Liczba stron: 208.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 21.04.2012.
Zakończenie lektury: 22.04.2012.
Moja ocena: 7/10.
Nicholas Sparks to jeden z najbardziej znanych współczesnych pisarzy. Swą popularność zawdzięcza powieściom obyczajowym, które cieszą się dużym uznaniem wśród żeńskiego grona czytelników. Zadebiutował w 1997 roku "Pamiętnikiem", który kilka lat później został przeniesiony na wielki ekran. Od tamtej pory filmowcy chętnie współpracują z pisarzem, ekranizując kolejne jego książki - "List w butelce", "Jesienną miłość", "Szczęściarza" i inne.
Również "Noce w Rodanthe" doczekały się swego odpowiednika filmowego. Tak jak nie miałam okazji go obejrzeć, tak utwór o tym tytule przeczytałam już dwukrotnie. Za pierwszym razem było to moje pierwsze podejście do twórczości Sparksa. Za drugim - potraktowałam go jako "odświeżacz" pamięci, a także krótką rozrywkę pomiędzy innymi lekturami. Ta książka bowiem nie należy do obszernych, licząc sobie trochę ponad dwieście stron. Opowiada zwięźle i konkretnie o miłości dwojga ludzi w średnim wieku, których bagaże doświadczeń do lekkich nie należą. Dzięki wzajemnej bliskości i wsparciu oboje uświadamiają sobie, że życie jednak potrafi być piękne. Ratują siebie nawzajem, zmieniając się już na zawsze.
Adrienne Willis ma prawie sześćdziesiąt lat. Przeżyła już wiele - prawdziwą miłość, ślub, rozwód, doczekała się dzieci i wnuków. Widząc, jak jej córka Amanda rozpacza i zaniedbuje własnych synów, nie mogąc pozbierać się po zbyt wczesnej śmierci męża, Adrienne postanawia opowiedzieć jej najważniejszą historię swojego życia, historię, której nie znał nikt prócz niej samej i jej zmarłego ojca. Kilkanaście lat wcześniej, kiedy główna bohaterka nie najlepiej radziła sobie z trudami codzienności po tym, jak odszedł od niej mąż, zostawiając ją z trójką nastoletnich dzieci, poznała Paula Flannera, który wywrócił jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Do ich spotkania doszło w niewielkiej wiosce rybackiej Rodanthe, kiedy to Paul zawitał w Gospodzie, ośrodku wypoczynkowym nad oceanem, nad którym pieczę sprawowała akurat Adrienne, zastępując przyjaciółkę. W ciągu zaledwie kilku dni tych dwoje ludzi zdołało się przed sobą otworzyć, zaprzyjaźnić i zakochać. Wzbogaceni o nowe doświadczenie i prawdziwą miłość, obiecują sobie spotkanie za rok i pozostanie ze sobą do końca życia. Los jednak nie był dla nich łaskawy. Dlaczego? Jak Amanda zareaguje na opowieść matki? Czy zdoła w końcu pozbierać się po śmierci męża?
Jak to zazwyczaj bywa z książkami Sparksa, "Noce w Rodanthe" czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Aczkolwiek odnoszę wrażenie, że ta pozycja zahacza o bardziej melancholijny klimat. Być może przez chłodną porę roku, podczas której toczy się zdecydowana większość akcji, być może też przez postać Paula Flannera, do której nie mogę się przekonać, mimo że przeczytałam tę powieść po raz drugi. Owszem, nie wszyscy bohaterowie literackiego świata muszą cechować się kolorowym charakterem i stylem bycia. Paul należy do tych, których życie nie jest łatwe, ale też jego cechy przyczyniają się do tego, że toczy się ono w taki, a nie inny sposób. Bohater ten sprawia wrażenie człowieka, do którego ciężko dotrzeć, milczącego, trochę sztywnego i zbyt grzecznego. Za mało w Paulu... samego Paula, jego osobowości, energii, emocji. W przeciwieństwie do Adrienne, której postać da się lubić o wiele bardziej, która wnosi do powieści odrobinę słońca i świeżości.
"Noce w Rodanthe" to utwór, który nie należy do skomplikowanych, bo w dużej mierze składa się ze wzajemnych opowieści głównych bohaterów, ale zaskakuje, a pod koniec także wzrusza. Sparks koncentruje się tutaj na przedstawieniu pewnego etapu ludzkiego istnienia, który zapewne dotyka niejednego z nas w prawdziwym życiu. Chodzi o zmianę. Gotowość do zmiany na bycie kimś lepszym po tym, jak dochodzi się do wnioski, że dotychczasowy byt nie był bytem szczęśliwym, zarówno dla samego siebie, jak i bliskich. Taka zmiana to pewnego rodzaju przełom w życiu, na który duży wpływ ma coś ważnego, istotnego, coś, z czego człowiek wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Może to być przeprowadzka, zmiana pracy albo, jak w przypadku Adrienne i Paula, po prostu nowa znajomość. Rozmowa. Dzielenie się własnymi problemami z osobą, która nas przypomina, która nas rozumie. Być może brzmi to dość banalnie, ale ubrane przez Sparksa we właściwe słowa, nie jest już banalne, lecz potrafi zaintrygować i dać do myślenia.
"Noce w Rodanthe" to dobra, że tak to ujmę, "spokojna" książka. Króciutka, ale konkretna. Tematycznie - no cóż, typowy Nicholas Sparks. Miłość dwojga ludzi, trudna przeszłość, mnóstwo przemyśleń, poszukiwanie własnego ja. Dla fanów autora pozycja jak najbardziej obowiązkowa, literatury kobiecej - myślę, że odpowiednia. Mnie nie pozostaje teraz nic innego, jak tylko zapoznać się z filmem, który powstał na podstawie tej powieści. Zrobię to na pewno, przede wszystkim ze względu na postać Paula Flannera - być może Richard Gere przekona mnie do niej dużo lepiej.
aż wstyd się przyznać... ale do tej pory nie czytałam żadnej książki tego autora... mam nadzieję, że uda mi się to nadrobić, gdyż co rusz czytam pozytywne opinie na jego temat
OdpowiedzUsuńa ja czytałam już prawie wszystkie jego książki i jestem wielką fanką twórczości tego pana.
UsuńJa tam lubię Sparksa - i masz rację, nawet banalne historie w jego wykonaniu wcale takie banalne nie są:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Kolejna pozytywna recenzja tego autora. I do tego szalenie zachęcająca. Muszę w końcu sięgnąć po którąś z jego książek.
OdpowiedzUsuń