Liczba stron: 488.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 18.12.2012.
Zakończenie lektury: 26.12.2012.
Moja ocena: 6/10.
Tomasz Jamroziński to urodzony w 1978 roku absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Poeta, autor takich tomów wierszy, jak "stenogramy", "Przylądek do skrócenia" i "Mężczyźni są z Warsa". Publikował m.in. w "Twórczości", "Czasie Kultury", "Ha!arcie", "Kresach", "Odrze". "Pograniczach" i "Gazecie Wyborczej". Laureat kilkunastu ogólnopolskich konkursów poetyckich. W 2012 roku zadebiutował jako prozaik, powołując do życia kryminał "Schodząc ze ścieżki", którego akcja została osadzona w Częstochowie, jego rodzinnym mieście.
Jest rok 2008. Aspirant z częstochowskiej policji, Bartosz Zdaniewicz, przez przypadek znajduje się w posiadaniu dokumentów pewnej sprawy sprzed jedenastu lat. Nad glinianką Michalina popełniono wtedy okrutne morderstwo - zginęło dwóch nastolatków, z kolei trzeci ledwo uszedł z życiem. Śledztwo bardzo szybko zakończyło się sukcesem, kiedy to za przestępcę uznano miejscowego menela, który przebywał wówczas nad glinianką i rzekomo przyznał się do popełnienia zbrodni. Akta znalezione przez Zdaniewicza mówią co innego, siejąc w głowie młodego policjanta mnóstwo podejrzeń co do przebiegu tej sprawy zabójstwa oraz nadzieję na wznowienie dochodzenia i wykazanie się w policyjnych obowiązkach. Z odkryciem dzieli się z kolegą z pracy, komisarzem Andrzejem Wołoszynowem, który, oczywiście nieoficjalnie, decyduje się mu pomóc, zerkając na dawną sprawę świeżym okiem. Szybko jednak wychodzi na jaw, że komuś bardzo nie podobają się poczynania policjantów. A tego, że grzebanie w przeszłości wywoła wiele niepożądanych skutków w postaci różnego rodzaju zagrożeń i niebezpieczeństw, Zdaniewicz i Wołoszynow się nie spodziewali...
Omawiając debiut Jamrozińskiego, zacznę może od jego pisarskiego stylu. Bez wątpienia bowiem jest on dość oryginalny, taki bardzo określony, przez co kilkakrotnie nie mogłam się nadziwić, że utwór "Schodząc ze ścieżki" to dopiero początek przygody pisarza z prozą. Na samym początku byłam zachwycona niezwykle swobodnym i pikantnym językiem, później jednak liczba ochujalców, pierdolonych skurwieli i nieco dziwacznych powiedzonek starego Wołoszynowa zaczęła mnie przerastać i czytanie książki stało się trochę mniej przyjemne. Chcąc nie chcąc, wypatrzyłam też mały błąd w wyrażeniu "ot tak" pisanym przez autora "od tak", który pojawił się w tekście bodajże dwukrotnie.
Inna sprawa to realizm, który w powieści został zaakcentowany z niemal namacalnym skutkiem. Jamroziński przytacza obraz raczej nieznanej, bo mrocznej, Częstochowy, a ponadto bez ogródek pisze o polskiej policji i prokuraturze, ukazując je w niezbyt dobrym świetle. Bohaterowie są do bólu prawdziwi - szczerzy, cwani, wredni, irytujący, liczący na określone korzyści albo leniwi. Klimat tego kryminału jest raczej surowy, a humor pojawiający się na jego stronach nosi ślady czarnego humoru i ironii.
Na koniec parę słów na temat nietuzinkowego duetu postaci pierwszoplanowych, czyli Bartosza Zdaniewicza i Andrzeja Wołoszynowa. Pierwszy z nich - jeszcze niedoświadczony, ale pełen zapału aspirant, borykający się - oprócz problemów związanych z wykonywanym zawodem - także z problemami sercowymi i kłopotami w dogadywaniu się z wybuchowym Wołoszynowem. Ów komisarz bowiem to nieprzebierający w słowach osobliwy, acz inteligentny pijaczyna po przejściach, którego przeszłość nieustannie kładzie się cieniem na teraźniejszości. Już po samym opisie obu bohaterów łatwo stwierdzić, że z nimi nudno być nie może. I rzeczywiście, ich przygody, choć do godnych pozazdroszczenia nie należą, są ciekawe i niebanalne. Od czasu do czasu jednak miałam wrażenie, że w książce było za dużo gadania, a mało działania, przez co fabuła zdawała się nie mieć końca. Zamknięta sprawa sprzed jedenastu lat okazała się bombą z opóźnionym zapłonem i to rzeczywiście bardzo mnie zaintrygowało. Ale już sam finał utworu nie zrobił na mnie większego wrażenia - Jamroziński jakby stopniował napięcie i powoli wydzielał ważne fakty i szczegóły, które były w stanie doprowadzić mnie do rozwiązania głównej zagadki morderstwa wcześniej aniżeli dopiero wraz z ostatnią stroną powieści.
"Schodząc ze ścieżki" to spora dawka sensacji, typowo męskiego kryminału z charakterem, która z pewnością zdobędzie uznanie miłośników gatunku. Mnie on wprawdzie nie zafascynował jakość dobitnie, ale czas spędzony na jego lekturze wspominam całkiem miło. Jestem ciekawa, czy duet Zdaniewicz-Wołoszynow pojawi się jeszcze kiedyś w literackim świecie. To samo mogę napisać o prozie Tomasza Jamrozińskiego - byłoby przecież szkoda, gdyby autor, po tak udanym debiucie powieściowym, zaprzestał pisania książek. Trzymam kciuki za jego dalszą twórczość.
Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Oficynka.
Recenzja napisana dla portalu IRKA.
Baza recenzji Syndykatu Zbrodni w Bibliotece.