środa, 5 marca 2014

"Kota lubi szanuje" - Michalina Kłosińska-Moeda

Wydawnictwo: Replika, 2014.
Liczba stron: 212.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 28.02.2014.
Zakończenie lektury: 04.03.2014.
Moja ocena: 6/10.

Gdyby nie to, że w pewnym momencie byłam zmuszona przerwać lekturę, książkę "Kota lubi szanuje" autorstwa Michaliny Kłosińskiej-Moedy przeczytałabym na jednym wdechu, w ciągu dwugodzinnego fragmentu bezsennej nocy. Bo, po pierwsze, powieść jest króciutka - zdecydowanie zbyt krótka, tak sądzę. A po drugie, wciągająca i przyjemna w odbiorze. I ze szczęśliwym zakończeniem, bo tylko takie autorka uznaje za właściwe.

To historia, a właściwie kilkumiesięczny wycinek z życia dwudziestoczteroletniej Hanki Lewickiej, świeżo upieczonej absolwentki filozofii i miłośniczki kotów. Sama opiekuje się dwoma futrzakami - Kiką i Zyziem. Po niedawnej przeprowadzce do Warszawy, gdzie dziewczyna zamieszkała w mieszkaniu otrzymanym w spadku, boryka się z uciążliwym sąsiedztwem w postaci agencji towarzyskiej o wdzięcznej nazwie Syrenka, no i, co chyba najistotniejsze, z brakiem pracy. Wkrótce jednak los-żartowniś uśmiecha się do Hanki, ofiarując jej posadę sprzątaczki w agencji reklamowej. Wygląda też na to, że przed bohaterką znów pojawi się szansa na miłość i ciekawy związek. Zauroczona szefem, Piotrem Abramczykiem, przyjmuje jego szaloną propozycję umożliwiającą zarobienie dużych pieniędzy, a kiedy poznaje jednego z jego podwładnych, Krzysztofa Ślaskiego, wszystko zaczyna się komplikować jeszcze bardziej i... zabawniej.

Bo utwór "Kota lubi szanuje" jest zabawny, powiedziałabym nawet, że zwariowany; taki romans komediowy, którego akcja ani przez moment nie stoi w miejscu, podobnie zresztą jak życie Lewickiej po tym, jak podejmuje ona pracę. Utożsamiając się z bohaterką - ukończyłam studia pedagogiczne i aktualnie jestem bezrobotną duszą artystyczną - zazdrościłam jej pomysłowości i licznych okazji, dzięki którym miała ona szansę wybić się zawodowo. Jej zróżnicowanych znajomych, urwania głowy i po prostu przygód, mimo że powstały one tylko i wyłącznie w wyobraźni Kłosińskiej-Moedy na potrzeby książki. Można wśród nich znaleźć wątki rodzinne, typowo kocie, co absolutnie mi nie przeszkadzało, gdyż lubię koty i mam nadzieję, że kiedyś zostanę właścicielką jednego z ich przedstawicieli; ponadto interesujące przyjaźnie (na przykład z osiłkiem Rychem czy starszą panią Rudzką, której rola sprowadza się głównie do udzielania życiowych porad i snucia przedwojennych wspomnień - dość często w literaturze obyczajowej czy kobiecej tego typu postaci się pojawiają, prawda?) oraz intrygi, za którymi stoi przeważnie zazdrosna, mściwa Oliwia, pracownica firmy, w której zatrudniono Hankę. A jak intrygi, to i nieporozumienia i popełnianie mnóstwo błędów. Scena z udziałem Oliwii śledzącej Lewicką jest po prostu mistrzowska i nieźle się w czasie jej lektury naśmiałam. Co jeszcze zostało okraszone dawką dobrego humoru, to imiona i nazwiska niektórych bohaterów oraz tytuły polskich seriali i programów telewizyjnych, które nawet laika naprowadzą na ich rzeczywiste "odpowiedniki". Łatwo jest bowiem skojarzyć, że książkowy Piotr Abramczyk to ktoś pokroju Piotra Adamczyka, a popularny "Przepis na tycie" to "Przepis na życie".

W powieści "Kota lubi szanuje" sporo się dzieje na różnych płaszczyznach ludzkiego życia. Przede wszystkim miłość. Mamy tutaj romantyczne randki, niespodzianki, wymiany listów i maili, nieoczekiwane, a więc bardzo zaskakujące związki partnerskie, zazdrość, tęsknotę, a nawet zwyczajne marzenia o założeniu rodziny. Ponadto sfera zawodowa. Pisarka z przymrużeniem oka traktuje o problemach dotyczących szukania zatrudnienia, zakładania działalności gospodarczej i prawie dżungli, które często znajduje swe zastosowanie w większych firmach i korporacjach.

Podziwiam Michalinę Kłosińską-Moedę za niezwykłą swobodę, jaką otula swoje pisarstwo. Już na pierwszej stronie książki widać, że autorka lubi pisać, bawić się słowem i robi to w sposób niewymuszony. Jedyne, co mi się w tej kwestii nie podobało, to wtrącanie rażących, nieładnie się prezentujących spolszczeń wyrazów obcojęzycznych, takich jak "pardą", "dojczebank" czy "suszi". Poza tym na minus okładka - może i z całkiem miłymi dla oka modelami, ale trochę zbyt cukierkowa. Kryje się pod nią jednak fajny, sympatyczny i rozluźniający utwór. Odstresowywacz, po którym należy się spodziewać nie ambitnych przesłań, lecz po prostu rozrywki, ewentualnie podniesienia na duchu.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Replika.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

5 komentarzy:

  1. Krótka, relaksująca historia z pozytywnym zakończeniem zawsze się przyda. Myślę, że i ja kiedyś sięgnę po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam ciekawa tej książki i okazuje się, że warto po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z chęcią spędzę czas w jej towarzystwie

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się nieźle, typowo relaksacyjna lektura:)
    Zapraszam na konkurs:http://gosia72.blogspot.com/2014/03/zielono-mi-konkurs-na-wczesna-wiosne.html
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytam z powodu tego słodkiego kotka na okładce :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...