środa, 3 października 2012

"Dziedzictwo" - Katherine Webb

Wydawnictwo: Insignis, 2012.
Liczba stron: 512.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 01.10.2012.
Zakończenie lektury: 03.10.2012.
Moja ocena: 8/10.

Katherine Webb to urodzona w 1977 roku angielska pisarka. Studiowała nauki historyczne na Uniwersytecie w Durham. Po tym, jak na stałe zamieszkała w Berkshire, pracowała w wielu miejscach - jako kelnerka, au pair, sekretarka, bibliotekarka i gospodyni domowa. Jako autorka książek z kolei zadebiutowała w 2010 roku powieścią "Dziedzictwo", która w popularnym głosowaniu TV Book Club zyskała najwięcej głosów i została okrzyknięta najlepszą książką na lato 2010 roku. Obecnie więc Webb jest pełnoetatową pisarką, a przy tym zagorzałą czytelniczką, miłośniczką kotów i jazdy konnej.

"Dziedzictwo" należy do utworów, obok których nie można przejść obojętnie chociażby ze względu na rozgłos, jaki zyskał sobie w naszym kraju. W sieci wręcz roi się od zachęcających reklam i ogłoszeń, które, wprawdzie bezgłośnie, ale krzyczą "musisz przeczytać tę książkę, toż to światowy bestseller wydany w dwudziestu czterech krajach!". W dodatku ten owiany aurą tajemniczości okładkowy opis... Przerażające tajemnice rodzinne i docieranie do ich sedna po wielu latach... No i jak po tę powieść nie sięgnąć? Nie zdołałam się oprzeć wymienionym wyżej zachętom. Nie zdołałam się oprzeć uroczej okładce, która jednak ma związek zaledwie z częściowymi wydarzeniami przedstawionymi w "Dziedzictwie". I na koniec, kiedy owa lektura znalazła się wreszcie w moich rękach, nie zdołałam się oprzeć jej usianej tajemnicami i elementami charakterystycznymi dla sagi rodzinnej treści, która na dwie noce przeniosła mnie wprost do zimowej Anglii i na rozgrzane słońcem amerykańskie ranczo.

Sroga zima w południowej Anglii. Erica Calcott i jej starsza siostra Beth, obie po trzydziestce, przyjeżdżają do Storton Manor, ogromnej rezydencji, której właścicielką jeszcze do niedawna była ich zmarła już babcia, a którą teraz, na określonych warunkach dotyczących spadku, mogą przejąć one. Ale Erica ma nadzieję, iż ich przyjazd nie będzie służył tylko i wyłącznie porządkowaniu majątkowych spraw i rzeczy pozostawionych przez zmarłą. Kobieta liczy na to, że rozwiąże zagadkę sprzed ponad dwudziestu lat, kiedy to ona i Beth spędzały w rezydencji wakacje, i kiedy w dziwnych okolicznościach zaginął ich kuzyn Henry. Dociekanie prawdy nie podoba się jednak Beth zmagającej się z wieloletnią depresją, byłym mężem i wychowaniem syna. Ale Erica jest nieugięta. Nie spodziewa się jednak, że, przeglądając rzeczy babci, natrafi na kolejny rodzinny sekret, który zaprowadzi ją aż do Stanów Zjednoczonych początku XIX wieku i zdarzeń, które miały tam miejsce za życia jej prababci. Zdarzeń, które odcisnęły piętno na niej samej i kolejnych jej potomkach.

W "Dziedzictwie" nie ma miejsca na chaos i pośpiech. Autorka dość spokojnie i szczegółowo tworzy dzieje pełnej grzechów i nieszczęść rodziny Calcottów, operując niezwykle barwnym i wcale nużącym językiem. Umieszczona na dwóch płaszczyznach fabuła przenosi czytelnika na przemian do czasów współczesnych i tych dziewiętnastowiecznych. Te pierwsze ukazane są z perspektywy Eriki, wyrażone w pierwszej osobie pod postacią jej działań i myśli w czasie teraźniejszym, co jednak ani trochę nie umniejsza wartości książki. Z kolei czasy odległe Webb przytacza w osobie trzeciej czasu przeszłego, koncentrując się na osobie Caroline, prababki Eriki, i wszystkim tym, co ją spotkało. Dwie tak różne przestrzenie czasowe w jednym utworze, a mimo to autorka sprawnie łączy ze sobą, tworząc jednolitą całość, która w pamięci czytelnika potrafi zagnieździć się jeszcze na długo po zakończeniu jej lektury.

Problemy poruszane w "Dziedzictwie" tyczą się wielu dziedzin ludzkiego życia, wzajemnie się wręcz uzupełniając. Po pierwsze miłość. Różne oblicza miłości, począwszy od tej prawdziwej, spełnionej w idealnm małżeństwie, przez niedojrzałą, dziecięcą, aż po zupełny jej brak, nieodczuwalną, co bardzo smutne, rodzicielską. Miłość w utworze Webb wyczynia z bohaterami różne rzeczy - te dobre, tak, ale głównie przykre i złe, oczywiście w zależności od tego, pod jaką postacią się ona objawia. Na wielu kartach powieści czai się smutek, żal, rozpacz, niepewność, strach, a nawet nienawiść. Ale pozytywny nastrój również się pojawia - jest przecież przyjaźń, beztroska dziecięca przyjaźń, dla której można poświęcić wiele, są święta Bożego Narodzenia, a przede wszystkim są nadzieje na spokojną, lepszą przyszłość. Przyszłość pozbawioną mniej lub bardziej wstydliwych czy szokujących  tajemnic, która rzeczywiście ma szansę zaistnieć w tych jakże nowoczesnych czasach.

Człowiek z natury musi być bardzo ciekawy. Ciekawy wszystkiego, łącznie z historiami obcych dla niego ludzi. Łącznie z historiami wymyślonych postaci, bo w innym przypadku nie sięgałby po książki o nich opowiadające. Ba, takie książki być może w ogóle by nie powstawały. Po lekturze "Dziedzictwa" utwierdziłam się w przekonaniu, że należę do miłośników tego typu literatury. Literatury, z której groza i napięcie towarzyszące rozwiązywaniu zagadek na tle rodzinnym wypływają z każdej strony, siejąc w umyśle odbiorcy garść podejrzeń, niedowierzania i nadziei na jak najbardziej pozytywne zakończenie. Muszę przyznać, że w czasie czytania moje domysły dotyczące niektórych zdarzeń okazały się trafne, przez co finał książki nie był dla mnie mocno zaskakujący, a szkoda, bo takiego właśnie, po przebrnięciu przez pięćset stron powieści, się spodziewałam.

Nie oznacza to jednak, że zawiodłam się na niej - nic podobnego! Spędziłam z "Dziedzictwem" bardzo przyjemnie czas, z trudem odrywając się od niego, gdy byłam zmuszona to zrobić. Katherine Webb wykonała fantastyczną pracę, powołując swój debiut literacki do życia. Tak, dosłownie do życia, dzięki niesamowitemu realizmowi, do którego zostaje wciągnięty czytelnik, by przeżywać przygody razem z bohaterami. To taka książka, po przeczytaniu której ma się ochotę poszperać w zakamarkach historii własnej rodziny, stworzyć jej drzewo genealogiczne, a nawet przelać ją na papier. Polecam gorąco na nudne popołudnia i wieczory - wyśmienita rozrywka gwarantowana.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Insignis.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

11 komentarzy:

  1. miałam również przyjemność czytać tę książkę i mogę z czystym sumieniem napisać: polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta powieść jest na mojej liście "must read". jak tylko będę miała okazję na pewno się z nią zapoznam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam o Katherine Webb, tym bardziej cieszy mnie Twoja pozytywna recenzja jej książki :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na książkę mam ogromną ochotę od momentu premiery :) Cudnie, że Cię nie zawiodła i miło przy niej spędziłaś czas. Dzięki temu mam nadzieję na podobne emocje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ale czy na pewno chce się poszperać w tej historii? nigdy nie wiesz co wygrzebiesz :P


    To tak żartem, bo sama miałam ochotę pogrzebać w dziejach :P książka mnie bowiem zachwyciła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, już o kilku - niekoniecznie przyjemnych - rzeczach tu i ówdzie usłyszałam, dlatego czasami korci mnie, by przelać jakąś rodzinną historię na papier, choć z całą pewnością wymagałoby to sporo pracy. Szczególnie jedna osoba z mojej rodziny bardzo intryguje, gdyż jej "nietypowa" osobowość miała duży wpływ na losy jej bliskich. A także jedna z babć, której przeszłość wiąże się ze słynnymi Kresami... Ach, tego typu historie wstrząsają mną, a jednocześnie bardzo chciałabym wyciągnąć z nich coś więcej... :).

      Usuń
  6. Bosze, tę książkę przeczytała nawet moja szefowa! Chyba i ja w końcu muszę po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytała w dodatku do gazety codziennej wywiad z autorką i tak w sumie dowiedziałam się o jej powieści. Sam tytuł przyciąga uwagę, treść także jawi się ciekawie, więc z pewnością rozejrzę się za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  8. Brzmi ciekawie i zachęcająco, chętnie po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo chętnie przeczytam tę książkę, szkoda tylko, że zakończenie mało zaskakujące.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...