Liczba stron: 216.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 03.01.2012.
Zakończenie lektury: 04.01.2012.
Moja ocena: 7/10.
Marc Levy to francuski powieściopisarz, autor siedemnastu książek cieszących się dużym uznaniem czytelników. Popularność zyskał dzięki pierwszej z nich, "Jak w niebie", która (przetłumaczona na wiele języków) sprzedała się w nakładzie ponad trzech milionów egzemplarzy i która kilka lat później doczekała się ekranizacji.
Już jakiś czas temu obiło mi się o uszy, że nakręcono film - komedię romantyczną - "Jak w niebie", z Reese Witherspoon i Markiem Ruffalo w rolach głównych, ale wówczas nie miałam pojęcia, że powstał on na podstawie książki Levy'ego o tym samym tytule. Właściwie dowiedziałam się o tym dopiero wtedy, gdy zerknęłam na opis tejże książki. Ale dzięki świadomości istnienia filmu, przez całą lekturę mogłam w bardziej obrazowy sposób wyobrazić sobie głównych bohaterów, przywołując w myślach twarze Reese i Marka. Po przeczytaniu tej niedługiej powieści o niecodziennej miłości jestem pewna, że w najbliższym czasie nie odpuszczę sobie obejrzenia jej ekranizacji.
"Jak w niebie" to historia o bardzo nietypowej miłości, osadzona w kalifornijskich miasteczkach. Lauren, młoda i początkująca lekarka, ulega wypadkowi samochodowemu i zapada w śpiączkę. Kilka miesięcy później pojawia się pod postacią istoty przypominającej ducha (nie dosłownie ducha, co było podkreślane w tekście - bohaterka przecież nie umarła, tylko nadal pozostawała w stanie śpiączki) w swoim dawnym domu i poznaje jego obecnego lokatora, przystojnego architekta, Arthura. Jakimś cudem, jako jedyny człowiek, Arthur widzi ją, słyszy i czuje. Z początku mężczyzna jest negatywnie nastawiony do nieprawdopodobnej sytuacji, w jakiej się znalazł, ale z czasem zaczyna wierzyć, że Lauren to osoba, której ciało w dalszym ciągu tkwi w szpitalu, a jej dusza posiada zdolność przenoszenia się w różne miejsca w sposób wręcz magiczny. Lauren i Arthur zaprzyjaźniają się ze sobą, próbując rozwikłać zagadkę długotrwałej śpiączki dziewczyny. Prawdziwe problemy jednak zaczynają się, gdy pojawia się możliwość eutanazji, czyli przyspieszenia śmierci bohaterki. Arthur za wszelką cenę pragnie nie dopuścić do tej sytuacji, uciekając się do ryzykownych, ale także zabawnych rozwiązań. Czy jego plany przyniosą zamierzone efekty?
Trzeba przyznać, że Marc Levy w całkiem zgrabny sposób opisuje oryginalną, wręcz fantastyczną historię. Opowieść nie nudzi, jest pełna zabawnych sytuacji i dialogów, a jednocześnie pełna refleksji na temat życia - jego przemijania, ludzkich marzeń i pragnień. Autor wyraźnie daje czytelnikowi do zrozumienia, że życie jest kruche, zbyt krótkie na to, by marnować je przez nieodpowiednie postępowanie i brak logicznego myślenia, a jednocześnie na tyle długie, by móc osiągnąć coś, co do tej pory wydawało się nieosiągalne, niemożliwe do zrealizowania. "Nie ma rzeczy niemożliwych, tylko nasz ograniczony umysł uznaje pewne zjawiska za niepojęte i nierealne. Często trzeba rozwiązać wiele równań, by przyjąć nowy sposób rozumowania. To kwestia czasu i możliwości ludzkiego mózgu"*. Czas ucieka nieubłaganie, więc nie ma sensu wybiegać w daleką, niepewną przyszłość. Ważne jest, aby cieszyć się daną chwilą, teraźniejszością, zwłaszcza gdy ma się z kim nią dzielić. "Chcesz zrozumieć, czym jest rok życia? Zapytaj o to studenta, który oblał roczny egzamin. Czym jest miesiąc życia, powie ci matka, która wydała na świat wcześniaka, i czeka, by wyjęto go z inkubatora, bo dopiero wówczas będzie mogła przytulić swoje maleństwo. Zapytaj, co znaczy tydzień, robotnika pracującego na utrzymanie rodziny w fabryce albo kopalni. Czym jest dzień, powiedzą ci rozdzieleni kochankowie, czekający na kolejne spotkanie. Co znaczy godzina, wie człowiek cierpiący na klaustrofobię, kiedy utknie w zepsutej windzie. Wagę sekundy poznasz, patrząc w oczy człowieka, który uniknął wypadku samochodowego, o ułamek sekundy pytaj biegacza, który zdobył na igrzyskach olimpijskich srebrny medal, a nie ten złoty, o którym marzył przez całe życie. Życie to magia [...]"**. Swoją drogą, już dużo wcześniej spotkałam się z podobnym cytatem - jako "wiersz szczęścia" nieznanego pochodzenia można odnaleźć go chociażby w Internecie. Sama otrzymałam go kiedyś wydrukowanego na skrawku papieru od koleżanki i nosiłam przez długi czas w portfelu "na szczęście". Zastanawiam się, czy Marc Levy inspirował się tym wierszem, przytaczając go w swej książce, czy też owo nieznane pochodzenie tego wiersza wynika z nieprzypisania mu przez odbiorców autorstwa...
"Jak w niebie" to lekka i przyjemna lektura. Czasem zabawna, a czasem zbyt mocno, moim zdaniem, refleksyjna i melancholijna. Osoba Lauren (a raczej jej duchowa postać) na początku troszkę przyprawiała mnie o zdenerwowanie z powodu jej zdziwaczałego zachowania, ale później została ukazana w lepszym świetle. Arthur natomiast sprawiał wrażenie mężczyzny wręcz idealnego, a mam tu na myśli przede wszystkim jego charakter, dlatego nic dodać, nic ująć. Podobała mi się też postać Paula, wspólnika Arthura z pracy, która prezentowała sobą zwariowane poczucie humoru i duży dystans do otaczającego świata.
Do Albatrosowego wydania nie mam żadnych zastrzeżeń. Książka ta należy do serii Pi, która pomimo zaprzestania jej rozwoju, nadal jest jedną z moich ulubionych pod względem projektu okładek i wnętrz. Nie wypatrzyłam żadnych błędów w tekście, tylko ogólnie odniosłam wrażenie, że strasznie dużo w nim znaków interpunkcyjnych w postaci wykrzyknika, przez co wszelkie dialogi bohaterów zdawały się "krzyczeć".
Utwór "Jak w niebie" polecam miłośnikom powieści obyczajowych o miłości, przymykającym oko na zdarzenia nieprawdopodobne i odznaczającym się choć minimalną dawką poczucia humoru. Wprawdzie w trakcie lektury, jak i po, nie poczułam się jak w tytułowym niebie, to jednak główni bohaterowie jak najbardziej. Jestem bardzo ciekawa innych książek Marca Levy'ego - czy również fabułą będą odbiegać od "normalności" - zatem na pewno po którąś sięgnę, tym bardziej, że jedna z nich, "W następnym życiu" już czeka na półce mojej biblioteczki...
*s.173
**s.193
Hmmm... sama nie wiem... nie czuję się do końca przekonana, ale zawsze najlepiej przekonać się samemu, co w trawie piszczy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zaintrygowałaś mnie, jeśli trafi w moje ręce na pewno przeczytam. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się fabuła tej książki, takie klimaty lubię. Lekko i przyjemnie :)) Na pewno kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńTa pozycja już czeka na półce. :) Po przeczytaniu Twojej recenzji myślę, że będę zachwycona. Fabuła zapowiada się bardzo ciekawie, a ponadto powieści obyczajowe są jednym z moich ulubionych gatunków. No i fakt, że to literatura francuska, do której mam słabość odkąd sięgam pamięcią... :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChętnie sięgnę :) Recenzja świetna jak zwykle ;)
OdpowiedzUsuń