poniedziałek, 2 stycznia 2012

"Przydrożne krzyże" - Jeffery Deaver

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2010.
Liczba stron: 448.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 02.01.2012.
Zakończenie lektury: 02.01.2012.
Moja ocena: 9/10.

Jeffery Deaver to wielokrotnie nagradzany amerykański autor thrillerów psychologicznych. Z wykształcenia dziennikarz i prawnik, od 1990 roku całkowicie poświęcił się pisarstwu. Do tej pory napisał około trzydziestu powieści, z czego trzy doczekały się adaptacji filmowych. Światową sławę przyniósł mu "Kolekcjoner kości".

"Przydrożne krzyże" to jedyna książka tego autora, która od dłuższego czasu spoczywała na półce mojej biblioteczki. Tak się złożyło, że w ciągu wcześniejszych tygodni sięgałam zazwyczaj po powieści obyczajowe i horrory, więc za typowym thrillerem wręcz zatęskniłam. W dodatku nie pamiętam już, kiedy ostatnio jakaś książka wciągnęła mnie do tego stopnia, iż musiałam przeczytać ją jednym tchem, w ciągu jednej nocy. Bo tak właśnie zadziałał na mnie thriller Deavera. Jest to w miarę nowa powieść, a więc porusza tematy "na czasie", związane przede wszystkim z uzależnieniami od komputera, gier komputerowych, Internetu. Autor w zatrważający i niewiarygodny sposób pokazuje zacieranie się świata rzeczywistego ze sztucznym, jakim jest działalność człowieka w Internecie. Jego drugie, często postrzegane jako lepsze, życie.

Zaczyna się zwyczajnie - bez jakichkolwiek oznak internetowej manii. Główna bohaterka, agentka Biura Śledczego Kalifornii Kathryn Dance, podejmuje się prowadzenia sprawy dotyczącej tajemniczych przydrożnych krzyży. Pojawiają się one przy autostradzie w Monterey znienacka, zwiastując czyjąś śmierć. Pierwszą poszkodowaną staje się siedemnastoletnia Tammy Foster, którą napastnik zostawia zamkniętą w bagażniku samochodu na brzegu oceanu. Dziewczyna ma utonąć, jednak cudem zostaje uratowana. Boi się, kłamie, plącze w zeznaniach, ale mimo to Kathryn Dance wraz ze swoim zespołem odkrywa kolejne tropy prowadzące prosto do blogosfery, tętniącej własnym życiem i przeobrażającej się w coraz to bardziej drastyczną formę przekazu i wolności słowa. Okrutni i bezwzględni internauci obwiniają pewnego nastolatka o wypadek samochodowy z przeszłości, łącząc jego osobę z morderstwami teraźniejszymi, których wyraźnie przybywa. Czy rzeczywiście zepsuty przez brutalne gry komputerowe Travis Brigham stoi za tymi przestępstwami? Wszystko wskazuje na to, że tak...

Akcja "Przydrożnych krzyży" rozkręca się niesamowicie szybko, choć toczy się w ciągu zaledwie pięciu dni. Odniosłam wrażenie, że naprawdę bardzo długich dni. Są one jednocześnie głównymi rozdziałami książki, podzielonymi jeszcze na podrozdziały. Niemal każdy z nich kończy się w tak interesującym momencie, że nie potrafiłam przezwyciężyć swojej ciekawości i nie spojrzeć w dalszą część tekstu.

Tematyka utworu Deavera bardzo mnie zaciekawiła. Krótka opinia Roberta Ziębińskiego z "Newsweeka", zamieszczona na tylnej okładce książki, utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę tę powieść przeczytać, w końcu nieobcy jest mi świat Internetu i portali społecznościowych. Ponadto człowiek słyszy niejedno na temat wszelkiego rodzaju uzależnień od gier, przestępczości internetowej czy cyberprzemocy. W dzisiejszych czasach Internet rzeczywiście jest na tyle rozwinięty, że można w nim spotkać wszystko i robić dosłownie wszystko. Więcej aniżeli w prawdziwym świecie. W dodatku przyciąga do siebie z ogromną siłą. Wierzę, że jest możliwe spędzenie czasu przed komputerem od kilku do kilkunastu godzin. Swego czasu często śmiałam się i żartowałam, że mój brat jest od tego sprzętu uzależniony, ale na szczęście, prócz brutalnych, pełnych strzelaniny gier (których totalnie nie rozumiem i nie chcę rozumieć) i innych programów, zajmuje się po prostu nauką i tworzeniem muzyki (najwyraźniej można jeszcze znaleźć normalne zajęcia). Sama tez spędzam mnóstwo czasu przy komputerze, co po części jest związane ze studiami i pracą. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez tej "cudownej" machiny i Internetu, niestety. Zapewne jak większość z nas.

Ważne jest jednak, by nie dać się złapać w pułapkę i nie powierzyć sieci całego swego życia. Ludzie dają upust swoim emocjom, pisząc i działając w inny sposób na różnego rodzaju stronach internetowych i blogach, nie zdając sobie sprawy z tego, że nigdy nie jest się do końca użytkownikiem anonimowym. Z tego typu problemem borykają się właśnie bohaterowie "Przydrożnych krzyży" Deavera. Miejscowy blog przedstawiony w książce staje się wielkim centrum skarg i obelg, a także zbiorowiskiem potencjalnych ofiar tajemniczego mordercy. Potężna machina ruszyła i nikt nie jest w stanie nad nią zapanować, nawet właściciel blogu. Niewiarygodne jest to, w jaki sposób dana informacja może przeobrazić się w pełną sprzeczności plotkę. Wystarczy przekręcić jakieś słowo, dodać coś od siebie, a zaczyna żyć własnym życiem. Internauci podsycają ogień, dodając własne wymysły, dalece odbiegające od rzeczywistości, a mimo to większość odbiorców tego typu informacji wierzy w nie, a nawet wciela w prawdziwe życie.

Przed Kathryn Dance więc nie lada wyzwanie. Nie dość, że musi ona powstrzymać bezwzględnie okrutnego mordercę i zapanować nad rozrastającym się w zawrotnym tempie blogiem, to jeszcze na jej głowę spada aresztowanie własnej matki, podejrzanej o morderstwo z litości w jednym ze szpitali, i sprawy z niedalekiej przeszłości. Oprócz wątku z przydrożnymi krzyżami bowiem, autor przytacza kilka innych, dzięki czemu powieść staje się jeszcze bardziej zawikłana i przyciągająca uwagę.

Jeśli pozostałe książki Jeffery'ego Deavera są tak dobre jak "Przydrożne krzyże", bez wątpienia zostanę jego zagorzałą fanką. Po lekturze opisywanego tutaj thrillera jestem mile zaskoczona i chcę więcej. Deaver pisze znakomicie, przytaczając tam, gdzie trzeba ważne informacje z zakresu kryminalistyki, psychologii i prawa, a także zabawne dialogi i riposty. Podczas czytania nie nudziłam się ani przez chwilę. Szczególnie interesująca okazała się dla mnie postać głównej bohaterki, która odznaczała się w swej pracy umiejętnością analizy kinezycznej, czyli uważnym obserwowaniem gestów, mimiki i zachowania ludzi (zazwyczaj świadków i podejrzanych) i wysuwaniem wniosków dotyczących ich osobowości. Wątek związany z osobą speca komputerowego, Jonathana Bolinga, również pochłonął mnie bez reszty, podobnie jak sprawa aresztowania matki Kathryn, której rozwiązania nie mogłam wręcz się doczekać.

Thriller ten trzymał mnie w napięciu cały czas, choć były i takie momenty, w których moje serce zabiło jeszcze mocniej ze zdenerwowania. W powieści przewijało się naprawdę dużo nazwisk, więc podejrzanych o to czy tamto było wielu. Dodam jednak, że nie udało mi się odgadnąć tożsamości poszukiwanego mordercy od przydrożnych krzyży. Deaver tak zręcznie manipulował postaciami, iż do samego zakończenia utworu tkwiłam w błędnych przekonaniach. I dobrze, bo dzięki temu wiem, że autor potrafi w mistrzowski sposób wprowadzić czytelnika w błąd, zaskakując go na samym końcu. Polecam "Przydrożne krzyże" miłośnikom gatunku, a sama jak najszybciej muszę rozejrzeć się za kolejną powieścią tego autora.

Baza recenzji

4 komentarze:

  1. Uwielbiam thrillery psychologiczne, a że miałam już okazję zapoznać się z prozą Deavera, tym chętniej sięgnę i po tę jego książkę:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Thrillery to teoretycznie nie moja działka. Mówię teoretycznie, bo ostatnio zerkam na nie coraz przychylniejszym okiem... Zwłaszcza na te psychologiczne. Po ten sięgnę na pewno z racji na tak dobą recenzję i ocenę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chętnie przeczytałabym ten thriller. Tym bardziej, że psychologiczny. To gatunek, który lubię.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo intrygująca recenzja. Przyznam, że dzięki Tobie chyba sięgnę po powieści JD które stoją w mojej biblioteczce.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...