Tłumacz: Ewa Kowalska.
Wydawnictwo: Amber, 2013.
Liczba stron: 320.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 30.03.2014.
Zakończenie lektury: 03.04.2014.
Moja ocena: 6/10.
Ann Cleeves to brytyjska pisarka mająca na koncie ponad dwadzieścia powieści, które są wydawane w wielu krajach na całym świecie. Za "Czerń kruka" została uhonorowana w 2006 roku nagrodą Duncana Lawrie Daggera, a rok później - szwedzką nagrodą Martina Becka. Po jej utwory często sięgają producenci filmów i seriali. Serial "Vera" od prawie trzech lat cieszy się dużą popularnością wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii i nie tylko.
"Ukryta głębia" jest trzecią książką z cyklu o mało sympatycznej, ale obdarzonej wyjątkową intuicją pani inspektor Verze Stanhope. Akcja ponownie rozgrywa się na północnych krańcach Anglii, w małym miasteczku na wybrzeżu Northumbrii, ale tym razem - dla odmiany - jest lato i panuje piękna pogoda. Na pewno nie nacieszy się nią Julie Armstrong, samotna matka dwójki nastolatków, Laury i Luke'a, która pewnego wieczoru po powrocie do domu znajduje martwego syna w wannie pełnej wody i... kwiatów. Po pojawieniu się na miejscu zdarzenia Very i jej ekipy bardzo szybko okazuje się, że chłopak nie popełnił samobójstwa, o czym była przekonana jego matka, lecz został zamordowany. Czy jego śmierć ma coś wspólnego z niedawnym nieszczęśliwym wypadkiem kolegi Luke'a, którego ten drugi był świadkiem? A może trzeba będzie przyjrzeć się bliżej grupce ptasiarzy - Peterowi, Clive'owi, Samuelowi i Gary'emu - którzy wkrótce po tajemniczym zabójstwie nastolatka odkrywają ciało martwej nauczycielki, Lily Marsh? Stanhope już zaciera ręce i zagrzewa do walki sierżanta Joego Ashwortha i innych podopiecznych, licząc na to, że jej intuicja i spryt jak zwykle jej nie zawiodą.
Śledztwo jednak nie przebiega pomyślnie. Wszelkie przesłuchania świadków i podejrzanych należą do bezowocnych i tylko od czasu do czasu coś ciekawego wychodzi na jaw - jakieś problemy psychiczne bohaterów, romanse, zdrady czy kłopoty rodzinne. Ale fabuła toczy się leniwie, rzadko zaskakuje i, muszę przyznać, trochę nudziłam się w czasie czytania "Ukrytej głębi". Z powodu braku czasu lekturę przerywałam wielokrotnie, ale chyba za każdym razem robiłam to bez najmniejszego żalu. To najsłabsza - jak dotąd - powieść Cleeves z serii o Verze.
Plusem utworu po raz kolejny są pojawiające się w nim postaci, choć na upartego można stwierdzić, że niemalże wszystkie są nacechowane negatywnie. Autorce najwyraźniej sprawia przyjemność tworzenie kryminałów, w których ważną rolę odgrywają wątki obyczajowe. To zazwyczaj z ich powodu dzieje się źle - ktoś coś ukrywa, ktoś kłamie, a ktoś ginie. Typowanie mordercy to dla czytelnika rzecz trudna - w moim przypadku wygląda to jak strzelanie na chybił trafił, a przy tym wymyślanie dla potencjalnego zbrodniarza równie pokręconych motywów, jakie serwuje pisarka. Wśród borykających się z uzależnieniami, mających obsesje i wyrzuty sumienia bohaterów wyróżniają się między innymi botanik Peter Calvert, wcale nie tak idealny mąż i ojciec, jak na pierwszy rzut oka się wydaje; mieszkający z uciążliwą i charakterną matką Clive, a także romansujący z Julie Armstrong Gary. Większość postaci z książki Cleeves utrzymuje ze sobą jakieś kontakty czy stosunki lub jest w jakiś sposób ze sobą powiązana. A to jeszcze bardziej utrudnia wskazanie tej, która grzeszy najbardziej.
Osoba Very natomiast pozostaje tutaj w lekkim cieniu - nie dominuje nad innymi, jak to zdarza się jej czasem robić, choć do paru wątków z jej przeszłości autorka nawiązuje. Odniosłam za to wrażenie, że styl pisarki uległ zmianie - Cleeves jakby się rozluźniła (momentami widać, że aż nadto) i nadała swej powieści niedbały charakter, taki... "Verowy". I nie, nie jest to sprawka tłumaczki, która od pierwszej części cyklu jest ta sama, czyli Ewa Kowalska. Zdecydowanie wolałam szczegółową pisaninę autorki, przy pomocy której zbudowała "Przynętę" czy "Drogę przez kłamstwa".
Tradycyjnie, po zakończeniu lektury "Ukrytej głębi", nie obyło się bez obejrzenia odcinka serialu bazującego na utworach Ann Cleeves. Z jakiejś przyczyny (a może bez?) ów odcinek jest nie trzeci, lecz pierwszy w kolejności, a jego fabuła została mocno zmieniona. Zachowuje jednak poziom tej książkowej, który mogę określić mianem co najwyżej niezłego. Seansu jednak nie żałuję, gdyż wszelkie "niedogodności" wynagrodziły mi piękne zdjęcia. Mam wielką nadzieję, że "Stłumione głosy", po które sięgnę kiedyś na pewno, okażą się być dużo lepsze od swej poprzedniczki. Przede wszystkim - oby nie nudziły! A do zapoznania się z osobliwą panią inspektor zachęcam - lepiej jednak, by posłużyła do tego któraś z wcześniejszych książek należąca do cyklu.
Za książkę dziękuję portalowi IRKA.
Nie słyszałam jeszcze o tej autorce, ale książki z tej serii wydają się być interesujące.
OdpowiedzUsuńDzięki Twoim recenzjom zwróciłam uwagę na tę pisarkę i zastanawiam się czy nie kupić pierwszej części, bo widziałam, że jest w promocji w jednej z internetowych księgarni :)
OdpowiedzUsuń