora Johna H. Watsona. Z kolei poprzez obraz śledztwa dotyczącego morderstwa w jednym z domów przy londyńskiej ulicy Conan Doyle nawiązał do wydarzeń odległych o kilkadziesiąt lat, a mianowicie mających miejsce w Ameryce, w latach czterdziestych XIX wieku.

Doktor Watson, po tym jak brał udział w II wojnie afgańskiej, został ranny i ciężko chory na tyfus, powraca do Anglii. Nie mogąc znaleźć swego miejsca w świecie z powodu skromnych oszczędności, decyduje się zamieszkać przy Baker Street 221b w Londynie wraz z nieco ekscentrycznym Sherlockiem Holmesem, który okazuje się genialnym prywatnym detektywem. Obaj panowie szybko zaprzyjaźniają się ze sobą i wkrótce, poproszeni o pomoc przez londyńską policję, zostają wplątani w sprawę tajemniczego morderstwa. W jednym z opuszczonych domów ginie mężczyzna, niejaki Enoch Drebber. Mimo iż policja dość szybko aresztuje podejrzanego o dokonanie zabójstwa, Holmes dysponuje zupełnie inną teorią tyczącą się przestępstwa, uważając, że aresztowany został niewinny człowiek. A zatem kto jest mordercą? Wygląda na to, że jego śladów należało szukać, sięgając w przeszłość - do Ameryki połowy XIX wieku, kiedy to grupa mormonów założyła Salt Lake City, stolicę stanu Utah...

Tak jak pisałam na początku, fabuła "Studium w szkarłacie" nie krążyła tylko i wyłącznie wokół dochodzenia prowadzonego przez Holmesa. Jak dla mnie, autor poświęcił niewiele uwagi interesującej metodzie dedukcji detektywa i jego sprytowi. Już kwestia samego zabójstwa wydała mi się niezbyt intrygująca, a ponadto jej rozwiązanie nastąpiło bardzo szybko. Gdzieś tak w połowie książki nagle dowiedziałam się, kto jest mordercą. Pomyślała sobie wówczas, że musiała nastąpić jakaś pomyłka w teorii Holmesa, bo cóż miałoby się dziać przez resztę powieści? Okazało się, że Conan Doyle zastosował zabieg zwany retrospekcją, zabierając czytelnika w podróż do przeszłości przestępcy, by wyjaśnić motywy jego późniejszego działania. Przeszłości naznaczonej miłością, cierpieniem i żądzą zemsty. I muszę przyznać, że ta część utworu bardzo mi się podobała, gdyż wywołała we mnie sporo emocji, w tym smutek, żal i nienawiść. Nawet nie próbuję porównywać tej książki do "Psa Baskerville'ów" czy odwrotnie - obie bowiem, pomijając oczywiście głównych bohaterów, dzielą istotne różnice, jeśli chodzi o ich budowę i kryminalne potyczki, jakie opisują.

Po przeczytaniu "Psa Baskerville'ów" dość surowo potraktowałam postać Sherlocka Holmesa, który wydał mi się strasznie zarozumiały, skryty i nieprzyjemny. "Studium w szkarłacie" natomiast ukazało go w nieco innym, lepszym świetle. Detektyw sprawiał wrażenie, owszem, nieco dziwacznego, ale otwartego i całkiem sympatycznego, chyba że to właśnie takie wrażenie chciał wywrzeć na nowym przyjacielu. Doktor Watson z kolei zszedł tutaj jakby na dalszy plan, mimo iż pełnił funkcję narratora powieści. A szkoda, bo to ciekawa postać.

Całość została napisana przyjemnym i przyzwoitym językiem. Słuchając od czasu do czasu audiobooka i rewelacyjnego głosu Janusza Zadury, przenosiłam się we wspaniały klimat wiktoriańskiej Anglii i pustynnej Ameryki niczym jakiejś bajki czy legendy. Ale szału nie było. Napięcie prawie że żadne, mało interesujących tropów i zaskakujących zwrotów akcji sprawiło, że poczułam się tak, jakbym pogrążyła się w lekturze lekkiego, niewymagającego utworu przygodowego, o którym, podejrzewam, szybko zapomnę. Niemniej jednak przygodę z powieściami Arthura Conan Doyle'a zamierzam dokończyć. Przede mną jeszcze takowe dwie i myślę, że wkrótce się z nimi zapoznam.

6 komentarzy:

  1. Też planuję poznać wszystkie przygody Sherlocka Holmesa. Dawno temu czytałam kilka opowiadań, ale jeszcze dużo przede mną. "Studium w szkarłacie" mam zamiar poznać, ale trochę szkoda, że brak w nim niespodziewanych zwrotów akcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę taki nieprzyjemny wydał Ci się Sherlock po lekturze "Psa Baskerville'ów"? Ciekawe:)
    Nie czytałam jeszcze o początkach duetu Holmes - Watson, toteż chętnie zmieniłabym ten stan rzeczy:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę ;). Tak czy inaczej, wolę Poirota :D.

      Usuń
  3. Jedno z moich ulubionych opowiadań o Holmesie

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, wcale nie zaśmiecasz! To raczej ja teraz zaśmiecę :P To ja poszukam czegoś zabawnego i ewentualnie się zgłoszę :)
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...