niedziela, 23 grudnia 2012

"Po imprezie" - Lisa Jewell

Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2012.
Liczba stron: 480.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 14.12.2012.
Zakończenie lektury: 15.12.2012.
Moja ocena: 6/10.

Lisa Jewell to urodzona w 1968 roku popularna pisarka brytyjska, specjalizująca się w lekkiej literaturze kobiecej. Jej nauka i praca po ukończeniu szkoły katolickiej wiązały się przede wszystkim z modą. Gdy pracę straciła, spróbowała swych sił w pisaniu i w 1999 roku zadebiutowała powieścią "Impreza u Ralpha", która szybko stała się bestsellerem. W 2008 roku otrzymała nagrodę Melissy Nathan za "Ulicę Marzeń 31". Do dziś napisała dziewięć książek, a obecnie pracuje nad kolejną.

Po niedawnej lekturze "Imprezy u Ralpha" stwierdziłam, że tak szybko za jej kontynuację się nie zabiorę. Myliłam się jednak. Jakby tego było mało, utwór "Po imprezie", mimo liczących sobie czterystu osiemdziesięciu stron, zajął mi zaledwie dwa dni. Obawiałam się tej książki. Miałam wielką nadzieję, iż okaże się być ciekawsza od swej poprzedniczki, przede wszystkim nie gorsza. I całe szczęście, moje "modły" zostały wysłuchane. Fabuła "Po imprezie" jest już dojrzalsza. Z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej poważnie. Nic dziwnego, w końcu mija jedenaście lat od wydarzeń, w których uczestniczyli młodzi i luzaccy bohaterowie "Imprezy u Ralpha". Przed nimi etap osiągnięcia maksymalnej życiowej dojrzałości, na którą składa się założenie rodziny i odpowiedzialność. Jak się okazuje, dobrnięcie do tego etapu nie jest wcale takie proste - ludzkie losy obfitują przecież w różnego rodzaju pokusy, nudę, niepewność i potrafią płatać niezłe figle.

Jem Catterick i Ralph McLeary poznali się ponad dziesięć lat temu, zakochali się w sobie i stworzyli nieformalny związek oparty na wzajemnej miłości, wzajemnym szczęściu i dwójce dzieci. W ciągu kilku lat ich młodość gdzieś się ulotniła. Przyszła kolej na coś poważniejszego - obowiązki nie tylko w pracy, ale i w domu, obowiązki względem małych dzieci. Dużo gorzej radzi sobie z tym wszystkim Ralph, artysta malarz, który woli ukryć się w swojej pracowni z papierosem w ręku niż uczestniczyć w życiu rodzinnym. Nadmiar obowiązków spada więc na Jem, okrutnie przytłaczając ją zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Kobieta jest świadoma tego, iż jej partner coraz bardziej się od niej oddala, zaczyna się więc gubić i bać o przyszłość ich związku. Oboje zdają sobie sprawę z tego, iż coś między nimi musi się zmienić, nie wiedzą jednak, co dokładnie. Aby spróbować odkryć istotę tego czegoś, Ralph postanawia na tydzień opuścić Londyn i polecieć do Kalifornii, by odwiedzić starego przyjaciela. Zrozpaczona Jem szybko dochodzi do wniosku, że nieobecność chłopaka ma również swoje plusy - nikt przecież nie stanie jej na przeszkodzie, by lepiej poznać tajemniczego Joela, ojca jednej z dziewczynek z przedszkolnej grupy jej córki.

"Po imprezie" to powieść bez wątpienia wciągająca, ale i działająca na nerwy, przynajmniej raz na jakiś czas. Wszystko to za sprawą skomplikowanych losów głównych bohaterów, które wcale nie musiałyby takie być, gdyby nie pełne emocjonalnych zachwiań osobowości postaci. Dla Jem i Ralpha stały związek partnerski z dwójką własnych dzieci, oparty na wzajemnym zaufaniu, na miłości i wierności to nic łatwego i pewnego. Odniosłam wrażenie, że oboje bardzo szybko ulegali emocjom i szukali rozwiązań odbudowania związku dokładnie nie tam, gdzie trzeba. Na przykładzie Ralpha można dostrzec znudzenie partnerką i dziećmi, nawet niechęć wobec jednego z nich, z czym ostatecznie mężczyzna walczy, nawet z pozytywnym skutkiem. "...dziwnie byłoby dojść do końca dni bez zrobienia czegoś tak fundamentalnego, podstawowego i czysto ludzkiego jak prokreacja. Równie dobrze można by umrzeć i nie przeczytać żadnej książki, nie przepłynąć się i nie skosztować świeżych pomarańczy, nie przyciąć paznokci u nóg, nie pokłócić się i nie zakochać. Właściwie to byłoby tak, jakby w ogóle się nie żyło"*. Brak seksu jest niemalże równoznaczny z końcem świata. Gdy w związku źle się dzieje, to co jest najlepsze? Oczywiście romans! Chrapka na kogoś innego, chęć przeżycia jakiejś nowej, ekscytującej przygody miłosnej, oderwanie się od pozornie ponurej rzeczywistości. Jednym zdaniem - pójście na łatwiznę, a przecież obranie tej drogi wiąże się z jeszcze większymi problemami;, są one wręcz nieuniknione.

Kiedy poznałam początkowy tok rozumowania Ralpha, straciłam do niego zaufanie, mając nadzieję, iż Jem okaże się bardziej przytomna i mądrzejsza pod wieloma względami. Nic z tych rzeczy. W końcu zaraz po wylocie chłopaka do Stanów wdała się w niby-romans z niejakim Joelem, który podobno intrygował ją już od jakiegoś czasu. I to jej myślenie typu "ale jestem głupia", "co ja, do cholery, robię?!", wszelkie nic nieznaczące tłumaczenia odnośnie jej osoby, którym wręcz nie mogłam się nadziwić... Po co było to wszystko, skoro Jem i tak musiała się upewnić, czy postępuje właściwie, zapominając na chwilę o partnerze?

Tego rodzaju zawirowania w postępowaniu głównych bohaterów, będące jednocześnie dość obszernym początkiem, prawie pierwszą połową książki "Po imprezie", działały na mnie negatywnie. Wraz z powrotem Ralpha z Kalifornii, która okazała się dla niego niemalże zbawiennym krokiem, nastał taki okres w jego związku z Jem, który, strona po stronie, pochłaniałam bez reszty z wielkim zainteresowaniem. Dopiero samo zakończenie znów trochę mnie zniesmaczyło. Jewell namieszała wokół Jem i Ralpha tak, że chyba bardziej się nie dało. Nie do końca spodobały mi się kreacje tych postaci, ale mimo tego, jacy byli albo nie byli, kibicowałam im, życząc pomyślnego zakończenia związanego oczywiście z odbudową związku na dobre i na złe.

"Po imprezie" to pozycja, która odsłania kulisy związku dwojga ludzi, który w pewnym momencie swego istnienia przeżywa kryzys i traci urok słynnego powiedzenia "I żyli długo i szczęśliwie". Niby to komedia, niby powieść obyczajowa, ale może też zostać odebrana jako swoisty poradnik typu "Czego nie należy robić, ratując swój związek". Borykając się z różnego rodzaju problemami miłosnymi i rodzinnymi, nie można bezczynnie czekać, aż wszystko się wyjaśni i ułoży. Trzeba ingerować w te problemy, najlepiej przemyślanymi krokami, pozwalając jednocześnie, by najbliższe osoby również się do tego przyłączyły. Ucieczka w samotność albo, co gorsze, w towarzystwo obcych, spontanicznie poznanych ludzi, którzy w jakiś sposób nas zauroczyły, nie jest dobrym rozwiązaniem. Podobnie jak poszukiwanie dawnego siebie, co jest w określonych przypadkach wręcz niemożliwe - będąc po czterdziestce, z prawie małżonką i dwójką dzieci na karku, człowiek nie jest w stanie powrócić do beztroskich lat młodości, kojarzących się z conocnymi imprezami na mieście i szaloną, jeszcze niedojrzałą miłością, prawda? Jem i Ralph okrężną drogą stopniowo zaczynają zdawać sobie z tego wszystkiego sprawę, poszukując innego złotego środka mającego uratować ich wspólne szczęście, ale czy aby nie za późno? Jedno jest pewne - ich perypetie do nudnych nie należą. A surowe oko Lisy Jewell, jej swobodny, czasem ironiczny i pikantny jeżyk tylko potęgują fakt, iż od książki trudno jest się oderwać, choć z drugiej strony - arcydzieło to to żadne nie jest.

*s.85

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwo Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

4 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja chociaż nie gustuje w prozie przeznaczonej dla kobiet to czasami warto nagiąć swoje zasady, by odkryć coś interesującego w zdawałoby się nietypowej pozycji. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem przekonana. Czuję, że po lekturze byłabym wściekła na bohaterów.
    Wszystkiego co najlepsze w te święta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moja tematyka, a bohaterowie pewnie mnie także zdenerwowaliby :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...