środa, 15 stycznia 2014

"Książęta highwayu" - Marcin Baraniecki

Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2013.
Liczba stron: 464.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 02.01.2014.
Zakończenie lektury: 04.01.2014.
Moja ocena: 7/10.

"Historia, którą tu opowiem, jest dziwna i nietypowa. Jest to truckerska historia o ludziach i ich sprawach, o ładunkach i truckach, o zimnie, śniegu i ciężkiej pracy. Jest to opowieść o kanadyjskich truckerach i ich codziennym trudzie. Dziś, gdy piszę te słowa, widzę ich wyraźnie - tak jakby tych minionych lat wcale nie było. Antek, Brian, Władziu, Sylwek i inni. Stoją koło swoich trucków. Kowbojskie buty, błyszczący chrom zderzaków. Wolni i uśmiechnięci. Można powiedzieć: prawdziwa arystokracja zawodu!"*. Tak właśnie opisuje książkę Marcin Baraniecki, będący zarówno jej autorem, narratorem, jak i jednym z głównych bohaterów. A w rzeczywistości - truckerem, dziennikarzem, pisarzem i redaktorem naczelnym polsko-kanadyjskiego magazynu "Truck'N'Roll".

"Książęta highwayu" to zgrabny zlepek historii, opowieści i wydarzeń opartych na faktach, mających miejsce w latach 80. i 90. XX wieku, a także dużo wcześniej. Intuicja podpowiedziała mi, aby sięgnąć po tę pozycję, zadziwiając mnie przy tym maksymalnie. Przecież praca fizyczna jako kanadyjski kierowca potężnej ciężarówki (i nie tylko) to tematyka typowo męska. I o niej właśnie przeważnie jest mowa w utworze Baranieckiego. Ale gdzieś tam pomiędzy wypływają na wierzch także inne zagadnienia, ciekawostki, historie uświadamiające odbiorcy, iż książka ta opowiada tak naprawdę o życiu - miłości, tęsknocie, marzeniach, planach, rodzinnych problemach, długach - a fakt ten sprawia, że może po nią sięgnąć każdy, niezależnie od płci i wieku. Czas poświęcony jej lekturze nie będzie stracony, wręcz przeciwnie - ekscytujący, w końcu autor zabiera nas do surowej, zimnej, a zarazem pięknej Kanady, a takie podróże nie zdarzają się nam zbyt często, prawda? Nawet w świetle literatury.

Zyskowe wydanie "Książąt highwayu" robi wrażenie - ciesząca oko kolorowa okładka, a wewnątrz ładnie zaznaczone (czarno-białymi fotografiami) kolejne rozdziały, wyszczególnione inną czcionką fragmenty tekstu poświęcone starszym wydarzeniom z życia Baranieckiego i jego znajomych oraz przypisy objaśniające niektóre anglojęzyczne zwroty i terminy ściśle powiązane z truckingiem, co ułatwia czytelnikowi szybkie zorientowanie się w temacie bez zaglądania do słownika. Język autora jest prosty i przystępny. Nawet bardzo - pisarz bowiem potrafi opowiadać i zyskiwać przy tym zainteresowanie i aprobatę odbiorcy.

Przez większą część książki Baraniecki snuje obfitującą w niecodzienne sytuacje historię Antka Sobótki, mężczyzny pochodzącego z Warszawy, którego on sam poznał w 1963 roku. W latach 80., które stanowią przeważające tło akcji utworu, Marcin i Antek są już w Kanadzie, pracując jako kierowcy wielkich ciężarówek, swego czasu nawet w tej samej firmie transportowej. Ale Antka zaczyna nosić. Aby zarobić więcej pieniędzy, decyduje się na zmianę pracy - na podobną, ale dużo cięższą. Niewyobrażalnie ciężką - nie tylko w kwestii wkładanego w nią wysiłku fizycznego, ale i psychicznego - trudne warunki mieszkaniowe czy niekończąca się rozłąka z rodziną na każdym kroku sprawiają ból. A jeśli dodać do tego wypadki losowe i niebezpieczeństwa, jakie czyhają na nawet najbardziej ostrożnego i profesjonalnego truckera, wyjdzie nam, że kanadyjski epizod z życia Antka to mieszanka dramatu, komedii i thrillera. Najprawdziwsza.

Praca kierowcy ciężarówki na pierwszy rzut oka może wydawać się łatwa i nawet całkiem przyjemna. I czasami rzeczywiście w taki sposób można ją określić - kiedy ma się do czynienia z prostą i krótką trasą, piękną słoneczną pogodą czy codziennymi powrotami do rodzinnego domu. Ale najczęściej jest zupełnie odwrotnie i każda podróż truckiem może zmienić się w istny horror. A jakie są ku temu powody? "(...) trucking (...) może dać dużo radości, ale może też wykończyć. Sami wiecie, że to są długie, samotne godziny. Głowę i to, co się w niej kołacze, trzeba trzymać na krótkiej smyczy. Najlepiej za dużo nie myśleć i nie fantazjować. Przede wszystkim nie myśleć o kobietach, bo jak raz zaczniesz o seksie, to nie przestaniesz się skórować, aż wlecisz z truckiem do rowu!"**. Ponadto warunki pogodowe i te panujące na drogach - chwila nieuwagi, nawet najmniejsze oznaki paniki i nieumiejętność zapanowania nad wozem mogą przynieść katastrofalne skutki. "Ranek był świeży i mroźny. Śniegu ani na lekarstwo, ale drżałem na myśl, że możemy wpaść na jakieś oblodzenie czy nawet niewielki spłachetek lodu. Nie wiem, czy to sobie wykrakałem, czy tak już musiało być, ale gdzieś koło dziesiątej zaległa nagle przerażająca cisza. Dobrze wiedziałem, co to znaczy. Jedziesz, jedziesz, highway ci śpiewa i ten śpiew to jest najpiękniejsza truckerska melodia. Gdy ten highwayowy śpiew milknie, wiesz, że jedziesz po lodzie! Cisza to lód!"***. Baraniecki w "Książętach highwayu" przytacza mnóstwo szalenie interesujących ciekawostek związanych z charakterem pracy w truckingu - czasami zabawnych i niewiarygodnych, jednak zdecydowana ich większość należy do tych przerażających i mrożących krew w żyłach. Coś niesamowitego, zapewniam!

Przez książkę przewija się wiele postaci i o niemal każdej z nich pisarz ma coś godnego uwagi do powiedzenia. Nic dziwnego - kiedy praca tego wymagała, pracownicy danej firmy musieli egzystować w naprawdę niełatwych warunkach, a przy tym więc mogli liczyć tylko i wyłącznie na siebie, także podczas zapewniania sobie rozrywki, którą w tych najtrudniejszych momentach mogły być tylko wspólne opowieści zaczerpnięte z życia (doskonale jest to widoczne w rozdziałach poświęconych upiornej zimie 1985 roku, które stały się moim absolutnym numerem jeden powieści). Baranieckiemu należą się podziw i szacunek - zarówno dla jego pamięci, jak i uporu w zdobywaniu i spisywaniu wszelkich historii, jakie pojawiły się w "Książętach highwayu".

Jest co  w tym utworze podziwiać. Jest czym się zachwycać i jest nad czym rozpaczać, gdyż jego bohaterowie niejednokrotnie ocierają się o śmierć, doświadczają uczucia bezsilności i rezygnacji dosłownie ze wszystkiego. Po licznych wykrzyknieniach widać, że także Marcin Baraniecki nie może powstrzymać się od wyrażania swych emocji, że nadal bardzo przeżywa to, co działo się z nim i jego kolegami w latach 80. i 90., że były to dla niego czasy niezwykłe - pogodne, szalone i depresyjne na przemian. Były wielką przygodą. Tak jak dla mnie przygodą (wprawdzie nie tak wielką, ale zawsze) była lektura "Książąt highwayu", dzięki której zgłębiłam nieco tajników pracy kanadyjskich truckerów (łącznie z budową robiących piorunujące wrażenie ciężarówek - na mnie robią one takie właśnie wrażenie od czasów mojego dzieciństwa, kiedy to wymyśliłam sobie życzenie, aby chociaż raz w życiu zasiąść w kabinie takiego trucka), jak również poznałam interesujące wątki typowo obyczajowe, tak bliskie każdemu z nas.

*s.26
**s.19
***s.22

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

3 komentarze:

  1. Kiedyś byłam w podróży i taki widok przez okno samochodu wprawił mnie w zachwyt:) Dlatego chętnie poczytam o bohaterach tych stalowych potworów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zazdroszczę :). Sama na ogół bardzo rzadko podróżuję, za granicę to już w ogóle, ale skrycie marzę o takich podróżniczych podbojach świata, ach :).
      A książkę polecam, nie można się na niej nudzić.

      Usuń
  2. Ciekawa byłam recenzji tej książki. Wielkim uwielbieniem darzę film "Konwój", a teraz już wiem, że muszę zdobyć i tę pozycję! Oj, koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...