Liczba stron: 240.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 29.06.2014.
Zakończenie lektury: 30.06.2014.
Moja ocena: 4/10.
Leszek Szymowski to urodzony w 1981 roku polski dziennikarz śledczy i fotograf. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Pisywał m.in. dla "Gazety Polskiej", "Wprost", "Angory" i "Warszawskiej Gazety", współpracował z TVP przy programach śledczych "Misja Specjalna" i "30 minut extra". Interesował się takimi osobami, jak ksiądz Jerzy Popiełuszko, detektyw Krzysztof Rutkowski, Krzysztof Olewnik, Marek Papała, a od 2010 roku przygląda się katastrofie smoleńskiej. Jest autorem takich książek, jak "Zamach w Smoleńsku", "Media wobec bezpieki", "Imperium marnotrawstwa", "Agenci SB kontra Jan Paweł II", "Zabić komendanta" i "Oszust matrymonialny".
Do napisania tej ostatniej przyczyniło się przypadkowe poznanie jej głównego bohatera, a także narratora. Tak, powieść ta jest oparta na faktach i przedstawia losy mężczyzny, który w latach 2002-2010 uwiódł mnóstwo kobiet, po czym oszukał je, okradając z dużych sum pieniędzy. Imiona i nazwiska postaci przewijających się przez książkę zostały zmienione. Tytułowy oszust to Kamil Ciepliński. Szymowski natknął się na niego w zakładzie karnym, do którego przychodził na rozmowy z pewnym bandytą z gangu mokotowskiego. Historia Cieplińskiego zainteresowała go do tego stopnia, że postanowił uczynić ją powieścią. Można w niej znaleźć elementy typowe dla biografii i kryminału, a więc czytelnik może potraktować ją jako niewymagającą - czasami irytującą, czasami zabawną - lekturę albo wręcz przeciwnie - jako utwór ostrzegający przed ludźmi, do jakich należał Kamil zanim dobrała się do niego policja. Kobiety, miejcie się na baczności! Ładna buźka faceta i jego dobre maniery nie zawsze są wystarczającym powodem do zaufania i stworzenia z nim idealnego związku. Pożyczanie drugiej osobie sporej ilości pieniędzy po zaledwie trzymiesięcznej znajomości - choćby nie wiem jak bardzo udanej - z całą pewnością nie jest rozsądnym posunięciem. A o takich i podobnych przypadkach traktuje "Oszust matrymonialny", utwór z leniwym, chciwym, wygadanym i na swój sposób inteligentnym Cieplińskim w roli głównej i niepozostającymi bez winy, pragnącymi miłości, a co za tym idzie, naiwnymi przedstawicielkami płci pięknej w rolach drugoplanowych.
Będąc dwudziestokilkulatkiem, Kamil miał tego pecha szczęśliwie - jak sądził - zakochać się w Agnieszce i poślubić ją. Jednak zaraz po zawarciu małżeństwa wyszła na jaw prawdziwa natura dziewczyny, która, co tu dużo pisać, za najważniejszy cel swego życia obrała sobie karierę i zupełnie nie interesowało jej to, że poświęcając się pracy, zaniedbywała męża, praktycznie szybko się nim znudziła. Rozstanie z Agnieszką nastąpiło w nieprzyjemnych okolicznościach, dla Kamila było fatalne w skutkach i zapoczątkowało jego awersję do trwałych związków. Wiążąc się jakiś czas później z kolejną kobietą, Kasią, Ciepliński wpadł już na pewien pomysł, który miał mu pomóc stanąć na nogi po rozwodzie, a więc, co chyba najistotniejsze, wzbogacić się. Posmakowanie zwycięstwa nad płcią przeciwną i łatwego zarobku przyczyniło się do kontynuowania miłosnych podbojów - poszukiwania na internetowych portalach randkowych odpowiednio urodziwych i zamożnych pań, a następnie długotrwałego flirtowania podszytego kłamstwami - zakończonych zdobyciem przez uwiedzione kobiety statusu ofiary.
Historia tytułowego oszusta jest ciekawa sama w sobie - iście sensacyjna, przerażająca, momentami aż niewiarygodna. Odbiorca ma okazję poznać osobiste pobudki narratora i kulisy jego "pracy", o których nie dowiedziałby się z telewizyjnych wiadomości czy artykułu internetowego. Książka Szymowskiego zapowiadała się naprawdę intrygująco, ale mniej więcej w połowie zaczęła tracić na wartości i przynudzać, w wyniku czego zastanawiałam się, czy owe "przygody" Cieplińskiego były dobrym materiałem na powieść, czy może lepszym rozwiązaniem byłoby wspomnienie o nich właśnie w telewizji albo jakiejś gazecie. Moje wątpliwości nie narodziły się bez powodu. Fabuła, mimo że przyciągająca uwagę, dzięki kulejącemu z każdą kolejną stroną stylowi pisarskiemu zaczęła irytować i zniechęcać mnie do dalszej lektury. Prosty język stał się jeszcze bardziej uproszczony, pełen powtórzeń i podobnie sformułowanych zdań ("Zostałem współwłaścicielem eleganckiego hotelu. Drugim współwłaścicielem został emerytowany Niemiec, który na mocy porozumienia między nami został dyrektorem hotelu. Obaj zaciągnęliśmy kredyt, który miał być spłacany z pieniędzy zarobionych przez nasz hotel"*). Wszelkie zabiegi i zamiary głównego bohatera względem kobiet wyglądały podobnie, ale nie przeszkodziło mu to w opisywaniu ich praktycznie tak samo za każdym razem. A autor niczego nie pominął, nie zadbał o to, żeby tę historię urozmaicić bogatszym słownictwem, ożywić czy uporządkować chaotyczne wypowiedzi Kamila, które często wyglądały mniej więcej tak: "Moją korespondencję przerywały co chwila SMS-y. Anita pisała, że nie może już się doczekać spotkania ze mną. Zaproponowałem jej randkę kolejnego dnia. Z Ewą nie mogłem się spotkać przed weekendem, więc z Anitą mogłem się spokojnie umówić. Umówiłem się też z Grażyną na rozmowę na chacie internetowym na następny dzień. Wszystko kręciło się coraz lepiej. Jedną zakochaną we mnie panienkę właśnie przekręciłem na kasę, a w kolejce ustawiały się trzy następne"**. Odniosłam wrażenie, że pisarz nagrał opowieść więźnia, a następnie przepisał ją bez kombinacji i poprawek, które by się przydały. Im bliżej końca, tym Ciepliński jakby nie mógł się doczekać dobrnięcia do finału, nie dbając o przyzwoity styl wypowiedzi, wyrażając się pospiesznie i byle jak, a Szymowski wszystko to w swej książce uwiecznił.
Sięgając po "Oszusta matrymonialnego", trzeba uzbroić się w potężną dawkę cierpliwości. Po pierwsze dlatego, że we znaki dają się niezliczone błędy w tekście, począwszy od składniowych, przez ortograficzne, po interpunkcyjne. Przykłady: "W pozwie zawartych było sporo argumentów o tym, jaki to ze mnie zły i paskudny człowiek ze mnie"***, "popołudniu", literówki oraz denerwujące i niekończące się braki znaków zapytania w dialogach, braki przecinków, a gdzieniegdzie nawet spacji. Ponadto narrator nie zwraca uwagi na to, w jaki sposób w danym momencie się wypowiada - bywa bowiem, że przybiera postać przyjemnego dla oka czy ucha gawędziarza, innym razem posługuje się językiem potocznym (nazywając panią sędzię sędziną, dziewczyny - laskami), a jeszcze innym wysławia się niczym poeta ("spojrzyj na siebie"). Po drugie - ze względu na samego Kamila Cieplińskiego, który osobą godną sympatii i podziwu nie jest, wiadomo. Ale jemu cierpliwości, sprytu i umiejętności opowiadania bajek odmówić nie można. Kobiety traktował jako źródło szybkiego zarobienia dużej kasy (jego jedno oszustwo było warte kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy złotych), a wypowiadał się na ich temat w następujący sposób: "Kiedy jeszcze spotykałem się z Ewą, zalogowałem się ponownie na kilku portalach i zacząłem znowu pisać do lasek. Tym razem miałem już ściśle określony profil kandydatki, której szukam. Chciałem, aby miała trochę więcej niż 30 lat, aby wyglądała na tyle ładnie, żebym nie wstydził się z nią pokazać, oczywiście żeby cierpiała na długotrwały brak faceta, no i żeby dawała możliwości zarobienia jakiejś kasy. Marzyłem o kobiecie z pozycją"****. Czytając o jego podbojach, nie mogłam nadziwić się sile jego perswazji oraz jego naiwnym (dojrzałym!) ofiarom, którym na widok otrzymanych kwiatów i po usłyszeniu komplementów w stylu "piękna księżniczko", "moja królowo", "boginko" miękły nogi, serca i przy okazji mózgi. Owszem, od czasu do czasu było mi żal tych omamionych i oszukanych kobiet - pragnęły przecież być kochane przez wyjątkowego mężczyznę i wydawało im się, że Ciepliński był w stanie im tę miłość ofiarować. Zaślepione nią, nie zawsze, niestety, postępowały rozważnie. Szymowski włączył do swej powieści kilka mailowych i listownych wiadomości od poszkodowanych kobiet, do których udało mu się dotrzeć, gdy badał wiarygodność działalności Kamila, ale nie wniosły one nic konkretnego poza potwierdzeniem, że ofiary nie chcą mieć już nigdy do czynienia z oszustem i zastrzeżeniem o nieujawnianiu w książce ich prawdziwych danych osobowych. Brakuje więc w niej innego - tego kobiecego spojrzenia na całą tę sprawę. Na pewno nadałoby ono powieści ciekawszego i dramatycznego charakteru.
"Oszusta matrymonialnego" czytało mi się dobrze, ale do czasu. Z wyżej wymienionych powodów mniej więcej od połowy książki nie mogłam się doczekać jej zakończenia, które okazało się wręcz spektakularne - nie dość, że mnie zaskoczyło, to na dodatek (oj, chyba jestem złośliwa) rozbawiło. Leszek Szymowski uraczył nas opowieścią o młodym mężczyźnie, który postanowił pójść na łatwiznę i żyć czyimś kosztem. Mężczyźnie, który w ciągu ośmiu lat doprowadził do rozpaczy kilka kobiet, ukradł mnóstwo pieniędzy, a następnie - poprzez chciwość i nieuwagę - stracił wszystko, co do grosza, nawet... Tego już nie zdradzę. Fabułę można streścić w paru zdaniach, więc jeśli ktoś nie zamierza brnąć w ten niezbyt apetycznie wyglądający (pod względem technicznym i stylistycznym) tekst, proszę o wiadomość, wówczas chętnie napiszę, jak życie tego warszawskiego uwodziciela wyglądało.
*s.170
**s.95
***s.26
****s.126
O takich oszustach to ja dokumenty oglądałam. Mam wrażenie, że lekka naiwność kobiet i znalezienie miłości na siłę trochę doprowadza do takich sytuacji. Nie wiem czy sięgnę po książkę, mam wrażenie, że ten temat wyczerpał mi się w telewizyjnych dokumentach i nie wiem czy chciałabym jeszcze o tym czytać.
OdpowiedzUsuńSzkoda ze książka jest tak słaba. Mimo tego pewnie po nią sięgnę skoro mam ja w domu.
OdpowiedzUsuńNie ciągnęło mnie do niej, choć mam na półce, a teraz widzę, że intuicja mnie nie zawiodła
OdpowiedzUsuńWidzę, że dorzucony gratis od fanbooka, nie jest pozycją godną przeczytania, ale w jakiś zły dzień postaram się sama o tym przekonać ;) chociaż, fakt, błędy potrafią znacznie zniszczyć odebranie książki
OdpowiedzUsuńKsiążka niby ciekawa, ale odpuszczę sobie...
OdpowiedzUsuńSuper tematyka. Ciekawa i dosyć trudna. Widzę, że książka wydana w zeszłym roku, a ja nawet o niej nie słyszałam. Moja ignorancja, czy żadne media się do niej nie odnosiły? Myślałam, że to dosyć lotny temat.
OdpowiedzUsuń