Liczba stron: 416.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 11.04.2012.
Zakończenie lektury: 11.04.2012.
Moja ocena: 6/10.
Graham Masterton to niezwykle płodny pisarz szkockiej narodowości. Jest autorem wielu horrorów, thrillerów, opowiadań, a także poradników seksualnych. Przede wszystkim jednak kojarzony jest z powieściami grozy. Część z nich znalazła się na listach bestsellerów, a całkowity nakład jego książek przekroczył już dwadzieścia milionów egzemplarzy, z czego ponad dwa miliony kupili polscy czytelnicy.
"Zaklęci" to doskonały przykład horroru. Horroru dość brutalnego, krwawego, z udziałem nietypowych postaci i nadprzyrodzonych zjawisk. Czytelnik ma tutaj do czynienia z dosłownie nawiedzonym domem, klątwami i starodawną magią. To dopiero druga powieść grozy Mastertona i któraś już z kolei ogólnie, jeśli chodzi o ten gatunek literacki, a ja nadal nie mogę przekonać się do tego typu książek. Jakieś tam napięcie, ciekawe postaci, elementy fabuły zawsze są, ale najbardziej przytłacza mnie w takich utworach fantastyka. Fantastyka, która sprawia, że myślę o przesadzie, a horror zamiast przerażać staje się śmieszny. Podobne wrażenie mam i po lekturze "Zaklętych".
Niegroźna kolizja drogowa prowadzi do tego, iż w lesie, niedaleko miejsca zdarzenia Jack Reed odkrywa stary i ogromny budynek w gotyckim stylu. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia, mimo iż opuszczone wnętrze budowli przyprawia człowieka o dreszcze. Bohater decyduje się na kupno domostwa, by przekształcić je w dobrze prosperujące centrum rekreacyjne. Nie podoba się to jego żonie, która jeszcze bardziej oddala się od męża. Podczas jednej z wizyt w opuszczonym budynku dziewięcioletni syn Jacka znika bez śladu. Bohater wraz z przyjaciółką z pracy rozpoczyna gorączkowe poszukiwania chłopca, zasięgając informacji o budowli u różnych osób. Dowiaduje się w ten sposób, że przed sześćdziesięcioma laty była ona ośrodkiem dla psychicznie chorych przestępców, który nosił nazwę Dęby. Pewnego dnia ponad stu niebezpiecznych pacjentów dosłownie zniknęło i ośrodek został zamknięty. Przestępcy ci jednak nigdy nie opuścili Dębów, po dziś dzień krążąc w ścianach, podłogach i sufitach budynku. Teraz i syn Jacka został porwany do ich świata. Zaklęci szaleńcy zmuszają głównego bohatera do tego, by uwolnił ich z Dębów. Ale to nie wszystko. Odzyskanie syna wymaga kolejnych ofiar - ośmiuset istnień ludzkich za każdego chorego psychicznie przestępcę. Tylko wtedy mały Randy wróci do ojca, a wszyscy psychopaci będą wolni na zawsze. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie. W okolicznych miasteczkach coraz więcej ludzi dosłownie zapada się pod ziemię. Jack Reed nie ma wyjście - musi powstrzymać tę plagę morderstw. Wie jednak, że w każdej chwili i on może paść ofiarą którejś z tych szalonych istot.
Masterton posługuje się prostym, zrozumiałym i dość obrazowym językiem. Nie jest trudno wyobrazić sobie, jak wyglądają poszczególne postaci czy jak przebiega akcja utworu. Trochę gorzej ma się rzecz z wyrazami dźwiękonaśladowczymi, które zazwyczaj odbiegają od rzeczywistych dźwięków, jakie miał na myśli autor. Napięcie jest. Pisarz wie, jak zainteresować czytelnika i zachęcić go do dalszej lektury powieści. Szkoda jednak, że im bliżej końca, książka jest mniej ciekawa niż na początku.
Bo tak na pewno jest w przypadku "Zaklętych". Masterton oczarował mnie wizją nawiedzonego domu. Każdy krok Jacka Reeda w kierunku tego budynku wywoływał ciarki na mej skórze, ale gdy nastała akcja właściwa, odkrywając niebezpieczne istoty żyjące w ścianach, zrobiło się już mniej kolorowo. Co nie znaczy, że powieść całkowicie mnie rozczarowała. Wręcz przeciwnie, jakiś tam pierwiastek przerażającego horroru w sobie ma. Na moje nieszczęście lekturę tej książki rozpoczęłam po północy. Po dwóch godzinach czytania zasnęłam snem bardzo niestabilnym, przypominającym koszmary rodem z "Zaklętych". Słowo daję, kilkakrotnie budziłam się nad ranem, widząc na ścianach pokoju jakieś dziwne kształty i cienie, szybko zapalając lampkę, by przekonać się, że to tylko sen. Moje postanowienie - nigdy więcej horrorów na noc.
Ogólnie jednak rzecz biorąc, nie zachwyciły mnie jakoś szczególnie przygody Jacka Reeda z tego względu, iż, jak już wspomniałam wcześniej, cała ta historia z życiem w ścianach i mordowaniem przez wciąganie ludzi pod ziemię jest za bardzo fantastyczna, magiczna i bajkowa. O wiele lepiej czytałoby się też "Zaklętych", gdyby główny bohater charakteryzował się ciekawszą osobowością i wyrazistością. Moim zdaniem jego postać jest zbyt oschła i obojętna. W jego walce o syna nie widać wielkiej miłości rodzicielskiej, choć determinacji nie można mu odmówić. Także samo zakończenie utworu do najlepszych nie należy.
"Zaklęci" to i tak bez wątpienia horror. Został napisany w 1989 roku, więc na niektóre niedociągnięcia można przymknąć oko. Mimo że ta powieść dała się we znaki w moim koszmarze sennym, potraktowałam ją jako lekką rozrywkę, pochłaniając w parę godzin. Bo czyta się ją rzeczywiście szybko. Pomijając nudnawe fragmenty utworu, czytelnik i tak jest ciekawy tego, jak zakończy się historia Jacka Reeda, więc nie da się przerwać i odrzucić lektury w połowie.
Dla miłośników Grahama Mastertona "Zaklęci" to na pewno gratka. Ja w dalszym ciągu będę próbować swych sił w czytaniu horrorów chociażby dlatego, by trochę się rozerwać. A przy okazji może i przestraszyć lub bardziej polubić ten gatunek literacki. Mam nadzieję, że kolejne książki tego autora zaskoczą mnie o wiele bardziej.
Raczej nie przeczytam, choć może kiedyś...
OdpowiedzUsuńCzytałam jedną książkę Mastertona - "Dom kości" i tak średnio mi się ona podobała. Nie trzymała w napięciu, była raczej monotonna i wszystko działo się tam jak gdyby "raz, dwa" -bez wprowadzenia, bez racjonalnego wyjaśnienia. Na dzień dzisiejszy nie skuszę się na inne jego powieści.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że skutecznie zwróciłaś moją uwagę na tego autora. O jego książkach słyszałam dużo dobrego, jednak nigdy nie miałam okazji by zapoznać się z jego twórczością. Być może "Zaklęci" odmienią całość sytuacji.
OdpowiedzUsuńO - Masterton! To ja się piszę.
OdpowiedzUsuńLubię Mastertona, jednak ta książka chyba wypada dość słabo. Ale jako fanka muszę ja przeczytać :D
OdpowiedzUsuńNa początku myślałem - Masterton, zobaczymy, może ciekawa. Czytam dalej... a tu prosze, ja już to kiedyś czytałem. Naprawdę mi się podobało. Z tego co pamiętam, a jak widać z tym u mnie na bakier.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:)
Ooo, i u Ciebie Masterton! Idealnie ujęłaś to, co i mnie nieco drażni u tego autora: pierwiastek niesamowitości jest tak przytłaczający, że horror nie straszy, ale śmieszy, tak bardzo jest nieprawdopodobny. Pewnie kiedyś sięgnę, ale jakoś specjalnie szukać nie będę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Mam w domowej biblioteczce ponad 40 tytułów tego autora, w tym tę książkę. I nie powiem, żeby mi się nie podobała :) Każda jego książka ma to coś w sobie :)
OdpowiedzUsuńHorrory to nie całkiem moja działka. Nie, żebym ich nie lubiła jakoś specjalnie. Po prostu nie przypadają mi do gustu. Ta konkretna pozycja natomiast nie wydaje mi się w ogóle interesująca, więc dam sobie spokój tym razem. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic Mastertona, za horrorami nie przepadam. Ale w najbliższym czasie zabieram się za "Zjawę" tego autora i ciekawa jestem jak to odbiorę.
OdpowiedzUsuńNie lubię horrorów. Nie wiem czy to przez moją wyobraźnię, po prostu nie mogę wytrzymać jak je czytam.;/
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń