sobota, 12 kwietnia 2014

"Zaklinacz czasu" - Mitch Albom

Tytuł oryginalny: "The Time Keeper".
Tłumacz: Nina Dzierżawska.
Wydawnictwo: Znak, 2014.
Liczba stron: 288.
Rozpoczęcie lektury: 29.03.2014.
Zakończenie lektury: 30.03.2014.
Moja ocena: 7/10.

Mitchell David "Mitch" Albom to amerykański autor bestsellerów, dziennikarz, dramatopisarz, scenarzysta i muzyk. Nieobca jest mu też działalność charytatywna - do tej pory założył i zorganizował takie grupy wolontariuszy i fundacje dla potrzebujących dzieci, jak "The Dream Fund", "A Time to Help" i "A Hole in the Roof". Do najpopularniejszych jego książek należą między innymi "Wtorki z Morriem" (oparta na faktach), "Pięć osób, które spotykamy w niebie" i "Jeszcze jeden dzień". Pisarz porusza w swych utworach tematykę skłaniającą odbiorcę do refleksji - zazwyczaj jest to śmierć, choroba, miłość czy po prostu nadzieja.

Jedna z nowszych powieści tego autora, "Zaklinacz czasu", zabiera czytelnika w podróż - trochę magiczną, trochę bajkową - której celem jest nieco inne spojrzenie na coś, co towarzyszy człowiekowi na każdym jego kroku, w każdym miejscu, o każdej porze, czyli poczucie czasu. Poprzez sensownie przeplatające się historie trzech osób - żyjącego przed tysiącami lat Dora oraz współczesnych Victora i Sarah - Albom zwraca uwagę na to, w jaki sposób powstał czas, kiedy miały miejsce jego pierwsze pomiary, a także w jaki sposób nabrał on wartości, a jednocześnie stał się przekleństwem.

Sarah Lemon, typową nastolatkę z kompleksami, poznajemy w momencie, gdy dziewczyna szykuje się na spotkanie z chłopakiem, w którym nie tak dawno zdążyła się zakochać (jak na razie bez wzajemności). To bardzo nowoczesna postać, podatna na "cierpienia" dotykające młodych ludzi, w tym przede wszystkim odrzuconą miłość. Kiedy jej plany względem Ethana nie zostają zrealizowane z pewnych powodów, w głowie Sarah pojawiają się pierwsze myśli samobójcze. Z kolei Victor Delamonte, bogaty starzec umierający na raka, nie ma najmniejszego zamiaru kończyć z życiem. Dzięki nowoczesnej technice wpada na - jak mu się wydaje - genialny pomysł, który pozwoli mu przechytrzyć uciekający czas. I właśnie wtedy, w tych krytycznych momentach życia obojga bohaterów, ich drogi krzyżują się ze ścieżką wydeptaną przez żyjącego tysiące lat Dora, człowieka, który jeszcze przed Egipcjanami i Grekami wynalazł czas. Ma on za zadanie odwieść Sarah i Victora od ich niefortunnych decyzji, ale... jak tego dokonać?

Do twórczości Coelho odwoływać się tu nie będę, bo nie trzymałam w ręku jeszcze ani jednej jego książki. "Zaklinacz czasu" czyta się dobrze, rzeczywiście przyczynia się on do snucia rozważań na istotne tematy, nie podziałał jednak na mnie tak mocno, ażebym miała zmienić swoje dotychczasowe życie, co, jak głoszą slogany reklamujące ów tytuł, wielu czytelników po jego lekturze zdołało zrobić. W powieści nie brakuje śladów fantastyki, ale wszystko jest ładnie i zgrabnie opowiedziane. Utwór wzrusza i zachwyca wspaniałym zakończeniem. Ma charakter przypowieści, takiej z przesłaniem, które choć banalne, nie przeszkadza, lecz cieszy oko. Myślę też, że "Zaklinacz czasu" sprawdziłby się jako opowieść czytana na głos przez jedną osobę dla drugiej - wieczorami, przed snem, niczym bajka z elementami biblijnymi, delikatnego napięcia i oddziałującymi na różne emocje odbiorcy, począwszy od radości, przez zaciekawienie i przerażenie, aż po smutek i żal.

Fabuła książki Alboma sprowadza się do jednego - czasu i jego znaczenia. To zjawisko zwane czasem wchodzi w skład nienaruszalnej wręcz struktury życia każdego z nas. Może być dla nas zbawieniem, ale i utrapieniem. Szczęściem, ale i pechem. Zwracamy na niego uwagę i odmierzamy go nieustannie. Jesteśmy w szkole - odliczamy minuty do następnej przerwy lub do końca zajęć. Jesteśmy w pracy - nie możemy się doczekać końca zmiany i powrotu do domu. Planujemy w godzinach popołudniowych zrobić zakupy, obiad i pomóc dziecku w odrobieniu lekcji. Denerwujemy się, gdy w ciągu następnych kilkudziesięciu minut musimy zrobić to, to i jeszcze tamto. Ostrożniejsi z nas przypominają sobie raz po raz słynne przysłowie "gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy", ale bardzo często nawet im nie jest łatwo przeciwstawić się temu powiedzeniu. Spieszymy się dla przyjemności. Spieszymy się, bo możemy nie zdążyć. Spoglądamy na zegarek noszony na ręce, wiszący na ścianie, na telefon komórkowy czy komputer, który przecież także pokazuje, którą mamy godzinę. Istnieją nikłe szanse na to, abyśmy potrafili odmierzać czas (bo o nieodmierzaniu nie ma w ogóle mowy) jakoś inaczej, bez większego napięcia, jak w popularnej piosence Andrzeja Rybińskiego, "Nie liczę godzin i lat".

Dzisiejsze czasy to jeden wielki pośpiech - pośpiech nie do ogarnięcia. Ale, jak sugeruje powieść Alboma, choć przeciętny człowiek i bez niej doskonale zdaje sobie z tego sprawę, warto na chwilę przystopować, odetchnąć, dać się ponieść przyjemnościom i radościom wynikającym ze zwykłej codzienności i bliskości drugiej osoby, której nie zawsze doceniamy; stawić czoła problemom i bólowi - choć jest to niezwykle trudne, jest pewnego rodzaju wyznacznikiem ludzkiego istnienia; poczuć, że się żyje. Myślę, że niektórzy są w stanie to robić i robią to od czasu do czasu - po skończeniu dnia pracy czy szkoły - niestety są też i tacy, którzy nie wytrzymują presji, nie wiedzie im się tak, jak sobie kiedyś wymarzyli, dlatego decydują się targnąć na własne życie, co jest dla mnie aktem ani nie odważnym, ani nie tchórzliwym, lecz egoistycznym, w szczególności gdy ma się w otoczeniu kochające osoby lub chociaż takie, dla których nieobecność przyszłego samobójcy da się im w jakiś sposób we znaki. Szansę na zrozumienie tego ma właśnie bohaterka "Zaklinacza czasu", Sarah.

Na koniec dodam, że warto zwrócić uwagę na przerażającą wizję przyszłości wymyśloną przez Mitcha Alboma. Jest ona przedstawiona na zaledwie jednej stronie utworu, ale mimo to daje do myślenia i naprawa przejmującym smutkiem. To ona chyba najbardziej przemawia za tym, by korzystać z danego nam - obecnego - życia pełnymi garściami, zanim przekształci się ono w jeszcze bardziej "uczasowione", bezbarwne i bezduszne.

8 komentarzy:

  1. Inaczej to ujęłam, ale wrażenia po jej przeczytaniu mamy identyczne. Nie sprawiła ona, że chce zmienić swoje życie, ale skłoniła do refleksji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Albom zdobył moją sympatię "Pięć osób, które spotykamy w niebie", z kolei "Jeszcze jeden dzień" mnie rozczarował... Jeśli chodzi o "Zaklinacza czasu" to pewnie przeczytam kiedyś tam... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam już o książce, jak spotkam chętnie do niej zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ochotę poznać tę historię, zwłaszcza że jestem niewolnicą upływającego czasu. Wciąż się gdzieś śpieszę i wszystkich poganiam w obawie, że się spóźnimy, że czegoś nie zdążymy zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka bardzo mnie interesuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielokrotnie wpadałam na tą książkę ale jakoś mnie nie przekonywała. A teraz zmieniłam zdanie, z chęcią po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dla mnie to arcyciekawy temat. Ogólnie pojęcie czasu, przeszłości, przyszłości i teraźniejszości to dla mnie tematy, o których lubię poczytać.
    Polecam Ci "Nigdy i na zawsze" - porusza podobną tematykę

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...