Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brantevik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brantevik. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 19 lutego 2013

"Zamiast ciebie" - Sofie Sarenbrant

Tytuł oryginału: "I stället för dig".
Tłumacz: Robert Kędzierski.
Wydawnictwo: Czarna Owca, 2013.
Liczba stron: 320.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 03.02.2013.
Zakończenie lektury: 04.02.2013.
Moja ocena: 5/10.

Anna Brita "Sofie" Sarenbrant to szwedzka pisarka, dziennikarka, blogerka i fotograf. Pisała felietony dla magazynu "Amelia". W 2010 roku zadebiutowała thrillerem "36. tydzień", który szybko zdobył popularność w wielu krajach europejskich. Powieść ta otwiera cykl, którego akcja toczy się w nadmorskiej miejscowości Brantevik. Jak dotąd, w Polsce ukazały się dwa kryminały tej autorki, a ona sama zakończyła niedawno prace nad czwartym.

Poprzednie - pierwsze - moje spotkanie z twórczością Sarenbrant nie należało do udanych z prostego powodu - kiepski język i słaba orientacja pisarki z budowaniu pełnych intryg i napięcia thrillerów były zbyt wyraźne i zapadły mi głęboko w pamięć. Otwarte zakończenie "36. tygodnia" sprawiło jednak, że nabrałam ochoty na poznanie dalszych losów bohaterów tej powieści. Sięgając po utwór "Zamiast ciebie", miałam też okazję przekonać się, czy autorka zrobiła jakieś postępy w kwestii poziomu pisarstwa, a jeśli tak, to jakiego rodzaju. Mała uwaga dla czytelników, którzy nie mieli jeszcze styczności z jej prozą - kolejność, jeśli chodzi o lekturę kryminałów Sarenbrant, jest tutaj istotna, dlatego w celu uniknięcia niejasności bądź zepsucia sobie przyjemności wynikającej z poszczególnych, mniej lub bardziej zaskakujących zdarzeń, należy najpierw zapoznać się z "36. tygodniem".

Mija szesnaście lat od tragicznych wydarzeń związanych z porwaniami ciężarnych kobiet w małym miasteczku Brantevik, w których, chcąc nie chcąc, uczestniczyli Agnes, jej rodzina i przyjaciele. Teraz kobieta stara się prowadzić normalne życie, choć nie jest to łatwe ze względu na wywołującą przerażające wspomnienia przeszłość. Mąż się od niej oddala, osiemnastoletnia córka, Nicole, nierzadko sprawia kłopoty wychowawcze, także w rodzinie przyjaciółki Agnes, Johanny, nie dzieje się najlepiej. Nicole, nie mogąc dłużej znieść nieprzyjemnej atmosfery w domu, postanawia przyjrzeć się bliżej przeszłości swoich rodziców, szczególnie matki, o której niewiele wie. To, co odkryje, sprawi, że zacznie nieco inaczej postrzegać swoje dotychczasowe życie. A ponadto, wyruszając w tajemnicy w podróż do Branteviku, narazi się na ogromne niebezpieczeństwo...

W czasie lektury utworu "Zamiast ciebie" baczną uwagę zwracałam na język autorki, do którego zraziłam się już wcześniej. Czy uległ on poprawie? Muszę przyznać, że tak, choć nadal mogłam znaleźć w tekście nie do końca przemyślane bądź niepozamykane wątki. Akcja toczy się szybko, gdzieniegdzie pojawia się krzta napięcia, Sarenbrant skupia się jednak przede wszystkim na głównych wydarzeniach dotyczących Agnes jej córki, natomiast wątki poboczne pełnią funkcję jakby zapychaczy, takiego tła, którego zadaniem jest urozmaicenie treści. Co w dalszym ciągu rzuca się w oczy, to fakt, iż pisarka trochę nieumiejętnie konstruuje fabułę, pomagając sobie w utrzymaniu jej sensu bardzo widocznymi zbiegami okoliczności. Weźmy pod uwagę chociażby odważny wyczyn nastoletniej Nicole, która pewnego dnia, całkiem nagle, postanawia rozwiązać zagadkę z przeszłości swej rodziny. Co najmniej dziwne jest to, że akurat po szesnastu latach, gdy dziewczyna podejmuje się takiego działania, jej matka decyduje się odizolować od dręczących ją koszmarów sprzed lat, jej rodzina znajduje się w rozsypce, a grzebanie w przeszłości Branteviku komuś zaczyna się bardzo nie podobać. Jednym zdaniem - w przeciągu zaledwie kilku dni mają miejsce wybuchy wulkanu zaskakujących zdarzeń ze sobą powiązanych, wspomnienia z "36. tygodnia" powracają ze zdwojoną siłą, co dla mnie wygląda trochę na zjawisko nienaturalne.

No ale idźmy dalej i weźmy pod lupę całokształt historii opowiedzianej w powieści "Zamiast ciebie". Cóż mogę napisać - czyta się ją niezwykle szybko, bo jest dość ciekawa, ale też nie grzeszy powalającą na kolana oryginalnością i kryminalnym klimatem. Przeważają w niej bowiem wątki obyczajowe, takie jak problemy rodzinne, małżeńskie czy kłopoty w pracy, poprzez które nie jestem w stanie nazwać tej książki mrożącym krew w żyłach thrillerem. Fajnie jednak, że jest w niej to balansowanie bohaterów pomiędzy czasami odległymi a teraźniejszością. Są sekrety, niewyjaśnione fakty i podejrzani, w dodatku w dalszym ciągu akcja obraca się wokół przerażających porwań dzieci i traum ich rodzin, jakie owe porwania ze sobą niosą. Całkiem interesująco autorka kreśli portrety psychologiczne poszczególnych postaci pojawiających się w książce, choć na ogół są one nacechowane negatywnymi i smutnymi emocjami, a na domiar złego, wyposażone w nieracjonalny tok myślenia, który pociąga za sobą nieprzemyślane decyzje i czyny. W fabule jest ich mnóstwo. Bohaterowie robią to, czego nie powinni, a potem próbują się usprawiedliwiać. Denerwowały mnie zarówno ich niecne uczynki, jak i właśnie zbędne wyjaśnienia i myśli w postaci pytań i stwierdzeń typu "co ja zrobiłem?", "co ja sobie wtedy myślałam?", "jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?", "jestem skończonym idiotą" i tak dalej. Życie byłoby o wiele prostsze, gdybyśmy zawsze za pierwszym razem postępowali właściwie, prawda?

Na przekór powyższym "zarzutom" czytelnik jest w stanie zżyć się z rodzinami Agnes i Johanny, których burzliwe "przygody" jako tako zapadają w pamięć. Wygląda jednak na to, że utwór "Zamiast ciebie" jest drugą i ostatnią częścią historii o wydarzeniach w Branteviku. Wskazuje na to nie tylko jego zakończenie, ale też fakt, iż w dwóch kolejnych powieściach Sofie Sarenbrant, również kryminalnych, główną bohaterką jest bodajże policjantka, niejaka Emma Sköld. Czy sięgnę po nie, gdy ukażą się w Polsce? Myślę, że tak - ciekawi mnie ich treść, a także to, czy umiejętności pisarskie tej szwedzkiej autorki wraz z każdą następną książką ulegają zmianie na lepsze.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

wtorek, 29 stycznia 2013

"36. tydzień" - Sofie Sarenbrant

Tytuł oryginału: "Vecka 36".
Tłumacz: Teresa Jaśkowska.
Wydawnictwo: Czarna Owca, 2012.
Liczba stron: 296.
Rozpoczęcie lektury: 17.01.2013.
Zakończenie lektury: 17.01.2013.
Moja ocena: 4/10.

Anna Brita "Sofie" Sarenbrant to szwedzka pisarka, dziennikarka, blogerka i fotograf. Pisała felietony dla magazynu "Amelia". W 2010 roku zadebiutowała thrillerem "36. tydzień", który szybko zdobył popularność w wielu krajach europejskich. Powieść ta otwiera cykl, którego akcja toczy się w nadmorskiej miejscowości Brantevik. Jak dotąd, w Polsce ukazały się dwa kryminały tej autorki, a ona sama aktualnie pracuje nad czwartym.

Do tej pory Czarna Seria kojarzyła mi się bardzo pozytywnie, ale "36. tydzień" sprawił, że moja opinia na jej temat została nieco zachwiana. Nie zgodzę się z opisem książki informującym, że jest to przerażający thriller. Bo mnie on nie przeraził. Ani nie zaskoczył czymś nowym. Pomysł na jego fabułę powstał, jak sama pisarka twierdzi, kiedy ona sama była w ciąży i pragnęła, aby z jej dzieckiem wszystko było w jak najlepszym porządku. Trzeba przyznać, że wyobraźnia Sarenbrant w błogosławionym stanie podsuwała jej naprawdę szalone koncepcje. Ale czy sama wyobraźnia wystarczy, by powieść była dobra? Niestety nie.

Brantevik, mała wioska rybacka. Dwa zaprzyjaźnione małżeństwa spędzają razem urlop. Johanna i Agnes, wieloletnie przyjaciółki, spodziewają się dzieci - Johanna pierwszego, a Agnes drugiego. Dla Agnes ciąża to okres pełen niepokoju, stresu i sprzeczek z mężem. Ich kłótnie stają się coraz bardziej wyraziste. Aby rozładować ciągle napiętą atmosferę, cała czwórka wybiera się pewnego wieczoru do miejscowego pubu na karaoke. Nie jest to jednak udany wypad. Mąż Agnes upija się, a ona sama postanawia wrócić do pensjonatu wypoczynkowego. Nazajutrz rano okazuje się, że kobieta zniknęła. Jej zaginięciem zaczynają interesować się media oraz policja, wysuwając swoje pierwsze podejrzenia w kierunku Tobbego, męża Agnes. Czy to on z jakiegoś powodu porwał własną żonę? A może Agnes uciekła od rodziny, mając dość nieprzyjemnej atmosfery w niej panującej? Sprawa nabiera tempa, gdy wkrótce zostaje znalezione ciało niezidentyfikowanej kobiety...

Zacznę może od tego, że na pierwszy rzut oka widać, iż "36. tydzień" to debiut literacki Sarenbrant. Wystarczy spojrzeć na język, jakim się ona posługuje - prosty, wręcz banalny i chaotyczny. W tekście występuje dużo powtórzeń, co jest zupełnie niepotrzebne. Wszystko dzieje się bardzo szybko, bo autorka nie potrafi zainteresować czytelnika żadnymi wątkami pobocznymi, nawet o tym głównym - zniknięciu Agnes - pisze krótko, niedokładnie, stwierdzając po prostu suche fakty. Odbiorca otrzymuje zaledwie strzępy informacji na określone tematy, na dodatek może łatwo się pogubić w bałaganie dotyczącym technicznej strony utworu. Zdania budowane są w sposób mało przemyślany, jakby w roztargnieniu; w jednej chwili ktoś rozmyśla o śledztwie, a w drugiej można się już dowiedzieć, co bohaterowie jedzą na obiad. Bardzo często następuje też zbyt nagła zmiana osoby, której poświęcone są myśli i dialogi, przez co naprawdę można nieźle się w tym wszystkim zaplątać.

Kolejna sprawa to sama fabuła książki. Uważam, że pisarka nie popisała się olbrzymią kreatywnością, choć mogła to uczynić, bo pomysł miała jako tako ciekawy. Z motywem porwania kobiety ciężarnej spotkałam się jednak już wcześniej kilkakrotnie. Wprawdzie nie w literaturze, ale w filmie. W tej chwili na myśli przychodzi mi "Płacz w ciemności", mało znany film, do którego jednak "36. tydzień" wydaje mi się bardzo podobny. Co wręcz razi w oczy, to perfidne zbiegi okoliczności pojawiające się w powieści. Nie mogę się powstrzymać, aby nie przytoczyć dwóch z nich, po lekturze których miałam ochotę roześmiać się w głos. A mianowicie - pierwszy to moment, w którym pewna staruszka słyszy dziwnie podejrzany pisk opon pod oknem własnego domu, po czym wygląda przez okno i zapisuje numer rejestracyjny tego tajemniczego auta - ot, tak, na wszelki wypadek, a co tam! Oczywiście, jak można się domyślić, postąpiła bardzo rozważnie! Drugi zbieg okoliczności natomiast to niezwykle szczęśliwe poślizgnięcie się Johanny i jej upadek akurat na kawałek materiału z sukienki zaginionej Agnes. Brzmi trochę tandetnie, nieprawdaż?

Z pozytywnych elementów thrillera Sarenbrant wymieniłabym kreacje kilku bohaterów - czy to policjanta prowadzącego dochodzenie, czy Johannę i jej męża, fakt, że książka na swój pokręcony sposób nie pozwala na oderwanie się od niej, a także w miarę możliwe zakończenie, w dodatku otwarte, które kusi, aby sięgnąć po kontynuację historii Agnes i jej przyjaciół.

Nie da się przejść obok "36. tygodnia" zupełnie obojętnie - zahacza on przecież o dość poruszający temat związany z okrucieństwem względem ciężarnych kobiet i ich rodzin, a więc wywołuje przykre emocje niedowierzania i złości. Spodziewałam się po nim jednak czegoś więcej, czegoś szokującego i wstrząsającego, jak na prawdziwy thriller przystało. Sofie Sarenbrant już jest porównywana do słynnej Camilli Läckberg, ale póki co, mogę tylko stwierdzić, że do poziomu tej drugiej pisarki jest jej jeszcze bardzo, bardzo daleko. Na półce czeka na mnie druga część niefortunnych przygód z Branteviku i bardziej jestem ciekawa tego, czy autorka poprawiła swój styl aniżeli samej treści utworu. Oby tylko nie było pod tym względem gorzej.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...