czwartek, 19 lipca 2012

"Uśmiech niebios" - Ben Bennett

Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 192.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 18.07.2012.
Zakończenie lektury: 18.07.2012.
Moja ocena: 7/10.

Moją uwagę przykuła nie tylko urocza okładka książki, ale też jej intrygujący opis i przede wszystkim sympatyczny tytuł - "Uśmiech niebios", po którym od razu ma się przeczucie, że powieść uraczy nas pogodnym nastrojem. I romantycznym, a jakże! W końcu Ben Bennett w swym niewielkim objętościowo, bo liczącym sobie niecałe dwieście stron, utworze przedstawia, no może niezbyt realną, ale za to niepozbawioną tajemnic i dużej dawki optymizmu historię miłosną. To opowieść nasączona ludzkimi uczuciami pojawiającymi się w obliczu tego, co w życiu nieuniknione - miłości i śmierci. Czytelnik brnie w przemyślenia głównego bohatera, a zarazem narratora, dotyczące sensu istnienia życia bez miłości i poszukiwania szczęścia, przeplatane chińskimi ciasteczkami z wróżbami, które, o dziwo, mają tendencję do spełniania się.

Profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego, Harvey Coleman, jest miłośnikiem i kolekcjonerem tychże wróżb od wielu lat. Jak dotąd, wszystkie spełniały swoją powinność, czyli... sprawdzały się w rzeczywistości. Poza jedną, która głosi "Kiedy znów spadnie śnieg, spotkasz swoją wielką miłość". Harvey wie, że ta przepowiednia nie spełni się z dwóch oczywistych powodów - dwadzieścia lat wcześniej spotkał już wielką miłość, a następnie w bolesny sposób bezpowrotnie ją utracił, ponadto w Los Angeles prawie nigdy nie pada śnieg, a tutaj właśnie przyszło mu mieszkać. W Wigilię Bożego Narodzenia staje się jednak cud, gdy płatki białego puchu zaskakują mieszkańców ciepłej Kalifornii. Dla Colemana, usilnie wierzącego w chińskie wróżby, jest to wielki szok. Ale to jeszcze nic w porównaniu ze spotkaniem tajemniczej osoby, jakie go czeka... Dwudziestoletnia Hannah, nieznajoma kelnerka, nagle okaże się być tak bardzo znajoma, a zarazem uderzająco podobna do zmarłej Liv, przez co dotychczasowe pogrążone w bezradności życie mężczyzny wywróci się do góry nogami. Kim jest Hannah? Czy coś jeszcze, oprócz urody, łączy ją z Liv? Czy Harvey zdoła na nowo odnaleźć szczęście, a może nawet miłość? Czy będzie to w ogóle możliwe?

Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szybko przeczytałam jakąkolwiek książkę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż "Uśmiech niebios" liczy tylko prawie dwieście stron, ale również przyjemny język autora i szybkie tempo fabuły sprawiły, że lektura tej powieści upłynęła mi po zaledwie dwóch godzinach późnego wieczora. Utwór nie nudzi, jest dokładnie taki, jak go sobie wcześniej wyobrażałam - lekki, pozytywny, z odrobiną dobrego humoru i gdzieniegdzie wzruszający. Ot, taka sympatyczna i intrygująca historia o niespotykanej miłości, a w tego typu historiach lubię od czasu do czasu się zagłębić.

Początkowo książka Bennetta nie tryska optymizmem z tego względu, iż autor przytacza przeszłość głównego bohatera, czyli okoliczności śmierci jego dziewczyny Liv, a także jego dalsze życie, a właściwie bezsensowny i beznadziejny byt, który nie wnosi do świata nic nowego i od którego nic nie zależy. Jednym słowem, Harvey załamał się totalnie, nie dając sobie szansy na normalne życie i choć spróbowanie poszukiwania na nowo szczęścia i radości. Gwałtowna zmiana dokonuje się w nim dopiero po dwudziestu latach, kiedy na jego drodze staje Hannach, będąca niemal odzwierciedleniem Liv. I tutaj od razu rodzi się pytanie - co łączy obie kobiety? Muszę przyznać, że przez resztę fabuły zachodziłam w głowę, zastanawiając się, w jaki sposób zakończy się "Uśmiech niebios". Moja wyobraźnia nie znała w tym przypadku granic i wysuwałam rozmaite koncepcje, począwszy od schizofrenii, życia pozagrobowego i reinkarnacji, przez pokrewieństwo, aż po tajemnicze intrygi rodzinne i inne, które ostatecznie wykazałyby, że Liv wcale nie umarła. Poważnie, łapałam się wszelkich możliwych motywów, w końcu jestem też miłośniczką thrillerów i kryminałów.

W efekcie książka i tak trochę mnie zaskoczyła. Nie rozczarowała mnie, choć była przykrótka, przez co czasami akcja toczyła się zbyt szybko i pewnie. Bennett zaserwował czytelnikowi niesamowitą, troszkę magiczną opowieść o bezgranicznej miłości, tęsknocie, o poszukiwaniu prawdy o nas samych i drogi do prawdziwego szczęścia. Życie czasem może dać człowiekowi w kość. Nawet dość mocno i brutalnie. Ale to nie znaczy, że los już nigdy się do niego nie uśmiechnie. Dlatego warto wierzyć w ten uśmiech, warto mieć nadzieję i nie tracić optymizmu w nawet najbardziej przygnębiających i smutnych sytuacjach. Być może brzmi to banalnie... A jeśli coś w tym jest? Może nasze wielkie plany i marzenia od razu nie znajdą odzwierciedlenia w rzeczywistości, ale czy nie lepiej będzie nam o nie walczyć, jeśli zachowamy trzeźwość umysły i choć krztę nadziei na lepsze jutro? Życie jest pełne niespodzianek, zarówno tych przyjemnych, jak i nieprzyjemnych, ale póki może, toczy się dalej, więc toczmy się i my wraz z nim, a nie obok niego.

"Uśmiech niebios" Bena Bennetta spodobał mi się już od pierwszej strony. Mimo że całość przypomina lekką i ładną wręcz bajkę, nie przeszkadza mi to zupełnie, wręcz przeciwnie, utwierdza mnie w przekonaniu, iż od czasu do czasu warto sięgać po tego typu utwory, by choć na chwilę oderwać się od codzienności, zatracić w marzeniach i trochę głębiej pomyśleć o kruchości ludzkiego istnienia. Podsumowując, spędzić przyjemnie czas. Polecam miłośnikom romantycznych i niecodziennych historii miłosnych, niewielkich objętościowo książeczek, ale tez nie tylko.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.

12 komentarzy:

  1. ciekawie się zapowiada.
    I do tego recenzja zachęca, dlatego jak znajdę to chętnie sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. tytuł mam na oku :)
    więc pewnie sięgnę po książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. czytałam - mnie tez się podobała, jest mądra i ciepła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pogardziłabym tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie dla mnie. Sporo mam podobnych książek na liście, więc nie będę przesadzać z kolejną:/

    OdpowiedzUsuń
  6. Lato to idealna pora na tego typu książki i mam nieodparte wrażenie, że prędzej czy później będę musiała ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I teraz pluję sobie w brodę, że mając okazję nie wybrałam właśnie tej książki do recenzji. No nic, przy najbliższej wizycie w księgarni rozejrzę się za tą książką gdyż zapowiada się bardzo ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja odczuwam trochę niechęć do takich właśnie "słodkich bajek", ale czasami takie lektury są naprawdę przyjemne i potrzebne - temu nie zaprzeczę. Jak będę miała jakieś chwile zwątpienia, to wtedy sięgnę po tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak już wspominałam na którymś blogu,okładka książki przypomina mi okladkę powieści "Z tęsknoty za Judy" :)
    A książka w sam raz dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. "Uśmiech niebios" wydaje się ciepłą i lekką lekturą, idealną na wakacyjne popołudnie... :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Sięgając po tę książkę liczyłam na coś lekkiego i przyjemnego, no i na szczęście się nie zawiodłam ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...