Tłumacz: Karol Sijka.
Wydawnictwo: Zielona Sowa, 2013,
Liczba stron: 432.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 19.05.2013.
Zakończenie lektury: 06.06.2013.
Moja ocena: 7/10.
Alex Scarrow pochodzi z Wielkiej Brytanii. Pierwsze dziesięć lat po studiach spędził, pracując w branży muzycznej, a kolejne dwanaście - jako grafik i ostatecznie projektant gier komputerowych, między innymi "Waterworld", "Evolva", "The Thing", "Spartan", "Gates of Troy" i "Legion Arena". Dopiero po 2000 roku zabrał się za pisanie - najpierw powieści dla dorosłych (thrillery), a potem także dla młodzieży. Dużą popularność zyskała jego seria "Time Riders". Za jej pierwszą część, "Time Riders. Jeźdźcy w Czasie", otrzymał takie nagrody literackie, jak Hampshire Book Awards i Red House Children's Book Award. Pisarz obecnie pracuje nad dziewiątym tomem traktującym o podróżowaniu w czasie.
Jakiś czas temu, przy recenzowaniu pewnej książki (zdaje się, że był to "Anioł stróż" Deana Koontza), wspomniałam o moim zamiłowaniu do motywu podróży w czasie, jaki pojawia się bardzo często zarówno w książkach, jak i filmach. Zaczęło się ono od słynnej trylogii Roberta Zemeckisa, "Powrót do przyszłości", i jeszcze nie skończyło. Poruszanie tematyki podróżowania w czasie na pewno nie jest zadaniem prostym i tak naprawdę każdy utwór, w którym się ona przewija, zawiera w sobie jakieś mankamenty, niedopowiedzenia, w wyniku których odbiorca zadaje sobie mnóstwo pytań i pragnie racjonalnie wytłumaczyć to, co wcale nie musi być racjonalnie wytłumaczone, bo racjonalne nie jest. Jeśli chodzi o mnie, owszem, również lubię wyłapywać jakieś nieścisłości i zazwyczaj robię to zupełnie niepotrzebnie, bo potem myślę, myślę i nabawiam się bólu głowy. Staram się więc zwracać też uwagę na co innego - na pomysły autorów i ich przedstawienie, zobrazowanie, licząc przede wszystkim na dużą dawkę rozrywki. Czy tę rozrywkę dostarczyła mi książka Scarrowa, "Time Riders. Jeźdźcy w Czasie"?
Jak najbardziej. Przyczyniły się do tego głównie nie skomplikowana czy zagmatwana fabuła, lecz intrygujące koncepcje związane z ukazaniem świata w następstwie wydarzeń historycznych i innych, które miały miejsce naprawdę, a które potoczyły się lub zakończyły zupełnie inaczej. Takim właśnie zmienionym elementem historii jest w pierwszej części tej młodzieżowej serii II wojna światowa. Na potrzeby powieści autor "pozwolił" zwyciężyć Niemcom, w wyniku czego rządy Hitlera i jego następców przekształciły cały świat nie do poznania, co jest odczuwalne nadal - w czasach współczesnych. Aby naprawić historię ludzkości, niejaki Foster werbuje do tajnej organizacji Jeźdźców w Czasie tuż przed śmiercią trójkę młodych ludzi - Liama O'Connora, który miał zginąć w katastrofie Titanica w 1912 roku, Maddy Carter, której żywot miał zakończyć się w 2010 roku wraz z rozbiciem samolotu, oraz Sal Vikram, która powinna była spłonąć w pożarze w roku 2026. Od tej chwili wszyscy troje, "uratowani" tylko i wyłącznie na potrzeby ważnej misji, przebywają w tak zwanej bańce czasowej unieruchomionej w Nowym Jorku w dniach dziesiątego i jedenastego września 2001 roku, by, dzięki różnym możliwościom i zdolnościom nastolatków, kontrolować zmiany na linii czasowej i natychmiast im zapobiegać. Zadanie to z całą pewnością do łatwych nie należy...
Przyznam szczerze, że powieść Scarrowa na początku nie zaabsorbowała mnie tak bardzo, jak później - trochę dłużyło się wprowadzenie do całej historii, wyjaśnienie, o co chodzi, kto jest kim i jak działają Jeźdźcy w Czasie. Jednak kiedy akcja rozkręciła się na dobre, książkę "połknęłam" w mgnieniu oka, pobudzając do działania własną wyobraźnię i kibicując bohaterom w ich ekstremalnych przygodach.
Postaci pierwszoplanowe nie zostały jednak wykreowane tak perfekcyjnie, jak bym sobie tego życzyła. Co rzuca się w oczy, to fakt, iż autor przedstawia je pokrótce, tak "raz-dwa", pisząc, kim były "za życia" i jakie posiadają umiejętności, na przykład spostrzegawczość czy znakomita orientacja w technologii. Umiejętności, które tak naprawdę nie zostają wykorzystane w ich misji maksymalnie, niestety. Młodzi bohaterowie nie wyróżniają się też niczym szczególnym, dzieli ich wiele lat w sensie czasów, w jakich się wychowali, a mimo to nie widać zbytnio tych różnic, zwłaszcza w ich zachowaniach. Ponadto Sal i Maddy są tak do siebie podobne (bo mało wyraziste), że kilkakrotnie w czasie lektury nie wiedziałam, o której to w danej chwili była mowa. Stary Foster, opiekun Jeźdźców w Czasie, również trochę mnie drażnił, głównie za sprawą swego niezbyt kompetentnego podejścia do całej tej misji skoncentrowanej na naprawie świata - ilekroć zapytany przez Liama, Maddy lub Sal, na czym polega ta lub inna czynność, co się stanie, gdy to i tamto, albo do czego służy taki czy inny przycisk jakiegoś urządzenia, zbywa ich machnięciem ręki i zapewnieniem, że wkrótce wszystkiego się dowiedzą, przy czym to "wkrótce" wcale nie chciało nadejść. Do samego końca powieści więc również w mojej głowie kłębiło się kilka pytań i wątpliwości, które, mam nadzieję, zostaną rozwiane w czasie lektury kolejnego tomu cyklu "Time Riders". Na uwagę natomiast zasługuje postać Kramera, chciwego, złośliwego i nie do końca stabilnego emocjonalnie człowieka odpowiedzialnego za niepożądane zmiany w historii, oraz postać Boba, dziwnej kreatury, inteligentnej maszyny powstałej na potrzeby misji. Ba, z Bobem zżyłam się o wiele bardziej aniżeli z całą resztą! Nic dziwnego - większość roboty przy podróżach w czasie odwalał właśnie on...
Książkę "Time Riders. Jeźdźcy w czasie" czyta się bardzo szybko, umożliwiają to krótkie rozdziały zakończone tak, aby od razu - z czystej ciekawości, pod wielkim napięciem - przewrócić kartkę i zajrzeć na następną stronę. Akcja toczy się naprzemiennie w różnych czasach - czy to podczas II wojny światowej, czy to w dniu zamachu na Kennedy'ego, czy to przed i po zamachu na World Trade Center, a nawet w niedalekiej przyszłości. Wszystko razem fajnie ze sobą współgra, tak jak wspomniałam powyżej, jest napięcie, ale w dalszym ciągu brakuje jakby jeszcze większej mocy. Niby dużo się w tej powieści dzieje, bo non stop ktoś przemieszcza się w czasie, tu i tam odbywa jakąś walkę czy przed czymś ucieka, ale - jak dla mnie - to ciągle trochę mało. Uważam, że akcja mogła zostać nieco bardziej rozbudowana albo po prostu szczegółowiej opracowana, opisana. Autor mógł tez zadbać o jej urozmaicenie jakimiś nieoczekiwanymi zdarzeniami - dobrym przykładem może być tutaj niebezpieczna sytuacja, w jakiej znalazła się Sal (i która powinna była - moim zdaniem - zakończyć się inaczej, bardziej dramatycznie), oraz o postrzępienie wyrównanego poziomu, na jakim została osadzona.
Na ogół jednak spędzenie czasu na lekturze tego utworu Alexa Scarrowa to świetna przygoda umożliwiająca czytelnikowi porządne oderwanie się od rzeczywistości. Żeby książka "Time Riders. Jeźdźcy w Czasie" przyniosła jak najwięcej zaskoczeń i pozytywnych wrażeń, radzę nie zaglądać na jej ostatnie strony, na których widnieje w dużym skrócie schemat wydarzeń historycznych zarówno przed, jak i po drastycznych zmianach spowodowanych wpędzeniem wehikułu czasu w ruch. Nastoletni czytelnicy gustujący w fantastyce na pewno będą zadowoleni, gdy sięgną po tę serię. Jak na razie, jej pierwszy tom podoba się także i sporej rzeszy dorosłych odbiorców. Sama już ostrzę pazurki na "Time Riders. Czas drapieżników".
Przyznaję, że jestem ciekawa tej książki, chociaż może to nie moje klimaty, to jednak jestem otwarta na nowe historie czytelnicze :)
OdpowiedzUsuń