wtorek, 29 lipca 2014

"Stłumione głosy" - Ann Cleeves

Tytuł oryginału: "Silent Voices".
Tłumacz: Ewa Kowalska.
Wydawnictwo: Amber, 2014.
Liczba stron: 320.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 10.07.2014.
Zakończenie lektury: 12.07.2014.
Moja ocena: 7/10.

Ann Cleeves to brytyjska pisarka mająca na koncie ponad dwadzieścia powieści, które są wydawane w wielu krajach na całym świecie. Za "Czerń kruka" została uhonorowana w 2006 roku nagrodą Duncana Lawrie Daggera, a rok później - szwedzką nagrodą Martina Becka. Po jej utwory często sięgają producenci filmów i seriali. Serial "Vera" od prawie trzech lat cieszy się dużą popularnością wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii i nie tylko.

W "Stłumionych głosach", czwartej części serii o Verze, czytelnik poznaje główną bohaterkę od nieco innej strony. Vera bowiem, miłośniczka piwa i niezdrowego jedzenia, na polecenie lekarki, musi zacząć dbać o swoje zdrowie, a co za tym idzie, kondycję. Dla twardej i porywczej kobiety jest to co najmniej niepotrzebne i krępujące, ale ostatecznie decyduje się ona zapisać do klubu fitness, oczywiście położonego jak najdalej od komendy policji, po której kręcą się przecież jej współpracownicy. Wszystko to samo w sobie wydaje się komiczne, a co dopiero wyobrażanie sobie inspektor Stanhope pływającej w basenie, więc gdy w odcinku serialu poświęconym tej właśnie powieści zobaczyłam rażącą nieporadność Very jako pływaczki, miałam niezły ubaw. Pewnego dnia, chcąc skorzystać z sauny w wyżej wspomnianym klubie, policjantka natyka się na martwą kobietę. "Kobieta została zamordowana. Miała wybroczyny na białkach oczu i siniaki na szyi. Vera wiedziała, że to podłe, ale cichy głosik w jej głowie krzyknął z radości. Zawahała się przez chwilę. Ostatnia rzecz, jakiej chciała, to wywołać ogólną panikę. Nie była też gotowa powitać ratowników medycznych i kolegów w swoim czarnym kostiumie kąpielowym, w którym wyglądała jak mały balon zaporowy. Najpierw musiała się ubrać"*. Rozpoczyna się nowe dochodzenie. Stanhope jest zachwycona, gdyż zdążyła się już stęsknić za pracą w terenie polegającą na szukaniu zabójcy. Tym razem wkracza w świat rodzin i więzi łączących dzieci z rodzicami. Świat tajemnic, zdrad i zakazanych miłości.

Taka właśnie tematyka - rodzinna z problemami wychowawczymi, adopcjami i zdradami włącznie - sprawiła, że zainteresowałam się tym utworem Cleeves nieco bardziej, niż poprzednimi częściami cyklu. Byłam pewna, że nie zabraknie w nim sekretów, zgonów i nieszczęśliwych wypadków z udziałem dzieci, zaskakujących wątków związanych z zatajonym pokrewieństwem bohaterów i przykrych wydarzeń z przeszłości, o których nie sposób zapomnieć. Za sprawą śmierci czterdziestojednoletniej Jenny Lister, kierowniczki miejscowego ośrodka opieki społecznej, pod detektywistyczne skrzydła Very trafiają takie osoby, jak osiemnastoletnia córka zamordowanej, Hannah, jej narzeczony, Simon Eliot, matka chłopaka, typowa snobka, Veronica, była pracownica społeczna, Connie, oraz kilkoro pracowników klubu fitness, którego akcja z jakiegoś powodu nie chce opuścić. Tak jak Barnard Bridge i doliny Tyne w Northumberland, do którego, tak swoją drogą, mam już słabość.

Dochodzenie Very, na które głównie składają się skrupulatne przesłuchania i snucie przez policję rozmaitych, nawet tych najbardziej szalonych teorii na temat ukrywającego się w okolicy przestępcy, toczy się dość spokojnie i leniwie, czego nie da się napisać o samej pani inspektor, która gdyby mogła i posiadała niezawodną intuicję, zakończyłaby je - oczywiście z pozytywnym skutkiem - w przeciągu godziny. "Morderstwa tak na nią działały; była pełna energii, ożywiona jak ci emeryci, których [Joe] przesłuchiwał całe popołudnie. Kiedyś, po zbyt wielu kieliszkach famous grouse, powiedziała, że właśnie po to została zesłana na ziemię"**. Postaci Stanhope nie potrafię nie lubić, mimo iż jej impulsywność, nerwowość i brak cierpliwości często dają się we znaki. Bywa oschła, opryskliwa, wymagająca, ale i litościwa. Nieczęsto można usłyszeć z jej ust pochwałę czy miłe słowo - już prędzej sarkastyczny żarcik - ale zdolność rozumienia i akceptacji drugiego człowieka nie jest jej obca. Wychowana przez ojca, który nie okazał jej tyle miłości, ile powinien, po prostu nie lubi obnosić się ze swymi uczuciami i jawnie kogoś lubić. Doskonale jest to widoczne w serialu. Mam wrażenie, że jego twórcy zadbali o odrobinę łagodniejszy wizerunek Very, ale i tak nie zmieniłabym w nim ani jednej - nawet najmniej istotnej - cechy. Brenda Blethyn wpasowała się w rolę idealnie i jej naturalna gra - niepozbawiona zarówno tych niewiarygodnie irytujących, jak i chwytających za serce zachowań - zachwyca mnie za każdym razem, gdy aktorka pojawia się na ekranie. Mimo że odcinek odpowiadający "Stłumionym głosom" delikatnie zahaczał o nudę, w dalszym ciągu polecam serial "Vera" jako doskonałe uzupełnienie wiadomości o głównych bohaterach serii o tym samym tytule. Ponadto miłośnicy bezkrwawych, małomiasteczkowych kryminałów oraz Wielkiej Brytanii znajdą w nim kawał dobrego brytyjskiego klimatu i zapierające dech w piersiach zdjęcia północnej Anglii, krainy zielonych wzgórz, urwisk i potoków, otoczonej rozległymi plażami i zimnym morzem.

Ale nie samą Verą powieści Cleeves żyją. Jest jeszcze przecież sierżant Joe Ashworth, jej podwładny, któremu ciężka praca ciągle zabiera czas, jaki mógłby poświęcić żonie i dzieciom, ale mimo to lubi bycie policjantem, z każdym kolejnym śledztwem zaczyna nawet coraz bardziej rywalizować ze swoją przełożoną i pragnie się wykazać, by nie być do końca życia chłopcem na posyłki. Jest inteligentny, ale ma zbyt miękkie serce, w wyniku czego zdarza mu się błędnie zinterpretować zachowania poszczególnych postaci - ofiar czy podejrzanych. Co mnie zdziwiło, to fakt, iż w "Stłumionych głosach" pojawiły się dwie różne wersje jego nazwiska - na skrzydełku okładki mamy Ashforda, z kolei gdzieś dalej, w tekście głównym, Ashfortha. Ale to praktycznie jedyne większe błędy wynikające z niedokładnej korekty, bo ta - jak na wydawnictwo Amber - wypada tutaj bardzo dobrze. Wracając do głównych bohaterów - uważam, że zostali oni nakreśleni w ciekawy sposób. Czytelnik ma świadomość tego, co dokładnie w danej chwili czują, co zaprząta ich myśli, czego pragną bądź za czym tęsknią. Są prawdziwi, z krwi i kości, z wachlarzem emocji, nie wycackane czy wychuchane. Reszta postaci przewijających się przez książkę - a jest ich sporo - również cechuje naturalność, bo nieobce jej są ludzkie słabości, pokusy, podejmowanie niewłaściwych decyzji i obieranie złych dróg życiowych. Ktoś kradnie, kogoś szantażuje, ktoś inny znowu notorycznie kłamie, kogoś chroni, komuś zazdrości, a jeszcze inny zdradza bądź czyni zło najgorsze z możliwych, czyli zabija. Jak to już u Cleeves bywa, jej bohaterowie są pełni sprzecznych uczuć, doświadczeni przez los, obdarzeni negatywnymi emocjami, przez co roztaczają wokół siebie atmosferę ponurą i niepokojącą.

Lektura "Stłumionych głosów" minęła mi szybko i czas, jaki na nią poświęciłam, zaliczam do dobrze wykorzystanego. Nietuzinkowe śledztwo, wydarzenia płynnie przechodzące z jednego do drugiego, ciągnące za sobą nieobliczalność, obłęd i strach bohaterów, to mocne strony kryminału Ann Cleeves, moim zdaniem jednego z lepszych z cyklu o Verze. Przygodę z tą nadzwyczajną panią detektyw będę więc jak najbardziej kontynuować i już cieszę się na wydanie kolejnego tomu serii - "Szklany pokój" już za tydzień w księgarniach!

*s.11
**s.63

3 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...