Liczba stron: 480.
Rozpoczęcie lektury: 15.09.2014.
Zakończenie lektury: 18.09.2014.
Moja ocena: 4/10.
Na przeczytanie "Uśpienia" zdecydowałam się z trzech powodów, które w dużym skrócie brzmią: Czarna Seria, pochlebne opinie oraz niedawne wydanie "Rajskich ptaków", drugiego tytułu Marty Zaborowskiej. Teraz, będąc już po lekturze utworu, nie potrafię się zgodzić z wysokimi notami i superlatywami wypisywanymi na jego temat przez innych czytelników. Bo dla miłośników kryminałów - a za takiego uważam się i ja - ta książka nie może być dobra. W ciągu kilku ostatnich lat naczytałam się sporo powieści kryminalnych, by wiedzieć, jak wygląda taka, którą do tego gatunku literackiego można bez wahania zaliczyć, i jak nie powinna takowa wyglądać. Pomijam tutaj styl, bohaterów i kwestię napięcia, bo te można dopracować, przy okazji tworzenia kolejnych utworów poprawić, ale dla fabuły, która nie zawsze trzyma się kupy, a wydarzenia wchodzące w jej skład zahaczają o niewiarygodność bądź absurdalność, nie mam litości. A "Uśpienie", z przykrością muszę stwierdzić, kilka takich "perełek" w swej zawartości posiada.
W swym dość obszernym debiucie Zaborowska zabiera nas do pewnego podwarszawskiego miasteczka. Z tutejszego szpitala psychiatrycznego, zarządzanego przez doktora Artura Maciejewskiego, ucieka pacjent, Jan Lasota, który został przysłany na leczenie z powodu znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad zwłokami, przy których pracował z zakładzie pogrzebowym. Szybko wychodzi na jaw, że nie był to jego jedyny tego rodzaju występek, a w jego przeszłości aż strach się zagłębiać. Pracowała jednak nad nią doktor Anna Dudczak, ale tak się składa, że wkrótce po ucieczce Lasoty zostaje ona zamordowana. Śledztwo w obu sprawach przypada miejscowej policji na czele z komisarzem Stefaniakiem i podkomisarz Julią Krawiec. Nieoficjalnie pomaga jej doktor Maciejewski. Tymczasem w jego szpitalu zaczyna robić się coraz bardziej niebezpiecznie, a na jaw wychodzą uśpione przez wiele lat tajemnice pacjentów ośrodka i okolicznych mieszkańców.
Zapowiada się interesująco i przez jakiś czas ta powieść rzeczywiście taka jest. Schody zaczynają się, gdy pisarka powiększa liczbę bohaterów, a co za tym idzie, różnego rodzaju wątków z nimi powiązanych. Książka z intrygującej i zagadkowej staje się przerysowana, chaotyczna i skomplikowana. Niemal każdemu tutaj można przypiąć łatkę chorego psychicznie, a już na pewno podejrzanego o to czy tamto. Mimo że postaci jest sporo, zapadają one w pamięć, ale gorzej już z ich motywami postępowania, które albo są banalne, albo mało wiarygodne, a tym samym wręcz nie do odgadnięcia przez odbiorcę.
Zabójstwa, samobójstwa, gwałty, nekrofile, porwania - wszystko to przewija się przez "Uśpienie", ale moim zdaniem jest tego, jak na jedną książkę, za dużo. Widać, że autorka bardzo starała się, by jej debiutanckie dzieło zachwyciło czytelnika, ale wybrała ku temu niewłaściwą drogę, czyli przesadę. Brawa za pomysłowość, owszem, ale takie nagromadzenie szokujących czy pełnych napięcia wątków jest w stanie zaszkodzić powieści, czyniąc ją mało realistyczną, po prostu przekoloryzowaną. Zwiększa też prawdopodobieństwo wpadek "na planie". I Zaborowska parę takich potknięć zaliczyła, niestety. Oto najważniejsze, te najbardziej niedorzeczne z nich: fatalna praca policjantów (nie dość, że po śmierci doktor Dudczak nie przeszukali dokładnie jej gabinetu, a mieszkania wcale, to jeszcze spławili z komendy chłopca, który był w posiadaniu cennych dla śledztwa informacji) - wielokrotnie odniosłam wrażenie, że w skład ich zespołu wchodzi tylko Krawiec; swobodna współpraca policji z doktorem Maciejewskim, który jest przez nią o wszystkim informowany; pistolet w celi wariata; genialni świadkowie sugerujący osobom prowadzącym dochodzenie, co mogą one zrobić, żeby znaleźć jakiś nowy trop; przygarnięcie do domu przez Julię nastoletniej Róży z psychiatryka, by ta pobawiła się z jej niespełna sześcioletnią córką, Sylwią (co może siedzieć w głowie tej dziewczyny - skrzywdzonej, leczonej w zamknięciu - to najwyraźniej nieistotne); długaśne listy o przeszłości pisane przez Różę do Sylwii ledwie składającej litery do kupy, a co dopiero rozumiejącej, że zły dotyk boli, a porzucenie dziecka przez matkę może zachęcić je do targnięcia się na własne życie. Nie mogłam też nadziwić się podkomisarz Krawiec, która w czasie gdy jej córka znajdowała się w poważnym niebezpieczeństwie, wytrwale kontynuowała śledztwo. A do tego miała czelność obrazić się, gdy ktoś wygarnął jej prawdę na temat tego, jak fatalną jest matką. Podpadła mi tym zachowaniem bardzo. Nawet jej dawne problemy z alkoholem, rozwód i przeprowadzka nie sprawiły, że wykrzesałam z siebie w stosunku do jej osoby choć trochę sympatii. Ale Zaborowska, jak wyczytałam z jednego z wywiadów z nią, szykuje kolejne rewelacje dotyczące przeszłości policjantki, więc kto wie, może już przy okazji lektury "Rajskich ptaków" spojrzę na nią łaskawszym okiem...
A sięgnę po tę książkę na pewno. Choćby po to, by zobaczyć, czy styl autorki uległ poprawie. Bo dziś uważam, że jest on nijaki i niczym się nie wyróżnia. Zaborowska mało spontanicznie operuje zasobami słownictwa, nie pozwala sobie na niewymuszony luz czy przejawy dobrego humoru. Dialogi, choć liczne, są sztywne. W dodatku wszyscy bohaterowie, mimo że są różnorodni charakterologicznie i wiekowo, posługują się tym samym językiem. Dużo mówią sami z siebie, w sensie nie trzeba ich ponaglać dodatkowymi pytaniami - jest to szczególnie widoczne w trakcie przesłuchań świadków. Pisarka ma też tendencję do uzewnętrzniania myśli i spostrzeżeń wykreowanych przez nią postaci, czyli do takiego trochę dosadnego tłumaczenia czytelnikowi, co ktoś kiedyś zrobił i dlaczego albo w razie czego.
Kryminał to niełatwy i wymagający gatunek literacki. "Uśpienie" jest dowodem na to, że do pisania powieści, które można by zakwalifikować do tego typu literatury, nie wystarczą dobre chęci, pomysłowość i zebranie paru ważnych, pomocnych informacji na jakieś tematy. Przed Martą Zaborowską jeszcze sporo pracy, ale być może o jej zdumiewających efektach będę mogła napisać już po przeczytaniu jej najnowszego utworu, kto wie? Potencjał jest, odwaga do zagłębiania się w ciemne strony ludzkiego życia również, więc trzymam kciuki za literackie sukcesy w niedalekiej przyszłości pisarki.
Zabójstwa, samobójstwa, gwałty, nekrofile, porwania- chyba faktycznie trochę tego za dużo jak na jedną książkę :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Rzeczywiście trochę za dużo tych wynaturzeń w jednej historii. Troszkę słabo się robi. Podziękuję.
OdpowiedzUsuńOstatnio sięgam po kryminały, jednak ten tytuł będę omijać ;)
OdpowiedzUsuń