wtorek, 4 grudnia 2012

"Nowy początek" - Jill Barnett

Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 304.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 27.11.2012.
Zakończenie lektury: 03.12.2012.
Moja ocena: 5/10.

Jill Barnett jest jedną z najpoczytniejszych amerykańskich autorek powieści obyczajowych i romansów. Jej pierwsza książka została opublikowana w 1990 roku i natychmiast znalazła się na liście bestsellerów. Pierwsze utwory pisarki były typowymi romansami historycznymi, których akcja toczyła się najczęściej w średniowiecznej Anglii i dziewiętnastowiecznej Ameryce. W 1995 roku zmarł mąż Barnett, ale mimo trudnej sytuacji, w jakiej się ona znalazła, zdołała kontynuować swoją karierę literacką. Do tej pory napisała ponad piętnaście powieści, które zostały przetłumaczone na dziewiętnaście języków i wydane w nakładzie ponad siedmiu milionów egzemplarzy.

Także w Polsce ukazało się kilkanaście utworów tej pisarki. Ale mimo tego i popularności Barnett, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Dlatego gdy tylko "Nowy początek", z przyciągającą wzrok szatą graficzną, znalazł się wśród pozycji wydawanych przez Świat Książki, od razu się nim zainteresowałam. Opis ze skrzydełka okładki zdradził mi dużo - historia o kobiecie w średnim wieku, która traci męża i musi sobie z tym poradzić, wpuszczając do swego serca innego mężczyznę? Brzmi dość banalnie, prawda? Ale tego samego o treści książki nie można napisać. Czy ta niebanalność przypadła mi do gustu? O tym za chwilę...

March i Mike Cantrellowie to małżeństwo idealne. Miłość, jaka połączyła ich jeszcze w latach sześćdziesiątych, zdołała przetrwać trzydzieści lat. Zapewne przetrwałaby dłużej, gdyby nie fatalny wypadek samochodowy, w którym pewnego dnia ginie Mike. Zrozpaczona i zdezorientowana March zostaje sama, mając na głowie dzieci nie tylko te dorosłe, które założyły już własne rodziny, ale też te dorastające, a oprócz tego dobrze prosperującą firmę, którą zarządzał przede wszystkim mąż bohaterki. Mimo licznej, nadopiekuńczej rodziny, March z dnia na dzień czuje się coraz bardziej samotna. W żaden sposób nie potrafi pogodzić się ze śmiercią ukochanego Mike'a ani o nim zapomnieć. Problemy, z jakimi borykają się jej bliscy, tylko potęgują siłę wspomnień o zmarłym, czyniąc jego postać jeszcze bardziej wyraźną, nawet w błahych momentach codziennego życia March. Czy kobiecie uda się pogodzić z własnym losem, nie popadając w szaleństwo? Czy poradzi sobie z tym ciężarem niesprawiedliwości, który tak nagle spadł na jej barki? A ponadto - czy będzie w stanie wykrzesać z siebie choć odrobinę miłości dla kogoś innego? Kogoś, kto mógłby zająć miejsce u jej boku, miejsce Mike'a?

"Nowy początek" to powieść złożona z trzech części, z których pierwsza ukazana jest z perspektywy osoby trzeciej i opowiada o młodości March i Mike'a, a następnie w skrócie o ich kolejnych latach szczęśliwego małżeństwa. W częściach drugiej i trzeciej wydarzenia przedstawia główna bohaterka - w drugiej przechodzi ona najgorszy etap swojego życia, tkwiąc w żałobie, której końca prawie nie widać, a w trzeciej postanawia wreszcie wziąć się w garść, doprowadzając do ładu nie tylko swoje zaniedbane ciało, ale też duszę i uczucia. Co muszę przyznać Barnett, to to, iż posługuje się ona niezwykle barwnym językiem. Wydaje mi się, że nie jest łatwo pisać o uczuciach, a jednak ta amerykańska pisarka doskonale wie, jak to robić. Czy w czasie tworzenia tej książki kierowała się swoimi przeżyciami, kiedy to - tak jak March - musiała pogodzić się ze śmiercią męża? Być może. Tak, jej styl pisarski nie jest zwyczajny. Dzięki niemu utwór uzyskał charakter jakby długiego opowiadania, w którym przeważają rozległe opisy - opisy przeszłości i myśli bohaterów. Opisy, które, niestety, bardzo często po prostu mnie nudziły.

"Jest taka samotność, która pojawia się wraz ze stratą, osamotnienie, które ogarnia człowieka i sprawia, że ma się wrażenie dryfowania przez nas niczym balonik napełniony helem, bez nikogo, kto trzymałby sznurek"*. Śmierć kogoś bliskiego, kogokolwiek to nie jest temat, o którym można pisać i mówić bezproblemowo czy z uśmiechem od ucha do ucha. Przecież to strata, o której pamięć nigdy nie zaniknie, prawda? Smutek, żal, rozpacz. Miałam nadzieję, że "Nowy początek" nieco bardziej optymistycznie ukaże problem, z którym każdy z nas miał do czynienia lub prędzej czy później będzie musiał mu stawić czoło. Tymczasem było wręcz przeciwnie i z każdą kolejną stroną powieści moje przygnębienie rosło. Nie twierdzę, że March Cantrell nie miała prawa przeżywać żałoby tak, jak to robiła. Nie umiem przecież postawić się na jej miejscu i wyobrazić sobie sytuacji, w jakiej się znalazła. Poza tym śmierć kogoś bliskiego zupełnie inaczej wpływa na różne osoby. Jedni potrafią pogodzić się ze stratą bardzo szybko, a inni potrzebują na to nawet kilku lat. Nie spodobało mi się jednak to, jaki obrót przybrały sprawy w ostatniej części "Nowego początku".

Nie chciałabym zdradzić zbyt wiele, ale wręcz nie mogę się powstrzymać, by nie wspomnieć o tym i owym, dlatego jeśli zależy Ci na dogłębnym poznaniu tego utworu poprzez sięgnięcie po niego, drogi czytelniku, przerwij lekturę tego akapitu recenzji. Tymczasem, wracając do wspomnianej trzeciej części - stwierdzam, iż wszystko potoczyło się zbyt szybko, sprawnie i gładko. Nie przemówił do mnie fakt, iż pogrążona w rocznej rozpaczy March w ciągu zaledwie kilku dni od poznania pewnego mężczyzny, zakochała się w nim i wskoczyła mu do łóżka. Spragniona miłości fizycznej? W porządku, mogę przymknąć na to oko, ale, najogólniej rzecz biorąc, charakter końcowego przebiegu wydarzeń zrzuciłabym na karb braku pomysłowości Barnett. Także epilog książki pozwolił mi pomyśleć, iż wyobraźnia autorki się poddała, dlatego ona sama zapragnęła zakończyć powieść nagle, a na dodatek wręcz cukierkowo i do bólu banalnie.

Jestem osobą bardzo wrażliwą, ale "Nowy początek", choć tematycznie smutny i melancholijny, sprawił, że zdołałam uronić kilka skąpych łez nie dzięki postaci głównej bohaterki, lecz członkom jej rodziny, których wątki, mniej lub bardziej rozbudowane, niosą ze sobą mnóstwo emocji, począwszy od żalu, przez złość i irytację, aż po radość. Rodzina Cantrellów to zbiorowisko kontrastów pod wieloma względami, przede wszystkim w kontekście charakteru i osobowości. Dla przykładu, nie mogłam polubić Molly, poważnej i upartej córki March, ale podobały mi się jej relacje z ojcem i stosunek do niego, nawet po jego śmierci. Co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to powiedzenie Mike'a związane z piórkami i dotyczące zmarłych, które zdradził w sekrecie swej córce, a które ona wzięła sobie głęboko do serca. Dla takich, niemalże magicznych, fragmentów warto było przeczytać utwór Barnett. Szkoda jednak, że było ich tak niewiele. No, przynajmniej moim zdaniem.

"Nowy początek" to napisana ładnym językiem opowieść o rodzinie, stracie, miłości i innych uczuciach. O radzeniu sobie z troskami i problemami, które pojawiają się w życiu każdego z nas prawie że bezustannie, bo na różnych płaszczyznach - w domu, w pracy, ale także w sferze uczuciowej. Jill Barnett stara się udowodnić czytelnikowi, że nawet po tak wielkiej zmianie, jaka zachodzi w człowieku po śmierci kogoś, kogo bardzo kochał, "można zakochać się w kimś innym. Jest wtedy inaczej (...) nowa miłość różni się od dawnej miłości (...) Chociaż nie jest wcale słabsza. Ani mniej głęboka. Ale jest też prawdziwa tajemnica, prawdziwy cud, który jej dotyczy: każda miłość jest pierwsza"**. Czy warto wierzyć w przeznaczenie? Chyba tak, tym bardziej, jeśli potrafi ono zgotować nam taką niespodziankę, dzięki której nasze życie raz jeszcze ulegnie zmianie, tym razem tylko i wyłącznie na lepsze.

*s.150
**s.304

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.

10 komentarzy:

  1. Do tej pory czytałam pochlebne opinie o tej książce, Ty jako pierwsza zwracasz uwagę na pewne niedociągnięcia. Z jednej strony chciałabym przeczytać tę powieść, ale z drugiej skoro jest przygnębiająca to nie wiem czy to konieczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię powieści tego typu, ale przede wszystkim szanuję cudze opinie i to one wyznaczają mi kierunek. W tym wypadku podzieliłaś się z nami wieloma przemyśleniami, za które jestem Ci wdzięczna. Niesamowite jest to, jak wiele niuansów potrafisz wyodrębnić z całości. Świetna recenzja, a książka zapowiada się w porządku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Własnie ją czytam, więc do twojej recenzji wrócę po zakończeniu i zobaczę, czy mamy podobne odczucia. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Po samym przeczytaniu recenzji zrobiło mi się smutno. Chyba jestem zbyt wrażliwa. Dam sobie spokój. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nieodparte wrażenie, że już gdzieś widziałam podobną (wręcz identyczną) okładkę ale w niebieskiej tonacji. No nic, zupełnie odbiegłam od tematu. Co do opisywanej przez ciebie książki to fabuła wydaje się być ciekawa jednak cukierkowe zakończenie i nieracjonalne działania bohaterki (no bo kto normalny wskakuje do łóżka nowo poznanemu facetowi i co gorsza ponoć "zakochuje się" w nim?) skutecznie zniechęcają mnie do przeczytania tej pozycji :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja na razie odpuszczę sobie jej czytanie, może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Póki co mam ciekawsze lektury na oku. Więc pass.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepiękna, klimatyczna okładka. Treść również mnie zaciekawiła, więc jak spotkam tą książkę, to chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...