wtorek, 15 października 2013

"Zła kobieta" - Amanda Prowse

Tytuł oryginału: "What Have I Done?".
Tłumacz: Katarzyna Rosłan.
Wydawnictwo: Wielka Litera, 2013.
Liczba stron: 384.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 14.06.2013.
Zakończenie lektury: 16.06.2013.
Moja ocena: 7/10.

Amanda Prowse tak na dobre zajęła się pisaniem dopiero kilka lat temu. I już odnosi sukcesy. Już zaistniała w literackim świecie. Jej ulubioną tematyką jest kobiecość, dlatego też w swych utworach opisuje kobiece perypetie rodzinne, miłosne i kobiece problemy, ujawniając przy tym najgłębsze zakamarki kobiecej psychiki. Nie inaczej jest w "Złej kobiecie", powieści kipiącej silnymi emocjami i bólem. Książka ta bowiem ma charakter dramatu obyczajowego ukazującego motyw powtarzający się w wielu utworach pisanych czy filmowych, a mianowicie motyw przemocy. A skoro przemoc, pomyślałam sobie, że wszystko na jej temat zostało powiedziane i pokazane już wcześniej, nic mnie już nie zaskoczy. Jakże się myliłam...

Chyba nie ma osoby, która nie twierdziłaby, że rodzina Brookerów jest rodziną idealną. Kochającą się, szczęśliwą, przyjazną, sympatyczną... Można by tak wymieniać bez końca. On - Mark, głowa rodziny, doskonały dyrektor dobrze prosperującej szkoły, fantastyczny, niemalże zawsze uśmiechnięty, życzliwy, a na dodatek bardzo przystojny mężczyzna. Ona - Kathryn, wierna małżonka, perfekcyjna pani domu (wprawdzie z nieco dziwacznym codziennym zwyczajem prania pościeli, ale to nieistotny drobiazg) i kochająca matka dwojga nastolatków, Lydii i Dominica. Pewnego dnia jednak ta rodzinna sielanka zostaje nagle przerwana - Mark umiera. Dokładniej rzecz biorąc, ginie od śmiertelnego ciosu zadanego nożem przez... jego własną żonę. Kathryn oddaje się w ręce policji, a następnie trafia do więzienia. Po wyjściu na wolność próbuje ułożyć swe życie na nowo, ale to, czego pragnie najbardziej - odbudowy kontaktów z dziećmi i ich zaufania - ciągle wymyka jej się z rąk. Czy Lydia i Dominic będą w stanie wybaczyć matce zamordowanie ich ojca i ukrywanie prawdy o ich rodzinie przez kilkanaście lat?

Książka Prowse składa się z dwunastu rozdziałów, które na przemian ukazują fragmenty z życia głównej bohaterki, począwszy od okresu przed dziesięcioma laty, kiedy to Kathryn zabija Marka, a kończąc na teraźniejszości, czyli takim etapie jej życia, w którym (już) Kate kurczowo trzyma się nadziei na lepsze jutro, na ponowne szczęście u boku Lydii i Dominica, na niezmąconą żadnym niepokojem wolność. Uwielbiam retrospekcje w powieściach, w których czai się jakaś tajemnica, i z każdą kolejną stroną zbliżam się do jej odkrycia, poznając oprócz niej wiele wątków pobocznych, które budują znakomity nastrój danego utworu.

W "Złej kobiecie" czytelnik ma do czynienia z kwestią przemocy - zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Mark wręcz torturuje swoją zonę na rozmaite, wyszukane sposoby i nikt - nawet ich dzieci - o tym nie wie, bo mężczyzna robi to w sposób niezauważalny dla nikogo, niczym wyrachowany, zimny, wyrafinowany profesjonalista, a Kathryn, ze względu na dzieci, wytrwale ukrywa prawdę o pozornie idealnej rodzinie, w której przyszło jej żyć. Prowse ową przemoc - czynniki ją wywołujące, jak i metody znęcania się Marka nad małżonką - subtelnie dawkuje na stronicach swej powieści, intrygując odbiorcę do granic jego możliwości. Tak, to prawda, nie mogłam się doczekać momentu, w którym dowiem się wreszcie, jakiego rodzaju kary stosuje wobec głównej bohaterki jej mąż. Ale gdy już do niego dobrnęłam, natychmiast pożałowałam swego pośpiechu. Nie, książka nie epatuje brutalnością, ale wystarczyło kilka stron szczegółowych opisów chorego postępowania Marka, by dosłownie zrobiło mi się słabo. Chcąc nie chcąc, musiałam raz po raz na chwilę powieść odłożyć i odetchnąć, zebrać myśli, zebrać do kupy samą siebie.

"Lista była długa i drobiazgowa. Puszki należało ustawiać jedna na drugiej, ale nie więcej niż trzy w jednej piramidzie, etykietkami do przodu (...) Dywan zawsze należało odkurzać prostymi, pionowymi ruchami, prowadząc końcówkę ssącą równo obok śladu poprzedniego ruchu (...) W odpowiedni sposób należało również przechowywać skarpetki - zwinięte parami w kulki i poukładane według kolorów w szufladzie. Istniał właściwy sposób zapełniania zmywarki, składania ręczników, wyjmowania i zawiązywania pełnego worka na śmieci, szczotkowania zębów, parkowania samochodu oraz prowadzenia go, karmienia dzieci, czesania i strzyżenia włosów, ścielenia łóżka, polerowania podłóg, zwracania się do sąsiadów, pisania kartek świątecznych, odbierania telefonu, ubierania się, chodzenia, mówienia, myślenia..."*.

Nigdy nie potrafiłam zrozumieć kobiet, które trwają lub trwały w związku małżeńskim pełnym przemocy. Zazwyczaj jednak - czy to właśnie w książkach, czy w filmach - spotykałam się z niekończącą się miłością kobiety do męża, dzięki której nawet bicie i poniewieranie nią było uzasadnione. To jest dla mnie wręcz niepojęte, ale być może głównie dlatego, że sama nigdy nie byłam w podobnej sytuacji (i nie chciałabym być, nawet tylko po to, by przekonać się, jak taki toksyczny związek może wyglądać. Ale, wracając do "Złej kobiety" - tutaj podejście kobiety do tego, jak traktuje ją partner, jest zupełnie inne. Pełne bezradności, owszem ale też pełne nienawiści wobec mężczyzny, pozbawione chęci dalszego tkwienia w małżeństwie, po prostu pozbawione miłości. "Uśmiechnęła się. Co dzień ćwiczyła uśmiech przed lustrem, bo w sposób naturalny nie potrafiła już tego robić. Dawno straciła ochotę"**. Wszelkie zasoby miłości Kathryn są przelewane na Lydię i Dominica. Dzięki nim kobieta posiada w sobie siłę na przetrwanie kolejnego dnia, mimo iż każdy taki dzień jest dla niej potworną męką, upokorzeniem i bezgłośnym wołaniem o pomoc, którego oczywiście nikt nie usłyszy. "Każde w miarę szczęśliwe wspomnienie lub wydarzenie związane z dziećmi natychmiast przysłaniał czarny cień poczynań męża. Zupełnie jakby była aktorką i grała w sztuce. Na scenie uczestniczyła w wielu radosnych i ekscytujących przygodach. Nie mogła jednak wiecznie być na scenie, a kiedy tylko wchodziła za kulisy, spadały na nią potworne przeżycia, których nie była w stanie uniknąć. Nie mogła zrobić nic więcej, jak tylko dzień po dniu z mozołem stawać przed widownią, przywoływać na twarz uśmiech i skrywać swe nieszczęście, w głębi duszy zaś mieć nadzieję, że któryś z widzów dostrzeże je i przyjdzie jej z pomocą"***.

Wytrzymując z Markiem siedemnaście lat dla dobra dzieci, a następnie go zabijając, Kahtryn nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo pokręcony okaże się jej los. Z dnia na dzień traci dosłownie wszystko, łącznie z miłością Lydii i Doma. Czy postąpiła właściwie? Czy rzeczywiście można określić ją mianem tytułowej złej kobiety? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale skoro Mark znęcał się nad żoną praktycznie od dnia ślubu, poczyniłabym na jej miejscu pewne zapobiegawcze lub już ściśle określone kroki jeszcze przed przyjściem na świat ich dzieci lub kiedy byłyby one bardzo małe. Ale to jest oczywiście gdybanie. "Zła kobieta" nie skupia się na szczegółowych relacjach początkowego pożycia małżeńskiego głównej bohaterki (może tliło się w nim wówczas o wiele więcej miłości i nadziei aniżeli później), lecz na tych ostatnich jego chwilach, które, nie da się ukryć, są wstrząsające i wywołują mnóstwo różnorodnych emocji. Czego natomiast jestem stuprocentowo pewna, to faktu, iż Mark był złym mężczyzną. Bardzo złym. Okrutnym. Przebiegłym. Torturowanie małżonki to jedno, ale podburzanie własnych dzieci przeciwko ich matce i wymuszanie na nich miłości przeznaczonej tylko dla niego? Ach, miałam ochotę cisnąć książką o ścianę, gdy czytałam o tych sprawach!

Zapewniam, że nie jest to lektura łatwa i pogodna. Owszem, wśród pozostałych - o wiele przyjemniejszych i spokojniejszych - wątków związanych z życiem Kate czytelnik znajdzie między innymi jej pobyt w więzieniu, podróż na Karaiby oraz chyba najciekawszy z nich, utworzenie Prospect House, swoistego rodzaju domu opieki dla dziewcząt i kobiet, które dotknęła trudna przeszłość, ale przez cały czas krąży ponad nimi złowieszczy, niedający o sobie zapomnieć duch Marka. Jest nad czym myśleć. Jest co analizować, jest nad czym się smucić i jest czemu niedowierzać.

Komu poleciłabym "Złą kobietę" Amandy Prowse? Przede wszystkim czytelnikom o stalowych nerwach, gustującym w tematach trudnych i bolesnych. To pozycja godna uwagi - o ludzkich potworach, nadziei, dążeniu do wolności i szczęścia, które jest tak kruche, jak delikatna kobiecość zarówno kobiety widniejącej na okładce książki, jak i każdej innej.

*s.163
**s.87
***s.114

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.

12 komentarzy:

  1. Czy mam stalowe nerwy to nie wiem, ale sama książka mnie intryguje i jestem ciekawa, jak autorka przedstawiła tę sytuację. A nie jest to łatwy temat...

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś dla mnie. Lubię trudne tematy i nerwy,jakie mi towarzyszą przy tego typu lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej rzadko sięgam po taką tematykę, a wszystko przez bezsilność, którą odczuwam podczas lektury książek. Przecież gdzieś na świecie są kobiety i dzieci przeżywające każdego dnia piekło w swoich domach. Są na świecie ci kochający mężowie, którzy po przekroczeniu progów stają się potworami... Nie chcę o tym nawet myśleć.
    Książka wydaje się ciekawą pozycją, ale może sięgnę po nią kiedy będę mieć ochotę na coś trudniejszego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwrocilam uwage na te ksiazke wlasnie ze wzgledu na tematyke. Interesuje mnie wielomaskowosc ludzkiej twarzy i pokretna psychika naznaczona brutalnoscia i przemoca

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie potrafię wyobrazić sobie tkwienia w takim związku. Trochę dziwne, że przez 17 lat autorka znosiła okrucieństwo męża, a w końcu go zabiła. Rozumiem, że pewnie przelała się już czara goryczy, ale jednak zabójstwo to ostateczność. Lepiej by było, gdyby po prostu odeszła i to wiele lat wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Normalnie w takich chwilach jestem wdzięczna za blogosferę. Normalnie pewnie bym nie zwróciła uwagi na tą książkę i taka perełka by mi umknęła.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę się napatrzeć na te zmiany. Grafika w nagłówku - super! Bardziej pasuje teraz do treści ;)
    A co do książki. Wiesz, co? Może nie powinnam tak mówić, bo ja również nigdy nie byłam w takim toksycznym związku z damskim bokserem, ale babka sama na to pozwoliła. Ja uważam, że mnie facet uderzyłby tylko raz - i nigdy więcej by mnie nie zobaczył. A te kobiety wciąż tkwią w tych związkach, i jak tu, nikt im nie pomoże, bo nikt nawet nie widzi tego, co się dzieje. A sporo jest takich właśnie wyrachowanych facetów którzy potrafią kobiety tak maltretować by tego nie było widać - czy to fizycznie, czy psychicznie. Strasznie mi jest tych kobiet żal, ale jednocześnie czuję złość na nie. Na ich poddanie, na ich bezradność, nieumiejętność zadbania o samą siebie - po prostu z szacunku do własnej osoby. Tak jak i Ty wręcz nie potrafię tego zrozumieć. No, dobra - i co z tego ta kobitka miała, że kolesia zadźgała? Nie dość, że zniszczył jej tyle lat życia małżeńskiego, to jeszcze przez niego - pośrednio - cierpiała w więzieniu i później, próbując odbudować relacje z dziećmi. Czyli koleś zniszczył jej całe życie, a po śmierci nadal ją nawiedzał! Wiesz, co mam na myśli? Twoje gdybanie zresztą jest słuszne - opuścić faceta dla dobra dzieci i samej siebie. Bo ona przegrała. Przez tego frajera, psychola, przegrała swoje życie i wiesz co? Tytuł istotnie jest zły. Ona nie była Złą kobietą. Ona była Głupią kobietą.
    Przypomniał mi się teraz dramat Elisabeth Heynes 'W najciemniejszym kącie". A tę powieść przeczytam, choćby po to, by nią trochę o ścianę porzucać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, tak sobie trochę poeksperymentowałam - dzięki ;).
      Zgadzam się z Tobą - ilekroć natykałam się na przemoc wobec kobiety (w różnych mediach), zawsze powtarzałam sobie: jedno uderzenie faceta - już mnie nie ma. Nie wiem - czy miłość bywa czasami tak silna, że kobieta nie potrafi odejść od tyrana? Gorzej - wmawia sobie, że zasłużyła sobie na takie traktowanie? Dla mnie kochanie tak psychicznego człowieka jest niepojęte i tyle. I rzeczywiście ciężko jest nie złościć się na kobiety, które dają się traktować jak służące, popychadła i lalki do bicia. Dlaczego to robią? Z miłości albo ze względu na osobę trzecią - jak to jest w przypadku bohaterki "Złej kobiety" właśnie? To cierpienie Kathryn dla dobra jej dzieci trochę mnie nie przekonało - tak jak napisałam w opinii, widziałabym kilka innych rozwiązań, które mogłaby zastosować jeszcze wtedy, gdy dzieci nie było na świecie albo były bardzo małe (mogła się rozwieść - gorzej jednak z przedstawieniem uzasadnienia, przecież jej mąż był idealny w oczach wszystkich, tylko nie jej; istniały jednak pewne dowody przemocy fizycznej; mogła uciec itp.). To, że uważała, iż jej mąż był dla dzieci dobry, dlatego nie chciała go ich pozbawiać, w ogóle nie jest usprawiedliwieniem jej tkwienia w takim związku (albo się jest dobrym dla całej rodziny, albo wcale). Co do tego wygrywania i przegrywania - dobrze to ujęłaś, powiem Ci nawet, że kwestie tych wygranych przewijały się w książce (taka swoista walka o zwycięstwo żony albo męża, także po jego śmierci). Dobrze, że fabuła książki została rozbudowana o wiele innych, ciekawych wątków, bo w przeciwnym wypadku byłabym bardziej surowa w kwestii jej oceny ;). A jej tytuł? Cóż, Polska znów się nie popisała przy tłumaczeniu - dosłownie brzmiałby on po prostu "Co ja zrobiłam?" i byłby na pewno trafniejszy - Kathryn nieźle nawywijała w swym życiu, oj, tak...
      Powieść "W najciemniejszym kącie" mam na uwadze już od bardzo dawna, na pewno kiedyś przeczytam :).

      Usuń
    2. Najwidoczniej tak jest, że miłość jest tak silna, że kobieta tkwi przy tyranie jak wierny pies. I znika powoli. Ale to nie jest miłość, tylko... uzależnienie? Syndrom sztokholmski? Można na to spojrzeć w ten sposób, że taka dręczona przez wiele lat kobieta ma już taką wodę z mózgu zrobioną, że nie jest w stanie żyć bez swojego oprawcy - ale to jest po jakimś czasie, po latach! A od razu po pierwszym uderzeniu głupie wybaczają! Albo co gorsza właśnie wmawiają sobie, że to one zawiniły, że sobie zasłużyły. To ciężki temat, ale mimo wszystko nie jestem w stanie zrozumieć takich kobiet. Nawet jak się uwolni od tyrana wreszcie - bez zabijania go, jak w książce, tylko po prostu ucieknie - to i tak jest wrakiem psychicznym. Taka kobieta ani już nikogo na nowo nie pokocha - bo nie zaufa. Jest jak taki wierny pies - pan ją bije, ale kocha i trwa przy nim, bo jest od niego zależna, ale jak się wyzwoli, to bardzo trudno będzie jej dopuścić do siebie innego człowieka, będzie się kulić i skomleć ilekroć ktoś będzie chciał ją przytulić. Szalenie przykre, ale kurczę, kobieto! walcz o siebie! Narobiłaś mi strasznej ochoty na tę książkę, aż się we mnie gotuje. Boję się tylko, że naprawdę wyrzucę ją przez okno :) Co do tłumaczenia tytułu - jakie to typowe. Nie ma to jak "Dirty dancing" jako "Wirujący seks" czy "Co ja zrobiłam" jako "Zła kobieta". Sam tytuł sugeruje, że to ona była winna. Niezależnie od treści narzuca taki model myślenia - że to kobieta zasłużyła sobie, no i rozumieć to można też w inny sposób - zabiła, to jest zła. Eh.
      No! I takie dyskusje na blogach lubię! :)

      Usuń
    3. Dokładnie - niekoniecznie "Co ja zrobiłam? - Zabiłam męża!", lecz "Co ja zrobiłam? - Ukryłam całą prawdę o mojej rodzinie, zostałam u boku męża-terrorysty dla dobra dzieci, a wszystko i tak potoczyło się nie tak, jak powinno". Ja nie mówię, bo może każde inne wyjście z sytuacji Kathryn byłoby naznaczone cierpieniem lub klęską, ale to, które ona wybrała, no cóż, również idealne nie było. Niby to fikcja literacka, ale zbulwersować się można. Jak i wysnuć mnóstwo własnych pomysłów na fabułę podobnej książki ;). Wiesz co, gdybym "Złej kobiety" nie miała aktualnie wystawionej na aukcji, podesłałabym Ci ją, bom strasznie ciekawa Twej rzeczywistej reakcji, no i opinii.
      Co do dyskusji - zaczynam bardzo poważnie zastanawiać się nad wprowadzeniem u mnie Disqusa...

      Usuń
    4. Niby fikcja, ale to się zdarza. I to częściej niż nam się wydaje! Właśnie to jest najbardziej bulwersujące w tej książce. A ja gdybym miała więcej niż kilka zł na koncie, to bym chętnie ją od Ciebie kupiła :) Ale teraz niestety - byle do końca miesiąca :) A Disqusa polecam, to bardzo wygodne narzędzie, zwłaszcza do takich rozmów, bo odpowiedzi przychodzą na skrzynkę :) Byłam sceptyczna, jak to dodawałam, ale teraz jestem bardzo zadowolona :) Oczywiście sporo osób marudzi, ale myślę, że to kwestia czasu, aż całą blogosferę opanuje disqus ;)

      Usuń
  8. Muszę powiedzieć, że bardzo interesujący temat, chociaż trudny, o którym nadal się nie mówi w społeczeństwie, a kobiety siniaki tłumaczą przewróceniem, zawaleniem głową o szafkę itp. a tak naprawdę często odpowiedzialny jest za to partner czy mąż, trochę zgadzam się z Pauliną, że kobiety same pozwalają na takie traktowanie, a z drugiej strony nie wiemy co im siedzi w głowie, jaki mają tok myślenia, może ślepą wierzą, że się w końcu zmieni...wierzą, ąz dochodzi do tragedii, zabicie tyrana może przynosi chwilową ulgę, ale obciążenie psychiczne zostaje.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...