Tłumacz: Anna Jędrzejczyk.
Wydawnictwo: M, 2013.
Liczba stron: 440.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 01.04.2013.
Zakończenie lektury: 05.04.2013.
Moja ocena: 8/10.
Raczej rzadko zdarza mi się natknąć na książkę, która pochłonie mnie bez reszty, zauroczy swoją oryginalnością, a na dodatek wzruszy i zapadnie głęboko w mej pamięci. Cieszę się zatem, że "Sztuka uprawiania róż z kolcami" Margaret Dilloway jest właśnie takim utworem. Cieszę się przeogromnie. Sięgając po niego, nie wiedziałam dokładnie, czego się po nim spodziewać. Oklepanej historii o odbudowywaniu więzi rodzinnych? Nie do zniesienia, zgorzkniałej głównej bohaterki? A może jakiegoś tandetnego romansu gdzieś pomiędzy? Żeby w miarę właściwie opisać fabułę, z pierwszego pytania usuwam słowo "oklepanej", z drugiego "nie do zniesienia", a z trzeciego "tandetnego". W ten sposób powstaje opowieść o odbudowywaniu więzi rodzinnych z nutką romansu w tle, z nieco zgorzkniałą bohaterką w roli głównej. Dodam jeszcze, że całość otoczona jest pięknymi różami (nie tylko w postaci okładki), ciepłem i swoistego rodzaju mądrością. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko zagłębić się w jej lekturze.
Galilee Garner, w skrócie Gal, to nauczycielka biologii w prywatnej szkole katolickiej w Kalifornii. Całe życie choruje na nerki, od ośmiu lat jest dializowana i obecnie wyczekuje dawcy tych jakże cennych organów. Co jeszcze wyróżnia tę ponadtrzydziestopięcioletnią kobietę, to jej hobby - uprawa i hodowla rozmaitych i wymyślnych gatunków róż, które w przyszłości mogą przyczynić się nawet do zwycięstwa Gal w zawodach różanych hodowców. Raczej samotne i mało urozmaicone życie bohaterki zostaje nagle zaburzone, gdy na progu jej domu ląduje jej nastoletnia siostrzenica, Riley, którą matka musiała na kilka miesięcy opuścić z powodu pracy za granicą. Dla Garner, która od zawsze nie potrafi dogadać się z własną siostrą i która nie ma pojęcia o rodzicielskim wychowywaniu dzieci, musi stawić czoła nowemu doświadczeniu i spróbować dogadać się z zamkniętą w sobie, sprawiającą problemy, ale i pragnącą ciepła i miłości Riley. Tylko czy ta kobieta - na ogół mało sympatyczna, nieco zarozumiała, dla której wszyscy wokół wydają się wrogami, nawet ona sama dla siebie - będzie potrafiła wykrzesać z siebie choć odrobinę pozytywnych uczuć? Szybko okazuje się, że osoba Riley, mimo licznych niedoskonałości charakteru, ma dobry wpływ na Gal, podobnie jak nowy nauczyciel chemii, który podejmuje pracę w szkole, w której naucza główna bohaterka...
Wątek związany z różami w książce Dilloway jest bardzo rozbudowany. Nic dziwnego - te kwiaty są przecież ogromną, życiową pasją Gal. W tekście, co kilka rozdziałów, pojawiają się nawet fragmenty "Wielkiego poradnika hodowli róż" Winslowa Blythe'a, odpowiednie na dany miesiąc, w którym toczy się akcja, ale mnie one zupełnie nie drażniły, wręcz przeciwnie, wzbudzały ciekawość. Autorka skupia się na okresie od marca do listopada jednego roku. Narratorka, sama Garner, wypowiada się w czasie teraźniejszym, który ani troszeczkę nie przeszkadza w odbiorze utworu. Język jest prosty, ale ładny, płynny i grzeczny. Powieść czyta się po prostu świetnie.
Istotą "Sztuki uprawiania róż z kolcami" jest postać Galilee. Ona sama przypomina jedną z tytułowych róż, która na każdym kroku zamiast ukazywać swe wewnętrzne piękno, wystawia na wszystko i wszystkich groźne kolce. Bohaterka nie potrafi się przełamać i dopuścić do siebie ludzi, którym na niej zależy i którzy ją kochają. Wszędzie wywącha jakiś spisek, jest przekonana, że jej bliscy i znajomi albo są nastawieni przeciwko niej, albo nie przejmują się w ogóle jej losem, albo, co jest jeszcze bardziej denerwujące, współczują jej całej tej sytuacji z chorobą. Jakby tego było mało, Gal to niezwykle pewna siebie kobieta. Z jednej strony byłam pod wrażeniem jej osobowości i zachowania, ale z drugiej strony dawała się we znaki jej zarozumiałość, której już nie pochwalałam. Całe szczęście, że w ciągu tych niespełna dziewięciu miesięcy w bohaterce dokonuje się wielka przemiana - z osoby chłodnej w ciepłą, przyjacielską i odpowiedzialną. Można zauważyć wówczas, że Garner ma w sobie gdzieś głęboko schowane pokłady sympatii, miłości, konsekwencji i siły, które pod wpływem zaskakujących, zarówno zabawnych, jak i wzruszających zdarzeń, stopniowo odkrywa. To w rzeczywistości bardzo mądra i twarda kobieta.
Dilloway w ciekawy i przemyślany sposób "naprawia" charakter Gal. Jej życie z dnia na dzień przeobraża się w jeden wielki chaos, ale niepozbawiony przyjemności i radości, do których można zaliczyć chociażby wspólne wypady z Riley na wystawy i zawody dla hodowców róż czy przyjaźń z nauczycielem chemii, Georgem Mortonem. Ogromnie spodobały mi się jej relacje z buntowniczą siostrzenicą. Ich powolna, naznaczona kłopotami, cierpieniem i tęsknotą zmiana na lepsze jest po prostu piękna. Od samego początku w głębi serca wierzyłam, że ona nastąpi i wywoła we mnie łzy szczęścia i radości. Ale chyba najbardziej wzruszyła mnie znajomość Galilee z Waltersem, pozornie irytującym mężczyzną, który, chcąc nie chcąc, zajmuje kobiecie jej miejsce w kolejce po nerkę. Żeby nie przytaczać tutaj szczegółów, wspomnę tak ogólnikowo o jednym z wątków, który rozłożył mnie na łopatki, mianowicie mam na myśli sytuację, w której jest mowa o pingwinie i Antarktydzie. Myślę, że gdy natkniesz się właśnie na ten element fabuły, drogi czytelniku, zrozumiesz, dlaczego wywarł on na mnie tak ogromne wrażenie. Pamiętam, że płakałam wtedy jak małe dziecko...
Jestem niezmiernie wdzięczna Margaret Dilloway za to, że nie uczyniła ze swej książki przesłodzonej historii, lecz niebanalną, taką prawdziwą i bliską sercu powieść obyczajową, która zmusza do refleksji - czy to nad życiem w zdrowiu, czy w chorobie. "Sztuka uprawiania róż z kolcami" to fantastyczna lektura traktująca o problemach rodzinnych i miłosnych, o codziennych perypetiach nauczycieli i dorastających uczniów, ale przede wszystkim o poszukiwaniu szczęścia, ciepła oraz o wierze w siebie i własne możliwości. Nie zaniedbujmy samych siebie, a przy tym nie zapominajmy o osobach, które są dla nas ważne. Czasem trzeba dać coś od siebie, a nie tylko brać od innych. To znakomita, pouczająca, niosąca nadzieję i przesłanie opowieść. Gorąco polecam.
Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu M.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Muszę w końcu koniecznie przeczytać tą książkę! Wiele się o niej naczytałam pozytywnych recenzji, więc jestem ogromnie zmotywowana :-) Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się zdobyć "Sztukę uprawiania..."
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
im-bookworm.blogspot.com
A ja właśnie myślałam,że to zwykłe romansidło;p
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNaczytałam się już tylu pozytywnych recenzji o tej książce, ze w końcu muszę po nią sięgnąć!
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni. Mądra książka, nieprzesłodzona, zawierająca wartości o których warto mówić.
OdpowiedzUsuńRaduje mnie każda pozytywna recenzja na temat tej książki, ponieważ posiadam ją i niebawem wezmę się za czytanie.
OdpowiedzUsuń