Tłumacz: Maria Smulewska.
Wydawnictwo: Rebis, 2014.
Liczba stron: 344.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 23.06.2014.
Zakończenie lektury: 29.06.2014.
Moja ocena: 7/10.
Emmy Laybourne to amerykańska pisarka i scenarzystka. Studia z zakresu scenopisarstwa na Uniwersytecie Kalifornijskim ukończyła w 2006 roku. Laureatka Eleanor Perry Award i była aktorka, dla której niewielkie role znalazły się w takich filmach, jak "Supergwiazda", "Numer stulecia, "Teściowie", i serialach "Apt. 2F", "Running with Scissors" czy "DAG". "Monument 14" z kolei to początek jej przygody z pisaniem powieści. Czy udany? Przede wszystkim warto zauważyć, że autorka wpasowała się w obecne trendy panujące w literaturze. Stworzyła bowiem historię o młodzieży, a więc przeznaczoną głównie dla młodzieży właśnie, w klimacie postapokaliptycznym. Historię, w której młodzi bohaterowie stają nagle w obliczu katastrofy, niebezpieczeństwa powodującego odseparowanie ich od innych ludzi, rodzinnych domów, a nawet miast. Tego typu schemat można odnaleźć w takich popularnych seriach, jak "Gone. Zniknęli" Michaela Granta i "Jutro" Johna Marsdena. Czy książki Laybourne - "Odcięci od świata" są pierwszą z nich - które zostały pozytywnie odebrane przez zagranicznych czytelników, zyskają również polskich fanów? Mam nadzieję, że tak.
Kolorado, rok 2024. Dzień jak co dzień. Poranek. Dzieciaki wybierają się do szkół, ale tym razem nie jest im dane bezpiecznie do nich dotrzeć. W wyniku potężnego gradobicia wypadkowi ulega autobus wiozący licealistów. Z kilkanaściorga przeżywa tylko sześcioro. Dzięki pomocy kierowcy innego autobusu, zapełnionego gimnazjalistami i dziećmi uczęszczającymi do szkoły podstawowej, udaje im się schronić w hipermarkecie Greenway. Późniejsze okoliczności - odejście dorosłego opiekuna oraz poznanie wiadomości o ogromnym tsunami atakującym Stany Zjednoczone i niebezpiecznym wycieku chemicznym z pewnego zakładu - sprawiają, że Dean Grieder, Jake (przystojniak, gwiazda futbolu), Brayden (żądny sensacji, lekkomyślny i porywczy kolega Jake'a), Niko (milczek zwany Dzielnym Myśliwym), Josie (ranna w głowę zamyka się w sobie) i Astrid (dziewczyna marzeń Deana) zostają uwięzieni w sklepie wraz z kilkorgiem młodszych dzieci, którymi muszą się zaopiekować. Pytanie - na jak długo? Czy sobie poradzą? Czy zmiany, jakie czekają po tych licznych nieszczęściach świat zewnętrzny, okażą się drastyczne?
Prawdę pisząc, na temat tego, jak wygląda Kolorado po kataklizmie, Laybourne często się nie wypowiada. Poza faktem, że tajemniczy wyciek chemikaliów wpływa na ludzi z różnym skutkiem (począwszy od zagrożenia bezpłodnością, przez wypryski na skórze, aż po ataki zwierzęcej furii), a gradobicie czy trzęsienie ziemi spowodowały mnóstwo szkód materialnych, czytelnik nie wie zbyt wiele. Powodem tego jest skupienie się pisarki na grupce ocalałych i przekazanie pierwszoosobowej narracji Deanowi, który tkwiąc w markecie zamkniętym na cztery spusty, ma nikłe pojęcie o tym, co dzieje się na zewnątrz. Logiczne, prawda? Jest on jednak wnikliwym obserwatorem, prowadzi też dziennik, więc odbiorca jego słów ma okazję przyjrzeć się poczynaniom chłopaka i jego znajomych z bliska. Będąc niczym ukryty podglądacz w samym centrum supermarketu. Dean to niezbyt popularny licealista, w dodatku nieszczęśliwie zakochany, więc styl pisarski, jakim się posługuje, jest zwięzły i konkretny, banalny, typowo młodzieżowy; nie brakuje w nim licznych dialogów (zapewne dały się tutaj we znaki scenopisarskie zapędy Laybourne) oraz osobistych uwag i komentarzy do sytuacji, które chłopaka zachwycają, irytują bądź po prostu wkurzają.
Do bohaterów - a jest ich niemało - można przywyknąć, chociaż jeśli chodzi o ich zapamiętanie, dopasowanie imion do postaci, w przypadku dzieci z podstawówki nie zawsze w mig łapałam, kto jest kim. Przez to też tym małym bohaterom przypięłam łatkę drugoplanowych, mało ważnych, choć może niesprawiedliwie, bo mimo nieustającego marudzenia związanego z prośbą o powrót do domu te malce potrafiły się przydać do wielu rzeczy i wykonać kawał dobrej roboty podczas realizacji powierzonych im przez starszaków zadań. Najmilej wspominam Maxa - za każdym razem, kiedy snuł króciutkie opowieści dotyczące wydarzeń, jakich był świadkiem w swym dotychczasowym życiu, jego szczerość i niewinność powalały mnie na łopatki.
Jest duży kontrast pomiędzy tym, co zaprząta umysły dzieci małych i nastoletnich. Do tych pierwszych nie dociera jeszcze powaga i tragizm wydarzeń, w centrum których się znajdują. U tych drugich z kolei, przy wyobraźni pracującej na wysokich obrotach, budzi się instynkt przetrwania. Wiadomo, wiek odgrywa tutaj najważniejszą rolę, ale tak naprawdę w sytuacji realnego zagrożenia może on stracić znaczenie. Okazuje się bowiem, że będąc odciętym od świata, licealista ma prawo do słabości, zachować się "niestosownie" do wieku i zapłakać, zatęsknić za rodziną, która nawet nie wiadomo, czy nadal żyje. Ma też prawo radzić sobie z tą niecodzienną sytuacją poprzez zapomnienie i oddawanie się rozrywkom (co do pewnego czasu szczególnie kręci Jake'a i Braydena). W Greenway'u niejednokrotnie dochodzi więc do spięć, kłótni, a nawet bójek, mających jednak swoje dobre strony, jak chociażby tę, która uświadamia młodym ludziom, że mają tylko siebie i powinni nawzajem o siebie dbać. Miłosne rozterki i kompleksy, czyli typowe problemy współczesnej młodzieży (według autorki i za dziesięć lat się one nie zmienią), przeplatają się z poważnymi obowiązkami, takimi jak zabawianie najmłodszych podopiecznych, gotowanie, organizacja "mieszkań" i racjonalne korzystanie z dóbr marketu. Przyjemnie było śledzić - wprawdzie tylko kilkunastodniowe, ale zawsze - losy Deana i pozostałych, którzy z dnia na dzień musieli dorosnąć i pośród absurdów zorganizować sobie nowe życie.
Pozytywnie zaskoczyło mnie wydanie powieści - przyciągająca wzrok okładka, oznaczenia dni akcji na każdej stronie plus dwustronicowy (rozkładany!) plan budynku Greenway, wyrastający gdzieś spomiędzy treści. Treści ciekawej, pomysłowej, zahaczającej o surrealizm i niepozbawionej napięcia. Poszczególne rozdziały są krótkie, akcja na przemian dynamiczna i mniej szalona, ale lektura "Monumentu 14. Odciętych od świata" i tak mija w mgnieniu oka. Niepokojące wypadki pod koniec książki i jej interesujący finał sprawiły, że stała się ona jeszcze bardziej intrygująca, krzycząca wręcz, że żarty się skończyły, i, rzecz jasna, zachęcająca do natychmiastowego sięgnięcia po kolejny utwór Emmy Laybourne. Polskie wydanie "Nieba w ogniu" już niedługo!
Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Rebis.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Ciekawi mnie ta książka bardzo, chociaż obstawiam, że pod pewnymi względami będzie podobna do serii Gone, w której też dzieciaki musiały sobie organizować życie w skrajnie niesprzyjających i dramatycznych okolicznościach. W "Gone" pojawiły się mutacje zmieniające ludzi, tutaj natomiast jest wyciek chemikaliów. Ale mimo tego zaintrygowała mnie ta historia i postaram się ją poznać :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już sporo recenzji tej książki i jeszcze nie spotkałam się z negatywną. Ciekawa jestem tego tytułu i na pewno w końcu sama po niego sięgnę :)
OdpowiedzUsuń