Liczba stron: 228.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 20.02.2013.
Zakończenie lektury: 21.02.2013.
Moja ocena: 6/10.
Monikę Orłowską kojarzę przede wszystkim jako autorkę książek "Adam i Ewy" oraz "Cisza pod sercem", których owszem, nie czytałam, ale które zaintrygowały mnie swoimi opisami i licznymi pozytywnymi opiniami czytelników do tego stopnia, iż stwierdziłam, że proza tej pisarki nie może pozostać mi obca. Dlatego gdy "Kłamstewka i kłamstwa" pojawiły się na rynku wydawniczym, od razu nabrałam na nie ochoty, ale jednocześnie podeszłam do nich z dużym dystansem, spodziewając się, że ta niewielka objętościowo powieść nie będzie poruszać tematów trudnych, jak to jest w przypadku dwóch wcześniej wspomnianych utworach, wręcz przeciwnie, będzie przyjemnym czytadłem o życiu we współczesnej Polsce.
Orłowska w swej książce przedstawia perypetie różnych mieszkańców jednego z niewielkich krakowskich osiedli, które już jakiś czas temu podzieliło się na dwie części. W jednej z nich mieszkają ludzie, którzy znają ją od podszewki, gdyż wcześniej znali ją także ich przodkowie, natomiast drugą część zajmują nowe domy, a co za tym idzie, nowi mieszkańcy. Obie te sfery żyją raczej własnymi sprawami, od czasu do czasu narzekając na siebie wzajemnie, głównie z błahych powodów. Kiedy jednak na osiedlu zaczyna grasować tajemniczy wandal, wspólnymi siłami muszą dowiedzieć się, kim on jest, a także zapanować nad bezpieczeństwem swoim i sąsiadów.
Wśród mieszkańców ulic Lewej, Prawej, Obrzeżnej i ich okolic są między innymi: młode matki, których jedną z rozrywek jest codzienne spacerowanie z dziećmi, Lidka, która dopiero co zaadoptowała małego chłopca, obawiająca się jego przystosowania się do nowej rodziny, starsza para Malinowskich, weterynarz Bartek i jego ciężarna żona, Lena, która ma powyżej uszu nadopiekuńczości i wścibskości rodziców, policjantka Elwira, nastoletni zakochani, Julia i Remek, nietypowe małżeństwa Brzeskich, wykształcona Sylwia, która z dnia na dzień porzuca narzeczonego dla innego, "gorszego" mężczyzny, Zbyszka, no i oczywiście doktor Alicja pracująca na oddziale onkologii dziecięcej. Kobieta ta, mając w planach kandydowanie do Rady Dzielnicy, bardzo wnikliwie obserwuje swoich sąsiadów. Dzięki nietypowym metodom zna ich niemalże tak dobrze, jak własną kieszeń, i jest na bieżąco z wszelkimi plotkami, nowinkami, dosłownie nic nie umyka jej uwadze, a swoimi spostrzeżeniami dzieli się z czytelnikiem, prowadząc dość oryginalny pamiętnik.
Tak, "Kłamstewka i kłamstwa" naprzemiennie ukazują perypetie Krakowiaków i myśli doktor Alicji, które na ogół przyjmują charakter właśnie plotek lub wspomnień bohaterki, dzięki którym porównuje ona czasy swojej młodości z czasami obecnymi - rokiem 2011, w którym głównymi tematami rozmów polskiej społeczności są problemy w edukacji dzieci, pierwsze exposé premiera Tuska i TVN-owskie seriale. Orłowska operuje przystępnymi językiem i przejrzyście, acz niezbyt obszernie, przedstawia poszczególne kłopoty i rozterki, z jakimi borykają się mieszkańcy osiedla. Jak na trochę ponad dwieście stron powieści, postaci w niej się pojawiających jest zdecydowanie zbyt dużo, a co za tym idzie, ich historie, choć bliskie przeciętnemu Polakowi, są opisane pobieżnie, w dużym skrócie, a szkoda.
Książce nie brakuje realizmu i dobrego humoru. Z dużą dawką przyjemności zagłębiałam się w zadziwiające obserwacje doktor Alicji. Troszeczkę nawet zazdrościłam bohaterom ich sąsiedzkich relacji, waśni, a także wspólnych imprez, bo tak naprawdę, mimo iż do tej pory dwukrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania, nie żyłam w tego typu wspólnocie sąsiedzkiej i obecnie również nie mogę się takową pochwalić.
W "Kłamstewkach i kłamstwach" ciągle coś się dzieje. Niewielka krakowska dzielnica obfituje w rozmaite, cieszące oko lub nie, wydarzenia, takie jak śluby, zdrady, organizowanie kiermaszów, nawiązywanie nowych przyjaźni czy walka z wandalizmem. Autorka stworzyła lekką, sympatyczną, może nie wybitną albo zapadającą w pamięć na bardzo długo, ale szczerą, rozrywkową opowieść z niezwykle zaskakującym i ciekawym zakończeniem, którego, no cóż, nie spodziewałam się w ogóle. Jeśli ktoś chciałby spędzić ze dwie godzinki wolnego czasu na niewymagającej lekturze komediowo-obyczajowej, śmiało może sięgnąć po pozycję Moniki Orłowskiej. Ja akurat spodziewałam się po niej tego typu czytadła, więc nie byłam w jakiś sposób zawiedziona, ale jeśli chodzi o inne utwory tej pisarki, liczę na coś więcej. Dużo więcej.
Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Replika.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Czytałam już recenzję tej książki, Twoja utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam przeczytać powieść jeśli mam ochotę na taką niewymagającą historię.
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawie, zobaczymy może dam się skusić :)
OdpowiedzUsuńPoprzednie dwie książki Moniki Orłowskiej bardzo mi się podobały, więc i po tę sięgnę na pewno :-)
OdpowiedzUsuńNo i powiem Ci, że mam wielką ochotę na przeczytanie tej książki. Czytałam już "Ciszę pod sercem" tej autorki i spędziłam z nią niezwykle emocjonującą noc. Jestem ciekawa, jak byłoby tym razem.
OdpowiedzUsuńCzasem warto postawić na coś lżejszego. Jeśli mówisz, że ta książka może nie jest arcydziełem, ale jest za to rozrywkową opowieścią to ja w to wchodzę. :)
OdpowiedzUsuń