czwartek, 23 stycznia 2014

"Przynęta" - Ann Cleeves

Tytuł oryginału: "The Crow Trap".
Tłumacz: Ewa Kowalska.
Wydawnictwo: Amber, 2013.
Liczba stron: 416.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 12.01.2014.
Zakończenie lektury: 14.01.2014.
Moja ocena: 6/10.

Ann Cleeves to brytyjska pisarka mająca na koncie ponad dwadzieścia powieści, które są wydawane w wielu krajach na całym świecie. Za "Czerń kruka" została uhonorowana w 2006 roku nagrodą Duncana Lawrie Daggera, a rok później - szwedzką nagrodą Martina Becka. Po jej utwory często sięgają producenci filmów i seriali. Serial "Vera" od prawie trzech lat cieszy się dużą popularnością wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii i nie tylko.

Północna Anglia, okolice Kimmerston. Na położoną na wzgórzach farmę Black Law przyjeżdża Rachael Lambert, ekolog, przewodnicząca badań, które mają na celu wykazanie, czy na tutejszych terenach może zostać wybudowana kopalnia. Tuż po przybyciu na miejsce kobieta znajduje zwłoki przyjaciółki, Belli Furness, która mieszkała na farmie wraz ze sparaliżowanym po wylewie mężem. Bella popełniła samobójstwo, lecz Rachael w to nie wierzy. Postanawia więc przyjrzeć się nieco bliżej okolicznej wsi i jej mieszkańcom, a także firmie, która zatrudnia ją i dwie inne kobiety - botanik Anne Preece i biolog specjalizującą się w środowisku zwierząt Grace Fulwell. Mimo napięcia towarzyszącemu śmierci Belli, bohaterki muszą sobie jakoś radzić, mieszkając razem w jednej chacie i prowadząc badania na wzgórzach. Wkrótce jednak ginie jedna z nich, wówczas do akcji wkracza policja z inspektor Verą Stanhope na czele.

A dzieje się to dopiero mniej więcej w połowie "Przynęty". Po wyczerpujących, acz nie od razu wszystko wyjaśniających opowieściach dotyczących każdej z wyżej wymienionych postaci kobiecych, ich przeszłości, problemów i sekretów (najbardziej podobały mi się rozdziały poświęcone ciekawej, a zarazem smutnej historii Grace), fabuła utworu zostaje wzbogacona o kolejną osobę, czyli właśnie Verę Stanhope, której towarzystwa najczęściej dotrzymuje młody sierżant Joe Ashworth. Przyznaję, że miałam wielkie oczekiwania co do postaci tejże pani inspektor. Naczytałam się przecież wielu pochlebnych opinii na jej temat, jakoby była ona jedną z najbardziej interesujących i rewelacyjnych bohaterek literackich. Niektóre z nich zostały nawet zaprezentowane na tylnej okładce "Przynęty". Tymczasem wcale nie jest tak, że Vera gra główną rolę w kryminale Cleeves. Jest raczej średnio ciekawym, aczkolwiek czasami zaskakującym dodatkiem o nietypowym, jak na policjantkę, wyglądzie. "Do saloniku weszła kobieta - duża, przy kości, z kartoflowatym nosem i stopami wielkimi jak u mężczyzny. Nogi miała gołe - nosiła tylko skórzane sandały - kwadratowe palce u stóp upaćkane błotem. Cera cała w plamach, dziobata (...) Kobieta stała w przezroczystym płaszczu przeciwdeszczowym, woda skapywała z niego na podłogę, a siwe mokre włosy kleiły się do czoła. Wyglądała jak podstarzała turystka, którą podczas wędrówki złapała niespodziewana ulewa"*. Prowadzone przez Verę śledztwo składa się z niebezpiecznych, często też spontanicznie dobieranych metod, w wyniku czego większą robotę w jego zakresie odwalają Anne, Rachael i jej matka, Edie, która uwielbia się do wszystkiego wtrącać, jest bystra, a dzięki temu nie można jej nie lubić. Chyba po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim, że w powieści kryminalnej policja czy detektyw bardzo chętnie współpracuje ze świadkami. Owszem, według własnych planów i strategii, ale ta współpraca bardziej przypomina plotkowanie, swobodną wymianę spostrzeżeń, hipotez i informacji, nawet tych poufnych. Momentami charakter pracy Stanhope wydawał mi się mało profesjonalny. Wracając jeszcze na chwilę do jej osoby - mam nadzieję, że w innych utworach Cleeves jest ona wyrazistsza i będę w stanie zacząć żywić do niej jakieś uczucia. W porównaniu z serialową wersją (graną przez Brendę Blethyn), która przypadła mi do gustu od pierwszego jej ujęcia w kadrze, ta książkowa wypada - jak na razie - blado. To samo tyczy się Joego Ashwortha, który w "Przynęcie" przypomina wiernego sługę pani inspektor, od czasu do czasu pojawiając się w towarzystwie innych bohaterów, tymczasem w trzecim odcinku "Very" powstałym na bazie właśnie tego kryminału Cleeves Joe sprawia wrażenie dobrego policjanta borykającego się z problemami rodzinnymi, które w książce już tak uwypuklone nie są. No i jest na co popatrzeć - David Leon należy do całkiem przystojnych aktorów. Skoro już jestem przy kwestii serialu, napomknę jeszcze, iż warto poświęcić mu swoją uwagę, chociażby w celu pozachwycania się wspaniałymi zdjęciami, krajobrazami i ogólnym dość ponurym klimatem północnej Anglii.

Cleeves ma swój styl, zdecydowanie. Jakże się on różni od na przykład stylu S.J. Bolton, która również jest Angielką i specjalizuje się w kryminałach! "Przynęta" emanuje chłodem, język autorki jest oschły i pozbawiony emocji, przez co na początku lektury miałam problem z przystosowaniem się do jej nastroju. I niekoniecznie mi się to uśmiechało. Gdzieniegdzie w tekście pojawiają się przebłyski dobrego humoru czy sarkazmu, ale aż wydają się one nie na miejscu - tak jak wesołość czytelnika - bo w tak poważnym i ponurym tonie prezentuje się całokształt powieści. Odczuwalnie napięcie jest niewielkie, za to ciekawość odbiorcy bierze górę i brnie on do samego końca w poszukiwaniu odpowiedzi na takie pytania, jak: "o co w tym wszystkim chodzi?", "kto i dlaczego zabija?", "kto tak naprawdę jest katem, a kto ofiarą?". Historia rozgrywająca się na farmie Black Law i w jej okolicach przedstawiona jest jakby z kilku perspektyw, oczami różnych bohaterów, dzięki czemu poszczególnie elementy misternej układanki niespiesznie wskakują na odpowiednie miejsca. Tutaj każdy ma jakieś sekrety, wadliwą przeszłość, rozbitą rodzinę, podejrzane interesy lub po prostu intencje, dlatego trudno jest stwierdzić, kto w tym utworze ma czyste sumienie, a kto nie. A żeby było jeszcze trudniej, pisarka przy każdej nadarzającej się okazji zaznacza, że ta i ta osoba jeździ range lub land roverem (co jest zrozumiałe w przypadku terenów, na których osadziła akcję), a po momencie, w którym dochodzi do stłuczki samochodu Rachael z tajemniczym białym autem, nagle wszyscy z okolicy zaczynają poruszać się właśnie białymi wozami, więc nici z wyszukiwaniem podejrzanych przy wzięciu pod uwagę kwestii motoryzacyjnej. Strasznie mnie to irytowało - zbyt mocno rzucała się w oczy każda wzmianka na temat pojazdów (ich marek i kolorów), jakie przewijają się w fabule.

Tak jak większość "Przynęty" toczyła się w umiarkowanym tempie, tak z jej zakończeniem Ann Cleeves uwinęła się bardzo szybko i żałowałam, że to już - koniec. Przyznać jednak muszę, że jak się tak spojrzy na całość już po zakończeniu czytania tej książki, to idzie wywnioskować, iż autorka wykazała się niezwykłą pomysłowością, sprytem i wykonała kawał dobrej pracy, powołując do życia tę powieść. Powieść raczej spokojną, zahaczającą o brytyjskie kryminały końca XIX i początku XX wieku, w których prym wiedzie istota zagadek, a nie rozlew krwi czy szaleńcze pościgi uzbrojonej po zęby policji za mordercą. Jestem ciekawa, czy inne utwory z Verą Stanhope w roli, niech będzie, że głównej, są podobne do "Przynęty", czy może nieco mocniejsze, brutalniejsze i tętniące życiem. Mam nadzieję, że to drugie. Wkrótce się przekonam - zarówno "Droga przez kłamstwa", jak i "Ukryta głębia" już czekają, spoczywając na półce, na swoją kolej.

*s.183-184

Za książkę dziękuję portalowi IRKA.

2 komentarze:

  1. Nie czytałam żadnej książki tej autorki, ale narobiłaś mi ochoty na jej twórczość, więc koniecznie będę musiała sięgnąć po pierwszą część cyklu. O serialu też jakoś nie słyszałam, widać mam spore zaległości :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakaś taka trochę niezachęcająca okładka ;) I zastanawiam się na tym chłodnym stylem... A poza tym pewnie kiedyś trafi w moje ręce.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...