sobota, 31 marca 2012

"Ratownik" - James Patterson, Andrew Gross

Wydawnictwo: Albatros, 2006.
Liczba stron: 368.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 29.03.2012.
Zakończenie lektury: 30.03.2012.
Moja ocena: 7/10.

James Patterson to jeden z najpopularniejszych autorów amerykańskich, specjalizujących się w sensacjach i thrillerach. Do tej pory napisał kilkadziesiąt książek. Jego ulubionym bohaterem jest Alex Cross, czarnoskóry policjant, który pojawia się aż w dwudziestu powieściach, a w którego na wielkim ekranie wcielił się Morgan Freeman. Pisarz często tworzy we współpracy z innymi autorami, takimi jak Maxine Paetro, Howardem Roughanem czy Andrew Grossem. Ten ostatni zyskał sławę właśnie dzięki Pattersonowi. Od pewnego czasu publikuje również samodzielnie.

Powieści Pattersona mają to do siebie, że ich akcja toczy się w niesamowicie szybkim tempie. Jest tak skonstruowana, że czytelnik nie ma czasu na choć chwilę wytchnienia, a wydarzenia, które śledzi pochłaniają go bez reszty. Jest to spowodowanie nie tylko umiejętnościami pisarskimi autora, ale też bardzo krótkimi rozdziałami, zazwyczaj dwu-, trzy-, czterostronicowymi. Niemożność doczekania się w czasie lektury końca rozdziału mija więc w mgnieniu oka, a co za tym idzie, samo czytanie utworów Pattersona nie ma powolnego charakteru. Tak też jest w przypadku "Ratownika". Jedna noc kartkowania książki i lektura zakończona.

Powieść ta jest doskonałym przykładem gatunku sensacji o zabarwieniu kryminalnym. Opowiada o losach pewnego mężczyzny, który z dnia na dzień staje się podejrzanym o wielokrotne morderstwo i kradzież na szeroką skalę. Historia, choć trochę brutalna, pełna jest intryg związanych ze światem zabójstw, oszustw i rabunków. To mozolna walka o przetrwanie, w której nie brakuje napięcia, zaskakujących zwrotów akcji, a nawet krzty romantyzmu.

Być może wszystko potoczyłoby się całkiem zwyczajnie, gdyby nie przestępcza natura głównego bohatera, Neda Kelly'ego (jak ten australijski bandyta, tak, tak, właśnie tak), i jego przyjaciół. Starannie przygotowany skok na pewną rezydencję w celu kradzieży cennych obrazów zdarza się przecież raz na wiele lat, może nawet raz w życiu, kusząc ogromem pieniędzy i beztroskim bytem aż po śmierć. Nic ani nikt nie jest w stanie powstrzymać Neda przed tym życiowym zagraniem, nawet nowo poznana piękność, Tess McAuliffe. Obiecując dziewczynie lepszy byt, główny bohater pomaga paczce przyjaciół w dokonaniu włamania do rezydencji, po czym jego życie wywraca się do góry nogami. Okazuje się, że ktoś ubiegł niedoszłych przestępców, kradnąc drogocenne obrazy, a potem zabijając wszystkich przyjaciół Neda. W niejasnych okolicznościach zostaje zamordowana również Tess. Ned, którego jako jedynego ominęła mordercza masakra, robi to, czego nie powinien - ucieka, zaszywając się w rodzinnym mieście. W ten sposób szybko zyskuje miano uciekiniera i przestępcy - zabójcy i złodzieja. W ślad za nim wyrusza agentka FBI, Ellie Shurtleff. Czy Ned Kelly zdoła udowodnić swoją niewinność? Do jakich jeszcze czynów będzie musiał się dopuścić?

Główny bohater traci dziewczynę, a po chwili na karku siedzi mu młoda agentka FBI - nietrudno się domyślić, że ich relacje nie będą miały charakteru tylko i wyłącznie zawodowego, prawda? Ale nie ma co narzekać - w akcji pełnej pościgów i tragicznych zdarzeń przydaje się odrobina luzu i odskocznia w postaci małego romansu czy podobnych sytuacji. Tym bardziej, jeśli ma się do czynienia z bohaterami całkiem sympatycznymi, inteligentnymi i pomysłowymi.

"Ratownik" zafascynował mnie przede wszystkim ze względu na fakt, iż opowiada o przestępstwach związanych z kradzieżą obrazów. Lubię historie, które w jakiś sposób traktują o obrazach i przeszłości ich twórców. Tajemnicach skrywanych przez malarzy, kupców, kolekcjonerów i tajemnicach zawartych w przekazach samych dzieł. W utworze Pattersona i Grossa dochodzi do kradzieży czterech obrazów, z czego trzy z nich są bardzo cenne. Nie wiadomo jednak, kto dokonał rabunku i gdzie podział się z łupem. Bogatemu właścicielowi tych cennych nabytków bardzo zależy na ich odzyskaniu, ale dlaczego? Tego typu zagadki mnie interesują. Wówczas zachodzę w głowę, intensywnie obmyślając różne scenariusze powieści. Może właściciel skradzionych obrazów sam je "ukradł" w celu otrzymania odszkodowania? Może któreś z dzieł było dla niego z jakiegoś powodu ważne, darzył je szczególnym sentymentem? A może ukrył w nim coś bardzo cennego?

Fabuła powieści jest przyjemna w odbiorze, dobrze skonstruowana i tworzy logiczną całość, od czasu do czasu zaskakując i dając do myślenia, jeśli chodzi o typowanie głównych sprawców przestępstw. A podejrzanych jest oczywiście od groma. I chociaż udało mi się po części odgadnąć, kto, z kim, o czym, po co i dlaczego, nie uważam "Ratownika" za książkę słabą. Nie wiem, jak sprawy się mają z utworami Andrew Grossa, ale w przypadku Jamesa Pattersona jego utwory nie należą do wymagających. A przeczytałam ich już dość sporo, za każdym razem traktując je jako lekką, czystą rozrywkę. Miłośnikom sensacji i thrillerów polecam zapoznanie się z tym autorem, przede wszystkim takimi popularnymi powieściami, jak "W sieci pająka" czy "Kolekcjoner", które doczekały się ekranizacji. Myślę, że są to najlepsze książki Pattersona i pozostałym trudno będzie je przebić. Polecam również serię Kobiecego Klubu Zbrodni - jeśli ktoś lubi płeć piękną w kryminalnej akcji.

Baza recenzji

środa, 28 marca 2012

"Grawitacja" - Tess Gerritsen

Wydawnictwo: Albatros, 2011.
Liczba stron: 384.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 27.03.2012.
Zakończenie lektury: 28.03.2012.
Moja ocena: 8/10.

Tess Gerritsen to amerykańska pisarka, z zawodu lekarz internista. Jej pierwsze powieści tematycznie nawiązują do romansu kryminalnego, natomiast te powstałe po 1996 roku należą do gatunku thrillera medycznego. Książki tejże autorki są tłumaczone na wiele języków i niejednokrotnie pojawiają się na listach bestsellerów. Gerritsen jest uważana za najciekawszą twórczynię thrillerów medycznych, lepszą nawet od Cooka, Palmera czy Crichtona.

Thriller medyczny osadzony w kosmosie? Wśród promów, stacji kosmicznych i działalności NASA? Przyznaję, że dość sceptycznie podeszłam do "Grawitacji", kolejnego utworu tej popularnej autorki. Tak naprawdę do końca nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce. Z jednej strony wszelka terminologia związana z kosmosem i astronautami jest dla mnie po prostu obca, a z drugiej - niejeden raz zdarzyło mi się obejrzeć film katastroficzny ukierunkowany na tę właśnie tematykę. I to dobry film, który potrafił mnie zainteresować. Dlatego miałam cichą nadzieję, że powieść Gerritsen jednak przekona mnie do siebie.

I rzeczywiście. "Grawitacja" jest pewnego rodzaju katastroficznym obrazem historii kilkunastu astronautów, którym przyszło walczyć z nieoczekiwanym niebezpieczeństwem na stacji kosmicznej. Tak, w kosmosie. W stanie nieważkości. W próżni. Bohaterowie ocierają się o śmierć, doświadczają jej, są bezradni, a jednak starają się zachować zimną krew i nie poddawać się. Nie jest to wcale takie łatwe. Wręcz przerażające, pełne bólu i smutku. "Grawitacja" to opowieść nie tylko o ludzkiej bezsilności wobec nieznanego jutra, rzeczy i zjawisk nowych, o których nikt wcześniej nie miał pojęcia. To także historia o bezgranicznej miłości, poświęceniu, chęci niesienia pomocy drugiemu człowiekowi oraz walce o przetrwanie w obliczu zagrożenia.

Życie pewnej grupy astronautów prowadzących badania i eksperymenty na pokładzie międzynarodowej stacji kosmicznej orbitującej wokół Ziemi wywraca się do góry nogami nie tylko dosłownie. Nagle i niespodziewanie wybuch wśród nich dziwna zaraza. Rozprasza się ona w zastraszająco szybkim tempie, siejąc śmierć wśród członków zarówno załogi stacji, jak i tej wysłanej w celach ratunkowych. W sprawę tej zagadkowej epidemii zostaje włączone wojsko, a także sam prezydent Stanów Zjednoczonych. Aby nie dopuścić do skażenia ludności, pozostali przy życiu astronauci otrzymują zakaz powrotu na Ziemię, co spotyka się z wielkim oburzeniem NASA. Wśród uwięzionych w kosmicznej próżni osób jest doktor Emma Watson. Jej mąż, Jack McCallum, który nie bierze udziału w misji, robi wszystko, by sprowadzić swoją żonę całą i zdrową bezpiecznie do domu. Czy będzie jednak w stanie przezwyciężyć państwowe decyzje? Co takiego wywołało tę tajemniczą zarazę? Czysty przypadek, pomyłka, a może bioterroryzm? W rękach Jacka leży znalezienie odpowiedzi na powyższe pytania. I życie Emmy.

Pomimo moich wcześniejszych obaw, "Grawitacja" pozytywnie mnie zaskoczyła. Przede wszystkim ze względu na fakt, iż trzyma w napięciu do ostatniej strony. Szczególnie nerwowe momenty to te związane z objawami choroby, śmierci, walką o przeżycie i bezskutecznymi próbami pomocy. Akcja toczy się bardzo szybko, co potęguje chęć do dalszej lektury utworu. Nie ma czasu na nudę czy chwilę wytchnienia. Gerritsen wie, co robi. Wie, jak zainteresować czytelnika. Mimo licznych terminów i wyrażeń powiązanych z kosmosem i medycyną, wszystko jest jasne i zrozumiałe; nie zakłócają one treści głównych wydarzeń. W celu objaśnienia sobie nieznanych pojęć, można skorzystać ze słowniczka skrótów zamieszczonego na końcu książki.

Powieść Gerritsen wskazuje na to, iż katastrofą dla naszej planety może być nie tylko jej zagłada wywołana różnego rodzaju kometami i asteroidami, co wielu z nas zapewne widziało w filmach. Śmiertelna epidemia zapoczątkowana podczas eksperymentów kosmicznych to również swoistego rodzaju armagedon. Nic więc dziwnego, że władze Stanów Zjednoczonych nie chcą dopuścić do powrotu na Ziemię zarażonych astronautów. Z drugiej jednak strony nie jest to sprawiedliwe wobec tych naukowców - bo kto chciałby być pozostawiony samemu sobie w kosmosie, z dala od cywilizacji, prawdziwego życia, rodziny, domu, a w dodatku zmagać się ze straszliwymi objawami choroby, czekając na śmierć? Nieważne, że w mniemaniu władz tacy ludzie już określani są mianem bohaterów. Ich rodziny i bliscy nigdy nie pogodziliby się z tragedią, jaka mogłaby ich dotknąć. To straszne i zarazem bardzo smutne.

Podoba mi się pomysł autorki na fabułę "Gerritsen" i sposób, w jaki go ukazuje. Również kreacje bohaterów, zarówno tych głównych, jak i drugoplanowych, zasługują na duży plus. Każda z postaci bowiem na w sobie coś interesującego i tajemniczego - bagaż doświadczeń, charakter i sekrety, które niekoniecznie chciałyby ujrzeć światło dzienne. Na każdej stronie powieści czytelnikowi towarzyszą różne emocje, z których dominują przede wszystkim strach i nadzieja. To ciekawa historia i już wiem, że nie będę miała oporów, by następnym razem sięgnąć po thriller związany z tematyką przestrzeni kosmicznej. O ile, rzecz jasna, nie będzie to utwór fantastyczny. Po raz kolejny Tess Gerritsen mnie nie zawiodła i jeszcze bardziej jestem ciekawa jej innych książek.

Baza recenzji
Syndykatu Zbrodni w Bibliotece

wtorek, 27 marca 2012

"Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" - Åsa Lantz

Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 640.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 22.03.2012.
Zakończenie lektury: 26.03.2012.
Moja ocena: 8/10.

"Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" to pierwsza szwedzka, ba, nawet skandynawska, powieść z gatunku kryminału, jaką przeczytałam. Nie potrafię więc powiedzieć, czy jej autorka, scenarzystka i dziennikarka, Åsa Lantz, to pisarka na miarę Stiega Larssona, do którego już jest porównywana, a o którego trylogii Millenium jest głośno od dłuższego czasu. Wiem jednak na pewno, że Lantz jest dobrą pisarką, co udowadnia właśnie tą wyżej wymienioną - jakże obszerną - książką. Książką, w której nic nie jest jasne i łatwe, jak mogłoby się wydawać. I w której niemal każdy z bohaterów nie budzi dużego zaufania, skrywając potężne, mroczne i szokujące sekrety.

Po lekturze już pierwszej strony tego szwedzkiego kryminału w mojej głowie wyrósł ogromny znak zapytania, odnoszący się do skomplikowanej historii i postaci w niej uczestniczących, który wraz z kolejnymi rozdziałami zmniejszał się bardzo, ale to bardzo powoli, ostatecznie zanikając dopiero w zakończeniu powieści. Dowodzi to temu, że cały utwór jest jedną wielką zagadką, której rozwiązanie wcale nie należy do prostych. Nic dziwnego, skoro w jej skład wchodzą nielegalne, brutalne, niewiarygodne wręcz działania ważnych osobistości ze szwedzkiego oraz chińskiego świata biznesu i polityki.

Wszystko zaczyna się od emisji pierwszego odcinka pewnego serialu dokumentalnego w szwedzkiej telewizji. A właściwie nie wszystko, lecz niebezpieczeństwo czyhające na współproducentkę i bohaterkę tego filmu. Wszystko zaczęło się kilkanaście lat wcześniej, kiedy Yi Young była czternastoletnią chińską dziewczynką, która przybyła do Szwecji w celu zapewnienia sobie lepszej edukacji i pracy. Sprawy te jednak przybrały nieoczekiwany i okrutny obrót, przez co życie Yi już nigdy nie wróciło do normalności. To właśnie poprzez film młoda Chinka chce ukazać swoją historię, ale komuś bardzo się to nie podoba. Wkrótce dziewczyna znika bez śladu, a jej partner i współproducent popełnia samobójstwo. Były policjant, obecnie dramaturg i pisarz, Viggo Sjöström, otrzymuje zlecenie dotyczące odnalezienia Yi Young. Nie wie jednak, co tak naprawdę go czeka - obcowanie z brutalnością, kłamstwem i nieprzyjemnymi osobami. Z czasem zdaje sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie dał się wplątać w te intrygi rozciągające się pomiędzy Szwecją a Chinami. Będzie jednak za późno na to, by się wycofać. Coraz więcej osób ociera się o niebezpieczeństwo, a stopniowo odkrywana przeszłość Yi zdaje się nie mieć końca...

Åsa Lantz posługuje się sprawnym i zrozumiałym językiem. Co rzuca się w oczy, to to, iż powieść "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" jest naszpikowana licznymi, krótkimi akapitami, a narracja jest prowadzona w trzeciej osobie w czasie teraźniejszym. Muszę przyznać, że na początku lektury owe zabiegi trochę nie odpowiadały moim przyzwyczajeniom, ale później poszło już gładko, tym bardziej, że treść książki wciągała mnie coraz bardziej.

Autorka w swym utworze powołuje do życia mnóstwo postaci. Momentami może przerazić ich ilość, a także ich podobne w brzmieniu nazwiska, zarówno chińskie, jak i szwedzkie. A nie sposób jest nie przyjrzeć się bliżej każdemu bohaterowi. Kogoś zlekceważyć, pominąć. Nie, gdyż każdy dusi w sobie jakąś małą czy większą tajemnicę, ma coś ciekawego do powiedzenia albo zaoferowania lub jest interesujący sam w sobie. Dość oryginalną postacią w "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" jest Viggo Sjöström, biseksualista związany z homoseksualistą, pragnący mieć dzieci. Do tego były policjant, a teraz dramaturg i pisarz. Pod powyższymi względami Viggo wydaje się wyrazistą osobą, ale jego charakter i działania detektywistyczne nie są już tak kolorowe i żywe. O wiele bardziej kontrowersyjną postacią jest Yi Young. Nikt tak naprawdę do końca nie wie, jaka ona jest i potrafi być. To bohaterka, którą spotkał okropny los, żądna zemsty na ludziach, którzy zniszczyli jej przeszłość, pełna strachu o życie własne i swych bliskich, czasami bezwzględna, okrutna, niezdecydowana, niechętna do współpracy z innymi ludźmi, zdolna jednak do miłości.

Miłość w książce Lantz niejedno ma imię. Kochać można słabo, zwyczajnie, źle interpretując intencje drugiej osoby, ale też za mocno. A ci, którzy kochają zbyt mocno, potrafią wyrządzić wielką krzywdę kochanym. Ale nie tylko oni. "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" traktuje przede wszystkim o krzywdach i okrucieństwach, jakie spotkały młodocianych Chińczyków imigrujących do Szwecji, dokonywanych przez osobistości ważne i wpływowe. W powieści roi się od oszustw, szantaży i przemocy. Smutku i przerażenia. Zła. A wszystko to dla władzy i pieniędzy. Dla pieniędzy i za pieniądze można zrobić wiele; nie ma rzeczy, której nie można kupić, wliczając w nie także ludzi. Wszystko to w celu spełnienia własnych marzeń i zachcianek, nieważne, że kosztem innych.

Åsa Lantz napisała bardzo dobrą, choć wstrząsającą książkę. Urzekła mnie ona już samą okładką, której rewelacyjny, acz mroczny klimat zapowiada, że właśnie takie samo jest wnętrze powieści. W dodatku wygrywające wraz z każdą stroną gamę rozmaitych emocji, a z niektórymi z nich nie było mi łatwo sobie poradzić. Historia opisana w "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" jest niecodzienna, niebanalna, zaskakująca i przerażająca. Za te najbardziej szokujące momenty lubię ją najbardziej - jako miłośniczce kryminałów jest mi trudno takowym się oprzeć. Ze względu na dużą objętość utworu można zżyć się z jego bohaterami i przenieść się na trochę do Szwecji, pełnej miasteczek o trudnych do wymówienia - wiadomo, typowo szwedzkich - nazwach. Zabrakło mi natomiast rozwinięcia wątków związanych z relacjami Vigga z rodziną, partnerem i przyjaciółmi. Niektóre z nich zostały nagle przerwane albo w mało interesujący sposób zakończone. Aczkolwiek "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" to pierwsza część trylogii Lantz, Genesis. Drugi tom, "Vår man i Shanghai" to kontynuacja losów Vigga Sjöströma, zatem mam wielką nadzieję, że zarówno jego kreacja, jak i sama fabuła, nie raz mnie zaskoczą i zaintrygują. Sięgnę na pewno. Nie mogę się doczekać.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.
Baza recenzji

środa, 21 marca 2012

"Ostatnia Kobieta-Wyrocznia" - Kei Miller

Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 224.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 14.03.2012.
Zakończenie lektury: 20.03.2012.
Moja ocena: 6/10.


          fragment świadectwa zawierzonego wiatrowi

                                                                              Ciii...

Oryginalna, niebanalna, na swój sposób urzekająca i wciągająca. Taka jest ta książka. I to nie tylko pod względem nietypowej tematyki utworu, ale też dzięki językowi i stylowi, za pomocą których "Ostatnia Kobieta-Wyrocznia" jest ukazana. Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, sięgając po tę lekturę. Opis z tylnej okładki powieści bowiem to tylko maleńka cząsteczka historii, którą pochodzący z Jamajki pisarz Kei Miller prezentuje czytelnikowi. Historii przedstawionej z perspektyw różnych bohaterów, niejednokrotnie zaskakujących i łączących się w zgrabną całość. To magiczna opowieść, która zawiera w sobie mnóstwo uczuć związanych z ważniejszymi aspektami życia człowieka, takich jak miłość, szczęście, smutek, gniew czy ból. A wszystko to przeplatane jest niezbadanymi wyrokami boskimi oraz wyrokami tytułowej Kobiety-Wyroczni. Czy można w jednej książce połączyć ze sobą klimat jamajski, angielski, klimat życia religijnego, szpitala psychiatrycznego i ten towarzyszący pisarzowi podczas tworzenia dzieła? Kei Miller udowadnia, że można.

                                                                                                                                        Ciii...

Z przyczyn niewiadomych Pan Pisarz robi wszystko, by napisać książkę o niejakiej Pearline Portious, której życia początki sięgają kolonii trędowatych w Spanish Town na Jamajce. Pearline nie zna swoich rodziców i jest wychowywana przez wiekową Agathę Lazarus. Do piętnastego roku życia pomaga mieszkańcom kolonii w poprawie warunków ich bytu, by następnie opuścić ich i przystąpić do grupy tak zwanych Odrodzeńców po tym, jak po raz pierwszy słyszy Boga. Wówczas staje się jasne, że dziewczyna odznacza się potężnym i niezwykle trudnym darem - darem wyroczni, objawiającym się wyczuwaniem nadchodzących klęsk żywiołowych czy innych tragedii ludzkich. Początkowo wyroki Pearline przyjmowane są przez innych z dużym dystansem, ale gdy zaczynają się sprawdzać, nikt już nie ma wątpliwości, że bohaterka to prawdziwa Kobieta-Wyrocznia. Jej życie jednak nigdy nie było usłane różami. Po przylocie do Anglii jej cierpieniom nie ma końca. Dlaczego? Jak potoczą się dalsze losy Pearline? Dlaczego ukrywający swą tożsamość Pan Pisarz interesuje się jej historią? Odpowiedzi na te i na wiele innych pytań można znaleźć w "Ostatniej Kobiecie-Wyroczni". Nieraz okażą się one bardzo zaskakujące, zapewniam.

                                                                                                                                        Ciii...

Jak już wspomniałam wcześniej, utwór Millera ukazuje historię głównej bohaterki z perspektywy zarówno Pearline, jak i Pana Pisarza. Zanim zdałam sobie z tego sprawę i przywykłam do narracji kierowanej bezpośrednio do czytelnika, początek powieści sprawił, że  mały włos się nie pogubiłam. Z drugiej jednak strony taki zabieg bardzo mnie zaintrygował. Wiedziałam już bowiem, że dzięki temu odkrywanie sekretów z życia Kobiety-Wyroczni będzie o wiele bardziej złożone i interesujące. Język autora należy do tych dość swobodnych i umiarkowanie skomplikowanych. Miller ma w zwyczaju drobiazgowo opisywać niektóre sytuacje, a także przytaczać różnego rodzaju metafory, fragmenty pieśni czy przypowieści, które czasami mogą wydać się ciekawe, a czasami wręcz zbędne. W książce nie brakuje delikatnego humoru, bezpośredniości oraz wulgaryzmów, poniekąd związanych ze sprawami seksu.

                                                                                                                                        Ciii...

Poszczególne części "Ostatniej Kobiety-Wyroczni", a jest ich cztery, to pewnego rodzaju etapy tworzenia powieści przez Pana Pisarza. Można z nich się dowiedzieć, w jaki sposób Pan Pisarz zdobywa informacje, postrzega poszczególne wydarzenia z przeszłości Pearline Portious, a także jak ona sama odbiera to jego postrzeganie. Współpraca tych dwojga ludzi nie należy do łatwych. Oboje toczą między sobą swoistą walkę na słowa, walkę z przeszłością i teraźniejszością, by ostatecznie doprowadzić sprawę do finału. Przyznam, że nawet troszkę wzruszającego finału. "Jak widzicie, każda opowieść ciągnie się w dwóch kierunkach: pełznie ku przeszłości i galopuje ku przyszłości, a każdy pisarz czegoś poszukuje - siebie, matki, prawdy"*.

                                                                                                                                        Ciii...

"Może czasami trzeba opowiedzieć historię zygzakiem, bo jak się ją opowie wprost, to przeleci obok uszu osoby, do której jest adresowana"**. Utwór Millera z całą pewnością można zaliczyć do historii pisanych zygzakiem. Ma to jednak swoje dobre strony, gdyż wydaje się przez to bardziej intrygujący. Czasami nieźle pokręcony, jak określiłby autor niektórych bohaterów książki, ale też magiczny, liryczny, kojący ból, niosący nadzieję, mający swoje wyjaśnienie i uzasadnienie. "Ostatnia Kobieta-Wyrocznia" to opowieść o miłości do drugiego człowieka, szukaniu wsparcia u Boga, kreowaniu własnych poglądów i kierowaniu się nimi. O nadziei, cierpieniu i poszukiwaniu prawdy. To też pewnego rodzaju rozliczanie się z przeszłością, zwłaszcza źle wykorzystanymi, zmarnowanymi latami życia.

                                                                                                                                        Ciii...

Kei Miller napisał bardzo nietypową książkę, która na pewno nie zdoła trafić w gust większości czytelników. Z jednej strony mamy do czynienia z opisami życia mieszkańców Jamajki, a z drugiej - przenosimy się do chłodnej Anglii, by wraz z Panem Pisarzem uzupełnić biografię Pearline Portious o dodatkowe fakty z jej życia właśnie w tym kraju. Wbrew opisowi z okładki "Ostatniej Kobiety-Wyroczni", nie należy spodziewać się nawału magii i przepowiedni tytułowej bohaterki. To jej dar, który wprawdzie ma wpływ na jej dorosłe życie, ale powieść nie skupia się tylko i wyłącznie na nim, lecz na całym życiu Pearline. A obfituje ono w wiele ciekawych i szokujących historii z udziałem równie ciekawych postaci, bardziej lub mniej związanych z bohaterką. Książkę czyta się dość szybko ze względu na krótkie rozdziały, ale nie bardzo szybko ze względu na niebanalny język. Pozycja całkiem dobra, ale nie z tych, z którymi wręcz trzeba się zapoznać. Polecam w celu rozluźnienia się i zanurzenia w refleksjach.

*s.149
**s.204

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.

środa, 14 marca 2012

Stosik marcowy

Oto moje zdobycze książkowe z pierwszej połowy marca :). Jestem z nich bardzo, ale to bardzo dumna i zadowolona!


Od dołu:
- "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" - Asa Lantz - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Świat Książki;
- "Wędrówka Marty" - Maureen Lee - jak wyżej;
- "Pieśń imion" - Norman Lebrecht - jak wyżej; recenzja TUTAJ;
- "Ostatnia Kobieta-Wyrocznia" - Kei Miller - jak wyżej; aktualnie czytam :);
- "Jeździec miedziany" - Paullina Simons - wygrana i wybrana przeze mnie nagroda za zajęcie drugiego miejsca w konkursie recenzenckim dotyczącym powieści "Kwiaty na poddaszu", organizowanym przez wydawnictwo Świat Książki;
- "Tatiana i Aleksander" - Paullina Simons - jak wyżej;
- "Ogród letni" - Paullina Simons - jak wyżej;
- "Szósty" - Agnieszka Lingas-Łoniewska - recenzencka, otrzymana od portalu Zbrodnia w Bibliotece. Recenzja TUTAJ.

Zakochałam się w trylogii Paulliny Simmons od samego patrzenia na piękne okładki ;). Mam nadzieję, że ta "miłość" nie minie i po lekturze tych książek - cieszą się one dobrymi opiniami, więc już nie mogę się doczekać, kiedy zanurzę się w ich treści :). Ach, no i nie potrafię powstrzymać się od wąchania powyżej zaprezentowanych nowości - czy tylko ja mam wrażenie, że książki wydawnictwa Świat Książki mają wspaniały, specyficzny zapach? Uwielbiam po prostu!
Pozdrawiam Was serdecznie :).

poniedziałek, 12 marca 2012

"Pieśń imion" - Norman Lebrecht

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA.
Wydawnictwo: Świat Książki, 2012.
Liczba stron: 320.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 08.03.2012.
Zakończenie lektury: 12.03.2012.
Moja ocena: 6/10.

Kiedy patrzę na będącą odzwierciedleniem subtelności, a zarazem prostoty okładkę "Pieśni imion", czuję coś w rodzaju spokoju, czuję i słyszę muzykę, choć nie mogę powiedzieć, że należę do zagorzałych wielbicieli muzyki poważnej. Powieść Normana Lebrechta sama w sobie jest muzyką. Pieśnią, która ma swoje dobre i gorsze brzmienia, wywołujące u słuchaczy - a w tym przypadku oczywiście czytelników - rozmaite emocje, wielokrotnie przeobrażające pozorny spokój w przerażenie, strach, żal i przygnębienie.

Gdybym przed lekturą tej książki nie zapoznała się z notką o autorze, informującą, że "Pieśń imion" to debiutancka powieść Lebrechta, ze względu na jego inteligentny, profesjonalny, pełen wyszukanych zwrotów i pojęć język, nie wpadłabym na to. Lebrecht to brytyjski dziennikarz muzyczny, który wie, co robi, i sprawia wrażenie pisarza mającego w swoim dorobku literackim już co najmniej kilka książek. Język, jakim się posługuje, jest na swój sposób oryginalny, ale przez to też niezbyt lekki w odbiorze. "Pieśni imion" nie da się czytać szybko, nie zagłębiając się w opisywane szczegółowo w niej różne fakty z życia bohaterów i nie tylko. Czasem zbędne i niepotrzebnie ubrane w potok niecodziennych epitetów i określeń.

"Pieśń imion" to powieść rozgrywająca się w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku w Wielkiej Brytanii. Jej głównym bohaterem jest Martin Simmonds, sześćdziesięcioletni właściciel firmy działającej w branży muzycznej od wielu lat, sprzedającej nuty i ingerującej w życie młodych, nowo odkrytych utalentowanych muzycznie osób. Nietypowe okoliczności sprawiają, że Martin wraca myślami do wspomnień z czasów II wojny światowej, kiedy to przyszło mu poznać polskiego chłopca z warszawskiej rodziny żydowskiej, Dowidla Rapoporta. Dowidl trafia pod opiekę ojca Martina, by rozwijać swój niebywały talent objawiający się pod postacią gry na skrzypcach. Obaj chłopcy bardzo szybko zaprzyjaźniają się ze sobą, dzięki czemu przezwyciężają strach przed toczącą się wojną, rozwijają swoje zainteresowania, zdolności, pokonują kolejne etapy nauki szkolnej, uczą się pracować. Wraz z upływem lat kształtują swoje charaktery, ale nadal są od siebie zależni, jakby ich życie nie miało żadnego sensu bez udziału jednego z nich. Dowidl rozwija swój talent muzyczny do takiego stopnia, że jest już gotów oficjalnie zadebiutować. Przed ogromną publicznością. Przed całym światem. Problem w tym, że w dniu wielkiego debiutu młody skrzypek znika i wszyscy zaczynają zachodzić w głowę, by tylko dowiedzieć się, co się z nim stało. Nikt jednak wtedy, nawet Martin Simmonds, nie spodziewał się, że odpowiedź na to pytanie zostanie udzielona dopiero po czterdziestu latach...

Nie tylko piękna okładka "Pieśni imion" przyciągnęła moją uwagę, ale również intrygujący opis tej książki. W trakcie jej lektury nie mogłam wręcz się doczekać rozwiązania głównej zagadki - tajemniczego zniknięcia Dowidla Rapoporta, snując w głowie rozmaite scenariusze, i tak odległe od rzeczywistego finału fabuły. Utwór Lebrechta to opowieść o wielu aspektach życia człowieka, takich jak miłość, przyjaźń, zazdrość, ból, nadzieja czy strach. Człowieka dotkniętego wojną. Człowieka, który nie potrafi pozostać obojętny wobec sztuki, jaką jest muzyka. Człowieka rozdartego pomiędzy najważniejszymi wartościami życiowymi.

Niesamowity obraz przyjaźni Martina i Dowidla na tle okrutnych realiów II wojny światowej, jaki nakreślił w swej powieści Lebrecht, sprawił, że miałam ochotę zanurkować w nim do samego dna. Etap dzieciństwa głównych bohaterów zachwycił mnie chyba najbardziej. Ta ich niewinność, fascynacja wojną, ten entuzjazm, to wzajemne poczucie własnej wartości i dojrzewanie sprawiają wrażenie niemal abstrakcyjnych w obliczu wojny, która je otacza. "W życiu ludzie dzielą się na dwie grupy: ci, którzy kształtują rzeczywistość, i ci, którzy się jej biernie poddają"*. Za sprawą Dowidla, który zdecydowanie należy do grupy pierwszej, życie chłopców nabiera sensu i przygód, a ich stosunków przyjacielskich nic nie jest w stanie przyćmić. "Dzięki niemu nie tkwiłem już uwięziony w niemej rozpaczy, lecz mogłem wyrażać swoje uczucia, niezależnie od tego, czy świat chciał o nich usłyszeć, czy nie. Stałem się śpiewającym Motlem przy promienistym Dowidlu, ważną częścią większego organizmu. A on żył we mnie jak sztuczne płuco, produkt przyszłości, dający mi pewność siebie i zadowolenie, choć naturalne organy zawiodły. Tak właśnie o nim myślałem: że jest częścią mnie. I tak go kochałem - nie jak brata związanego ze mną pod każdym względem z wyjątkiem pokrewieństwa, lecz bezgranicznie i intymnie, jak kocha się swój mały palec albo wtuloną w dłoń wypukłość kości policzkowej, kiedy słodko zapadam w sen"**.

Bycie artystą to rzecz niesłychanie trudna, o czym ma okazję przekonać się na własnej skórze Rapoport. Miłość do muzyki i wielki talent to nie wszystko. Zyskać sławę można łatwo i szybko, ale zapanować nad nią już nie. "Każdy artysta kryje w sobie brutalny egoizm (...) Talent, który wyrywa muzykę uwięzioną w drewnie i jelitach, jest jak naturalny gaz. Skupiony i wyrafinowany daje ciepło i światło. Niekontrolowany - okalecza i niszczy"***. Czy to właśnie ze względu na inne postrzeganie sztuki przez Dowidla sprawia, że chłopak znika bez śladu przed własnym debiutem? A może po prostu nie jest jeszcze gotowy na tak wielkie wydarzenie i wstąpienie do grona tych sławnych i lubianych?

Jedno jest pewne - bohater nie pozostaje obojętny wobec losów żydowskich społeczności, do których on sam należy, a które szczególnie okrutnie zostały potraktowane podczas II wojny światowej. "Pieśń imion" jest pełna akcentów polskich nie tylko ze względu na postać Dowidla. A to sprawia, że nie jest łatwo oderwać się od lektury tej książki, zmusza do przemyśleń i refleksji, poszukiwania coraz to kolejnych informacji, nieważne, że powieść jest fikcją literacką i dziełem niesamowitej wyobraźni autora. Gdzieś tam zawsze tkwi jakieś ziarenko prawdy, które powoduje u czytelnika przyspieszenie bicia serca i które nie pozwala przejść obok siebie obojętnie.

Z kolei czasy nowsze opisywane w utworze Lebrechta nie zafascynowały mnie już tak bardzo. Postać sześćdziesięcioletniego Martina Simmondsa swym aroganckim zachowaniem i upartym, zabarwionym zemstą dążeniem do odkrycia prawdy o dawnym przyjacielu, doprowadzała mnie zazwyczaj do irytacji. Za to podejrzliwość i spryt tego podstarzałego bohatera były godne pochwały. Również wszelkie opisy dotyczące powojennego życia, obrzędów i zwyczajów żydowskich nie zachwyciły mnie jakoś szczególnie, tym bardziej, że autor książki posługuje się dość drobiazgowym stylem.

"Pieśń imion" Normana Lebrechta z całą pewnością można zaliczyć do powieści niezwykłych, choć dla mnie ta niezwykłość w postaci piękna przyjaźni, miłości na tle muzyki i wojny została przytłoczona ogromem samej muzyki, nazwisk bardziej lub mniej znanych postaci ze świata sztuki, a także niespotykanych, często niepotrzebnych sformułowań charakteryzujących profesjonalny język pisarza. Samo zakończenie utworu jest dobre, ale oczekiwałam czegoś więcej, czegoś chyba bardziej szokującego, przerażającego, a może nawet smutnego. Książka nie trafiła idealnie w mój gust, który i tak jest dość zróżnicowany, ale nie oznacza to wcale, iż żałuję godzin spędzonych na jej lekturze. Kto wie, może po "Pieśni imion" bardziej otworzę się na muzykę poważną?

*s.98
**s.100
***s.121

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję wydawnictwu Świat Książki.

środa, 7 marca 2012

"Szósty" - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Wydawnictwo: Replika, 2012.
Liczba stron: 332.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami.
Rozpoczęcie lektury: 06.03.2012.
Zakończenie lektury: 07.03.2012.
Moja ocena: 6/10.

Agnieszka Lingas-Łoniewska to polska autorka powieści będących wybuchowymi mieszankami gatunków literackich. Bardzo często porusza kwestie związane z uczuciem, jakim jest miłość. Absolwentka filologii polskiej, swoją karierę pisarską rozpoczęła w roku 2009 od opowiadań publikowanych w Internecie. Jej debiutancką książką jest "Bez przebaczenia", inne to "Szósty", "Dirty World" i "Zakład o miłość".

Replikowe wydanie "Szóstego" jest wydaniem drugim - pierwsze ukazało się w roku 2010 i już wtedy powieść zyskała dużą popularność wśród czytelników. Utwór ten to połączenie romansu i kryminału, którego akcja toczy się w Polsce, na Śląsku. Opowiada o nieprawdopodobnej wręcz miłości dwojga ludzi, przyprawionej szczyptą elementu nadprzyrodzonego, której tło stanowi policyjne śledztwo dotyczące niebezpiecznego mordercy i gwałciciela. Można więc śmiało stwierdzić, że niemal każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie, coś, jakiś aspekt, który sprawi, że czytelnik choć w niewielkim stopniu się nim zainteresuje, zagłębi w rozmyślaniach, zastanowi, zrozumie.

Losy Marcina Langera, inspektora Śląskiej Grupy Śledczej, i Alicji Szymczak, starszego aspiranta i psychologa, stykają się ponownie po sześciu latach, kiedy to razem muszą zmierzyć się ze śledztwem w sprawie seryjnego mordercy zielonookich blondynek. Oboje zdają sobie sprawę z tego, iż kilka lat wcześniej w jakiś sposób się spotkali, ale nie do końca potrafią uzmysłowić sobie, jakie to były okoliczności. Wraz z upływem czasu jednak wychodzą na jaw fakty z przeszłości bohaterów. Ona straciła męża w wypadku samochodowym. On - zapadł w krótkotrwałą śpiączkę w wyniku utraty przytomności i upadku. Poprzez zmarłego męża Alicji życie jej i Marcina zostaje naznaczone i splecione przeznaczeniem. Przeznaczeniem w postaci głębokiej i silnej miłości, która może przetrwać wszystko. Uczucie to rozwija się w niesamowitym tempie, ale czy rzeczywiście będzie w stanie wszystko przezwyciężyć? Tuż obok bohaterów giną młode kobiety. Nic nie wskazuje na to, by przestępca określany mianem Szóstego zaprzestał swoich działań. Nic też nie wskazuje na to, by życie Alicji i Marcina znalazło się w ogniu niebezpieczeństwa, a jednak... nie będzie łatwo przed nim uciec...

Na początek muszę wspomnieć, iż nie mogłam doczekać się dnia, w którym sięgnę po "Szóstego". Nie tylko dlatego, że jestem miłośniczką kryminałów, ale przede wszystkim ze względu na to, iż jest to utwór polski - już nie pamiętam, ze wstydem przyznając, kiedy po raz ostatni czytałam polską literaturę. Czy się zawiodłam? Nie, ale jednak spodziewałam się czegoś więcej. Więcej kryminału, a mniej romansu. Więcej zaskakujących zwrotów akcji, większego bałaganu, czegoś, co szeroko otworzyłoby mi oczy ze zdumienia. Faktem jest jednak, iż pomysł autorki na fabułę jest bardzo dobry i ciekawy. Właśnie, ciekawi. Bardziej niż napięcie w czasie lektury zżerała mnie ciekawość.

Agnieszka Lingas-Łoniewska pisze językiem prostym, konkretnym, w którym czasami brakuje jakiejś iskierki czy dłuższych wywodów na określony temat. Niejednokrotnie miałam ochotę na dłużej zagłębić się na przykład w kwestiach pracy w policji, przeszłości Marcina Langera i jego rodziny, bliżej poznać niektórych bohaterów, tymczasem takich fragmentów mi zabrakło. Sama akcja toczyła się bardzo szybko.

"Szóstego" można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach - kryminalnej i romansu. Wydaje mi się, że ta druga jest tą dominującą, ukazuje bowiem uczucie miłości głównych bohaterów niemalże na każdej stronie powieści. Wiadomo, że miłość może być postrzegana jako coś pięknego, wspaniałego, niespotykanego, rządzącego ludzką egzystencją, i pisarka doskonale zaznacza to w swej książce. Zniechęciły mnie natomiast wszelkie opisy związane z miłością, jaka dotknęła Alicję i Marcina, a dokładnie opisy tego, w jaki sposób oboje to uczucie przeżywali. Nie mam tu na myśli scen erotycznych, choć nie da się ukryć, że autorka odważnie podchodzi do sedna sprawy, ale różne epitety, które uświadamiają czytelnikowi, jak piękną klatę ma Marcin Langer, a jego ukochana może poszczycić się niewiarygodnie gładką skórą i długimi nogami. Zauważyłam, że Agnieszka Lingas-Łoniewska zwraca dużą uwagę na wygląd zewnętrzny postaci. W "Szóstym" wręcz roi się od sygnałów dotyczących tego, kto jaki ma kolor włosów i oczu.

Domyślam się jednak, że jest to też zabieg mający na celu zmylenia czytelnika w jego dążeniu do odkrycia prawdy, rozwiązania zagadki powieści, rozszyfrowania, kto stoi za bezwzględnymi okrucieństwami dokonywanymi względem młodych blondynek. A podejrzanych rzeczywiście jest dość sporo. Kilkakrotnie źle wydedukowałam tożsamość mordercy, a to dobrze świadczy o zgrabnie i przebiegle skonstruowanej fabule utworu. Początek "Szóstego" wydał mi się totalnie intrygującą "czarną magią", więc brnęłam przez resztę powieści niczym huragan, by dopiero pod koniec co nieco odkryć, a także ulec zaskoczeniu.

Na zakończenie dodam jeszcze kilka słów na temat nowego wydania "Szóstego". Bardzo podoba mi się projekt graficzny okładki, zdecydowanie przyciąga wzrok i kojarzy się z pełnym tajemnic thrillerem - choć tego akurat troszeczkę w utworze zabrakło. Natomiast interpunkcja w tekście - tragedia! Mam tu na myśli przede wszystkim znaki przecinka, których brakuje w naprawdę wielu miejscach, w których powinny się znaleźć, albo pojawiają się, jak na ironię, tam, gdzie nie trzeba. Te pomyłki dają się we znaki prawie na każdej stronie powieści i, niestety, bardzo przeszkadzały mi w odbiorze tekstu. Przecinki przebiły wszystko - nawet brakującą gdzieś kropkę, spację przed myślnikiem czy błąd typu "chodź" zamiast "choć".

Mimo że spodziewałam się jakiegoś większego "bum" po tej książce Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, to jednak zaliczam ją do udanych powieści, która zachęciła mnie do zapoznania się z innymi utworami tej autorki, a także do częstszego sięgania po literaturę polską. "Szósty" to nieskomplikowana historia o skomplikowanej miłości. Miłości, z którą nic nie jest w stanie się równać. Miłości ckliwej, choć na swój sposób pięknej, bo naznaczonej szczególną mocą. Smakowitym dodatkiem "Szóstego" jest uwikłanie głównych bohaterów, poprzez ich pracę w policji, w niebezpieczeństwa związane z zagadkowymi zabójstwami kobiet. Marcin Langer i Alicja Szymczak to postaci, z którymi można bardzo łatwo się zżyć, nie da się ich nie lubić. Ich charaktery, przeżycia, a także intrygujący przebieg fabuły na tle obyczajowym i sensacyjnym sprawiają, że trudno jest się oderwać od lektury "Szóstego", a i sama lektura przez to nie trwa długo, a szkoda. Pomimo wymienionych wcześniej elementów książki, które nie przypadły mi do gustu, nie żałuję godzin nad nią spędzonych. W najbliższym czasie na pewno rozejrzę się za kolejnym utworem naszej rodzimej literatury.

Za egzemplarz recenzencki uprzejmie dziękuję portalowi Zbrodnia w Bibliotece.
Baza recenzji

wtorek, 6 marca 2012

"Instynkt zabójcy" - Joseph Finder

Wydawnictwo: Albatros, 2008.
Liczba stron: 448.
Oprawa: miękka.
Rozpoczęcie lektury: 03.03.2012.
Zakończenie lektury: 04.03.2012.
Moja ocena: 8/10.

Joseph Finder to amerykański pisarz i dziennikarz, autor thrillerów osadzonych w świecie biznesu i związanych z zagadnieniami dotyczącymi funkcjonowania służb wywiadowczych. Studiował w Yale i Harvardzie, jest członkiem Stowarzyszenia Byłych Oficerów Wywiadu. Do tej pory napisał ponad dziesięć powieści, które zyskały dużą popularność na całym świecie. Książka "Pod karą śmierci" została zekranizowana pod tytułem "Bez przedawnienia" z Ashley Judd i Morganem Freemanem w rolach głównych.

"Instynkt zabójcy" to pierwsza powieść Findera, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Utwór ten otrzymał tytuł Najlepszego Thrillera 2006 Roku od Międzynarodowego Stowarzyszenia Autorów Powieści Kryminalnych. Nic dziwnego - jest naprawdę dobry. Krążący wokół tematyki biznesowej, opowiada o realiach rozwoju i losach pewnej dużej korporacji elektronicznej w Bostonie, ale nie tylko. Jest to także opowieść o dążeniu do realizacji swych marzeń zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym, o przyjaźni przekraczającej wszelkie granice, ostatecznie o walce o przetrwanie nie tylko w pracy, ale przede wszystkim prywatnie - po prostu walce o życie własne i rodziny.

Ulegając niegroźnemu wypadkowi samochodowemu, Jason Steadman poznaje Kurta Semko, kierowcę pomocy drogowej, byłego żołnierza sił specjalnych, który niegdyś służył w Iraku i Afganistanie. Obojga bohaterów szybko łączy nić porozumienia, a wkrótce też przyjaźń, która pogłębia się, gdy Kurt, dzięki Jasonowi, otrzymuje pracę ochroniarza w Entronics, korporacji elektronicznej, w której pracuje Steadman. Semko okazuje się pracownikiem wręcz idealnym i bardzo inteligentnym. Chcąc spłacić dług wdzięczności u nowego przyjaciela, pomaga mu piąć się po szczeblach kariery, dbać o zdrowie i wygląd zewnętrzny, przez co życie głównego bohatera w krótkim czasie nabiera kolorów i większego sensu. Wraz z żoną, która zachodzi w ciążę, przeprowadza się do nowego domu. Czysta sielanka, dopóki nie wychodzą na jaw fakty o nieczystej grze Kurta, który chcąc pomóc Jasonowi w zdobyciu awansu w pracy, wielokrotnie doprowadzał do nieoczekiwanych wypadków wśród pracowników Entronics. Steadman jest w szoku i pragnie powstrzymać Semko przed jego okrutnymi działaniami. Problem w tym, że były żołnierz nie chce o tym słyszeć. Kiedy w końcu Jason obraca się przeciwko niemu, znajduje się w pułapce bez wyjścia, gdzie nawet najbliższe otoczenie wydaje się oczami i uszami bezwzględnego przestępcy. Kurt z przyjaciela bardzo szybko staje się największym wrogiem głównego bohatera i jego rodziny. Nie cofnie się przed niczym, by tylko zataić swoje dotychczasowe czyny i się nie pogrążyć.

Pomysł autora na fabułę utworu spodobał mi się, choć z całą pewnością nie zaliczyłabym go do niespotykanych - wielokrotnie bowiem zdarzało mi się oglądać filmy z gatunku thrillera, które opowiadały o różnego rodzaju obsesjach pozornie miłych, sympatycznych i niewinnych bohaterów, doprowadzających do tragicznych zdarzeń. W przypadku Kurta Semko z "Instynktu zabójcy" jego obsesją jest przyjaźń z Jasonem Steadmanem, dla której jest gotów zrobić wszystko, nawet zabić z zimną krwią. Finder w swej powieści ukazuje obraz niewytłumaczalnie dziwnej psychiki byłego żołnierza. Mężczyzna sprawia wrażenie idealnego przyjaciela, znajomego, pracownika, a tymczasem pod maską owego ideału kryje się psychopata, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. W jednej chwili potrafi stać się najbardziej okrutnym wrogiem - nic go przed tym nie powstrzyma. W swych działaniach wykazuje się wielkim sprytem i wysokim poziomem inteligencji, dlatego dla Jasona Steadmana obcowanie z nim przeobraża się w niekończący się koszmar.

Joseph Finder porządnie odrobił zadanie domowe, pisząc "Instynkt zabójcy", o czym można przekonać się, czytając tę książkę, a także zawarte w niej podziękowania pisarza kierowane do wielu osób, które przyczyniły się do pomocy przy tworzeniu powieści. Autor zna się na rzeczy, wie, co to dobry thriller. Pisze w sposób szczegółowy, ale jasny i zrozumiały, wyjaśniając wszelkie ważne kwestie związane na przykład z funkcjonowaniem dużej firmy czy działań służb wywiadowczych. W książce nie ma miejsca na nudę i niepotrzebne fakty. Wszystko współgra ze sobą, tworząc przyjemną w odbiorze, czasem zaskakującą, czasem przerażającą całość.

Również kreacje bohaterów "Instynktu zabójcy" należą do bardzo udanych. Każda postać jest w stanie zaciekawić czytelnika charakterem, jaki posiada, i stylem życia, jaki prowadzi. Są bohaterowie dobrzy i źli. Budzący litość i grozę. Ponurzy i z poczuciem humoru. Mimo tej różnorodności niemal każdy z nich zapada w pamięć, szczególnie, nie da się ukryć, Kurt Semko. Postać Japończyka Yoshi'ego Tanaki i mającego bzika na punkcie czystości i zwalczania zarazków RIcky'ego Festino - rewelacja.

Na koniec dodam jeszcze parę słów na temat Albatrosowego wydania opisywanego utworu. Do przyciągającej wzrok dzięki kolorystyce i minimalizmowi okładki i rozkładu treści jak zwykle nie mam zastrzeżeń, natomiast nie mogę nie wspomnieć o licznych błędach w druku. W czasie lektury ponad czterystu stron naliczyłam aż prawie dwadzieścia literówek, więc, jak można się domyślić, z każdym kolejnym rozdziałem rzucały się one w oczy coraz bardziej.

"Instynkt zabójcy" Josepha Findera dość długo spoczywał na półce mojej domowej biblioteczki. Nie mogłam się przekonać do tej powieści ze względu na jej biznesową tematykę. Obawiałam się nawału terminów z zakresu polityki pracy, różnego rodzaju technologii i nudnych faktów z życia wielkich firm. Oczywiście pomyliłam się, otrzymując dobry i ciekawy thriller poruszający sprawy związane nie tylko ze światem biznesu. Dlatego też nie mogę doczekać się momentu, w którym sięgnę po również już posiadaną "Grę pozorów" tego samego pisarza. "Instynkt zabójcy" to interesująca powieść, po przeczytaniu której można odetchnąć z ulgą, że w życiu codziennym ma się do czynienia z takimi, a nie innymi - zaborczymi - znajomymi i przyjaciółmi. Człowiek w każdej dziedzinie swego życia powinien umieć zachować czujność, ale co zrobić, jeśli pozory mylą - i to bardzo - a na obudzenie czujności jest już za późno? Polecam tę książkę fanom trzymających w napięciu sensacji i thrillerów. Czas spędzony na lekturze tego utworu na pewno nie będzie czasem straconym.

Baza recenzji

piątek, 2 marca 2012

Na co polować w marcu...

...czyli wybrane NOWOŚCI  i  WZNOWIENIA KSIĄŻKOWE marca:

"Osaczona" - Tess Gerritsen.
Wydawnictwo: Mira.
Data wydania: 07.03.2012.

Zabiła. 

Taki zarzut usłyszała Miranda Wood, kiedy w jej własnej sypialni znaleziono zakrwawione ciało byłego kochanka Richarda Tremaina. Obok zwłok leżał nóż kuchenny, którym zadano ciosy. Podejrzane jest również to, że ktoś anonimowo wpłaca za nią sporą kaucję.
Miranda musi udowodnić swoją niewinność, mimo że wszystko świadczy przeciwko niej. Walcząc o dobre imię, odkrywa krok po kroku mroczną sieć kłamstw, szantażu i korupcji.
Ale jest ktoś, kto zrobi wszystko, żeby prawda nie wyszła na jaw. Im bardziej Miranda zbliża się do rozwiązania zagadki, w tym większym jest niebezpieczeństwie. W końcu sama staje się celem mordercy.


"Recenzja" - Dean Koontz.
Wydawnictwo: Albatros.
Data wydania: 07.03.2012.

Cullen Greenwich i Penny Boom są szczęśliwym małżeństwem piszącym książki. Wychowują sześcioletniego syna Mila, który ma zadatki na geniusza nauk ścisłych, i hodują zmyślnego psa o imieniu Lassie. Kiedy ukazuje się kolejna powieść Cullena, przeważająca większość ocen w świecie literackim jest pozytywna. Właściwie z wyjątkiem jednej: tajemniczy Shearman Waxx, najważniejszy krytyk w kraju, pisze bardzo niepochlebną recenzję w wielkonakładowej gazecie. Wszyscy znajomi radzą pisarzowi, by nie reagował na ostrą zaczepkę krytyka, Cullen postanawia jednak przynajmniej zobaczyć, jak wygląda jego adwersarz. Przypadkowe spotkanie w toalecie przeradza się w śmiertelną wojnę, w której nie chodzi już o wartości literackie ani poglądy na temat współczesnej kultury, ale o życia pisarza i jego rodziny. W obliczu nieprzejednanego zła, tropieni jak dzikie zwierzęta, Cullen i jego bliscy uciekają z domu, by szukać bezpiecznego schronienia i odkryć prawdę o demonicznym krytyku, który w okrutny sposób niszczy literatów i artystów.

"W kleszczach lęku" - Henry James.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania: 08.03.2012.

Historia rozpoczyna się w Wigilię Bożego Narodzenia, gdy grupa przyjaciół zgromadzonych w starym dworze, przy kominku snuje opowieści o duchach. Jeden z obecnych opowiada trzymającą w napięciu historię matki i jej dziecka nawiedzanych przez tajemnicze widmo... Losy tych dwojga najbardziej poruszają Douglasa, przypominają mu o niesamowitych zdarzeniach, które spisała jego dawna przyjaciółka, guwernantka… Pod piórem Henry’ego Jamesa, niekwestionowanego mistrza niuansów, ta zgrabna, krótka historia zmienia się w prozatorskie arcydzieło, pełne wieloznaczności i pytań, na które nie ma jasnych odpowiedzi.

"Pieśń imion" - Norman Lebrecht.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 14.03.2012.

Zachwycająca powieść o muzyce i bólu rozstania, ukazująca żydowskie życie w Londynie. Ojciec Martina Simmondsa ostrzegał go: "Nigdy nie ufaj muzykowi, gdy mówi o miłości." Porada przychodzi za późno. Martin zaangażował się w związek z Dovidlem Rapoportem, niezwykle utalentowanym polskim chłopcem cudem uratowanym z Holokaustu. Chłopców łączy niesamowita więź – są sobie bliżsi niż bracia. Pod okiem ojca Martina Dovidl rozwija niezwykłe zdolności muzyczne. I nagle, w dniu pierwszego koncertu, chłopiec znika… Dopiero 40 lat później Martin dostanie odpowiedź, co się z nim stało... Ta opowieść o miłości i zazdrości, przyjaźni i zemście zdobyła nagrodę Whitbread Book Award i jest ekranizowana z Anthonym Hopkinsem i Dustinem Hoffmanem w rolach głównych.

"Szary diabeł" - Graham Masterton.
Wydawnictwo: Albatros.
Data wydania: 15.03.2012.

W Richmond dochodzi do serii porażających swoim okrucieństwem zbrodni, które wymykają się wszelkim regułom logicznego rozumowania. Policja jest bezradna ? zabójca nie pozostawia najmniejszych śladów. Ofiary są dosłownie masakrowane przy użyciu niewidzialnej szabli. Jedynie dwunastoletniej dziewczynce z zespołem Downa udaje się kilkukrotnie dostrzec potencjalnego sprawcę, mężczyznę o bardzo dziwnym wyglądzie ubranego w długi szary płaszcz. 

Śledztwo prowadzi detektyw Decker McKenna, którego narzeczona zginęła kilka lat wcześniej z rąk nieznanego mordercy. Aby dotrzeć do prawdy o zbrodniach Decker musi sięgnąć w głąb historii, poznać tajemnice santerii, magicznej religii z Czarnego Lądu. Dopiero wtedy będzie mógł stawić czoła zjawie z przeszłości, a także rozwiązać zagadkę śmierci ukochanej Catherine.


"Lokatorka Wildfell Hall" - Anne Bronte.
Wydawnictwo: MG.
Data wydania: 15.03.2012.

Losy kobiety walczącej o niezależność w świecie, w którym w oczach społeczeństwa i w świetle prawa żona jest jedynie własnością swojego męża. 


Pojawienie się we dworze Wildfell Hall pięknej i tajemniczej wdowy wywołuje wielkie poruszenie i huragan plotek wśród okolicznych mieszkańców. Jednym z nich jest coraz bardziej nią zaintrygowany Gilbert Markham. Czy młoda kobieta skrywa jakiś mroczny sekret? Kiedy żyjąca pod przybranym nazwiskiem „Helen Graham” pozwala dżentelmenowi na lekturę swojego dziennika, na jaw wychodzą wstrząsające szczegóły jej nieszczęśliwego małżeństwa i dramatycznej decyzji o porzuceniu męża. Wydaje się jednak, że nikt nie może uciec przed przeszłością…


"Jutro 5. Gorączka" - John Marsden.
Wydawnictwo: Znak.
Data wydania: 19.03.2012.

Na chwilę przestałam oddychać. Wiedziałam, że nie zdołam go powstrzymać. W pewnym sensie wcale nie chciałam go powstrzymywać. Naprawdę lubiłam Lee. Może nawet go kochałam. Nie byłam pewna. Czasami przypominało to miłość. Innym razem wolałam nie mieć z nim nic wspólnego. Czułam do niego pełną gamę emocji, od dzikiej namiętności po obrzydzenie. Ale miałam wątpliwości nie tylko co do Lee. Niczego nie byłam pewna. Wszystko wywróciło się nam do góry nogami.

A uczucia, które próbowaliśmy zagłuszyć, wracają, coraz silniejsze. I okazuje się, że udawanie twardych i racjonalnych nie ma sensu. Bo gdy dopuścisz do głosu emocje, nieważne staje się to, po czyjej stronie ktoś stoi. Ważne, co do niego czujesz.


"Zabójcze. Pretty Little Liars" - Sara Shepard.
Wydawnictwo: Otwarte.
Data wydania: 19.03.2012.

KAŻDY MA COŚ NA SUMIENIU.

A.

Emily, Aria, Spencer i Hanna mają coraz mniej czasu na odkrycie prawdy.
Dziewczyny muszą rozwiązać zagadkę, bo inaczej A. zacznie realizować swoje groźby.
Jason, starszy brat Ali, chyba coś wie, ale nie chce uchylić nawet rąbka tajemnicy.
Komu uda się odnaleźć brakujący element układanki?


"Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" - Asa Lantz.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Data wydania: 21.03.2012.

Historia, która wstrząsnęła Szwecją! Handel ludźmi, polityczna intryga i miłość w skandynawskim kryminale na miarę powieści Larssona. Młoda, tajemnicza Yi Young czekała bardzo długo, żeby powiedzieć światu prawdę. W wieku 15 lat opuściła biedną rodzinę w Chinach i, mamiona obietnicami rządu, udała do Szwecji. Dziś, po latach, chce wyznać szwedzkiej publiczności prawdę o chińskim rządzie i jego relacjach z pewną znaną szwedzką korporacją. Jednak tej nocy, kiedy ma się pojawić na antenie telewizji, dostaje brutalne ostrzeżenie. Wielu ludzi ponosi odpowiedzialność za to, co przydarzyło się Yi Young i jej chińskim

przyjaciółkom. I wielu nie dopuści, by prawda wyszła na jaw. Czas więc, by uciszyć Yi Young...


"Śmiertelne napięcie" - Alex Kava.
Wydawnictwo: Mira.
Data wydania: 21.03.2012.

W lasach zachodniej Nebraski znaleziono ciała młodych ludzi z dziwnymi obrażeniami wskazującymi na silne porażenie prądem. Ci, którzy przeżyli, są ciężko ranni i śmiertelnie przerażeni.

Grupa miejscowej młodzieży chciała tylko zaszaleć, ale gdy nocne niebo rozjaśniły dziwne efekty świetlne, impreza zamieniła się w koszmar. Doświadczona agentka FBI, Maggie O’Dell, próbuje odnaleźć sens w sprzecznych zeznaniach, ustalić, co jest prawdą, a co jedynie wytworem pobudzonej strachem i narkotykami wyobraźni. Tymczasem troje z ocalałych nastolatków ginie w niejasnych okolicznościach. Śledztwo coraz bardziej się komplikuje.
W tym samym czasie dochodzi do masowych zatruć w dwóch szkołach w Wirginii i Waszyngtonie. Śledczym pomaga pułkownik Benjamin Platt, wybitny specjalista od chorób zakaźnych. Desperacko walczy o zidentyfikowanie niezwykle groźnego szczepu bakterii, którą zaraziła się młodzież. 
Chociaż miejsca zdarzeń oddalone są od siebie o tysiące mil, nieoczekiwanie tropy obu śledztw zbiegają się. Maggie i Benjamin odkrywają tajemnice, które mogą zagrozić bezpieczeństwu narodowemu. Na najwyższych szczeblach władzy są ludzie, którzy nie dopuszczą do ich ujawnienia…


"Samotni" - Hakan Nesser.
Wydawnictwo: Czarna Owca.
Data wydania: 21.03.2012.

Wszystko zaczyna się w 1969 roku. Sześcioro młodych ludzi przyjeżdża do Uppsali. Tu krzyżują się ich drogi i w ciągu kilku lat zawiązuje się między nimi swego rodzaju przyjaźń. Razem kupują autobus i wybierają się w podróż po Europie Wschodniej. Te wakacje zmieniają wszystko w ich życiu. W niedługim czasie jedna z tych osób ginie tragicznie w wąwozie Gåsa niedaleko Kymlinge. 

Dokładnie trzydzieści pięć lat później policja odnajduje w tym samym miejscu zwłoki kolejnej osoby. Czy to zwykły przypadek? Zemsta po latach? Co łączy obie te sprawy? Rozwiązanie tej zagadki to kolejne wyzwanie dla Gunnara Barbarottiego i Evy Backman. 
Samotni to czwarta i ostatnia część cyklu Håkana Nessera o inspektorze Gunnarze Barbarottim, wyrafinowanym sceptyku szukającym czasami wskazówek w Piśmie Świętym. Inspektorowi Barbarottiemu przyjdzie się zmierzyć z nowego rodzaju niebezpieczeństwem i koniecznością przewartościowania wielu spraw. A zwłaszcza swojej starej umowy z Bogiem.


Nie wiem, jak Wy, ale ja nie pogardziłabym "Osaczoną", "Recenzją", "Pieśnią imion", "Lokatorką Wildfell Hall", "Jutrem 5" oraz "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" :). Czyli niemalże wszystkim ;).

czwartek, 1 marca 2012

Podsumowanie lutego

Luty miesiącem krótkim, choć w tym roku był wyjątkowo długi ;). Nie znalazłam jednak tyle wolnego czasu na czytanie, ile bym chciała, przede wszystkim ze względu na rozpoczęty drugi semestr pierwszego roku SUM oraz mnóstwo godzin spędzonych na rysowaniu - obawiam się, że w marcu przyjemność w postaci czytania również będę musiała często odkładać na dalszy plan... Ale czas pokaże :).
Poniżej przedstawiam w skrócie efekty minionego miesiąca:
1) Liczba przeczytanych książek - 7 (+ 8. zakończona), czyli 2845 stron:
- najlepsza książka - "Ptaki ciernistych krzewów" - Colleen McCullough (10/10)
- najsłabsza książka - "Szczęściara" - Alice Sebold (6/10)
2) Liczba przeczytanych książek w ramach Wyzwania z Półki - 3 (poziom drugi ukończony, trzeci rozpoczęty ;)):
- "Cel" - Simon Kernick;
- "Nosiciel" - Tess Gerritsen;
- "Jutro 3. W objęciach chłodu" - John Marsden.
3) Liczba zrecenzowanych książek - 8.
4) Liczba książek, które zawitały w mojej domowej biblioteczce - 4:
- zakupione - 2
- otrzymane do recenzji - 2.
5) Liczba wyświetleń bloga - 1555.
Najbardziej jednak cieszy mnie dalszy, stopniowy rozwój mojego bloga na tle tej olbrzymiej blogosfery, no i oczywiście grono odwiedzających i przeglądających moje wypociny - bardzo Wam dziękuję za poświęcony czas!
Pozdrawiam Was serdecznie, a tymczasem wracam do pracy nad jednym z rysunków, który dziergam już pół dnia, a później zabiorę się wreszcie za przegląd nowości książkowych marca :).

Stosik lutowy

Nabytki książkowe jeszcze z lutego - zwlekałam z publikacją ze względu na oczekiwanie na przesyłkę kolejnych trzech książek, która jeszcze nie dotarła, zatem zaliczę ją już do marca ;).


Od dołu:
- "Poza strachem" - Jaye Ford - recenzencka, otrzymana od wydawnictwa Świat Książki. Recenzja TUTAJ;
- "Ptaki ciernistych krzewów" - Colleen McCullough - jak wyżej; recenzja TUTAJ;
- "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie" - Federico Moccia - promocyjny zakup na Allegro, który musiałam mieć ze względu na posiadaną już książkę "Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić";
- "Nocny ogrodnik" - George Pelecanos - przyokazyjny promocyjny zakup na Allegro.

Niewiele, ale wiadomo, że każdego nałogowego czytelnika każda nowa pozycja książkowa bardzo cieszy ;). Polecam bardzo, bardzo "Ptaki ciernistych krzewów", a miłośnikom thrillerów - "Poza strachem". Sama natomiast nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po utwory Moccii :). Zabieram się teraz za sporządzanie podsumowania lutego, a także przeglądu nowości i wznowień marca. Pozdrawiam ciepło!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...