Liczba stron: 416.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 13.01.2012.
Zakończenie lektury: 13.01.2012.
Moja ocena: 7/10.
Linda Francis Lee to amerykańska pisarka powieści obyczajowych i komediowych. Do tej pory napisała dwadzieścia książek, które zostały wydane w wielu językach, w wielu krajach. Za jedną z nich otrzymała nominację do prestiżowej nagrody RITA. Przełomową powieścią okazała się "Diablica w Klubie Kobiet". Kiedy autorka nie pisze, spędza czas w Nowym Jorku, w którym mieszka, wraz z rodziną i przyjaciółmi.
"Diablica na balu debiutantek" została określona satyrą na snobistyczne elity oraz mieszanką romansu i komedii obyczajowej. Rzeczywiście taka też jest ta powieść. To typowa literatura kobieca. Opowiada o losach ludzi bogatych i wpływowych, zamieszkujących Willow Creek w stanie Teksas. To historia o tym, jak ci ludzie radzą sobie (lub też nie) z pieniędzmi, jaki mają do nich stosunek, a co najważniejsze, jak postrzegają swoich bliskich i jak zachowują się wobec nich. To lekka, przyjemna lektura o miłości, ucieczce i próbie zmiany swojego dotychczasowego życia. O radościach i smutkach rodzinnych. O zbuntowanych nastolatkach wkraczających w dorosłość.
Carlisle Cushing, młoda prawniczka z Bostonu, powraca do rodzinnego Teksasu, który opuściła kilka lat temu, by reprezentować własną matkę na jej piątej już sprawie rozwodowej. Pech chce, że adwokatem przeciwnej stronie zostaje były chłopak Carlisle, Jack Blair, przystojniak jakich mało, w dodatku w dalszym ciągu niepozostający obojętny w stosunku do głównej bohaterki. I to z wzajemnością! Oboje jednak mają już narzeczonych, co niejednokrotnie prowadzi do dziwnych i niezręcznych sytuacji. Sprawa rozwodowa matki Carlisle nie przebiega bez kłopotów, a na domiar złego na bohaterkę spada kolejne wyzwanie - poprowadzenie Setnego Rocznego Balu Debiutantek Willow Creek po zeszłorocznej klęsce owego balu jej matki. Carlisle musi nie tylko zachować dobry wizerunek własnej rodziny, ale też zaopiekować się całkiem "zielonymi", roztargnionymi przyszłymi debiutantkami, w tym swoją bratanicą...
To, że ktoś jest bogaty, nie znaczy, że należy do osób szczęśliwych. Jak to się zwykło mawiać, "pieniądze szczęścia nie dają". Nieważne, że można za nie kupić niemalże wszystko. Nawet w najgorszych snobach i ludziach lubiącym robić innym na przekór znajdzie się jakaś słabość albo krzta uczucia, której nie zadowolą żadne pieniądze. Carlisle Cushing, która uciekła od życia w dostatku, trudno jest zrozumieć zachowania niektórych bliskich jej osób, zwłaszcza matki, która zamiast być kiedyś matką-przyjaciółką z krwi i kości, wolała dbać o swoją reputację i wygląd. Bohaterka uciekała więc w naukę, psując tym sposobem relacje z rodzeństwem, zwłaszcza siostrą. Teraz, po powrocie w rodzinne strony, będzie miała okazję odnowić kontakt nie tylko z rozwodzącą się i ukrywającą jakiś sekret matkę, ale też usilnie pragnącą dziecka, a niemogącą zajść w ciążę siostrą, synową mającą z kolei "nadmiar" dzieci, no i jej córką, której nagle zachcewa się zostać debiutantką, a która swoim wyglądem bardziej przypomina Cyndi Lauper niż wytworną damę.
Z kolei bal debiutantek, a raczej przygotowania do niego, dają czytelnikowi możliwość zapoznania się z kilkoma osiemnastoletnimi dziewczynami, przyszłymi debiutantkami, rozpuszczonymi przez bogactwo rodziców i złych do szpiku kości lub wręcz przeciwnie - pozostającymi pod silnym wpływem dorosłych i mającymi szacunek do zarobionych pieniędzy. Wszelkie kłótnie i rywalizacje między nastolatkami, które opisała Lee w swej książce, bardzo przypominały mi "Plotkarę", młodzieżowy serial o rozpuszczonych bohaterach Manhattanu. To naprawdę niewiarygodne, do jakich nieprzyjemnych rzeczy potrafią dopuścić się zazdrosne i pragnące wygranej dziewczyny. A może w ten sposób chcą zwrócić na siebie uwagę rodziców? Wbrew pozorom niemal każda z przyszłych debiutantek nie jest taka, na jaką wygląda. A borykając się z problemami i pragnąc szczęścia, potrafi zmienić się w istną diablicę, by tylko osiągnąć zamierzony cel. Szczególnie jedna z nich, India Blair, zachodzi wszystkim za skórę, przez co trudno mi było polubić jej bohaterkę. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu postać bratanicy Carlisle, Morgan, która przeszła wielką przemianę samej siebie, wstępując do "klubu" debiutantek.
Ale muszę przyznać, że niemal każdy bohater "Diablicy na balu debiutantek" zainteresował mnie w jakiś sposób swoją historią. Czasem całkiem szaloną, czasem zabawną, irytującą, a nawet wzruszającą. Do banalnych natomiast zaliczyłabym związek Carlisle i Jacka, który toczył się niczym romans harlequinowy, a właściwie można było się tego po nim spodziewać już od samego początku powieści. Również zakończenie sprawy rozwodowej matki Carlisle nie zaskoczyło mnie tak bardzo, jak bym tego chciała - chyba liczyłam na zbyt wielkie sensacje. Na ogół jednak zaliczam tę książkę do bardzo udanych, gdyż autorka w zgrabny sposób połączyła mnóstwo ciekawych wątków w całość, opisując je nowoczesnym, lekkim i zabawnym językiem.
Sięgając po "Diablicę na balu debiutantek", myślałam, że będzie to nudnawa książka młodzieżowa o jakiejś roztargnionej dziewczynie, ale taka wcale nie jest. Bez wątpienia też nie jest ona przeznaczona tylko dla młodzieży. Porusza problemy zarówno błahe, jak i te poważne. Daje do zrozumienia, że człowiek nigdy nie jest w stanie zapomnieć o przeszłości i uciec od niej. Może co najwyżej spróbować ją naprawić, zmienić. Jeśli ni sam, na pewno znajdzie się ktoś, kto mu w tym pomoże. Bardzo spodobał mi się styl Lindy Francis Lee i jestem pewna, że sięgnę po jej "Diablicę w Klubie Kobiet", kiedy tylko nadarzy się taka okazja. Pisarka sprawiła, że nieźle się ubawiłam, a także wzruszyłam, zapominając o całym bożym świecie przez calutkie pół dnia, bo tyle zeszło mi na lekturze "Diablicy na balu debiutantek". Polecam na nudę i ponury humor.
Będę miała na uwadze tą książkę, aczkolwiek aż tak mocno mnie do niej nie ciągnie. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńTo coś w sam raz dla mnie. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja lubię poczytać czasem taką lekką literaturę. Odmóżdżenie nie jest złe! :)
OdpowiedzUsuń