Tłumacz: Elżbieta Frątczak-Nowotny.
Wydawnictwo: Czarna Owca, 2014.
Liczba stron: 376.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 22.07.2014.
Zakończenie lektury: 25.07.2014.
Moja ocena: 6/10.
Debiutancka powieść Magnusa Monteliusa, "Mężczyzna z Albanii", nie jest typowym kryminałem skandynawskim, do jakich zapewne zdążyła przywyknąć większość miłośników tego gatunku literackiego. Nie wszystkim więc przypadnie do gustu. Pozytywnie zaskoczeni lekturą będą bowiem głównie ci, którzy nie stronią od historii i polityki, a co za tym idzie, książek o tematyce szpiegowskiej. Montelius za tło swojego utworu obrał historię lat sześćdziesiątych, zimnej wojny i początków lat dziewięćdziesiątych, a akcję osadził w Szwecji i Albanii, dwóch państwach powiązanych pewnym nieboszczykiem, którego śmierć, a właściwie jej przyczyny, mogą nieźle namieszać w świecie wysoko postawionych ludzi i skrzywić obraz kraju wypadającego w oczach przeciętnego człowieka korzystnie.
Sztokholm, 1990 rok. Wspomniana wyżej ofiara to mężczyzna, który spadł z tarasu widokowego. Trudno stwierdzić, czy zrobił to przypadkowo, czy popełnił samobójstwo, czy ktoś go popchnął, a więc dopuścił się morderstwa. Śledztwo w tej sprawie przypada inspektorowi Tilasowi i już wkrótce wychodzi na jaw, że zmarły miał przy sobie albański paszport wystawiony na Arona Bektashiego i najprawdopodobniej przebywał w ośrodku dla uchodźców. Ubiegał się o azyl? Był więźniem politycznym? A może kimś wpływowym? Ciekawiej robi się, gdy albańskie władze wypierają się istnienia osoby o nazwisku widniejącym na znalezionym paszporcie. Wypadkiem zaczyna się również interesować Tobias Meijtens, dziennikarz pracujący tymczasowo w redakcji jednej ze sztokholmskich gazet. Ma nadzieję na świetny materiał na artykuł, więc postanawia przyjrzeć się bliżej życiu nieboszczyka, a to, jak się szybko okazuje, wcale nie jest takie proste. Zanim Meijtens będzie mógł odpowiedzieć na pytanie, kim była ofiara, minie sporo czasu przesiąkniętego mnóstwem nerwów, tajemnic, niebezpieczeństwem, ale i towarzystwem uroczej Natalie Petrini, upartej i utalentowanej koleżanki po fachu.
Duet Meijtens-Petrini spodobał mi się od razu. Oboje są sprytni, oblatani w tematach historyczno-politycznych, zawzięci i konsekwentni. Potrafią skupić się na pracy, czyli prywatnym dziennikarskim dochodzeniu, na które pewne osoby rzucają niechętne i krzywe spojrzenia. Nie poddają się nawet wtedy, gdy na ich drodze pojawiają się przeszkody czy groźby pod postacią ustania zatrudnienia. Postać Arona Bektashiego wiąże się ze zbyt wieloma intrygującymi ludźmi i wydarzeniami z przeszłości, by odpuścić odkrywanie jej kart. Co ważne, stosunki między Tobiasem a Natalie są czysto koleżeńskie, pozbawione jakichś niekończących się miłosnych zalotów, no, może jest jedno zbliżenie, ale zapewne doskonale wiesz, drogi czytelniku, co mam na myśli - z żadnym przewidywalnym romansem nie trzeba się tutaj mierzyć. Jeśli chodzi o innych bohaterów powieści, do gustu przypadł mi również inspektor Tilas - taki trochę tajemniczy człowiek z równie tajemniczą przeszłością. Żałuję, że poprzez jego niewielką rolę trzeba zaliczyć go do bohaterów drugo-, może nawet trzecioplanowych.
Napięcie w "Mężczyźnie z Albanii" jest znikome. Nieco więcej uświadczy się go w drugiej połowie książki, kiedy to z jej treści wyłaniają się kolejne trupy, a także wzrasta liczba podejrzanych i dziwnych śladów prowadzących do rozwiązania głównej zagadki. Ale Montelius potrafi zainteresować czytelnika. W ogóle nie daje mu odczuć, że jest to powieściowy debiut. Mimo że w swą opowieść wplata mnóstwo wątków dotyczących stosunków i wpływów politycznych, socjalizmu, komunizmu i szpiegostwa sięgającego KGB, nie zanudza (no, może od czasu do czasu troszeczkę). Przyznaję, że jego utwór to nie do końca moja bajka - jeśli chodzi o kwestie, jakie porusza, zdarzało mi się czytać thrillery o podobnej tematyce, lecz jeszcze bardziej współczesne, z ucieczkami, pościgami, licznymi przekrętami i mistyfikacjami w rolach głównych - ale dałam się ponieść wyobraźni pisarza i na długie godziny przenieść się do drugiej połowy XX wieku w celu poznania ideałów politycznych ówczesnej młodzieży, a także zmierzenia się z inteligentnymi bohaterami, którym pojęcia zarówno przyjaźni, jak i zdrady, nie były obce. Myślę, że ów kryminał czytałoby mi się jeszcze przyjemniej, gdyby nie literówki, których, jak na wydawnictwo Czarna Owca, jest w nim całkiem sporo.
Świat wykreowany przez Magnusa Monteliusa to świat pełen sekretów, kłamstw, obłudy, gróźb, manipulacji, strachu oraz ludzi chroniących własne tyłki i żądnych zemsty. W "Mężczyźnie z Albanii" na jaw wychodzą fakty, które - w oczach konkretnych osób - powinny być trzymane w tajemnicy za wszelką cenę. Fakty, które mogą wstrząsnąć podwalinami Szwecji, a przy tym skompromitować i zabrudzić pozornie czyste charaktery wysokich rangą polityków i członków Służby Bezpieczeństwa. Utwór, choć pozbawiony zawrotnego tempa akcji, pod pewnymi względami ociera się o atrakcyjność i niebanalność. Zdecydowanie wyróżnia się na tle innych pozycji Czarnej Owcy przypisanych do słynnej już Czarnej Serii.
Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
Tym razem nie zaciekawił mnie skandynawski kryminał, bo jednak nie jest to ten typ opowieści, które polubiłam. Czytanie o polityce aferach szpiegowskich raczej nie przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńNiestety to jeden z niewielu kryminałów skandynawskich, który nie przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńDla mnie jest jednym z przeciętnych. Było bowiem kilka takich, które oceniłam jeszcze niżej...
UsuńChyba nie będę szukała tego kryminału.
OdpowiedzUsuń