poniedziałek, 26 grudnia 2011

"Smocze łzy" - Dean Koontz

Wydawnictwo: Albatros, 2011.
Liczba stron: 424.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 20.12.2011.
Zakończenie lektury: 25.12.2011.
Moja ocena: 6/10.

Dean Koontz to pisarz, o którym słyszał niemal każdy. Jest jednym z najpopularniejszych autorów amerykańskich. Karierę literacką rozpoczął już w wieku dwudziestu lat, a specjalizuje się w thrillerach z elementami grozy, science-fiction i kryminału. Do tej pory wydał kilkadziesiąt tytułów, z których kilkanaście doczekało się ekranizacji.

"Smocze łzy" to horror powstały w 1993 roku. Tytuł jednoznacznie kojarzy się z fantastyką i smokami, dlatego przed lekturą zastanawiałam się, czy takowe stwory będą w tej książce się pojawiać. Mimochodem jednak autor wspomniał jedynie o... jaszczurkach, później pojawiły się także węże i pająki, no i pies, który odegrał znaczącą rolę w powieści. Żadnych smoków, mimo że nawet okładka na nie wskazuje. "Smocze łzy" to historia o kreowaniu rzeczywistości, decydowaniu o własnym losie, panowaniu nad innymi, o ludzkiej nienawiści, bezbronności, o ludzkim strachu, ucieczce przed przeszłością, stawaniu się lepszym.

Akcja powieści toczy się pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Kalifornii. Książka podzielona jest na trzy części rozpoczynające się krótkimi wierszami, głównie z Księgi Policzonych Smutków, a te części składają się jeszcze z rozdziałów i podrozdziałów. Koontz opisuje historie kilku osób, których losy po jakimś czasie przeplatają się ze sobą. I to wcale nie w przyjemnej atmosferze...

"Smocze łzy" rozpoczynają się od przedstawienia dwójki głównych bohaterów, policjantów Harry'ego Lyona i Connie Gulliver, którzy uparcie ścigają pewnego groźnego przestępcę. Ta dwójka współpracowników bardzo się od siebie różni, ale dzięki temu stanowi zgrany zespół. Connie to kobieta kochająca swoją pracę, ryzyko, pościgi i szaleństwo, ale jednocześnie jest przeczulona na punkcie okrucieństw, jakich dopuszczają się zwykli śmiertelnicy, i przy każdej okazji zachowuje dużą rozwagę i ostrożność. Z kolei Harry to człowiek znacznie spokojniejszy i uporządkowany. Nie lubi nadużywać przemocy i siły, czasem nawet dziwi się, że wybrał zawód policjanta.

Pomiędzy opisami zdarzeń dotyczących pościgu Harry'ego i Connie czytelnik zostaje pokrótce zaznajomiony z historiami innych postaci. Pierwszą z nich jest bezdomny włóczęga, Sammy Shamroe, który raz na jakiś czas musi borykać się z przemocą doznawaną ze strony nieznanego osobnika, zwanego przez włóczęgę szczurołakiem. Szczurołak to nie człowieka, choć może przybierać podobną do niego postać. Jest istotą niezwykle silną, okrutną, przerażającą, mogącą zamieniać się w cokolwiek, a nawet... zatrzymywać czas. A najgorsze jest to, że grozi Sammy'emu śmiercią, która ma nastąpić o świcie kolejnego dnia. Takie samo ostrzeżenie otrzymują Janet Marco i jej kilkuletni synek. Oboje zostawili za sobą okropną przeszłość, a teraz są bezdomni i mieszkają w samochodzie z psem-przybłędą, Wooferem. Do grona zagrożonych śmiercią osób dołącza wkrótce Harry Lyon, który chcąc nie chcąc, wplątuje w tę straszną grę Connie. Bohaterowie mają zaledwie kilkanaście godzin na to, by uniknąć śmierci. Ale jak to zrobić, gdy tajemniczy szczurołak-Tiktak śledzi niemalże każdy ich ruch, krzyżuje ich plany i działania, a także popełnia nieoczekiwane zbrodnie? Kim tak naprawdę jest Tiktak i jaki jest cel jego wszystkich działań?

"Smocze łzy" to moja piąta przygoda z twórczością Deana Koontza. Do tej pory sięgałam zarówno po thrillery, jak i horrory, ale nadal bliższe moim zainteresowaniom pozostają te pierwsze, dlatego do "Smoczych łez" podeszłam z dużą rezerwą. Nie jestem jeszcze przekonana do książek będących horrorami, zwłaszcza takimi, w których pojawiają się nadprzyrodzone zjawiska i niewytłumaczalne historie. Może dlatego, że tego typu zabiegi w literaturze zakrawają na fantastykę, a ten z kolei gatunek jest mi jeszcze bardziej obcy. Podoba mi się jednak styl, jakim posługuje się Koontz. Pisze on ciekawie i wyczerpująco opisuje wszelkie ważne elementy fabuły, na których czytelnik powinien skupić się najbardziej. Nie jest to jednak proste zadanie - czytelnik musi przecież uruchomić swoją wyobraźnię, więc wszystkie opisy "dziwactw" charakterystycznych dla horrorów muszą być bardzo dokładne. Książka to nie film, który dzięki efektom specjalnym może ukazać dosłownie wszystko. Efekty specjalne czytelnika sponsoruje jego wyobraźnia.

"Sens życia można odnaleźć w misce zupy. Zupa zawsze zaczyna się od rosołu, który symbolizuje przepływ dni tworzących nasze życie [...] Czasami zupa jest gorąca, czasami zimna [...] Czasami powinna być zimna i wtedy smakuje dobrze, nawet jeśli nie zawiera ani odrobiny ciepła. Ale jeśli nie powinna być zimna, robi się niesmaczna albo powoduje niestrawność, albo jedno i drugie [...] Zanim zupa zostanie zjedzona, ma swoją wartość i przeznaczenie. Po zjedzeniu staje się bezwartościowa dla wszystkich z wyjątkiem tego, kto ją skonsumował. A wypełniając swoje przeznaczenie, przestaje istnieć. Zostanie po niej tylko pusta miska. Która symbolizuje albo pragnienie i potrzebę... albo przyjemne oczekiwanie na następne zupy"* - to jeden z przykładów dobrego humoru w powieści, choć gdyby tak głębiej pomyśleć, może coś w tym jest; zastanowię się nad tą filozoficzną myślą podczas najbliższego obiadu w postaci zupy. Koontz wielokrotnie przytacza zabawne określenia ("worki pod oczami pomieściłyby prowiant na weekendową wycieczkę"**) i wypowiedzi bohaterów, co zasługuje na plus. Bardzo podobały mi się też podrozdziały napisane z perspektywy widzenia... psa. Zabawne, ale autor w tak prosty i ciekawy sposób przedstawia świat widziany oczami tego zwierzaka, iż miałam wrażenie, że pies podyktował mu, co ma napisać. Do minusów natomiast na pewno zaliczyłabym szybkie i banalne zakończenie książki, a także słabo rozwinięty wątek "przemiany" Connie Gulliver, związany z poszukiwaniami jej rodzinnych korzeni. Śledztwa, poszukiwania, odkrycia to moje słabości, więc nic dziwnego, że trochę zabrakło mi ich w tym utworze.

"Czasami życie bywa gorzkie jak smocze łzy. Ale czy smocze łzy są gorzkie, czy słodkie, zależy wyłącznie od tego, jak odbieramy ich smak"***. Wszyscy bohaterowie wiedzą niejedno o tych gorzkich. Niełatwo o nich zapomnieć, niełatwo od nich uciec. A teraz pojawia się jeszcze nieszczęsny Tiktak, dla którego gorzkie cierpienie ludzkie jest rozkoszą i słodyczą. Co sprawiło, że zaczął bawić się w złego boga? Jak długo jeszcze będzie to robił? Co chce przez swoje działania osiągnąć? I czy dotrzyma obietnicy śmierci złożonej bohaterom powieści? Wszystkiego można dowiedzieć się, sięgając po "Smocze łzy" Deana Koontza.

Po lekturze tej książki odniosłam wrażenie, że przeczytałam... bajkę. Dosłownie. W dodatku główny bohater, Harry Lyon, miał tendencję do przywoływania sobie w myślach różnych zarysów znanych bajek, zależnie od sytuacji, w jakich się znajdował. Pomijając pierwsze rozdziały "Smoczych łez", które koncentrowały się przede wszystkim na sensacyjnej akcji i działaniach policjantów, fabuła reszty powieści przypominała bajkową historię. Taką bardziej dla dorosłych, ale również opowiadającą o dobrych i złych ludziach, walce dobra ze złem, zmianie gorszego życia na lepsze, bo w bajkach tego typu wątki się pojawiają. Nie jestem zachwycona tym utworem Koontza. Wypada najsłabiej na tle dotychczas przeczytanych przeze mnie powieści tego autora. Moje zaciekawienie fabułą malało z każdym rozdziałem, a powinno przecież wzrastać lub chociaż trzymać się na stałym poziomie. Nie skreślam jednak z góry pozostałych horrorów Koontza i w przyszłości na pewno sięgnę po kolejne. Z czystej ciekawości. A może nawet polubię bardziej ten gatunek literacki? Dla fanów nadprzyrodzonych zjawisk i złych mocy "Smocze łzy" to na pewno trafiona i lekka pozycja.

*s.125-126
**s.195
***s.135

6 komentarzy:

  1. Brzmi interesująco, ale lektura raczej nie dla mnie;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzieś już czytałam o tej książce... Brzmi bardzo interesująco, ale ja jakoś nie mogę się przekonać do horrorów. Chociaż ostatnio coraz częściej przechodzę obok półki z książkami tego gatunku, gdy jestem w bibliotece, więc... "Nigdy nie mów nigdy"... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam o Koontzie dużo dobrych opinii. Sama przeczytałam też kilka powieści tego pisarza. Warto.

    OdpowiedzUsuń
  4. ostatnio coraz częściej decyduję się na tego typu książki, a tego autora nie czytałam więc pora to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna recenzja! Sprawiłaś, że zainteresowałam się tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O autorze oczywiście słyszałam jednak nie miałam okazji jeszcze niczego czytać z jego dorobku literackiego. Uwielbiam horrory, jednak skoro odniosłaś wrażenie, że czytałaś... bajkę, to chyba spróbuję na pierwszy ogień wziąć jakąś inną książkę pana Koontza ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...