sobota, 30 czerwca 2012

"Jeszcze się spotkamy" - Marc Levy

Wydawnictwo: Albatros, 2007.
Liczba stron: 262.
Rozpoczęcie lektury: 28.06.2012.
Zakończenie lektury: 29.06.2012.
Moja ocena: 7/10.

Marc Levy to francuski powieściopisarz, autor kilkunastu książek cieszących się dużym uznaniem czytelników. Popularność zyskał dzięki pierwszej z nich, "Jak w niebie", która (przetłumaczona na wiele języków) sprzedała się w nakładzie ponad trzech milionów egzemplarzy i która kilka lat później doczekała się ekranizacji.

Utwór "Jeszcze się spotkamy" jest kontynuacją powyższej opowiadającą o dalszych losach Lauren i Arthura, których połączyła niespotykana, magiczna wręcz miłość. Z racji tego, iż część pierwszą czytałam kilka miesięcy temu, muszę przyznać, że nie pamiętałam zbyt dokładnie jej fabuły, na szczęście w "Jeszcze się spotkamy" autor zadbał o to, by w delikatny sposób przypomnieć czytelnikowi wszystko to, co działo się wcześniej, nawiązując tam, gdzie trzeba do wydarzeń z niedalekiej przeszłości głównych bohaterów.

Drogi Lauren i Arthura rozeszły się po tym, jak kobieta wybudziła się ze śpiączki, nie pamiętając niczego, w czym brała udział, będąc w jej stanie. Załamany Arthur, który spędził w towarzystwie jej "ducha" niewiarygodnie miło czas, wyjeżdża do Paryża, by zapomnieć o nieszczęśliwej miłości. Po powrocie do Kalifornii ma zamiar nadal kontynuować swoją "misję", ale nie będzie to takie proste. Świadomość tego, że w tym samym mieście mieszka Lauren, zaostrza się jeszcze bardziej, gdy Arthur ulega pozornie niegroźnemu wypadkowi i trafia do szpitala - jak na ironię pod skrzydła miłości jego życia. Natomiast Lauren próbuje dowiedzieć się czegoś więcej na temat swojej śpiączki i tajemniczego mężczyzny, który w momencie jej przebudzenia tkwił przy jej łóżku, trzymając ją za rękę. Niestety ani jej szef, szanowany chirurg, ani jej własna matka nie zamierzają wyjawić jej prawdy, bo przecież... kryje się za nią zdecydowanie coś więcej. Coś, co mogłoby na zawsze przekreślić pozytywne stosunki panujące między tym trojgiem bohaterów...

Pierwsze kilkanaście stron powieści nie zachwyciło mnie, trochę przynudzając monotonnym przebiegiem akcji. Później jednak akcja nabrała tempa i zaczęła coraz bardziej wciągać, przez co odniosłam wrażenie, że "Jeszcze się spotkamy" czytało mi się lepiej aniżeli "Jak w niebie". Levy nie zrezygnował ze swobodnego języka i poczucia humoru, dzięki czemu jego powieść czyta się sprawnie i przyjemnie. Nie brakuje w niej też fragmentów wzruszających i przyprawiających czytelnika o dreszcze wynikające z intrygującego obrotu zdarzeń. Bohaterów da się polubić, choć może nie wszystkich, bo każdy z nich ma swoją historię, swoje plany i tajemnice. Tak naprawdę do samego końca nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać, gdyż ich zachowania często zaskakują. Moją ulubioną postacią tej książki jest zdecydowanie Paul, najbliższy przyjaciel Arthura, zatwardziały kawaler o oryginalnym poczuciu humoru, za co cenię go sobie najbardziej.

Do Lauren i Arthura również się przywiązałam. Niełatwo jest bowiem zbagatelizować ich pełne niepewności, przeczuć i zagubienia życie. Miłość, jaka narodziła się w niecodziennych okolicznościach, i połączyła tych dwoje, sprawiła, że życie Arthura stało się katorgą, natomiast Lauren, no cóż, ona nie ma o niczym pojęcia - ani o swoich "wyczynach" w czasie śpiączki, ani o swojej bliskości z Arthurem, nie wie też, że ten mężczyzna jest jej przeznaczeniem, miłością jej życia. Przynajmniej on usilnie w to wierzy. Bohater jest przekonany, że skoro człowiek jest pewny swych uczuć do drugiej, tej właściwej osoby, z którą ma zamiar spędzić resztę życia, musi o tę osobę walczyć, niezależnie od tego, jak szeroka przepaść ich dzieli. W przypadku Arthura i Lauren sprawy miłosne są bardziej skomplikowane niż jak to zazwyczaj bywa u zwyczajnych ludzi. Kiedy mężczyźnie wydaje się, że już nic nie uratuje tego, co łączyło go z Lauren, niespodziewanie dostaje szansę od losu, choć szansę w przypadku wylądowania w szpitalu po nieszczęśliwym wypadku należy potraktować nieco ironicznie i z przymrużeniem oka.

Prawdziwa miłość nie ucieknie. Nie da się od niej uciec. Jeśli zniknie, to tylko na chwilę, by potem wrócić. W utworze "Jeszcze się spotkamy" Levy przytacza kilka rodzajów miłości na przykładzie kilku par. Jest miłość bezgraniczna, jest miłość spełniona, nieodwzajemniona i spóźniona. Autor uświadamia czytelnikowi, że w przypadku uczuć należy ufać swej intuicji, wierzyć we własne możliwości, nie podejmować pochopnych decyzji, ale też nie zastanawiać się zbyt długo. Życie ludzkie jest zbyt krótkie i kruche, by marnować je na nieuzasadnione obawy i wątpliwości. Trzeba brać je garściami, nawet jeśli mają w tym pomóc zwariowane pomysły albo odrobina magii. Pokażmy, że potrafimy zawalczyć o swoje szczęście. Bądźmy cierpliwi.

Historia Lauren i Arthura jest niezwykła. Swój urok zawdzięcza przede wszystkim oryginalności, zaskakującym zwrotom akcji i sympatycznemu zakończeniu. Marc Levy w doskonały sposób ukazuje emocjonalne rozterki bohaterów, ich słabostki i próby odnalezienia drogi do spokoju, szczęścia i miłości. Nie pogniewałabym się, gdyby powstała ekranizacja powieści "Jeszcze się spotkamy". Chętnie zobaczyłabym, jak z przeciwnościami losu po raz kolejny radziliby sobie Reese Witherspoon i Mark Ruffalo, aktorzy znani z filmu "Jak w niebie". Może kiedyś, kto wie? Oba utwory polecam miłośnikom romantycznych opowieści, ale nie tylko. Levy to dobry pisarz. Jestem pewna, że jeszcze nie raz sięgnę po którąś z jego nieznanych mi jeszcze książek.

2 komentarze:

  1. Mam ochotę na tę książkę. :) Pierwszą właśnie przeczytałam i zdecydowanie przypadła mi do gustu, dobra książka, a ta w moim odczuciu zapowiada się jeszcze ciekawiej. Czemu nie? Na wakacje w sam raz. Oryginalna, lekka, humorystyczna. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam pierwszą część na półce, zmotywowałaś mnie do szybszego sięgnięcia po nią :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...