niedziela, 8 stycznia 2012

"Coma" - Robin Cook

Wydawnictwo: Rebis, 2011.
Liczba stron: 324.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 06.01.2012.
Zakończenie lektury: 08.01.2012.
Moja ocena: 7/10.

Robin Cook jest uważany za mistrza thrillera medycznego. Nic dziwnego - jego dorobek literacki obejmuje około trzydzieści powieści tego gatunku. Z wykształcenia jest lekarzem medycyny i swoją wiedzę w tym zakresie zręcznie wykorzystuje podczas pisania książek. Porusza w nich problemy nieprawidłowych działań lekarzy czy naukowców, przeprowadzania niebezpiecznych eksperymentów, zabiegów i operacji. Autor często czerpie inspirację z realnego świata. Kilka jego powieści doczekało się ekranizacji, także jego debiutancka "Coma".

"Coma" to pierwsza czysto fikcyjna powieść Cooka, powstała w 1977 roku. Do tej pory przeczytałam trzy inne thrillery tego pisarza, napisane trochę później aniżeli "Coma", dlatego stwierdziłam, że będę wyrozumiała w kwestii opinii jego debiutu literackiego. Ale w głębi duszy wiedziałam, iż nie rozczaruję się i będę się dobrze bawić podczas lektury tej książki. Najzwyczajniej w świecie uwielbiam gatunek, jakim jest thriller medyczny, a Robin Cook, dzięki mojemu poprzedniemu spotkaniu z jego utworami, stał się jednym z moich ulubionych twórców.

Rzecz dzieje się w bostońskim szpitalu Memorial w ciągu zaledwie kilku dni zimnego lutego 1976 roku. Dla młodej pacjentki Nancy Greenly niewinny zabieg wyłyżeczkowania macicy kończy się niespodziewanie śpiączką. Lekarze zachodzą w głowę, jednak nie potrafią znaleźć przyczyny tego zjawiska. Kilkanaście dni później w taki sam stan zapada architekt Sean Berman, któremu w czasie zabiegu pomyślnie usunięto łąkotkę ze stawu kolanowego. Nic nie wskazuje na to, by tych dwojga ludzi coś ze sobą łączyło pod względem medycznym, mimo to młoda, piękna studentka, rozpoczynająca praktykę lekarską w szpitalu Memorial, Susan Wheeler, postanawia przyjrzeć się bliżej sprawie śpiączki i szybko odkrywa, że w ciągu ostatnich lat liczba pacjentów pogrążonych w nieoczekiwanej śpiączce wzrosła do kilkunastu. Susan na własną rękę czyni działania mające pomóc jej w wyjaśnieniu dziwnej zagadki. Wykazując się pomysłowością i sprytem, zasięga informacji tam, gdzie nie powinna, a to nie podoba się niektórym osobom z personelu bostońskiego szpitala. Czyżby ktoś ukrywał coś, o czym nikt nie ma prawa się dowiedzieć? Życie upartej studentki nagle znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie - dlaczego? Susan stopniowo odkrywa odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale z całą pewnością nie należą one do takich, które chciałaby poznać...

"Comy" nie da się czytać szybko, jak zresztą innych powieści Cooka. Mimo pełnej napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji, czytelnik musi zwrócić uwagę na terminologię medyczną, pojawiającą się w książce. A jest jej mnóstwo, poczynając od halotanu, przez sukcynylocholinę, aż po przeciwimmunoelektroforezę. Ale nie przeszkadza ona w odbiorze tekstu. Nie dziwię się, że Cook operuje tak fachowym językiem, gdyż sam jest lekarzem. Nie ma on jednak zamiaru zanudzić czytelnika - to, co powinno być wyjaśnione dla celów zrozumienia fabuły, zostaje wyjaśnione, natomiast pozostałe pojęcia i nazwy działań lekarskich są przytaczane dla zachowania rzeczywistego obrazu i klimatu szpitala. Mnie, studentce pedagogiki, zupełnie ten styl pisarski nie przeszkadza. Ale często zastanawiam się, jak postrzegają go np. studenci medycyny, którzy mają o niej więcej pojęcia niż ja. Może kiedyś będę miała okazję się tego dowiedzieć.

Ale pomijając już ten, na pierwszy rzut oka, skomplikowany język, trzeba wspomnieć o innych elementach powieści. Jej pozytywną stroną z całą pewnością jest fabuła opierająca się na prywatnym śledztwie studentki. Pomiędzy relacjami z tego dochodzenia czytelnik dowiaduje się jeszcze o innych wydarzeniach, które być może w jakiś sposób zostaną powiązane z odkryciami Susan Wheeler. Przed dziewczyną naprawdę nie lada wyzwanie - nie dość, że musi ona uporać się z serią tajemniczych śpiączek i mordercą czyhającym na jej życie, to w dodatku musi znosić wszelkie słowa dezaprobaty na swój temat, związany oczywiście z dyskryminacją płciową wśród personelu lekarskiego. Susan to postać odznaczająca się dużą inteligencją, ale, moim zdaniem, również lekkomyślnością i upartością. Ze wszystkich sił pragnie uratować bostoński szpital przed "czymś złowrogim", co jej się chwali, ale przez swoje działania niejednokrotnie ociera się o śmierć. W dodatku robi to zręcznie niczym pewny siebie bohater filmu sensacyjnego. I to mając dwadzieścia trzy lat, co jest wręcz nieprawdopodobne...

Szkoda, że Cook dużo mniej uwagi poświęcił bohaterom drugoplanowym (niektórym lekarzom i studentom), nie wyjaśniając do końca ich losów. Ogólnie rzecz biorąc, "Coma" zakończyła się tak nagle, iż zdziwiłam się, że na następnej stronie książki jest już zamieszczona nota od autora, w której nawiązuje on do sytuacji z fabuły powieści, odwołując się do wydarzeń ze świata rzeczywistego. Przekręty w świecie medycyny, które Cook przytoczył w tym utworze, nie są dla mnie nowością, gdyż spotykałam się z podobnymi w innych, nowszych książkach. Ale najprawdopodobniej poruszanie tego typu problemów zapoczątkował właśnie Robin Cook, w końcu "Coma" została napisana jakieś trzydzieści pięć lat temu! A wracając jeszcze do zakończenia utworu, a właściwie rozwiązania jego głównej zagadki, muszę przyznać, że spodziewałam się większego zaskoczenia, ale to być może dlatego, iż moje wcześniejsze podejrzenia w związku z konkretną osobą okazały się słuszne. Zabawa w detektywa w trakcie czytania książek idzie mi chyba coraz lepiej...

Na koniec napomknę jeszcze słowem na temat wydanie przeczytanej przeze mnie "Comy". Książka ta, podobnie jak inne tego pisarza, doczekała się już kilku wydań, ale to najnowsze, z 2011 roku, wydawnictwa Rebis podoba mi się najbardziej. Poprzez "zbitą" i niedużą czcionkę powieść sprawia wrażenie skromnej objętościowo, ale wcale tak nie jest. Najbardziej jednak cenię sobie okładkę - z ciekawą czcionką, ilustracją lub fotografią, zgrabnym opisem, bez zbędnego przepychu i bałaganu. Udało mi się zebrać już szesnaście tytułów Cooka w tym właśnie wydaniu i prezentują się one na półce mej biblioteczki rewelacyjnie.

Ci, którzy mieli okazję sięgnąć po któryś z utworów Cooka, wiedzą, że warto sięgać po kolejne. Ci, którzy nie mieli tej okazji, ale mają w planach zapoznanie się z jego twórczością, namawiam do lektury bardzo gorąco. A ci, którzy gustują w różnego rodzaju thrillerach i kryminałach, powinni dać sobie szansę i zerknąć w "Comę" lub inną powieść tego słynnego pisarza - a nuż spodoba im się kolejny gatunek literacki, jakim jest thriller medyczny. Na pewno warto. Chociażby ze względu na zagadkę, która zostaje rozwiązana dopiero pod koniec książki. Ze względu na trzymającą w napięciu i zaskakującą fabułę, no i mnóstwo podejrzanych o złe czyny bohaterów. Po lekturze "Comy" czuję lekki niedosyt związany z twórczością Robina Cooka i zastanawiam się, czy nie sięgnąć zaraz po następną książkę jego autorstwa. Nic dziwnego - ostatnim razem musiałam "połknąć" trzy jego powieści, jedna po drugiej...

5 komentarzy:

  1. Przepadam za thrillerami medycznymi, więc i po ten chętnie sięgnę, jeśli czas na to pozwoli:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, oceniłam 5/10, bo w porównaniu do innych jego książek, ta wydawała mi się kiepska. Im nowsze, tym lepsze, tak sądzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wstyd się przyznać, ale nie miałam jeszcze w ręce żadnego thrillera medycznego. Natomiast ostatnio przeczytałam kilka równych recenzji na temat książek tego gatunku i czuję, że to będzie coś dla mnie. :) Może dlatego, że kiedyś sama chciałam iść na medycynę... Muszę dopisać ten tytuł do listy do przeczytania. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. muszę się zapoznać z tym panem lubię takie klimaty :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie do końca moje klimaty, ale może jednak się skuszę :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...