wtorek, 20 grudnia 2011

"Hiszpański arystokrata" - India Grey

Wydawnictwo: Harlequin, 2011.
Liczba stron: 160.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 18.12.2011.
Zakończenie lektury: 19.12.2011.
Moja ocena: 6/10.

"Hiszpański arystokrata" to romans autorstwa Indii Grey, pochodzący z serii Światowe Życie, a więc jego fabuła opiera się na losach bohaterów bytujących w tzw. wielkim świecie. Świecie pełnym bogactw, rozpusty, ale niekoniecznie dobra i szczęścia. To krótka opowieść o nieodwzajemnionej miłości, cierpieniu i niesieniu pomocy innym.

Lily Alexander, główna bohaterka "Hiszpańskiego arystokraty", modelka z Londynu, poznaje na uroczystym przyjęciu tytułowego arystokratę, Tristana Romero de Losada Montalvo. Tristan to pozbawiony uczuć playboy, któremu nie potrafi się oprzeć żadna kobieta. Także Lily. Pożądanie ich obojga nie zna granic i jeszcze tego samego wieczoru spędzają ze sobą noc, umawiając się jednak, że ta przygoda nie pociągnie za sobą żadnych konsekwencji, a ich znajomość po niej zwyczajnie się zakończy. Nie będzie to jednak możliwe, gdyż wkrótce potem Lily dowiaduje się, że jest w ciąży, a ojcem dziecka jest nikt inny, jak markiz Romero. Tristan nie okazuje zadowolenia z tego powodu, ale proponuje Lily małżeństwo bez zobowiązań. Kobieta pragnie urodzić dziecko i zrobi wszystko dla jego dobra - nie pozwoli przecież na to, by jej potomstwo nigdy nie poznało swego ojca. Ale czy ślub bez miłości to na pewno dobre rozwiązanie?

Akcja "Hiszpańskiego arystokraty" toczy się w Europie, głównie w Anglii i Hiszpanii. Opowieść zbudowana jest z szesnastu rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, raz okazując bliżej czytelnikowi myśli i odczucia Lily, a raz Tristana.

Romans ten nie należy do obszernych pod względem treści książek. liczy zaledwie ponad sto pięćdziesiąt stron; całość została napisana zgrabnym i nieskomplikowanym językiem, przez co akcja opowieści mija w mgnieniu oka. Muszę jednak przyznać, że od czasu do czasu przyda mi się zerknięcie do tego typu czytadeł - choćby dlatego, by zapomnieć o problemach codzienności, na chwilę oderwać się od kryminałów, które po prostu uwielbiam, no i powzdychać do okładki ze słynnym przystojnym księciem z bajki...

Niby romans, ale historie opisana przez Indię Grey porusza nie tylko kwestię miłości (obyło się jednak bez licznych i szczegółowo zobrazowanych scen erotycznych), ale też życia w małżeństwie, chęci posiadania dziecka, a także kwestię cierpienia i bólu związanego nie tylko z niespełnioną miłością, ale także rodziną, pochodzeniem i tragicznymi wydarzeniami z przeszłości oraz teraźniejszości, bo i z takimi borykają się bohaterowie "Hiszpańskiego arystokraty". Tristan Romero ukrywa swoje prawdziwe oblicze przed Lily. Nie jest w stanie otworzyć się na miłość, by na dobre i złe zaakceptować swoją żonę jako towarzyszkę życia. Jednak wraz z pojawieniem się maleńkiej istoty w brzuchu żony twarda skorupa, pod którą kryją się cierpienie, złość i zaciętość bohatera, powoli zaczyna pękać. Czy rzeczywiście dojdzie do metamorfozy tytułowego arystokraty? Jak długo Lily będzie w stanie znosić wahania nastrojów człowieka, którego pokochała całym sercem? Czy Tristan w końcu odwzajemni jej uczucie i zwierzy się ze swojej przeszłości oraz działań, którymi się zajmuje poza pracą? Może się wydawać, że historia skończy się przewidywalnie i banalnie, ale tak naprawdę bohaterów będą czekały przykre niespodzianki od losu, które jeszcze bardziej pogmatwają sytuację w ich małżeństwie.

Nie ukrywam, że trochę irytowało mnie zachowanie głównej bohaterki, która bezmyślnie wpakowała się w romans z przystojnym podrywaczem, a potem bardzo szybko zdecydowała się na ślub, choć Tristan okazał się protekcjonalnym i oschłym kandydatem na męża, dla którego liczyła się tylko powinność względem swego rodu i zagwarantowania dziecku przynależności do tej rodziny. Ale Lily była wręcz zaślepiona miłością do arystokraty i przez cały czas wierzyła, że uda jej się stworzyć małżeństwo oparte na prawdziwej wzajemnej miłości. Co jak co, ale nie spodziewałam się ani trochę tego, iż ta opowieść mnie wzruszy, a tak się stało pod koniec lektury. Naprawdę muszę częściej sięgać po romanse tego wydawnictwa, tym bardziej, że ich przeczytanie nie zajmuje wiele czasu, a kto wie, może jeszcze nie raz mnie zaskoczą jakimś niebanalnym przebiegiem zdarzeń. Nie wszystkie przecież muszą toczyć się wokół gorącego romansowania i zdrad. Lektura dobra na odstresowanie się, relaks, zapełnienie wolnej chwili codziennego życia kobiety.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Harlequin.

3 komentarze:

  1. Taka literatura nie jest dla mnie ;) Nie oznacza to, że uważam, iż jest zła. Po prostu nie dla mnie. Rozumiem to, że wielu ludzi nie lubi np. paranormal romance, który ja bardzo lubię. Tak samo mam z tego typu książkami ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam jak kiedyś pochłaniałam romanse. Czytałam dosłownie jeden za drugim. Jak pięknie było marzyć. Teraz też czasem sięgam po takiego rodzaju książki, ale raczej rzadziej. Chociaż, dostałam do recenzji dwa romanse, więc niedługo zanurzę się ponownie w magiczny świat uczuć. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem zwolenniczką harlequinów, ale może kiedyś... Zobaczymy;)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...