piątek, 5 października 2012

"Dziewczyny do wynajęcia" - Irena Matuszkiewicz

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2012.
Liczba stron: 408.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 03.10.2012.
Zakończenie lektury: 05.10.2012.
Moja ocena: 6/10.

Irena Matuszkiewicz to urodzona w 1945 roku polska pisarka, obecnie mieszkająca we Włocławku. Z wykształcenia jest filologiem, przez wiele lat pracowała jako dziennikarka, a teraz odnosi sukcesy, będąc popularną autorką powieści obyczajowych i kryminalnych, ukazujących polską współczesność i często także intrygujące wydarzenia z przeszłości bohaterów.

Po raz pierwszy z nazwiskiem tej pisarki spotkałam się bodajże w ubiegłym roku, poszukując ciekawych kryminałów polskiego autorstwa. Nie było mi jednak dane sięgnąć po którykolwiek z nich, za to teraz natknęłam się na jedną z jej powieści obyczajowych, która przyciągnęła moją uwagę pozornie banalnym opisem z okładki. Chodzi tutaj oczywiście o "Dziewczyny do wynajęcia", typowy, nie da się ukryć, babski utwór, w którym można znaleźć niewiarygodnie dużo problemowych aspektów ludzkiego istnienia, począwszy od rozterek miłosnych, przez wystawione na ciężkie próby przyjaźnie, rozpaczliwe wręcz poszukiwanie pracy, aż po odkrywanie tajemnic z rodzinnej przeszłości. Uporządkowane życie głównej bohaterki z dnia na dzień ulega niewyobrażalnie potężnym przemianom, siejącym grozę, zniecierpliwienie i wielki chaos w jej umyśle. Kobieta będzie miała okazję przekonać się, iż "najczęściej dostajemy od losu to, na czym nam najmniej zależy"*.

Zbliżają się wakacje, a wraz z nimi początek zmian w życiu Zuzanny. Zuzanny, która od kilku lat ma stałego chłopaka, może poszczycić się tytułem magistra filologii polskiej, pracą w szkole i niczego sobie wynajmowanym mieszkaniem we Włocławku. I nagle wszystko wywraca się do góry nogami - chłopak odchodzi, praca dobiega końca i dziewczyna zostaje zmuszona do wyjazdu do Torunia, a ściślej rzecz biorąc, do swej przyrodniej siostry Weroniki. Zuzanna nigdy doskonale się z nią nie dogadywała, ale zgadza się popilnować jej mieszkania na czas jej kilkudniowego wyjazdu za granicę. Bohaterka szybko odkrywa, że na samym pilnowaniu siostrzanego lokum się nie kończy. Pod jej opiekę bowiem trafia mały mops Weroniki, ponadto w niespodziewane odwiedziny zaczynają wpadać nieznajomi mężczyźni, od których Zuzanna nie może się opędzić, oraz wścibska sąsiadka. Balansując pomiędzy nowymi znajomościami i tymi sprzed lat - w postaci przyjaciółek ze studiów - kobieta próbuje znaleźć trochę czasu dla siebie i wykazać się w wymarzonej pracy, jaką jest dziennikarstwo. W ten sposób trafia na trop pewnej toruńskiej rodziny, której jeden z członków nie do końca uczciwie prowadzi znaną i dość drogą restaurację. Grzebanie w przeszłości tego człowieka jednak przynosi więcej szkody niż pożytku, jak się okazuje, nie tylko Zuzannie...

Matuszkiewicz posługuje się niezwykle lekkim, swobodnym i przystępnym językiem, pełnym wyszukanych porównań i zwrotów nasączonych humorystyczną ironią. Owa ironia szczególnie widoczna jest w wypowiedziach Zuzanny, przez co jej postać odebrałam jako nieco zwariowaną, roztrzepaną i pyskatą, a co za tym idzie, nie do końca polubiłam. Nie do końca też spodobał mi się ogólny styl pisarski autorki, taki trochę chaotyczny, jakby Matuszkiewicz chciała na jednej stronie powieści zamieścić jak najwięcej przydatnych informacji dotyczących poszczególnych zdarzeń czy bohaterów. Pomysłowości zatem jej nie brakuje - fabuła "Dziewczyn do wynajęcia" została tak skonstruowana, by zainteresować niemal każdego czytelnika - nie tylko czytelniczki. Mamy tutaj romans, czarny humor, sensację, powieść obyczajową, a przede wszystkim przygodową. Akcja toczy się w zawrotnym tempie, bo dosłownie ciągle coś się dzieje. Najciekawsze jednak dla mnie było środkowe dwieście stron książki; początek bowiem zbyt długo się rozkręcał, z kolei koniec okazał się trochę smutny, a zarazem niespecjalnie się wyróżniający.

"Dziewczyny do wynajęcia" to na ogół całkiem przyjemny obrazek współczesnego życia w Polsce ludzi młodych i tych zbliżających się do wieku średniego. Przytoczone w utworze sytuacje bowiem zdarzają się lub mogą się zdarzyć naprawdę, choć niekoniecznie spadając na barki jednej Bogu ducha winnej osoby. Problemy sercowe Matuszkiewicz ubiera w niebanalne poczucie humoru, podobnie czyni też z kwestiami rynku pracy, dodatkowo zaopatrując je w zaskakujące zwroty akcji pod postacią intrygujących ploteczek czy faktów, które dopiero co ujrzały światło dzienne. Ponadto Zuzanna, na którą spada wiele nieszczęść za jednym zamachem, ląduje w pełnym tajemnic życiu działającej na nerwy i niezwykle skrytej starszej siostry, otwierając sobie tym samym drzwi do jej rodzinnych i towarzyskich sekretów, które uczyniły ją taką, a nie inną osobą.

W kilku słowach muszę jeszcze napomknąć o bohaterach, jakich wykreowała autorka w swym utworze, a trochę ich było, nie da się ukryć. O Zuzannie częściowo wspomniałam już wcześniej, nie piejąc z zachwytu nad jej osobą, pragnę jednak dodać, iż w gruncie rzeczy była ona niezwykle barwna, nieco irytująca i zagubiona, owszem, ale także wystarczająco sprytna i inteligentna, by zasłużyć sobie na uznanie. Wszystko jednak przebija jej "rozmowy" z mopsem Czarusiem vel Cymbałem, który wręcz podbił moje serce, a do miłośników psów przecież nie należę. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że psi bohater spodobał mi się najbardziej, zaraz po owianych aurą tajemniczości męskich kreacjach Radosława i Cezarego, z którymi Zuzanna, chcąc, nie chcąc, miała do czynienia. Z kolei jej siostra Weronika nie do końca przypadła mi do gustu. Wprawdzie fabuła powieści krążyła przede wszystkim wokół niej i Zuzanny, ale odniosłam wrażenie, że w zbyt małym stopniu zostało zaakcentowane jej uczestnictwo w niej. Była bardzo skryta i wszystko dusiła w sobie, czym doprowadzała do szału swoją siostrę, a mnie do zniecierpliwienia i irytacji.

"Dziewczyny do wynajęcia" to opowieść o poszukiwaniu swego miejsca w ponurej rzeczywistości, szczęścia, miłości, przyjaźni, odkrywaniu samych siebie i najbliższych, ucieczce od przeszłości i codzienności. To książka głównie dla kobiet, ale ze względu na różnorodną tematykę w niej poruszaną może sięgnąć po nią każdy. Każdy, kto ma ochotę na niewymagającą lekturę, ma ochotę trochę się pośmiać czy powzruszać. I choć do stylu Ireny Matuszkiewicz nie do końca się przekonałam, jestem pewna, że moja przygoda z jej prozą jeszcze się nie skończyła. Muszę bowiem dowiedzieć się, jak autorka radzi sobie w roli pisarki kryminałów, gatunki, który jest niezwykle bliski moim zamiłowaniom literackim.

*s.396

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Recenzja napisania dla portalu IRKA.

9 komentarzy:

  1. Czytałam tą książkę dawno, dawno temu, ale mnie nie zachwyciła... ni to romans, nie kryminał ni powieść grozy. ni pies ni wydra, raczej coś na kształt świdra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z Tobą, sama spodziewałam się czegoś lepszego... Ale tragicznie na szczęście też nie było ;).

      Usuń
  2. Książka mnie zaintrygowała i przede wszystkim spodobała mi się jej okładka. Po Twojej recenzji tak do końca nie wiem czego się po niej spodziewać. Jedynym wyjściem jest ją poznać osobiście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czuję się na tyle zainteresowana, żeby sięgać po książkę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam lepsze doświadczenia z tą książką :)
    Czytałam ją kilka lat temu i może dlatego wtedy mi się podobała.
    Nie pamiętam teraz jej treści, ale wiem, że podobało mi się to, że była oryginalna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama nie wiem, jak spotkam zastanowię się. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam. Muszę i ja skrobnąć recenzję. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mam ochotę poznać kryminały tej pani, bo jej powieści obyczajowe jakoś nie bardzo mnie interesują.

    OdpowiedzUsuń
  8. do tej książki mnie nie ciągnie, ale po kryminał tej autorki chętnie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...