Liczba stron: 432.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 04.01.2014.
Zakończenie lektury: 10.01.2014.
Moja ocena: 7/10.
Ryszard Ćwirlej to urodzony w 1964 roku pisarz i dziennikarz telewizyjny. Absolwent socjologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, w latach dziewięćdziesiątych pracował w tamtejszym oddziale TVP, natomiast w okresie 1997-2010 - w TVP Poznań. Był reporterem, wydawcą, producentem, a później szefem redakcji "Teleskopu". Od 2011 roku pełni funkcję Zastępcy Redaktora Naczelnego w poznańskim Radiu Merkury. Z jego dzieł pisanych najbardziej znany jest cykl książek o milicjantach z Poznania, których akcja toczy się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
W "Trzynastym dniu tygodnia" wszystko się zaczyna. To pierwszy chronologicznie utwór traktujący o wyżej wspomnianych milicjantach. Świeżo upieczony podporucznik Mirosław Brodziak i chorąży Teofil Olkiewicz ze Służby Bezpieczeństwa mają okazję pracować ze sobą po raz pierwszy i owa współpraca owocuje nie tylko całkiem udaną pod względem towarzyskim znajomością, ale też zabawnymi perypetiami osadzonymi w przestępczym światku.
W mroźną noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku rozpoczyna się w Polsce stan wojenny. Na poznańskich ulicach roi się od czołgów i SKOT-ów, a mieszkańcy miasta zostają pozbawieni radia i telefonów. Polityczne łapanki i liczne aresztowania solidarnościowych działaczy przypominają jeden wielki bałagan, a jakby jeszcze tego było mało, milicjanci przez przypadek znajdują zwłoki mężczyzny, który najprawdopodobniej popełnił samobójstwo we własnym mieszkaniu. Jego lokum jednak zostało przez kogoś dokładnie przeszukane i, jak się okazuje, pozbawione dużej sumy niemieckich marek. Nieco później funkcjonariusze natykają się na kolejny, bardzo podobny przypadek przestępstwa i wszystko wskazuje na to, że ma z nim związek nie tylko działacz "Solidarności", lecz także... milicjant lub ktoś podający się za niego. Śledczy z Komendy Wojewódzkiej MO z porucznikiem Marcinkowskim na czele rozpoczynają dochodzenie w owej tajemniczej sprawie, ciesząc się, że mają okazję oderwać się od chaosu związanego ze stanem wojennym. Ale po piętach depcze im SB, która o wiele bardziej niż mordercą interesuje się skradzionymi pieniędzmi...
Już prawie na samym początku MO zawiera z SB współpracę, ale, jak można się domyślić, to jeden wielki pic na wodę, bowiem oba organy bezpieczeństwa mają inne priorytety i nie zamierzają dzielić się między sobą zdobytymi podczas śledztwa informacjami. Przypomina to więc bardziej rywalizację, w dodatku niezbyt poważną, gdyż zarówno milicjanci, jak i esbecy nie zawsze grzeszą inteligencją, przez co ich akcje są zazwyczaj nieudolne i zabawne, oraz nie stronią od alkoholu. "W tej robocie jak się człowiek nie napije, to nijak się nie da wysiedzieć. Praca jest jak brzydka baba, bez wódki nie da se człowiek rady"*. Tak, alkohol leje się strumieniami z niemalże każdej strony powieści. Momentami wychodziło mi już bokiem czytanie o tych pijackich zapędach, ale jakoś udało mi się przez nie przebrnąć. Niejednokrotnie przecież pokrzepieni wódeczką czy bimberkiem milicjanci (szczególnie Teoś bijący rekordy w piciu) wywoływali uśmiech na mej twarzy, gdy wplątywali się w niecodzienne sytuacje lub prowadzili humorystyczne rozmowy. "No, ale jeśli się rozchodzi o gorzołę, to najlepszy jest kielonek z rana. Co, chlapniemy po maluchu? - Teofil mrugnął porozumiewawczo do kaprala.
- A co tam, panie chorąży, jak dzień zaczynać, to z fasonem, nie? (...) Po małym można, ale więcej nie da rady, bo jeżdżę dzisiaj.
- Łe tam - rzekł i zaśmiał się stary funkcjonariusz. - No i co z tego, że pan jeździsz? A kto was zatrzyma, kapralu? Milicja? Przecież my jesteśmy milicja, nie?"**.
Humoru w "Trzynastym dniu tygodnia" rzeczywiście nie brakuje. Oprócz tych wcześniej przytoczonych doskonałym tego przykładem jest akcja końcowa, w której biorą udział zarówno milicjanci, esbecy, jak i osoby, których tożsamości nie ujawnię, bo zepsułabym całą niespodziankę potencjalnym czytelnikom kryminału Ćwirleja. Gdyby jego książki powstały i zostały zekranizowane w kryminalno-komediowym stylu w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku - tak, koniecznie wtedy - na pewno zrobiłyby furorę i doczekały się miana kultowych.
Niewątpliwie dużym plusem jest też fakt, iż pisarz potrafi z lekkością wprowadzić odbiorcę w PRL-owską atmosferę, zabarwioną wprawdzie trudnościami wynikającymi z kiepskiej sytuacji gospodarczej ówczesnej Polski i różnego rodzaju niesnaskami na tle politycznym, ale i niepozbawioną dobrych relacji międzyludzkich, jeśli wziąć pod uwagę najzwyklejszych mieszkańców - w tym przypadku Poznania i okolicznych miejscowości. Język, jakim posługuje się autor, jest swobodny, swojski i nie brak w nim elementów dobrze mi znanej gwary poznańskiej.
Na ogół więc fajnie czytało mi się "Trzynasty dzień tygodnia". Wyjątkami były przydługie opisy historii i zwyczajów mniej ważnych bohaterów i powolny rozwój akcji w pierwszej połowie książki, w wyniku czego nuda nie była mi tak całkowicie obca. Ponadto - na minus - zaliczyłabym ogrom nazwisk. W kryminale pojawia się mnóstwo postaci, zarówno tych pierwszo-, jak i drugoplanowych. Największy problem miałam z dopasowywaniem części z nich do ich tytułów i pełnionych funkcji. Niejednokrotnie osobę kapitana myliłam z osobą komendanta czy porucznika z podporucznikiem, nie byłam też pewna, kto reprezentuje MO, a kto SB. Prawdziwy miszmasz, na szczęście nie przeszkadza on zbyt mocno w ogólnym zrozumieniu fabuły.
Utwory Ryszarda Ćwirleja polecam miłośnikom kryminałów, tym, którzy lubią powspominać dawne czasy, jak i tym, którzy pragną je poznać, a przy tym poprawić sobie humor. Sama mam w planach lekturę wszystkich książek z Brodziakiem i Olkiewiczem w rolach głównych i już nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce wpadnie kolejna z nich.
**s.209
Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Świetna recenzja, od razu mam ochotę poznać tę książkę. Najbardziej przyciąga mnie do niej czas akcji, mam przeczucie, że nie zawiodę się na tej historii :)
OdpowiedzUsuń