poniedziałek, 31 marca 2014

"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" - Agnès Martin-Lugand

Tytuł oryginalny: "Les gens heureux lisent et boivent du café".
Tłumacz: Beata Turska, Małgorzata Miłosz.
Wydawnictwo: Wielka Litera, 2014.
Liczba stron: 208.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 25.03.2014.
Zakończenie lektury: 26.03.2014.
Moja ocena: 3/10.

Po raz pierwszy wydana jako e-book na koszt autorki powieść "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" odniosła niebywały sukces, po czym prawa do jej wydania sprzedano do kilkunastu krajów na całym świecie. Szczerze? Do tej pory nie mogę się temu nadziwić. Tej malutkiej, cieniutkiej niczym harlequin książeczce bliżej właśnie do nic nieznaczącego romansidła aniżeli wzruszającej historii o miłości, jaką miała być. Również jej tytuł - niebanalny, zachwycający - wprowadza w błąd, bowiem ma on wspólnego z treścią utworu tyle co nic - ot, takie tam motto kawiarni literackiej, której właścicielką jest główna bohaterka. A gdzie ci szczęśliwi ludzie? Gdzie to szczęście, ciepło, optymizm?

Mija rok odkąd Colin i Klara, mąż i córeczka Diane, zginęli w wypadku samochodowym. Nie zapowiada się jednak na to, by kobieta miała w najbliższym czasie pogodzić się z ich śmiercią i stanąć na nogi. Nie wychodzi z domu przypominającego sanktuarium, pije, pali i wspomina, wylewając przy tym niekończące się morze łez. Pieczę nad jej kawiarnią nieudolnie sprawuje jej przyjaciel, Feliks. To przez niego w pewnym sensie Diane decyduje się któregoś dnia na samotny wyjazd z Paryża do Mulranny w Irlandii, by zyskać trochę spokoju i spróbować odżyć. Ale już podczas pierwszego dnia pobytu w tym chłodnym i wietrznym kraju bohaterka zdaje sobie sprawę z tego, że nie będzie jej tu łatwo - chociażby ze względu na wyjątkowo niemiłego i gburowatego sąsiada, obok którego przyszło jej zamieszkać...

Jakie uczucie zakwitnie pomiędzy Diane a Edwardem (sąsiadem właśnie), można się domyślić, wcześniej jednak czytelnik będzie świadkiem wielu zgrzytów i nieprzyjemnych spotkań tych dwojga, którzy - jak małe dzieci - robią sobie na złość i okazują nienawiść na niekoniecznie mądre sposoby. Czy to całe ich droczenie się ze sobą miało być śmieszne? Bo, jak na moje oko, wyszło nieznośnie i irytująco. Nieco później dzieje się jak w oklepanym schematycznie romansie - zakochanie, cudowne chwile, cisza przed burzą, burza i załagodzenie sytuacji - choć samo zakończenie - jakby napisane w momencie, w którym autorkę opuściła wena - pozostawia wiele do życzenia, delikatnie rzecz ujmując. Nie spodobało mi się wcale. Dobrnęłam do ostatniego zdania na ostatniej stronie i zapytałam sama siebie "to już?".

Jeśli chodzi o postaci pojawiające się na kartach powieści "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę", nie jestem w stanie wyartykułować na ich temat pochlebnych opinii. Diane jeszcze można jakoś znieść, zwłaszcza na początku utworu, kiedy jej ból z powodu straty bliskich osób wydaje się rzeczywisty, namacalny, tak bardzo inny od reszty treści historii, która jest nijaka. Z kolei moje uczucia żywione do Edwarda przypominały sinusoidę - najpierw absolutnie nie dawał się on lubić z powodu zachowania, o którym wspomniałam we wcześniejszym akapicie; kiedy między nim a Diane zaczynało się pomyślnie układać, jego charakter przybrał łagodny odcień i stać go było wtedy na całkiem ciekawe i miłe dla oka przedsięwzięcia; natomiast im bliżej końca książki, tym szybciej wracała moja początkowa niechęć do Edwarda, któremu zgrywanie twardziela nie pomagało w ukryciu, że facet tak naprawdę nie miał jaj i lepiej wychodziło mu bycie łajdakiem. Dlaczego - zdradzić nie mogę; dodam tylko, że ów wątek, który aktualnie mam na myśli, jest chyba najgorzej poprowadzonym ze wszystkich w powieści Martin-Lugand. Ale o jeszcze jednym bohaterze chciałam w paru słowach napomknąć, mianowicie o Feliksie, najlepszym przyjacielu Diane. Jego postać została strasznie spłycona. Feliks jest gejem. A autorka nie pisze o niczym innym, tylko o jego niemających końca podbojach miłosnych i bziku na punkcie każdego napotkanego przez niego mężczyzny, co po którymś razie robi się już po prostu nudne, a nawet niesmaczne.

Zapowiadało się obiecująco. Nie tylko za sprawą tytułu powieści, ale i jej pierwszych rozdziałów. Martwiłam się wprawdzie, czy aby z wyjazdu Diane do Irlandii nie wyjdzie jakaś powtórka z rozrywki przypominająca wyjazd do tegoż samego kraju Holly z utworu "P.S. Kocham Cię" Cecelii Ahern (swoją drogą, co ta Irlandia ma w sobie, że wszyscy lgną do niej jak muchy do miodu?), na szczęście nie znalazłam podobieństw między obiema historiami. Ale po raz kolejny poddałam się zauroczeniu Irlandią (najwyraźniej jej krajobrazy i klimat, za którym nie przepadam, są tym "czymś") i zamarzyłam o jej zobaczeniu kiedyś na żywo. Pisanie Agnès Martin-Lugand nie idzie źle, ale na przyszłość życzyłabym jej częstszego łapania oddechu i rozwinięcia umiejętności tworzenia bardziej rozbudowanych wątków i dialogów.

"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" to utwór, który, niestety, bardzo mnie rozczarował. Po pierwsze - zamiast zarazić szczęściem tytułowych ludzi, przygnębił mnie i niejednokrotnie wprawił w rozdrażnienie. Chciałoby się napisać "ale to już było", jeśli chodzi o schemat opowieści, ale chyba większym jej minusem jest fakt, że nie została ona dopracowana, uszczegółowiona. Zabrakło mi w niej czegoś głębszego, nad czym mogłabym podumać i porozmyślać w tym pozytywnym sensie. Po drugie - jak na tak niewielką objętościowo książeczkę, jest w niej zdecydowanie zbyt dużo literówek. Bardzo nieprzyjemnie mi było na nie patrzeć. Ogółem - tym razem powstrzymam się od polecania omawianej w niniejszej opinii książki komukolwiek.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

7 komentarzy:

  1. Piękna okładka i tytuł, ale w środku pusto, że hej :/ Aż nie mogę się zabrać za napisanie wrażeń po lekturze. Niestety bardzo słaba książka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie byłoby wielkie rozczarowanie gdybym wzięła książkę w ciemno ze względu na piękny tytuł. Nie nie będę obchodzić ją z daleka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie niestety również rozczarowała, nie lubię gdy autor wyciąga ze mnie łzy nie oferując nic wartościowego w zamian. Niezwykle chaotyczna była ta książka, co najmniej jakbym czytała pamiętnik pisany w sieci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tytuł jest super, ale widać na tym raczej kończą się zalety tej powieści, więc chyba sobie daruję czytanie jej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tytuł faktycznie interesujący, ale zupełnie nie mam ochoty poznawać zawartości, za dużo osób się ną rozczarowało.
    P.S. Co do Irlandii, to chyba wiem, co ciągnie tutaj ludzi - wiosna i lato w połączeniu z tymi widokami są przecudowne. Gorzej z zimą - deszcz, deszcz, deszcz... I brak śniegu. Przynajmniej ja go tu od 1,5 roku nie widziałam ;) No i w zdecydowanej większości są tu przesympatyczni ludzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie, a myślałam, że będzie to naprawdę świetna powieść. Tytuł i okładka zapowiadają niesamowitą lekturę, ale jak się tak bliżej przyjrzeć treści. Ech... Widać, że wydawnictwo, a także sama autorka wykorzystali chwyty marketingowe - odpowiedni tytuł i okładka. Tyle, że to nie wszystko, potrzeba czegoś więcej, aby trafić do serca czytelnika. Tylko może chodziło wyłącznie o kupno książki, stąd dobre pierwsze wrażenie... Szkoda, naprawdę szkoda, bo miałam na nią ogromną ochotę.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...