czwartek, 18 października 2012

"Nic nie trwa wiecznie" - Maureen Lee

Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 368.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 15.10.2012.
Zakończenie lektury: 16.10.2012.
Moja ocena: 8/10.

Maureen Lee to angielska pisarka urodzona w czasach II wojny światowej. Swoje szkolne i młodzieńcze lata wiązała przede wszystkim z kinem i teatrem. Po wyjściu za mąż zaczęła pisać, głównie opowiadania. Ze względu na trójkę dzieci na dobre poświęciła się pisarstwu dopiero w 1990 roku. Jest autorką ponad dwudziestu powieści obyczajowych, często poruszających tematykę wojenną, rodzinną i dziecięcą.

"Nic nie trwa wiecznie" to powieść nieco inna od dotychczas przeze mnie poznanych tej autorki, jeśli wziąć pod uwagę czasy, w jakich rozgrywa się jej akcja. Lee tym razem porzuca realia wojenne na rzecz współczesności, a dokładnie lat 1999-2006, z czego rok 2006 to ten, w którym została osadzona główna treść fabuły. To pełna ciepła, radości, ale i smutków historia kilku kobiet, których pogmatwane losy wylądowały na tej samej drodze. Drodze do miłości, przyjaźni i szczęścia. Życie ludzkie może i nie jest wieczne, ale od czasu do czasu warto się nad jego istotą zastanowić i pomyśleć, co zrobić, by żyć lepiej. Radosne chwile, uśmiechy mijają, by ustąpić miejsca smutkom i nieszczęściom, ale przecież nie na zawsze. Pisarka uświadamia nam, że aby ponownie osiągnąć stan błogości, lekkości i przyjemności, trzeba umieć o niego zawalczyć, choć odrobinę zmieniając swój styl życia, podejmując jakieś nowe wyzwanie czy po prostu zrobić coś tylko i wyłącznie dla siebie.

W starej willi z ogrodem o nazwie "Kasztany" spotykają się cztery nieznane sobie i skrajnie różnie pod względem osobowości i życiowego bagażu doświadczeń kobiety. Brodie, właścicielka domu, postanawia zamieszkać w nim, by przemyśleć sprawę rozpadającego się małżeństwa i kłopotów z dorosłymi już dziećmi. Wynajmuje przy okazji pokoje: Dianie, młodej dziewczynie, która pod wieloletnią nieobecność rodziców wychowała trójkę młodszych braci, Vanessie, borykającej się z ogromną nadwagą nieszczęśliwej trzydziestolatce, porzuconej przed kilkoma miesiącami przez narzeczonego w dniu ślubu, oraz piętnastoletniej Rachel, nieletniej matce ukrywającej się przed ludźmi pragnącymi odebrać jej malutką córeczkę. Wraz z nadejściem lata między kobietami rodzi się szczególna więź, prawdziwa przyjaźń, a co za tym idzie, każda z nich staje się zupełnie inną osobą niż była przed przybyciem do "Kasztanów".

Z każdą kolejną książką Lee oczarowuje mnie coraz bardziej. I nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie jej pomysłów na fabuły powieści, które są urzekające i takie... życiowe, ale też sposób, w jaki te pomysły realizuje, ukazuje. Ten niezwykle przystępny i lekki język, ta umiejętność wyrażania uczuć i kreowania wyrazistych i interesujących postaci... "Nic nie trwa wiecznie" to utwór, do którego chciałoby się wejść całym sobą. Czytając go, miałam ogromną ochotę znaleźć się w tych cudownych "Kasztanach" i razem z bohaterkami dzielić smutki i radości, podziwiać piękny ogród i malować w nim obrazy razem z Vanessą. Willa z tej powieści to pewnego rodzaju oaza spokoju i punkt odnowy psychicznej. Myślę, że w głębi duszy każdy z nas marzy o znalezieniu się w takim miejscu choć na krótką chwilę. Miejscu, w którym można odetchnąć od codzienności i spojrzeć na otaczający świat trzeźwiejszym okiem. Poczuć się jak w raju albo po prostu zastanowić się nad rozwiązaniem nękających nas problemów, zapomnieć o tym czy tamtym, zmienić się. I dla każdego z nas to miejsce wygląda inaczej, w zależności od charakteru i pragnień, oczywiście. W mojej wyobraźni taką idyllę stanowi właśnie dom z ogrodem, coś na wzór książkowych "Kasztanów", koniecznie w ciepłej, otoczonej bujną roślinnością i sympatycznymi ludźmi porze roku.

Niektóre elementy prawie rocznego pobytu Brodie, Diany, Vanessy i Rachel w willi rzeczywiście przypominają wręcz sielankę - regularne wspólne posiłki pełne wymyślnych pyszności, mnóstwo (!) pogawędek przy herbacie, a co najlepsze, urocze wieczory filmowe z przebierankami, ale jeśli tak spojrzeć na ich życie pod innym kątem, okazuje się, że jego zdecydowana większość skupia się na obcowaniu z rozmaitymi, ale nie błahymi problemami. Są to przede wszystkim problemy natury rodzinnej, wynikające albo z małżeńskich sprzeczek, albo opuszczenia bliskich, albo miłości rodzicielskiej. Każda z kobiet musi raz jeszcze dojrzeć do miłości, w ten sposób zamykając nieudany etap swojego życia. Rezultaty ich starań są, może nie zawsze rewelacyjne i sprawiedliwe, ale warte wysiłku, czasem nawet bardzo zaskakujące.

Kreacje poszczególnych postaci, zwłaszcza kobiecych, są fantastyczne. Autorka zaimponowała mi wielobarwnością ich osobowości, dzięki której na pewno wiele czytelniczek odnajdzie wśród nich jakąś cząstkę siebie - tak też było i ze mną. Praktycznie tylko do do jednej z bohaterek, a mianowicie Brodie, nie przekonałam się tak w ostateczności ze względu na jej końcowe rozterki miłosno-małżeńskie, których oczywiście tutaj zdradzać nie będę. Uprzedzam natomiast, że nie należy dosłownie traktować okładkowego opisu powieści "Nic nie trwa wiecznie" mówiącego o tragedii, która odmieni losy Brodie i jej przyjaciółek. Spodziewałam się bowiem, iż ta tragedia będzie nastąpi bliżej początku utworu, ewentualnie gdzieś pośrodku, a tak naprawdę została umieszczona na jego końcu. Samo zakończenie - wątek z różą - wzruszyło mnie do głębi, uwalniając chyba wszystkie emocje, jakie nagromadziły się we mnie w czasie lektury tej książki.

Maureen Lee przeniosła mnie na dwie noce do całkiem innego świata. Dzięki historii opisanej w powieści "Nic nie trwa wiecznie" uświadomiłam sobie, z jakimi problemami może zetknąć się przeciętny człowiek, i że zawsze jest jakiś cień nadziei na to, by je zlikwidować albo chociaż zmniejszyć ich siłę oddziaływania na naszą psychikę. Autorka nawet do poważnych spraw potrafi podejść z dystansem, humorem i ogromem ciepła, roztaczając wokół nich optymistyczną aurę pozbawioną uciążliwego napięcia. Cieszę się, że dała się ona poznać od nieco innej strony i nie ukrywam, że liczę na więcej tego typu książek. A może kiedyś doczekam się kontynuacji losów bohaterek z "Kasztanów"? Polecam gorąco miłośniczkom literatury obyczajowej traktującej o przyjaźni. To naprawdę wdzięczny temat, a i utwór bardzo uroczy.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.

8 komentarzy:

  1. Autorka dwudziestu powieści, z czego u nas pojawiło się tylko kilka - tak przynajmniej wskazuje mi LC :) Książkę mam już od wczoraj zanotowaną w głowie, to już druga pozytywna recenzja, na pewno przeczytam. Pewnie później niż wcześniej, ale przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka bardzo mi się podobała, ale chwilami trochę nużyła. Mimo wszystko warto przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że aż tak bardzo nie wczytywałam się w recenzję..powód: jestem w trakcie czytania książki..jak dotąd podoba mi się, i mam nadzieję, że nic tego uczucia nie zakłóci..

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się bardzo ciekawie i z chęcią sięgnę po tą książkę. Bardzo lubię takie pozycje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie przeczytałabym coś tej autorki, bo do tej pory jakoś nie miałam tej szansy, rozglądnę się za jej książkami. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Intrygująca ksiazka. Chetnie bym po nią sięgnęła:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę. Sama mam już tę książkę na uwadze. Przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja właśnie zaczynam czytać inna powieść tej autorki "Wrześniowe dziewczynki". Jak przypadną mi do gustu to będę chciała przeczytać inne propozycje Maureen Lee :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...